Po „dmuchaniu balona” (helikoptery w Arłamowie – dop. aut.) wreszcie zaczęli. Czyli Polacy na EURO2016. Zaczęli od zwycięstwa nad Irlandią Północną 1:0. Gola strzelił Arkadiusz Milik. Polska oszalała jakbyśmy zdobyli mistrzostwo świata. A to dopiero pierwszy mecz. Prawdziwa weryfikacja przyjdzie dopiero w drugiej rundzie, bo przecież wyjście z grupy to plan minimum, jak mawia Zbigniew Boniek i trener Adam Nawałka. A przecież kibice nie są minimalistami i oczekują zdecydowanie więcej niż trzech punktów w grupie. A czego oczekują polscy rolnicy? Pierwszej transzy z dopłat unijnych.
Bohaterem meczu został okrzyknięty nie Lewandowski, nie Milik, nie Błaszczykowski czy inny Piszczek. Został nim Bartosz Kapustka, który jeszcze rok temu nawet nie marzył o wyjeździe na EURO 2016. Zapanowała euforia w narodzie, dająca chwilę oddechu rządzącym, którzy realizując ambitne obietnice wyborcze, za chwilę zostaną bez pieniędzy w „budżetowej” kasie. Ale do końca wakacji mają spokój. Protestów nie będzie, bo połowa „elektoratu” gapić się będzie w telewizor, kolejna część wyjedzie na odpoczynek. No chyba, że pielęgniarki z kolejnego znaczącego szpitala w Polsce zapragnął podwyżek pensji. Może i zapragnie, ale kto protestowałby w wakacje?
Tymczasem złotówka słabnie, rolnicy nie otrzymali dopłat z Unii Europejskiej do swojej produkcji, a pieniądze z Unii do Polski już wpłynęły. Co będzie dalej? No cóż. Niewykluczone, że rolnicy wsiądą na traktory i pojadą do Brukseli protestować. No a tego Unia może już nie zdzierżyć.
Wiktor Sobierajski
Niech rolnicy idą na Żoliborz. Pieniądze do Polski już dawno trafiły tylko dobra zmiana wydała je na 500+ a co zostało tak się znają na robocie że nie wiedzą jak ja przyznać.