Przedmiotem niniejszego artykułu będzie porównanie nauki społecznej Kościoła z ideą narodową, reprezentowaną dziś przez ruch o takiej samej nazwie. Inną sprawą jest to, jak Ruch Narodowy dba o ciągłość idei z międzywojniem; moim zdaniem bardzo mizernie, ale nie wyjaśnienie tej kwestii jest moim celem w tych rozważaniach. Dlaczego o tym piszę? Krótko mówiąc dlatego, że jestem dzieckiem Kościoła i słuchaczem Ewangelii i z tej racji mam obowiązek (o czym w pierwszym rozdziale) konfrontowania woli Bożej z pobudkami ludzi, tym bardziej jeśli przyznają się oni otwarcie do swej wiary i zaświadczają o najwyższym miejscu Boga w ich idei.
Choć moją intencją było właśnie porównanie, to nie obejdzie się bez mocnej, mam nadzieję konstruktywnej krytyki. Tym, którzy są już długo związani z ruchem narodowym polecam ten artykuł do przemyśleń i być może zmian, a jeszcze bardziej pragnę zachęcić do zaznajomienia się z dokumentami Kościoła na tematy społeczne. Oto ich lista wraz ze skrótami, którymi będę się posługiwał:
RN Rerum novarum. Encyklika papieża Leona XIII o kwestii robotniczej (1891)
QA Quadragesimo anno. Encyklika papieża Piusa XI o odnowie ustroju społecznego (1931)
SP La Solennita della Pentecoste. Orędzie papieża Piusa XII z okazji 50 rocznicy <<Rerum novarum>> (1941)
SN Il Santo Natale e la umanita dolorente. Orędzie społeczne papieża Piusa XII na Boże Narodzenie 1942.
MM Mater et Magistra. Encyklika papieża Jana XXIII o współczesnych przemianach społecznych.
PT Pacem in terris. Encyklika papieża Jana XXIII o pokoju między wszystkimi narodami (1963)
GS Gaudium et spes. Konstytucja duszpasterska Soboru Watykańskiego II o obecności Kościoła w świecie współczesnym (1965)
PP Populorum progressio. Encyklika papieża Pawła VI o popieraniu rozwoju ludów (1967)
OA Octogesima adveniens. List apostolski papieża Pawła VI z okazji 80 rocznicy <<Rerum novarum>> (1971)
IM De iustitia in mundo. Dokument końcowy Synodu Biskupów (1971)
LE Laborem exercens. Encyklika papieża Jana Pawła II o pracy ludzkiej (1981)
1. Obowiązek przestrzegania nauki społecznej Kościoła przez wszystkich wiernych.
O tym obowiązku najwięcej pisał Jan XXIII w swej encyklice Mater et Magistra. „Wszelkie jednak zasady życia społecznego winny być nie tylko rozważane, lecz także realizowane. Dotyczy to w szczególności społecznej nauki Kościoła, której światłem jest właśnie prawda, celem
sprawiedliwość, a główną siłą miłość” (MM 226). Dlatego postanowienia i nauki Kościoła winny być zawsze na pierwszym miejscu, przed nawet najznamienitszymi pismami politycznymi. Powinny być inspiracją, która rodzi czyny siłą miłości. No właśnie; ile tej miłości jest w ruchu narodowym? W stosunku do nienawiści czy buntu? O obowiązku jeszcze klarowniej mówi, pisząc że „pełniąc te szlachetne zadania, katolicy świeccy (…) muszą także dostosować swe działania do zasad i wskazań Kościoła w sprawach społecznych. Powinni przy tym szczerze zaufać Jego mądrości i z synowską uległością być posłuszni Jego wskazaniom”. Ile jest tej uległości i posłuszeństwa? Czy nie są one zakrzyczane przez wybujałą dumę, która zmienia się szybko w pychę? Synod Biskupów O sprawiedliwości na świecie tak zaś postanawia: „Winni [członkowie Kościoła] oddziaływać na świat jako zaczyn w życiu rodzinnym, zawodowym, społecznym, kulturowym i politycznym. We wszystkich tych dziedzinach winni podejmować swoje własne zadanie i obowiązki kierując się duchem Ewangelii i nauką Kościoła”. Podsumowując: czy narodowcy-katolicy kierują się Ewangelią i nauką Kościoła? Odpowiedź zapewne jest dość smutna.
2. Życie i działalność społeczna.
Tak naprawdę nie wiem jakie ich model obecny jest w ruchu narodowym. Życie społeczne najczęściej występuje jako jakiś raj na ziemi, w mitycznej „Wielkiej Polsce”, a dziś ogranicza się do formułek o rodzinie jako podstawowej komórce społecznej. A jak to wygląda w nauce Kościoła? Spójrzmy. W orędziu na Boże Narodzenie (Krucjata społeczna) Pius XII pisze: „Od tych to kół wpływowych i uzdolnionych do przejęcia się i zgłębienia pociągającego piękna sprawiedliwych zasad społecznych wyjść musi i przeniknąć do mas przekonanie o prawdziwym, Bożym i duchowym pochodzeniu życia społecznego”. A zdaje się, że narodowcy w życiu społecznym widzą głównie dziedzictwo przodków. Nie ujmując im (pośredniczącej) roli, trzeba pamiętać właśnie o Bożym pochodzeniu społeczeństwa. A byłoby niedorzecznością, gdyby
społeczeństwo odwracało się od Stwórcy, jak też dzieje się, o dziwo, w łonie samego ruchu narodowego. Jan XXIII: „Wszystko to jednak na pewno nie wystarcza do tego, aby warunki życia codziennego układały się w sposób bardziej ludzki. Muszą one być kształtowane w oparciu o prawdę, kierowane sprawiedliwością, muszą czerpać swą moc z wzajemnej miłości ludzi do siebie i rozwijać się w atmosferze wolności” (PT 149). Wzajemna miłość! Atmosfera wolności! Tego brakowało mi w ruchu. Oddechu, swobody, wolności, która sprzyja niebywale rozwojowi człowieka. A co jest celem życia społecznego? Wielkie państwo, naród; Wielka Polska? Otóż nie. Wyżej w hierarchii zawsze stoi pojedyncza osoba. W Konstytucji Gaudium et spes, czytamy tak: „Dobro zaś wspólne obejmuje sumę tych warunków życia społecznego, dzięki którym jednostki, rodziny i zrzeszenia mogą pełniej i łatwiej osiągnąć własną doskonałość” (GS 74). Jan XXIII: „Głównym
założeniem tej nauki jest teza, że konieczną podstawą, przyczyną i celem wszystkich instytucji społecznych są poszczególni ludzie, zdolni z natury do życia społecznego i wyniesieni do porządku tych wartości, które naturę przewyższają i przezwyciężają” (MM 219). Otóż człowiek jako przeznaczony do nadprzyrodzoności przewyższa istotę narodu i jest od niego ważniejszy. Jeszcze jaśniej pisze Pius XII w Orędziu: „Główny cel życia społecznego zawsze pozostaje ten sam, święty i zobowiązujący, pomimo największych przemian i przekształceń; jest nim rozwój wartości osobowych człowieka, który jest obrazem Boga” (SN 30). Ustaliliśmy tu, że życie społeczne pochodzi od Boga i że celem jego jest doskonalenie każdego człowieka. Czy nacjonalizm nie zakrywa zbytnio wartości człowieka ideą narodu? Naród jest istotnym spoiwem i polem do rozwoju, ale nie jest stworzony bezpośrednio przez Boga w przeciwieństwie do istoty
ludzkiej. Dlatego należy pamiętać, by zamiast błądzić po krainach wielkich narodów zająć się konkretnym człowiekiem. Jeśli tak zrobimy – naród sam odzyska zdrowie (na tyle, na ile Wola Boża pozwoli). Co mamy robić – no właśnie, jacy powinni być liderzy społeczno-polityczny? Pius XI w Quadragesimo anno tak mówi: „ Ci zaś, którym te właśnie obowiązki powierzać będziecie, powinni odznaczać się delikatnym poczuciem sprawiedliwości i męską odwagą w przeciwstawieniu się każdemu niesprawiedliwemu żądaniu lub działaniu; dalej, winni się wyróżniać roztropnością i umiarkowaniem, które by strzegło przed każdą skrajnością; a przede wszystkim winni być przeniknięci do głębi duszy miłością Chrystusa, która jedyna tylko może z siłą, lecz i łagodnością, poddać serce i wolę człowieka prawom sprawiedliwości i słuszności. Oto droga wypróbowana wielokrotnie w przeszłości pomyślnym doświadczeniem; wejść nam na nią należy bez wahania, a z zapałem” (QA 142). Rzeczy zupełnie obce przywódcom RN zapowiadającym obalenie republiki – delikatne (!) poczucie sprawiedliwości, roztropność i umiarkowanie, przeniknięcie do głębi miłością Chrystusa, działanie z siła i łagodnością. Dalej Papież pisze: „nie należy przy tym mieć na celu siebie lub swoich korzyści, lecz sprawę Jezusa Chrystusa (por. Flp
2,21); nie wolno dążyć do zwycięstwa osobistych poglądów za wszelką cenę, natomiast trzeba być gotowym odstąpić od nich, choćby się najlepszymi wydawały, jeśli tego żąda wyższe dobro ogółu; a to wszystko w tym celu, by we wszystkim i nad wszystkimi panował Chrystus, rozkazywał Chrystus, któremu cześć i chwała i moc na wieki (Ap 5,13)” (QA 147). Nawet, a raczej szczególnie, w działalności narodowej zawsze winno wpatrywać się w Chrystusa i Jemu służyć, by każdy Go uznał i by zapanował pokój. Czy narodowcy są gotowi odstąpić od swych idei? Raczej je absolutyzują. Zakładają apriorycznie mnóstwo teorii, które potem dopasowują do często skrzywionego obrazu rzeczywistości, którą bez żenady naginają do swoich poglądów. I tak: wszystko co zrobi Izrael jest złe, Cyganie są źli, wszyscy na nas się uwzięli… I do wielu innych groźnych uogólnień dochodzi. Po to, by sobie dogodzić, a broń Boże, nie przyznać się do błędu. Takie nastawienie zresztą szybko odpycha ludzi, czego dobitnym znakiem jest średnia wieku w ruchu narodowym (jak i innych radykalnych ruchach).
Ważną rzecz, mianowicie jedność zasad wiary i moralności z działaniem przypomina Vaticanum II w Gaudium et spes: „ Rodzi się więc słuszne pytanie, dlaczego tak się dzieje, skoro do ustalenia podstaw tego rozwoju przyczynili się poważnie i nadal przyczyniają się ci, którzy uważają się za chrześcijan i rzeczywiście dostosowują, przynajmniej częściowo, swe życie do zasad Ewangelii. Sądzimy, że ten stan rzeczy stąd pochodzi, iż ludzie ci nie zestrajają swego postępowania z wyznawaną przez siebie wiarą. Powinni oni dojść do takiego odnowienia w sobie jedności wewnętrznej, aby działaniem ich kierowało zarazem światło wiary i siła miłości” (GS 152). Przywódcy ruchu, którego prekursorem był Roman Dmowski, piszący iż „katolicyzm jest istotą polskości” muszą zawsze, nawet w mniej ważnych sprawach postępować według Ewangelii z siłą wiary i miłości. Inaczej zostaną hipokrytami, i to niebywałymi – bowiem, jak wiadomo, czym większa wiedza o wierze i na nią się powoływanie, tym bardziej szczegółowo zostaniem osądzeni. Nie są to więc igraszki – idzie o nasze zbawienie!
3. Idea a chrześcijaństwo.
Wspomniałem już, iż chrześcijanin nie powinien być przesadnie uparty i winien odstąpić od przekonań, jeśli są one sprzeczne z porządkiem nadprzyrodzonym (QA 147). Przede wszystkim idea musi być nieustannie doskonalona przez miłość. Miłość bliźniego ma wymiar nie tylko personalny, ale też międzynarodowy. Bliźni – jako inny naród, zasługuję na taką miłość jaką kochamy swój. (Kochaj bliźniego, jak siebie samego…). Tak! Mamy kochać, czynić dobro, przebaczać – jako ludzie drugiemu człowiekowi i jako naród drugiemu narodowi. O nacjonalizmie pisze Paweł VI w Populorum progressio: „Na przeszkodzie do tego stoi mianowicie przecenianie własnego narodu, jak i kult własnej rasy. Jest rzeczą wszystkim wiadomą, że narody, które dopiero niedawno odzyskały niepodległość starają się najusilniej o utrzymanie osiągniętej już, lecz jeszcze nie ugruntowanej jedności narodowej i że bronią jej wszelkimi siłami; podobnie i narody o starej kulturze chlubią się dziedzictwem, przekazanym im niejako w dziedzictwie przez przodków. Uczucia te, nie zasługujące bynajmniej na naganę, winny być jednak doskonalone przez miłość, obejmującą cały rodzaj ludzki. Wywyższanie zaś swego narodu rozdziela narody i przeciwstawia się ich prawdziwym korzyściom; największą zaś szkodę wyrządza tam, gdzie słabość gospodarki wymaga właśnie czegoś przeciwnego: zjednoczenia wysiłków, wiedzy i pomocy finansowej dla urzeczywistnienia planów postępu gospodarczego i wzrostu oraz umocnienia powiązań handlowych i kulturalnych” (PP 62). Idea narodowa więc zawiera błąd doktrynalny, bo kieruje większą miłość do swojego narodu niż do innych, jeżeli w ogóle inne miłością obdarza, a nie popada, jak to często bywa w najpierw egoizm narodowy, a potem nawet w szowinizm. Nie twierdzę, że w nie ze swej istoty popada, lecz że grozi mu takie niebezpieczeństwo, więc musi – musi ! – być doskonalony przez miłość; chyba, że chce być jedną z wielu bałwochwalczych, sprzecznych z chrześcijaństwem, ideologią.
W Orędziu Pius XII pisze dobitnie: „Każda doktryna, każde urządzenie życia społecznego, nie uznające wewnętrznego i istotnego związku z Bogiem, Tego wszystkiego co dotyczy człowieka, lub też go pomijające, kroczy błędnymi drogami i budując jedną ręką, drugą przygotowuje jednocześnie to wszystko, co wpierw czy później ugodzi w dzieło i je zniweczy” (SN 20). Wewnętrzny i istotny związek z Bogiem. A jaki mają narodowcy? W ruchu narodowym dziś cały związek z religią polega na tym, że potępia się homoseksualizm, aborcję i in vitro. Są to sprawy istotne. Ale to tylko wycinek nauczania Kościoła, i to w najbardziej doczesnych sprawach (bardziej etycznych niż religijnych). Jak to możliwe, że z chrześcijaństwa biorą najpierw potępianie, a nie miłość? Absurd i kłamstwo! Gdzie wśród zakrzyczanych narodowców miłość? Miłość nieprzyjaciół, miłość najsłabszych, jak emigrantów czy uchodźców (o czym później)? Otóż nie ma jej w ruchu, co go całkowicie dyskredytuje, przynajmniej w oczach chrześcijanina czy człowieka dobrej woli. Jeśli dalej ruch będzie działał, coś próbował dobrego zbudować, i tak to zburzy drugą ręką, opanowaną przez wrogość. Dlatego nie widzę przed nim przyszłości, przynajmniej w takiej formie w jakiej teraz się znajduje. Idea musi zjednoczyć się z wiarą i miłością, by pełnić na ziemi wolę Bożą.
4. Naprawa społeczeństwa. Wizja narodowo-rewolucyjna a złoty środek.
Co zrobić, by poprawić tak marną kondycję dzisiejszego społeczeństwa? Ruch Narodowy proponuje zmianę; radykalną, rewolucyjną, choć bardzo mglistą i dość fantastyczną. „Obalenie republiki okrągłego stołu”, po czym, „musimy budować ruch wolno i oddolnie”. Trudno tę mieszankę inaczej zrozumieć, jak zbudowanie potężnego ruchu, „nieumundurowanej armii” i przeprowadzenie pewnego (jakiego, nie wiadomo) rodzaju rewolucji. Jak Kościół ocenia takie rewolucyjno-buntowniczo-radykalne przemiany? (Swoją drogą jest ciekawe, jak rewolucja narodowa przypomina ruchy marksistowskie XX wieku, niemal kopiując ich założenia przemiany ustroju).
W przemówieniu na pięćdziesięciolecie Rerum novarum Pius XII mówił: „Chcieć wprowadzić tak szeroki zakres władzy z troskami o wspólne dobra i popadać w błąd twierdząc, że właściwym celem człowieka na ziemi jest społeczeństwo, że społeczeństwo jest celem dla samego siebie, że człowiek nie ma innego życia, który by nań czekało, poza tym, które kończy się tu na ziemi” (SP 16). Rewolucja zawsze zakłada jakiś konkretny cel doczesny, w ruchu narodowym popularnym jest hasło: „naszym celem Wielka Polska”. W ten sposób niebezpiecznie zbliżamy się do bałwochwalczego kultu mitycznej „Wielkiej Polski”, celu, który uświęca środki, takie jak przemoc, której towarzyszy siostra, nienawiść. (Oczywiście oficjalnie narodowcy twierdzą, iż celem jest Bóg, a naród do niego środkiem, to nieoficjalnie często bywa inaczej. Zresztą droga do Boga prowadzi nie przez naród, ale przez miłość bliźniego i miłość Boga, miłość narodu jest mniej konkretna i zdecydowanie pośrednia). Rodzi się tu kolejne niebezpieczeństwo wykorzystywania nienawistnych pobudek mas do własnego celu, czy ideologii. O czym pisze Pius XI. Choć jest to kontekst robotniczy, ten schemat powtarza się z udziałem różnych grup: „Robotnicy zaś szczerze stłumią w sobie nienawiść i zazdrość klasową, którą dziś tak zręcznie wykorzystują zwolennicy społecznych konfliktów” (QA 137). Wystarczy tylko zmienić słowo robotnicy i zazdrość klasową, na narodowcy i narodową, i już pasuje…Walka społeczne w ogóle jest potępiona, choćby odbywała się z pobudek zjednoczenia narodu: „Otóż przedziwne i różnorodne w chrześcijaństwie tkwią siły, zdolne do zniszczenia walki społecznej u samego jej korzenia” (RN 15). Otóż to chrześcijaństwo, mówiąc brzydko, ma „monopol” na jedność i ład, które zawsze są owocem pokoju i sprawiedliwości, a nie przemocy i nienawiści. Jeszcze dobitniej pisze o tym Pius XII: „Stanu tego bezładu nie da się zniszczyć inaczej, jak tylko przez zaprowadzenie ładu, który nie może być wyrazem przemocy, lub jakichś złudzeń, podobnie jak mroku z jego deprymującym i bojaźnią przejmującym nastrojem nie uda się rozproszyć błędnymi ognikami, lecz pełnią światła” (SN 15).
Nie błędne ogniki, lecz pełnia światła. Nie zapalczywość i przewrót, lecz spokój i stopniowa naprawa: „Nie brak ludzi o wspaniałym umyśle, którzy – gdy zetkną się ze zjawiskami albo mało zgodnymi z założeniami sprawiedliwości, albo całkowicie z nimi sprzecznymi – pragną gorąco wszystko naprawić z taką gwałtownością, że wygląda to na przewrót ustrojowy. Chcielibyśmy zwrócić im uwagę, że w naturze z konieczności wszystko rozwija się stopniowo; dlatego i w instytucjach ludzkich najl$epsze wyniki daje działanie spokojne i przeprowadzone od wewnątrz. O tym poucza Poprzednik Nasz Pius XII w następujących słowach: Nie przez przewrót dawnego ustroju, lecz przez dobrze zorganizowany rozwój istniejącego stanu rzeczy przychodzi ocalenie i sprawiedliwość. Zapalczywość bowiem wszystko burzy i niczego nie buduje, rozpala namiętności i nigdy ich nie uspokaja. A ponieważ sieje jedynie zniszczenie i nienawiść, nie może nigdy pogodzić przeciwników ani skłonić ludzi ugrupowań politycznych, aby z jak największym nakładem pracy dokonali odbudowy pierwotnego stanu na ruinach powstałych z niezgody” (PT 161-162). Aby temu zapobiec trzeba, by działacze społeczni „za swój pierwszy (!) obowiązek poczytywali sobie troskę o to, by umysły wszystkich przepajać duchem nowego pokojowego sposobu myślenia” (GS 82). O tym, jak ideologia przyjmując zapalczywość wchłania szlachetne pobudki pisze Paweł VI: „Powstaje również inne niebezpieczeństwo, gdy ktoś przejmuje w całości ideologię pozbawioną solidnych podstaw naukowych, uważając ją za ostatecznie określoną i zupełnie wystarczającą; wytwarza sobie wtedy nowe bożyszcze, którego absolutnej i zniewalającej władzy nieraz nieświadomie się poddaje. Sądzi wówczas, że w ten sposób znajduje usprawiedliwienie dla swego działania, nawet gwałtownego i czyni równocześnie zadość szlachetnemu pragnieniu służenia innym; to pragnienie wprawdzie pozostaje, ale wchłania je ideologia, która – chociaż proponuje pewne drogi wyzwolenia człowieka – nieraz jednak wtrąca go w niewolę” (OA 28).
Przejdźmy teraz do tego jak Kościół widzi sposób odnowy społeczeństwa. Synod Biskupów: „Ale skuteczne pośrednictwo zakłada stworzenie trwałej atmosfery dialogu. Do jej stopniowego narastania winni się przyczyniać wszyscy ludzie nie podlegając naciskom uwarunkowań geopolitycznych, ideologicznych, społeczno – ekonomicznych, czy też barierom dzielącym pokolenia” (IM 29). Trwała atmosfera dialogu – rzecz skrajnie obca ruchowi narodowemu, którego członkowie-katolicy winni być posłuszni biskupom. Dla mnie, jako chrześcijanina, jest to wystarczający powód do zerwania z tym ruchem, jak to niektórzy mówią: do zdrady. Leon XIII pisze w swej przełomowej encyklice Rerum novarum: „(…) jeśli społeczeństwo dzisiejsze ma być uleczone, to stanie się to tylko przez odnowienie życia chrześcijańskiego; instytucji chrześcijaństwa” (RN 22). Podkreśliłbym słowo: tylko. To chrześcijaństwo jest skutecznym lekiem na dzisiejsze zło! A co dokładniej w chrześcijaństwie? Odpowiedź w zakończeniu tejże encykliki: „Upragnionego ratunku bowiem można się spodziewać tylko od szeroko rozlanej miłości, to jest chrześcijańskiej miłości, w której się cała streszcza Ewangelia” (RN 45). (Narodowcy lubią podkreślać Sprawiedliwość Boga, odsuwając Miłość Boga i Jego Przebaczenie na bok). Żeby każdy narodowiec-katolik wyrył sobie te słowa w sercu!… Pius XI mówi: „(…) równocześnie wskazać jedyną drogę gruntownej naprawy, mianowicie chrześcijańskie odnowienie obyczajów” (QA 15). Jedyną drogę! Bez ducha chrześcijańskiego wszystko będzie daremne: „Uważniejsze i głębsze zbadanie sprawy doprowadza nas do wniosku, że przed upragnionym odnowieniem ustroju społecznego musi się dokonać odrodzenie ducha chrześcijańskiego, któremu tylu ludzi w życiu gospodarczym się sprzeniewierza. Bez tego daremne będą wszystkie wysiłki” (QA 127). Bez chrześcijańskiego życia wszystko daremne! A takie życie nie polega tylko na radykalnym potępianiu grzechów, takich jak sodomia czy aborcja (a już broń Boże potępianiu ludzi!), lecz na „miłości, w której cała streszcza się Ewangelia”. Życie chrześcijańskie to nie nienawiść, ciągła walką z pianą na ustach, lecz afirmacja świata i miłość ludzi i Boga, które wcale nie rozleniwiają, lecz pobudzają do działania. Ewangelia nie jest tylko wzniosłą opowieścią pełną dogmatów, można i trzeba ją też stosować w życiu społecznym: „Na to opłakane zepsucie duchowe, którego dalsze trwanie uczyni bezskuteczną wszelką dążność do odrodzenia ustroju społecznego jeden jest tylko właściwie skuteczny środek zaradczy: wyraźny i szczery powrót ludzkości do nauki Ewangelii, mianowicie do przykazań Tego, który Sam ma słowa żywota (J 6,70) – słowa, które nigdy nie przeminą, choć niebo i ziemia przeminą (Mt 24,35)” (QA 136). Tej miłości towarzyszą ład i pokój, o czym Pius XII: „Wszelkie zasługujące na to miano współżycie społeczne bierze początek – z jednej strony – z pragnienia pokoju, a z drugiej – zmierza do pokoju, do tego spokojnego współżycia wśród ładu, w którym święty Tomasz widział istotę pokoju. Dwa podstawowe czynniki rządzą życiem społecznym: współżycie w ładzie i współżycie wśród pokoju” (SN 12). Spokój, ład, pokój, miłość… kontra nienawiść, bunt, rewolucja,
przemoc ze strony ruchów narodowych. Jeśli chodzi o niebezpieczeństwo buntu i niepokojów społecznych pisze o tym Jan XXIII: „Nie jest też od rzeczy przypomnieć na tym miejscu wszystkim (…) że chrześcijańska koncepcja życia wymaga bezwzględnie starania się przy pomocy łaski Bożej o zachowanie umiaru oraz o wytrwałość w przeciwnościach” (MM 234). Tym bardziej istotny jest umiar, bo żyjemy w niebezpiecznych czasach, wciąż na krawędzi: „W takim stanie rzeczy świat dzisiejszy ukazuje się zarazem mocny i słaby, zdolny do najlepszego i do najgorszego; stoi bowiem przed nim otwarta droga do wolności i do niewolnictwa, do postępu i cofania się, do braterstwa i nienawiści. Poza tym człowiek staje się świadomy tego, że jego zadaniem jest pokierować należycie siłami, które sam wzbudził, a które mogą go zmiażdżyć lub też służyć mu” (GS 9). Widzimy więc jasno, jaka jest wizja naprawy społeczeństwa według Kościoła: stopniowa i zdecydowana praca napędzana siłą miłości, pełna roztropności, uwagi, ostrożności i poszanowania bliźniego, a to jest możliwe tylko w atmosferze dialogu. Jak się ma do tego wizja Ruchu? Odpowiedź pozostawiam czytelnikowi. A przywódcom Ruchu Narodowego życzę chociaż poczucia odpowiedzialności, za wzburzone siły gniewu i buntu, których wybuch może być tragiczny w skutkach.
5. Kochaj bliźniego swego.
a) Egoizm narodowy a jedność wszystkich ludzi.
Idea egoizmu narodowego może nie jest oficjalną doktryną R.N., ale jej wielorakie aspekty często pojawiają się w sposobie myślenia większości narodowców. W moim mniemaniu jest tu obecne
zbytnie przywiązanie do swojego narodu, który jest przecież rzeczą doczesną, a chrześcijanie mają przecież wzrok swój wbijać w nieskończoność, oczywiście nie zapominając o stworzeniu. Tak to ujmuje Pius XI: „Jedynie ono [odnowienie życia chrześcijańskiego] może przynieść skuteczne lekarstwo przeciw nadmiernej trosce o rzeczy doczesne, która jest źródłem całego zła; ono jedno może ludzi, którzy, jak olśnieni, utkwili wzrok w rzeczach przemijających tego świata, oderwać od nich i ich oczy ku niebu skierować. A któż zaprzeczy, że takiego właśnie lekarstwa dziś ludzkości najbardziej potrzeba?” (QA 129). No właśnie; któż? Nie naród naszym celem, a Chrystus!
Niektórzy traktują doprawdy naród jak Izraelici złotego cielca. To on jest ich bóstwem. Bogu dzięki tylko składajmy, i do Niego kierujmy swe myśli! Naród jest doczesną rzeczą. Przeminie. Możne nawet nie przetrwa tego wieku. Co wtedy? Załamiemy się? Przecież mamy Boga, który umarł dla nas i zmartwychwstał dla nas! Czegóż trzeba nam więcej? Vaticanum II mówi: „Zadanie to z pewnością wymaga dziś od nich, aby umysłem i duchem sięgali poza granice własnego narodu, aby pozbyli się egoizmu narodowego oraz ambicji panowania nad innymi narodami, żywili natomiast głęboki szacunek dla całej ludzkości, która z takim trudem zmierza do większego zjednoczenia się” (GS 82). Pius XII: „Czyż nie jest bowiem faktem stwierdzonym z całą oczywistością przez ludzi głębiej myślących, że droga do ratunku powszechnego leży jedynie w wyrzeczeniu się samolubstwa i odosobnienia narodu, że od własnego narodu trzeba się domagać gotowości do poniesienia takich ofiar, choćby ciężkich, które są konieczne dla zaprowadzenia pokoju społecznego w innych narodach?” (SN 82). Jan XXIII o nadmiernej miłości narodu: „Kto bowiem został uczyniony jakby światłością w Panu i jako syn światłości postępuje, ten z pewnością dobrze potrafi ocenić co według nakazów sprawiedliwości należy czynić w różnych dziedzinach działalności ludzkiej; w trych nawet, które kryją w sobie szczególnie zawiłe trudności z powodu często spotykanej nadmiernej miłości bądź samego siebie, ądź też ojczyzny lub narodu. Trzeba tu dodać, że kto kieruje się miłością chrześcijańską, ten nie może nie kochać innych, nie uważać ich potrzeb, cierpień i radości za swoje własne. Jego zaś działanie, czegokolwiek by nie dotyczyło, jest wytrwałe, dynamiczne, przeniknięte ludzką życzliwością, a także pełne troski o dobro innych” (MM 257). Powtórzę to zdanie: „Kto kieruje się miłością chrześcijańską, ten nie może nie kochać innych”. Mógłby ktoś powiedzieć, że nie każdy chrześcijanin musi się cały czas kierować miłością, że to dla doskonałych, mnichów, ascetów… Otóż nie. Każdy musi kochać innych! Jest to obowiązek i istota życia chrześcijanina, w ogóle człowieka. Mówiąc delikatnie, w R.N. nie widzę wiele miłości chrześcijańskiej. Więcej! Widzę nieporównanie więcej nienawiści, która pochodzi przecież od szatana. Czas więc na ryzykowne twierdzenie: dzisiejszy R.N. jest bardziej satanistyczny niż chrześcijański. Być może cały świat taki dziś jest w większości, ale my, chrześcijanie, mamy być naśladowcami Chrystusa, więc pamiętajmy o wielkiej odpowiedzialności, i jeszcze raz zapytajmy się: ile w nas jest miłości do bliźniego?
Egoizm narodowy nie różni się niczym od egoizmu pojedynczej osoby. (Z tym że może wywołać potężniejsze skutki). A analogię społeczeństwa z żywym organizmem R.N. bardzo chętnie przeprowadza, więc jeśli się powołuje na Boga, niechże będzie konsekwentny! Jeszcze raz Jan XXIII: „Władzą Naszą chcemy na nowo potwierdzić to, co o państwach często głosili Poprzednicy nasi, a więc: że narody mają wobec siebie wzajemne prawa i obowiązki, i że dlatego stosunki między nimi winny się układać wedle zasad prawdy, sprawiedliwości, żywej solidarności duchowej i wolności. To samo prawo naturalne, które rządzi zasadami współżycia poszczególnych obywateli między sobą, powinno również kierować wzajemnymi stosunkami między państwami” (PT 80).
b) Emigranci
Stanowisko R.N. w tej sprawie jest jasne. Zerowa imigracja, a przynajmniej w dzisiejszych warunkach jak najbardziej ograniczona. Bo dobro narodu rzekomo tego wymaga. Naturalną konsekwencją tego, oczywiście nie formułowaną oficjalnie, jest traktowanie imigrantów jako ludzi drugiej klasy, mniej ważnych, gorszych. Ową ciasną postawę nacjonalistyczną zauważył Paweł VI pisząc: „Mamy na myśli również opłakaną sytuację wielkiej liczby robotników emigrantów. Ich położenie, jako obcokrajowców, utrudnia im korzystanie ze słusznych uprawnień społecznych, chociaż przyczyniają się istotnie do gospodarczego wzrostu kraju, który ich przyjmuje. Jest rzeczą bezwzględnie konieczną przezwyciężenie ciasnej postawy nacjonalistycznej i uchwalenie ustawy przyznającej im prawo do emigracji, sprzyjającej ich integracji, ułatwiającej im awans zawodowy, oraz zdobycie przyzwoitego mieszkania, do którego w razie potrzeby mogliby sprowadzić swoje rodziny” (OA 17). Domyślam się, że ten cytat nie podoba się narodowcom, ale przywykłem już do tego, że przyjmują oni tylko te fragmenty nauki Kościoła, które nie kłócą się z ich ubóstwianą ideą. Gdzie indziej pisze on: „Należy również okazywać życzliwą gościnność robotnikom-emigrantom, którzy nierzadko przebywają w warunkach niegodnych człowieka i są zmuszeni żyć nader oszczędnie z otrzymanych zarobków, aby utrzymać rodzinę znajdującą się w ojczystym kraju i cierpiącą nędzę” (PP 69). Życzliwą gościnność. Oczywiście mowa tu akurat o robotnikach-emigrantach, ale twierdzenie że innych emigrantów należy przyjmować z nienawistną wrogością byłoby wprost szatańskie. Zważcie na godność każdego człowieka – każdego z nich z osobna, myśląc o każdym z nich z osobna, odkupił Krwią Swoją Pan nasz, Jezus Chrystus. Jeśli to nie wystarcza, zastanówcie się głęboko nad swoją wiarą, bylebyście jej dla wygody do końca nie odrzucili!
Oczywiście to wszystko nie oznacza, że polityka imigracji prowadzić powinna do całkowitego otwarcia granic. Imigracja musi być uporządkowana, a wtedy przyniesie korzyści: „Jeśli obydwie strony, to jest ta, która pozwala opuścić rodzinne strony i ta, która przyjmuje nowych przybyszów, z jednakową lojalnością będą się starały usunąć wszystko to, co mogłoby stanowić przeszkody dla powstania i rozwoju prawdziwego zaufania między krajem emigracji, a krajem imigracji, wszyscy mający jakikolwiek udział w tego rodzaju zamianie miejsc lub osób, odniosą z niej korzyść, rodziny otrzymają rolę, która będzie dla nich ziemią ojczystą w pełnym tego słowa znaczeniu. Okolice o gęstym zaludnieniu zostaną odciążone, a ich mieszkańcy zyskają nowych przyjaciół w obcych krajach. Państwa zaś, które przyjmują emigrantów, zyskają pracowitych obywateli. Tak więc narody, które dają, jak i państwa, które przyjmują, w równym wysiłku przyczynią się do wzrostu dobrobytu ludzkości i do postępu ludzkiej cywilizacji” (SP 26). Rzecz jasna, trzeba spojrzeć realistycznie, jakie nasz kraj ma możliwości w tej ubogacającej wymianie. Z drugiej strony nie wolno przesadzać, przecież nie jesteśmy ubogim państwem, które winno zamknąć granice. Koniec końców to sprawa dla polityków – mnie bardziej chodzi o ukazanie niebywałej godności każdego człowieka, ale to już sprawa teologii moralnej, w którą tu się nie wgłębię. Jan XXIII pisze: „Ponieważ z tego też [prywatnego posiadania dóbr materialnych – przyp.] wywodzi się prawo do zmiany miejsca zamieszkania, wzywa Poprzednik Nasz rządców państw, zarówno tych, które zezwalają swym obywatelom na emigrację, jak i tych, które przyjmują emigrantów, by nigdy nie dopuścili do osłabienia lub zaniku szczerej i obopólnej zgodności państw zainteresowanych. Jeśli będzie to powszechnie przestrzegane, narody osiągną z tego niewątpliwie równe korzyści, gdyż dzięki wzmożonym wysiłkom wzrośnie dobrobyt oraz postęp kultury” (MM45). Prawo do emigracji więc powinno być uznawane, szczególnie jeśli jest związane z sytuacją materialną: „Do osobowych praw ludzkich zalicza się i to, że każdemu wolno udać się do tego kraju, w którym ma nadzieję łatwiejszego zaspokojenia potrzeb własnych i swej rodziny. Dlatego obowiązkiem sprawujących władzę w państwie jest przyjmowanie przybywających cudzoziemców i – jeśli to jest zgodne z nieprzesadnie pojmowanym dobrem społeczności, w której piastują władzę – przychylne ustosunkowanie się do ich prośby włączenia w nową społeczność” (PT 106). Włączenie w ową społeczność chyba z punktu widzenia RN jest w ogóle fikcją. Czyżby właśnie przez „przesadnie pojmowane dobro społeczności”? Co więcej: emigrantom trzeba ułatwiać życie, o czym Sobór Watykański II: „Ponadto wszyscy, a przede wszystkim władze państwowe, niech nie uważają ich tylko za zwyczajne narzędzie produkcji, lecz za osoby, i niech im okazują pomoc w sprowadzeniu do siebie rodziny i zdobyciu przyzwoitego mieszkania, jak również niech popierają ich we włączaniu się w życie społeczne ludności, która ich przyjmuje, lub w życie danego kraju. Jednak, o ile to możliwe, winno się tworzyć dla nich zakłady pracy w ich rodzinnych stronach” (GS 66). „Chodzi tu o ogólną potrzebę przychodzenia z pomocą narodom będącym na drodze do rozwoju, zaradzenia biedzie uchodźców rozproszonych po całym świecie, a wreszcie wspomagania emigrantów oraz ich rodzin” (GS 84). Znów ktoś rzec by mógł: my też jesteśmy w
drodze do rozwoju, nie możemy sobie pozwolić na takie altruizmy. I pytanie dla narodowców: czy gdybyśmy byli w dobrobycie, chętnie byście sprowadzali emigrantów?
Ogólnie z pism społecznych Kościoła bije wielkie pragnienie do jedności ludzkości, do bratniego współdziałania narodów i ludzi odmiennych kultur: „Każdemu człowiekowi winno też przysługiwać nienaruszalne prawo pozostawania na obszarze swojego własnego kraju lub też zmiany miejsca zamieszkania. A nawet – jeśli są do tego słuszne przyczyny – ma on prawo zwrócić się do innych państw z prośbą o zezwolenie mu na zamieszkanie w ich granicach. Fakt, że ktoś jest obywatelem określonego państwa, nie sprzeciwia się w niczym temu, że jest on również członkiem rodziny ludzkiej oraz obywatelem owej obejmującej wszystkich ludzi i wspólnej wszystkim społeczności” (PT 252).
c) Dyskryminacja.
W tej kwestii Kościół również wypowiada się jasno. Wszyscy ludzie są równi: „Ponieważ wszyscy ludzie posiadający duszę rozumną i stworzeni na obraz Boga mają tę samą naturę i ten sam początek, a odkupieni przez Chrystusa cieszą się tym samym powołaniem i przeznaczeniem, należy coraz bardziej uznawać podstawową równość między wszystkimi. (…) Należy (…) przezwyciężać i usuwać każdą formę dyskryminacji odnoście do podstawowych praw osoby ludzkiej, czy to dyskryminacji społecznej, czy kulturalnej, czy też ze względu na płeć, rasę, kolor skóry, pozycję społeczną, język czy religię, ponieważ sprzeciwia się ona zamysłowi Bożemu” (GS 29). Jeśli chodzi o RN to ważne, by jego przywódcy stronili od nietolerancji a kierowali się miłością: „Ci, którzy posiadają talent do działalności politycznej (…) niech występują przeciw uciskowi ze strony jednostki lub samowładztwu i nietolerancji partii politycznej, działając roztropnie ie nienagannie pod względem moralnym, a niech poświęcają się dobru wspólnemu w duchu szczerości i słuszności, owszem, z miłością i odwagą polityczną” (GS 75).
Wiele miejsca Biskupi Rzymu poświęcili rasizmowi. Oczywiście RN oficjalnie nie ma z nim nic wspólnego. Ale wśród jego zwolenników jest wielu ludzi o ciągotkach rasistowskich, i nie tylko. Więc przytoczę i o tym: „Należy przyjąć jako zasadę, że wzajemne stosunki między państwami muszą układać się w prawdzie. Prawda zaś wymaga, aby w tej dziedzinie nie uznawać żadnej dyskryminacji rasowej. Dlatego ze świętą i niewzruszoną należy uznać zasadę, że wszystkie państwa są sobie z natury równe co do godności. Każde z nich ma więc prawo do istnienia, rozwoju, posiadania niezbędnych do tego środków, podejmowania na własną odpowiedzialność inicjatywy w dążeniu do nich i ich osiąganiu. Ma też uzasadnione prawo domagać się poszanowania swego dobrego imienia i należnego sobie szacunku” (PT 86). Paweł VI zaś pisze: „Bardzo też przeszkadza on [rasizm] wzajemnemu niesieniu sobie pomocy przez kraje upośledzone, a wewnątrz państw zasiewa ziarno niezgody i nieprzyjaźni, ilekroć wbrew prawom ludzkim, których zaprzeczyć się nie da, jednostki lub rodziny ze względu na rasę lub kolor skóry zostają niesprawiedliwie pozbawione zasadniczych praw przysługujących innym obywatelom” (PP 63).
Gdzie indziej pisze on: „Dyskryminacja rasowa zwraca dziś szczególną uwagę z powodu napięć, jakie wywołuje zarówno wewnątrz niektórych krajów, jak i w stosunkach między narodami. Ludzie słusznie uważają za nie usprawiedliwioną i absolutnie nie do przyjęcia tendencję do zachowania czy wprowadzenia prawodawstwa czy praktyki, opartej na stałych uprzedzeniach rasowych; ludzie bowiem mają tę samą naturę, a konsekwentnie tę samą godność i te same podstawowe prawa i obowiązki tak jak i to samo przeznaczenie nadprzyrodzone. We wspólnej ojczyźnie wszyscy powinni być równi wobec prawa, znaleźć jednakowy dostęp do życia gospodarczego, kulturalnego, politycznego i społecznego i w równej mierze korzystać z bogactw narodowych” (OA 17). Swoją drogą ostatnie zdanie niszczy hasło „Polska dla Polaków”. Oddajmy jeszcze głos Janowi XXIII: „Należy jednak zupełnie odrzucić te metody szerzenia wiadomości, które – gwałcąc nakazy prawdy i sprawiedliwości – przynoszą szkodę dobrej opinii jakiegoś narodu” (PT 90). Chyba nie muszę mówić jaką opinię ma w RN np. naród izraelski. W tejże encyklice pisze on też: „Rozpowszechniło się natomiast ogólnie i zapanowało przekonanie, ze wszyscy ludzie są sobie równi co do natury i godności. Dlatego też – przynajmniej w świetle rozumu i nauki – nie znajduje żadnego uzasadnienia dyskryminacja ludzi ze względu na ich pochodzenie. Jest to fakt o wielkim znaczeniu i doniosłości dla rozwinięcia współżycia ludzkiego na tych zasadach, jakie przypomnieliśmy. Jeśli jakiś człowiek zaczyna uświadamiać sobie swoje prawa, to powinien również mieć wpojony obowiązek domagający się poszanowania ich, jako oznak swej godności. Na innych zaś spoczywa obowiązek uznawania i poszanowania tych praw” (PT 44).
Wynika stąd jasno jak bardzo ci, którzy walczą o prawa własnego narodu powinni uznawać prawa innych. Prawa do dobrej opinii, istnienia państwa, a nade wszystko poszanowania wszystkich, jako że w Bogu wszyscy jesteśmy równi.
d) Mniejszości narodowe i uchodźcy.
Tę tematykę podjął głównie Jan XXIII w Pacem in terris. „Trzeba stwierdzić otwarcie, że wszelka działalność skierowana przeciwko tym grupom narodowościowym [mniejszościom], a mająca na celu ograniczanie ich siły i rozwoju, jest poważnym pogwałceniem obowiązków sprawiedliwości. Pogwałcenie to jest jeszcze poważniejsze, jeśli tego rodzaju nikczemne poczynania mają na celu wytępienie jakiejś narodowości. Jest natomiast jak najbardziej zgodne z nakazami sprawiedliwości, aby kierownicy państw działali skutecznie na rzecz polepszenia sytuacji i warunków bytowych obywateli, należących do mniejszości narodowych, a mianowicie odnośnie do tego, co dotyczy ich języka, wykształcenia, tradycji, sytuacji i działalności gospodarczej” (PT 95-96). Tutaj wystarczy wspomnieć o szkodzeniu dobrej opinii mniejszości romskiej, totalnie jednostronnych wiadomościach na ich temat w RN. Nie widzę potrzeby wchodzenia w szczegóły, namawiam tylko do rachunku sumienia. O uchodźcach pisze krótko nieco dalej: „Nie będzie więc od rzeczy przypomnieć na tym miejscu ludziom, że uchodźcy posiadają swą godność osobową i że ich osobowe prawa muszą być uznawane. Uchodźcy nie utracili tych praw dlatego, że zostali pozbawieni swego kraju ojczystego” (PT 105). Tym bardziej winniśmy dbać o uchodźców biorąc pod uwagę ich bardzo dramatyczne często przejścia. Jak wypada przy tym ostatnie hasło „nie chcemy imigranta, chcemy repatrianta”. Mało chrześcijańskie.
e) „Wrogowie”
W cudzysłowie, bo chrześcijanin nie powinien nikogo traktować jak wroga, lecz jako bliźniego. Na ten temat Kościół wypowiada się równie jasno. W RN panuje swoista epidemia, wrogowie są wszędzie; od komunistów, którym nawet odmawiają miana ludzi (bardzo chrześcijańskie…) po masy „lemingów”, którzy tworzą wręcz jakąś gorszą masę. Tym bardziej jest to przykre, że ludzie są osądzani po tak zewnętrznych rzeczach jak ubiór czy muzyka. Osądzanie jest poważnym grzechem. RN jest jednym wielkim sądem – „elitą”, która osądza wrogów i nieoświeconych. Kolejny szatański element w RN. Przede wszystkim trzeba pamiętać, że człowiek jest wolny: „Ponadto człowiek ma naturalne prawo do należnego mu szacunku, do posiadania dobrej opinii, do wolności w poszukiwaniu prawdy oraz – przy zachowaniu zasad porządku moralnego i dobra ogółu – do wypowiadania i rozpowszechniania swych poglądów oraz swobodnej twórczości artystycznej” (PT 12). Dalej pisze Jan XXIII: „Słuszność zatem wymaga, aby zawsze odróżniać błędy od osób, wyznających błędne poglądy, chociażby ci ludzie kierowali się albo fałszywym przekonaniem, albo niedostateczną znajomością religii lub moralności. Człowiek bowiem żyjący w błędzie nie przestaje posiadać człowieczeństwa ani nie wyzbywa się swej godności osoby, którą to godność zawsze trzeba mieć na uwadze” (PT 158). Bardziej teologiczne ujęcie sprawy poszanowania każdego mamy w Gaudium et spes: „Skoro w Nim przybrana natura nie ulega zniszczeniu, tym samym została ona wyniesiona również w nas do wysokiej godności, albowiem On, Syn Boży, przez wcielenie swoje zjednoczył się jakoś z każdym człowiekiem” (GS 22). To ostatnie zdanie szczególnie często wspominał już niedługo – święty – Jan Paweł II. Czy narodowcy pamiętają o tym, że z ich przeciwnikami również zjednoczył się Syn Boży? Dla przeciwników trzeba być wyrozumiałym i dążyć do ich zrozumienia! „Byłoby to grzeszne, niczym nie usprawiedliwione przed Bogiem przemilczenie, sprzeczne z natchnionymi słowami Apostoła, który choć domaga się stanowczości w walce z błędem, wie dobrze, że trzeba być wyrozumiałym dla błądzących i całą duszę otworzyć zrozumieniu ich intencji, nadziei i pobudek działania” (SN 50). „Łatwiej jest, bez wątpienia, oskarżać innych o współczesne niesprawiedliwości niż zrozumieć, że nikt nie jest bez winy i że trzeba wymagać poprawy od siebie. Taka pokorna postawa, którą trzeba wysoko cenić, uwolni działalność chrześcijan od jakiegokolwiek rozgoryczenia i stronniczości, a takie uchroni od zniechęcenia wobec tak olbrzymiego zadania” (OA 48). Niech więc narodowcy zapytają się, czy nie ma w nich pychy, czy osadzając wszystkich wokół nie zapominają o sobie. Niech zapytają kogo uważają za bliźniego, bo jeśli nie wszystkich, to doprawdy ich praca nie ma sensu ni szans powodzenia: „Przechodząc do praktycznych i bardziej naglących wniosków, Sobór kładzie nacisk na szacunek dla człowieka; poszczególni ludzie winni uważać bliźniego za >>drugiego samego siebie<< zwracając przede wszystkim uwagę na zachowanie jego życia i środki do godnego jego prowadzenia, tak by nie naśladować owego bogacza, który nie troszczył się wcale o biednego Łazarza” (GS 27). Następny rozdział tej Konstytucji duszpasterskiej jest szczególnie istotny: „Tych, którzy w sprawach społecznych, politycznych lub nawet religijnych inaczej niż my myślą i postępują, należy również poważać i kochać; im bowiem bardziej dogłębnie w duchu uprzejmości i miłości pojmiemy ich sposób myślenia, tym łatwiej będziemy mogli z nimi nawiązać dialog.
Oczywiście ta miłość i dobroć nie mają nas bynajmniej czynić obojętnymi naprawdę i dobro. Przeciwnie, sama miłość przynagla uczniów Chrystusowych, aby głosić wszystkim ludziom zbawczą prawdę. Trzeba jednak odróżniać błąd, który zawsze się winno odrzucać, od błądzącego, który wciąż zachowuje godność osoby, nawet jeśli uległ fałszywym czy mniej ścisłym pojęciom religijnym. Sam Bóg jest sędzią i badającym serca, dlatego zabrania nam wyrokować o czyjejkolwiek wewnętrznej winie.
Nauka Chrystusa żąda, abyśmy wybaczali krzywdy, i rozciągali przykazanie miłości na wszystkich nieprzyjaciół, co jest nakazem Nowego Prawa: Słyszeliście, ze powiedziano: będziesz miłował bliźniego twego, a w nienawiści będziesz miał nieprzyjaciela twego. A ja wam powiadam: miłujcie nieprzyjaciół waszych, dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą, a módlcie się za prześladujących i potwarzających was (Mt 5,43-44)” (GS 28-29). Zdaje się, że większość narodowców tkwi mentalnie w starym Prawie. I co ciekawe są przez to bliżsi znienawidzonym przez nich Żydom niż ci „parszywi, letni” katolicy.
f) osoba najwyższą wartością doczesną.
Paweł VI: „Miłość człowieka, która jest najwyższą wartością w porządku doczesnym [a nie – naród!], zapewnia warunki dla pokoju zarówno społecznego, jak i międzynarodowego, ponieważ umacnia braterską więź, łączącą wszystkich ludzi” (OA 23). Vaticanum II: „Porządek zatem społeczny i jego rozwój winien być nastawiony nieustannie na dobro osób, ponieważ od ich porządku winien być uzależniony porządek rzeczy, a nie na odwrót” (GS 26). Widzimy więc jasno, że to nie naród jest najważniejszy, lecz każda pojedyncza osoba. Nie mylić tego pięknego personalizmu chrześcijańskiego z dzisiejszym indywidualizmem. To wszystko potwierdza jeszcze -i również niedługo święty- Jan XXIII: „A ponieważ wspólne dobro ogółu jest jedyną racją istnienia władz państwowych, wynika z tego jasno, że winny one w taki sposób dążyć do tego dobra, aby i uszanować jego naturę i pogodzić wydawane zarządzenia z aktualną sytuacją” (PT 55). Pamiętajmy więc: osoba, będąca jedynym śladem Boga na ziemi zawsze winna być centrum jakiejkolwiek działalności społecznej. Nacjonalizm zaś łatwo niestety wchłania często tę prawdę zastępując ją mglistą wizją jakiegoś idealnego porządku, w którym naród jawiący się niemal jako pogański bożek wchłania i unicestwia chrześcijańską koncepcję osoby.
Jak widzimy wiele grzeszków i grzechów posiada współczesna polska idea narodowa. Moim zamiarem było ukazanie nauki Kościoła w tych kwestiach, a nade wszystko zachęcenie do zapoznania się z nią i jej praktykowania, bowiem taki jest obowiązek każdego katolika. Jeśli kogoś obraziłem – przepraszam; moim celem było co najwyżej zaatakowanie błędów ideologicznych i niektórych pełnych hipokryzji zachowań narodowców-katolików.
Chrystus wskazał nam drogę. Idźmy nią, i nieustanni prośmy Ducha Świętego, by wzmacniał w nas dar roztropności, rozumu, umiarkowania, tak, byśmy zdążali przez ten chaotyczny na pozór świat prosto przez Syna do Ojca.
Autor: Antoni Kardas
Dobry artykuł:
Przy okazji najnowszej dyskusji prowadzonej w Polsce falsetem po prawej stronie w związku z zestawieniem na “pewnym plakacie” dat 13 grudnia – wprowadzenia stanu wojennego, i 13 grudnia – podpisania Traktatu lizbońskiego, w którym Polska zrzekła się swej suwerenności – z powodu troski o własne zdrowie umysłowe pozwolę sobie zapytać, no to jak to jest?
Jest dzisiaj Polska niepodległa, czy nie jest? A jeśli nie jest, to – znów zupełnie bez emocji spytam – jaki jest stopień jej suwerenności? Na co sobie może pozwolić, a na co nie? Wielkiego rozeznania w sprawach nawy państwowej nie mam, ale z mojej skromnej wiedzy wynika, że jeśli na coś, to na kiwanie palcem w bucie.
Żeby trzeźwo myśleć, trzeba wiedzieć, na czym się stoi (lub leży). Niestety w Polsce, oprócz cynicznych kłamców i agentów obcych wpływów, gros debatujących kwalifikuje się do kategorii pożytecznych idiotów, którzy jeśli nawet od czasu do czasu mają własne myśli, to się ich panicznie boją.
Nawiasem mówiąc, nasza główna warszawska orleańsko dziewicza Partia Opozycyjna, jeśli tylko usiłuje się dotknąć jej wianka na głowie, natychmiast usteczkami swych adoratorów zarzuca przeciwnikowi “agenturalność”. Jest to ciekawa sprawa, bo jak tak popatrzeć na ludzi PiS-u i tych co to przez PiS się przewinęli, to człowiek za głowę się łapie. Pewien polityczny szarlatan kiedyś stwierdził, że o tym, kto jest Żydem, “ja decyduję”, dzisiaj niektórzy polscy politycy tak samo “decydują” o tym, kto jest czy był agentem.
http://wirtualnapolonia.com/2013/12/21/andrzej-kumor-no-to-jak-to-jest/
Pan Kardas tak ładnie, bogobojnie dołozył narodowcom…aż miło….
Ad1) „ile tej miłości jest w ruchu narodowym? W stosunku do nienawiści czy buntu? O obowiązku jeszcze klarowniej mówi, pisząc że „pełniąc te szlachetne zadania, katolicy świeccy (…) muszą także dostosować swe działania do zasad i wskazań Kościoła w sprawach społecznych.”
Bunt przeciwko jaskrawej niesprawiedliwości ( a na niej zbudowana jest dzisiejsza Polska) nie może kojarzyć się jako chęć odwetu czy nienawiści!
katolicy świeccy powinni dostosowywać się do wskazań KK, ale w żaden sposób nie powinni nań się wieszać
(Od lat czyni to inna tzw prawicowa partyjka)
AD2 „A zdaje się, że narodowcy w życiu społecznym widzą głównie dziedzictwo przodków. Nie ujmując im (pośredniczącej) roli, trzeba pamiętać właśnie o Bożym pochodzeniu społeczeństwa. A byłoby niedorzecznością, gdyby społeczeństwo odwracało się od Stwórcy, jak też dzieje się, o dziwo, w łonie samego ruchu narodowego”
Proszę wskazać na przykłady tegoż ” odwrotu”??
Mało tego, nie wiem czy pan pamieta, ale to narodowcy gremialnie poparli ustawę o ochronie zycia poczetego.
( w przeciwieństwie do innej prawicowej partyjki)
AD3) Co do odróżniania nacjonalizmu od szowinizmu, polecam książki ojca Bocheńskiego.
W jednej z nich pisze, jak sprytnie zamieniono znaczenie słów, dziś słowo nacjonalizm zamieniłby na patriotyzm. Zauważa, że sprytnie zamieniono jego znaczenie…
( zdaje się, że w „Szkicach o nacjonalizmie i katolicyzmie polskim”)
„W ruchu narodowym dziś cały związek z religią polega na tym, że potępia się homoseksualizm, aborcję i in vitro. Są to sprawy istotne. Ale to tylko wycinek nauczania Kościoła, i to w najbardziej doczesnych sprawach (bardziej etycznych niż religijnych). Jak to możliwe, że z chrześcijaństwa biorą najpierw potępianie, a nie miłość? Absurd i kłamstwo! Gdzie wśród zakrzyczanych narodowców miłość? Miłość nieprzyjaciół, miłość najsłabszych, jak emigrantów czy uchodźców”
Miłość proszę pana to nie tylko emocje i gitarrra!
To również potępienie i wskazanie na kłamstwo!
Co mają wspolnego emigranci i homoseksualiści?
Obraża ich pan!
… i gdzie tutaj pańska miłość?
AD 4) „Ruch Narodowy proponuje zmianę; radykalną, rewolucyjną, choć bardzo mglistą i dość fantastyczną. „Obalenie republiki okrągłego stołu”, po czym, „musimy budować ruch wolno i oddolnie”. Trudno tę mieszankę inaczej zrozumieć, jak zbudowanie potężnego ruchu, „nieumundurowanej armii” i przeprowadzenie pewnego (jakiego, nie wiadomo) rodzaju rewolucji. Jak Kościół ocenia takie rewolucyjno-buntowniczo-radykalne przemiany? ”
Uprzejmię proszę zajrzeć do Gościa Niedzielnego;
Rewolucja Franciszka, czyli co?
http://gosc.pl/doc/1800934.Kosciele-obudz-sie
Nie lubi pan Kościoła bardziej czy narodowców?!
(tym samym językiem przemawiają funkcjonariusze innej prawicowej partyjki)
„Trwała atmosfera dialogu – rzecz skrajnie obca ruchowi narodowemu, którego członkowie-katolicy winni być posłuszni biskupom. Dla mnie, jako chrześcijanina, jest to wystarczający powód do zerwania z tym ruchem, jak to niektórzy mówią: do zdrady”
I mamy pańską odpowiedź!
Tylko jak się ma dialog ze ze Złem ( czy ludźmi jemu służącymi do katolicyzmu?)
Niech pan dialoguje i niech pan nie wypisuje bzdur by usprawiedliwić swoją dezercję i małość :((
Szkoda wielka, że współczesny Kościół z jednej strony ma zapartych, odwaznych w pewnym sensie wrogów
( bo odwaga to nie męstwo proszę pana)
a z drugiej miernoty wieszające się na jego plecach….
Nie chce mi się dalej czytać tego artykułu.
Pozdrawiam.