W ramach wspomnień opowiem o tym, jak to, w dosyć wąskim gronie postanowiliśmy 1 listopada 1982 roku zamanifestować i wypomnieć juncie śmiertelne ofiary „wojny jaruzelskiej” . Uradziliśmy, że najlepiej do tego będzie sie nadawał krzyż stojący w alejce prowadzącej na cmentarz. Ze względów konspiracyjnych, a także żeby ten akt protestu miał wymiar kolegialny, podzieliśmy się zadaniami. Do mnie należało przygotowanie samej tablicy pomalowanej na czarno. Kto inny miał wykonać napis, ja mam bowiem dość charakterystyczne pismo. Tego podjął się psychiatra. Natomiast do umieszczenia tablicy w miejscu najbardziej w tym dniu eksponowanym, zobowiązał się psycholog. 1 listopada o 3 nad ranem wyprawił się on na cmentarz i przymocował tablicę do krzyża. Psychiatra wyjechał na groby rodzinne do Warszawy, psycholog także na wszelki wypadek się gdzieś ewakuował. Tablica wzbudziła od razu olbrzymie zainteresowanie wśród odwiedzających groby swoich bliskich mieszkańców Branic i licznych często przybyłych z bardzo daleka przyjezdnych, Wokół krzyża zaczęto stawiać setki zapalonych świec i zniczy. Ludzie tłoczyli się przy nim gromadnie. Dopiero koło południa, władza postawiła na nogi wszystkie siły strzegące socjalizmu: MO, WOP, ORMO oraz Służbę Bezpieczeństwa. Pierwszym zadaniem obrońców ładu ustanowionego przez WRON było usunięcie tablicy, drugim: ujawnienie sprawców i wycięcie ich ze zdrowej tkanki społeczeństwa. Jednakże nikt się jakoś nie kwapił w biały dzień, przy modlących się pod krzyżem ludziach. zdemontować tablicę. Ani mundurowi, ani tajni agenci i towarzysze nie mieli na tyle odwagi, żeby tablice od krzyża oderwać. W ramach działań operacyjnych polecono milicjantowi, którego rodzice są pochowani nieopodal krzyża- żeby manifestował swój ból po ich stracie, bo może autorzy tej prowokacji czymś sie zdradzą Przez kilka zatem godzin stał on wytrwale przy ich grobie, zerkając raz po raz w stronę krzyża. Wezwano również grabarza i zażądano od niego żeby tę tablicę zdjął. Niech nie szerzy niewygodnych treści, szkaluje władzy. Jednak on rezolutnie odpowiedział: tablicy nie wieszałem, więc zdejmował jej nie będę. Na nic się zdały prośby i groźby. Nie znaleziono świętokradczej ręki, która by po tablicę sięgnęła za dnia. Prowadzący zaś na cmentarz procesję ksiądz proboszcz, kapelan szpitalny przystanął przy krzyżu, odczytał głośno napis umieszczony na tablicy i zaczął się gorliwie w intencji pomordowanych górników z kopalni „Wujek” i Zagłębia Lubińskiego modlić. Po zakończonej ceremonii, jeszcze na cmentarzu, podszedł do mnie i zaczął czynić mi głośno wyrzuty, że trzeba było go o tym uprzedzić, wtedy on by się do tego przygotował specjalnym kazaniem. Cały struchlałem! Księdza jak mogłem przekonywałem, że nie mam z tą tablicą nic wspólnego, że ja również jestem umieszczeniem jej, tak jak ksiądz – absolutnie zaskoczony. Wreszcie, pod osłoną nocy inkryminowana tablica została z krzyża zdjęta przez kontrwywiadowca z WOPu i dostarczona do sekcji SB w komendzie rejonowej MO w Głubczycach. Trzymano ją później w szafie pancernej jako niezbity dowód na to, że w szpitalu psychiatrycznym w Branicach zakonspirowali się wyjątkowo bezczelni i niebezpieczni opozycjoniści. Siły SB w powiecie wzmocniono. Przeprowadzono długotrwale i żmudne śledztwo. Z danych, udostępnionych przez Instytut Pamięci Narodowej wynika, iż SB w tym czasie miało bardzo rozbudowaną w szpitalu w Branicach siatkę informatorów. Tajni współpracownicy SB o kryptonimach „Gacek”, ”Magda”, ”Geminus”, ”Zofia”, ”Baśka”, ”Kowalik”, „Grażyna”, „Frezja” i „Wesoła” – jednak się nie spisali, bo sprawców nie wykryto. Z osób uczestniczących w tej akcji nie żyją już ks. dziekan Ryszard Szwarc, przewodniczący „Solidarności” Zbigniew Rozmytański, grabarz, szef prosektorium Alojzy Juraszek oraz tajny, na okrągło pijany wywiadowca SB, którego zadaniem było śledzenie mnie, niejaki Krupa. Wieczne Odpoczywanie racz im dać Panie.
Stanisław Wodyński