Ilu jest takich jak on? Ani jednego, bo przecież nie ma dwóch takich samych ludzi na świecie. A ile jest w Polsce osób uzależnionych, którzy mieli okazję świętować dwudziestolecie swojej trzeźwości? Znam ich zaledwie kilku. Andrzej Koralewski certyfikowany terapeuta uzależnień zatrudniony w ośrodku „Lipowe Wzgórze” w Miłkowie jest jednym z nich.
Chciałem żyć
− Gratuluję!
− Dziękuję.
− Dwadzieścia lat minęło, bo wtedy narodziłeś się na nowo?
− To kawał pracy, którą wykonałem, a nie przyszło to łatwo. Z jednej strony wydaje się, że minęło, a z drugiej, to mnóstwo godzin przesiedzianych na mitingach AA, mnóstwo godzin przegadanych z przyjaciółmi ale i mnóstwo trudności, które gdzieś tam po drodze, musiałem rozwiązywać. To nie jest tak, że ktoś pstryknie palcami i powie: zleciało. To nie. To jest praca wewnętrzna z samym sobą. Chyba najtrudniej jest pracować z samym sobą
− Standardowe pytanie. Twoja pierwsza „lufa” to…..
− Nooo wino. Byłem w szóstej klasie szkoły podstawowej. Bardzo wcześnie zacząłem pić.
− A ostatnia?
− Oooooostatnie też było wino. To był ciąg trzydniowy, przed pójściem na terapię do ośrodka odwykowego w Warcie, w obecnym województwie łódzkim. Tam byłem trzy dni i wypisałem się na własną prośbę. Tam tak naprawdę podjąłem najważniejszą decyzję w moim życiu, że chcę coś z tym życiem zrobić. Wtedy też przyznałem się przed samym sobą, że mam problem.
− Początki trzeźwości były trudne?
− Myślę, że tak. Mnóstwo zmian, począwszy od zmiany miejsca zamieszkania, wtedy też poznałem swoją pierwszą żonę. Nie było łatwo.
− A co według ciebie decyduje o sukcesie, czyli życiu na trzeźwo?
− Jeśli chodzi o mnie to zaważyło to, że ja chciałem żyć. Byłem młodym człowiekiem, który doświadczył różnych rzeczy w życiu. Był taki moment że źle mi było z piciem i źle mi było bez picia. I trzeba było coś z tym zrobić. Miałem trzy próby samobójcze, które się nie powiodły i ten moment na odwyku, gdzie ja podjąłem decyzję, że nie będę pił.
− Jesteś trochę jak jeden z bohaterów serialu „Ranczo”, o którym Marta Chodorowska (serialowa córka wójta Klaudia – dop. aut.) mówi: „Ty Kusy jesteś kimś. Były alkoholik, masz osobowość. Jesteś artystą” Utożsamiasz się z tym?
− Nie, jakoś nie. Przede wszystkim nie ma czegoś takiego jak „były alkoholik”. A artystą? Też raczej nie.
− A rzeźbiarstwo?
− To traktuję bardziej jako pasję. Jestem samoukiem i moje prace nie nazwałbym artyzmem. Po prostu realizuję swoją pasję.
− Człowiek trzeźwiejący powinien znaleźć w sobie taką pasję? To pomaga w byciu trzeźwym?
− Myślę, że tak. Początkowo to ja zachłysnąłem się abstynencją. Mnóstwo mitingów, poznawanie nowych ludzi. I właśnie wtedy powstała taka luka. Sięgnąłem po drzewo i przelewałem na nie to, co grało mi w środku. Moje uczucia, chociaż wtedy nie potrafiłem ich okazywać.
− Wsparcie osób bliskich jest jednak równie ważne, chociaż czasami trzeba poświęcić jakiś związek?
− Na początku była euforia. Ale moje pierwsze małżeństwo rozpadło się po trzynastu latach. Wychowałem dwie córki, chociaż nie byłem ich biologicznym ojcem. Miałem wsparcie, ale też było mnóstwo niepowodzeń, frustracji. Obecnie moja druga żona jakby rozumie mnie, nie zmienia mnie, akceptuje mnie takim, jakim jestem. Myślę, że szukałem takiej kobiety przez długi czas. Pomógł mi internet.
− W którym momencie swojego życia postanowiłeś zostać terapeutą i pomagać osobom uzależnionym? Zawód wyuczony masz arcyciekawy. Tkałeś dywany?
− Nie dywany a ręczniki i koce. Wielkiej kariery, jako tkacz, nie zrobiłem. W tym zawodzie pracowałem dziesięć lat. A pomaganie ludziom takim jak ja? Kiedyś pojechałem na PRO. To taki Program Rozwoju Osobistego. Miałem wtedy trzy i pół roku abstynencji. Moja prowadząca powiedziała do mnie: – Ty Jędrek masz to coś w sobie. Wtedy oczywiście nie wiedziałem co to jest, to coś. Próbowałem u siebie w mieście ale nie udało się, więc odpuściłem. Czekałem na to jeszcze 10 lat.
− Zauważyłeś jak alkoholizm czy narkomania ewoluuje? Do tego pojawiają się nowe uzależnienia, od hazardu, internetu, seksu, zakupów…
− Wszystko idzie w tym kierunku, że coraz więcej ludzi, od coraz większej ilości różnych rzeczy się po prostu uzależnia. Uzależnień behawioralnych jest coraz więcej. Jak patrzę teraz w ośrodku, to wiekowo pacjenci są coraz młodsi, uzależnieni np. od dopalaczy, narkotyków, hazardu… Wiesz, nie mam pomysłu jak to zmienić. Oczywiście można tłumaczyć, robić profilaktykę ale sądzę, że lepiej nie będzie.
− Pewien terapeuta powiedział mi całkiem niedawno, że nie pić jest łatwo i to każdy potrafi.
− Myślę, że każdy przestawał pić. I rzeczywiście sztuką jest nie zacząć. Ja też wiele razy przestawałem pić na chwilę. Ale wracałem do nałogu. Dzisiaj robię wszystko aby nie zacząć.
− Używając figury stylistycznej jaką jest porównanie, to z alkoholem jest jak z pociągiem. Zabija lokomotywa a nie ostatni wagon?
− Mówią, że jeden kieliszek to za dużo, a tysiąc to za mało.
− Osobiście uważam, że w XXI wieku największym zagrożeniem dla młodzieży są dopalacze. Właściwie nie wiadomo co w nich jest, bo ciągle pojawiają się nowe i walka z nimi przypomina donkiszoterię?
− Jest to walka z wiatrakami. Ostatnio przeczytałem gdzieś, że młodzież kupuje dopalacze w sklepach ze środkami ochrony roślin. Rzeczywiście badań naukowych, co jest w dopalaczach, nie ma i jakie skutki uboczne będą one przynosić. Patrząc na pacjentów w naszym ośrodku, przynosi to coraz gorsze skutki. Jest to smutne i zatrważające. Niestety też biorą coraz młodsi i biorą coraz gorsze świństwo. Nie wiem co z tego dalej będzie, co zrobi nasz rząd? Niby robi, ale dzisiaj wszystko można kupić w internecie.
− Nie zgadzam się z tezą, że narkomania, alkoholizm czy hazard to to samo. A już wrzucanie narkomanów, alkoholików czy hazardzistów do jednego terapeutycznego wora jest w moim mniemaniu nieporozumieniem?
− He, he, he. Mechanizmy uzależnienia są te same. Tylko substancja jest inna. Dla hazardzisty środkiem pobudzającym, dającym poczucie szczęścia, jest gra hazardowa. U alkoholika jest alkohol, u narkomana jest narkotyk. W każdym wypadku jest to środek zmieniający uczucia. Dla mnie nie ma różnicy.
− Kiedyś narkoman kojarzył się z brudem, makiem, strzykawką?
− A dzisiaj narkomanem jest młody majętny człowiek w garniturze, pod krawatem, jeżdżący BMW, jest prezesem firmy….
− Albo posłem?
− Albo posłem, księdzem, aktorem. A w międzyczasie, po cichu, w toalecie wciąga kreskę, aby móc funkcjonować i móc pracować po 14 godzin dziennie. Wielu studentów stosuje też taką metodę przed egzaminami. Aby nie spać, biorą np. amfetaminę i przez to popadają w uzależnienie.
− Pracujesz w ośrodku „Lipowe Wzgórze” w Miłkowie. Pewnie sporo ciekawych osób przewinęło się przez ośrodek. I chyba nie wszyscy byli „wyjęci” z ulicy bądź spod ławki w parku?
− Takich jest coraz mniej. Ja traktuję każdego człowieka indywidualnie. Każdy jest jedyny, niepowtarzalny. Majętność dla mnie nie ma żadnego znaczenia. Dla mnie liczy się człowiek, a czy on ma portfel gruby czy cienki, albo go wcale nie ma, dla mnie nie ma znaczenia
− Jednym słowem uzależnienia nie wybierają. Nie selekcjonują ludzi na bogatych i biednych
− Może zabrzmi to kolokwialnie, ale uzależnienia tak naprawdę biorą ludzi z każdej półki. Ludzi wykształconych, niewykształconych. Miewaliśmy w ośrodku prezesów poważnych firm albo ludzi, którzy napisali mnóstwo książek ale byli i tacy spod budki z piwem. Nie ma również znaczenia co kto pije. Takim samym alkoholikiem jest ten, co pije koniak i ten, co pije denaturat. Jeden stracił więcej drugi mniej.
− Twój największy sukces terapeutyczny?
− Oooooo, to trudne pytanie. Chyba to, jak widzę byłych pacjentów przyjeżdżających na warsztaty terapeutyczne i są uśmiechnięci. Jak piszą do mnie, jak dzwonią, że im się układa.
− To co? Umawiamy się na kolejną rozmowę za 5 lat?
− Jak dożyję to myślę że tak.
− Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał: Wiktor Sobierajski
Na fot.:
Andrzej Koralewski (z prawej) ze swoim przyjacielem, który nie pije 25 lat. I co ciekawe nigdy nie był w żadnym ośrodku leczenia uzależnień.