Nierozliczona grabież

Niezależna Gazeta Obywatelska1

Żydówka z pomaranczami fot. wikipediaZ początkiem listopada media ujawniły, że w Monachium odkryto w prywatnym mieszkaniu kolekcję obrazów liczącą 1406 dzieł. Tego odkrycia niemieckie władze celne dokonały już w 2010 roku, ale nie uważały za stosowne, by sprawę nagłośnić. Część odnalezionej kolekcji może pochodzić ze zrabowanych podczas drugiej wojny światowej muzeów oraz z kolekcji prywatnych. Wartość kolekcji szacuje się wstępnie na miliard euro. Środowiska reprezentujące Żydów już zgłosiły chęć odzyskania dzieł sztuki należących do przedwojennych właścicieli. Polska jest zainteresowana tematem, bo przypuszcza się, że część obrazów może pochodzić z muzeów przedwojennego Wrocławia, Szczecina i Bytomia. Niestety, Niemcy na razie nie chcą podać spisu znalezionego zbioru, zasłaniając się śledztwem prowadzonym wobec właściciela kolekcji Corneliusa Gurlitta. Jest on synem znanego przedwojennego konesera sztuki i handlarza Hildebranda Gurlitta. Przed samą wojną, z polecenia Josepha Goebbelsa sprzedawał skonfiskowane przez rząd III Rzeszy dzieła „sztuki zdegenerowanej i narodowo obcej”. Po wojnie, wypytywany przez Amerykanów o kolekcję,oświadczył, że została zniszczona w 1945 roku w czasie nalotów na Drezno. W odnalezionym w mieszkaniu pana Gurlitta zbiorze znajdują się obrazy m.in. Marca Chagalla, Pablo Picasso i innych modernistów. Wśród kolekcji są również obrazy malarstwa klasycznego, m.in. pochodzący z XVI wieku obraz Albrechta Dürera.

Temat, rozpalający głównie potomków bogatych żydowskich kolekcjonerów, jest dla nas o tyle ważny, że to Polska w czasie II wojny światowej była państwem najbardziej ograbianym. Sprawa ta nie jest obecnie podejmowana przez media, gdyż w większości należą one do niemieckich koncernów. Dorośli Polacy, wychowani jeszcze na powojennych podręcznikach do historii, mają wiedzę o wojennym rabunku, ale jeżeli w porę nie przekażą tej wiedzy młodemu pokoleniu, w świadomości świata utrwali się fałszywy obraz Polski kształtowany przez takie filmy jak Pokłosie, Ida czy Tajemnica Westerplatte.

Straty Polski z czasów wojny zostały wyliczone już parę lat po niej. Według sprawozdania Biura Odszkodowań Wojennych przy Prezydium Rady Ministrów z 1947 roku straty majątku narodowego obejmowały bezpośrednie zniszczenia oraz mienie zrabowane na kwotę 258,4 miliardów zł przedwojennych, odpowiadających 48,7 miliardom dolarów amerykańskich ówczesnych, czyli kwocie około 600 miliardów dolarów obecnych. Spośród 21 tysięcy zakładów przemysłowych na ziemiach polskich sprzed 1939 roku zniszczeniu uległo 62 procent, a z 9,3 tysięcy na ziemiach „odzyskanych” – aż 75 procent. W miastach zniszczeniu uległy ponad 162 tysiące budynków mieszkalnych oraz 84 tysiące warsztatów rzemieślniczych. Wiele miast polskich zostało zniszczonych w ponad 50 procentach – dla przykładu Warszawa w 76 procentach. Są to tylko niektóre dane dotyczące materialnych strat wojennych.

Zanim przystąpiliśmy do UE, środowiska patriotyczne ponownie wezwały instytucje publiczne i lokalne władze do wyliczenia strat, jakie poniosła Polska wskutek wojny. Wiele miast podjęło się tego zadania. Dla przykładu, straty Warszawy zostały oszacowane na sumę 45 miliardów dolarów. Temat wyceny ewentualnych odszkodowań za zburzenie Warszawy wywołał w 2004 roku duży rezonans społeczny w Niemczech. Okazało się, że fakty o ogromie zniszczeń w Polsce nie były w niemieckim społeczeństwie powszechnie znane. Ale to już wina kolejnych polskich rządów i efekt zaniechań w ukazywaniu prawdy o Polsce.

Najbardziej bolesne straty dotyczą zabytków kultury. Zrabowane i zniszczone zostało nasze wielowiekowe dziedzictwo kultury. Warszawa przed wojną posiadała 957 budowli zabytkowych. W 1945 roku żadna budowla nie ocalała nienaruszona – 782 zostały całkowicie zburzone, 34 całkowicie spalone, a 141 spalone częściowo. Przestał istnieć m.in. Zamek Królewski i Pałac Saski, należące do najwybitniejszych zabytków baroku drezdeńskiego w Polsce. Niemcy burzyli Warszawę planowo, metodycznie i pedantycznie. Najpierw domy rabowano, potem je podpalano. „Z Warszawy nie powinien pozostać kamień na kamieniu. Wszystkie budynki mają być starte do fundamentów” – tak dniu 12 października 1944 roku instruował pułkownika żandarmerii Paula Otto Geibla Reichsfuehrer SS Heinrich Himmler. Instrukcja szczegółowo opisywała, jak należy oczyszczać miasto, mimo że było już niemal całkiem zrujnowane po Powstaniu Warszawskim. W instrukcji było napisane: „[…] wybebeszyć pozostałe jeszcze mieszkania z tego, co wartościowe. Odzyskać metal z barier otaczających zieleńce, dzwonów kościelnych, mosiężnych klamek, szyn tramwajowych. Wydobyć i pociąć na kawałki kable telefoniczne”. Akcja „oczyszczania” miasta trwała aż do ostatniej chwili, czyli do 16 stycznia 1945 roku.

W czasie pięciu lat okupacji Niemcy grabili urzędowo, z rozkazu oraz prywatnie na własną rękę. Systematycznie niszczono polskie księgozbiory. Ze zrujnowanych ponad 40 tysięcy bibliotek unicestwiono ponad 12 milionów książek, któreniszczono ze szczególnym zaangażowaniem. Zbiory ukryte przez warszawskich bibliotekarzy przed wybuchem Powstania w piwnicach Biblioteki Krasińskich esesmani podpalili w pierwszych dniach września 1944 roku. Złoża starego papieru i pergaminu wypalały się przez wiele dni. Straty dla naszej kultury są nie do przecenienia. Na zawsze straciliśmy archiwalia, cymelia, zbiory Biblioteki Załuskich i Stanisława Augusta, rysunki, mapy i inkunabuły – książki wydrukowane przed 1501 rokiem. Kto by pomyślał, że ci najeźdźcy to nie dzikie barbarzyńskie plemiona, lecz reprezentanci kraju Goethego i Beethovena. Chętnie się opowiada o tym, jak dziko zachowywali się żołnierze radzieccy, jak łupili wszystko, co popadnie, a nie wspomina się o wandalizmie i antycywilizacyjnych poczynaniach niemieckich najeźdźców. Jeden z członków grup roboczych powołanych przez Niemców do rabowania mieszkań pozostawił taką relację: „Weszliśmy do domu na Noakowskiego 10. Szukaliśmy porcelany z przydzielonymi nam Niemcami. Jeden z nich decydował o wartości porcelany. Szukał i wybierał tę najlepszą. Gorszą zrzucał na podłogę lub wyrzucał za okno”. Rabowało się kamienicę po kamienicy, schodząc od najwyższych pięter w dół. Na końcu wkraczała ekipa niemiecka ze strumieniem ognia podkładanym na parterze budynku.

Od końca wojny Polska napotyka stale na opór ze strony Niemiec w sprawie restytucji dzieł sztuki zagrabionych w czasie jej trwania. Strona niemiecka potwierdza, że nazistowskie Niemcy zrabowały Polsce ponad 650 tysięcy dzieł sztuki. Jednak niemal każde staranie polskiego rządu o zwrot naszego dziedzictwa spotyka się z odmową. Niemcy warunkują zwrot Polsce należnych jej obiektów sztuki zwrotem kolekcji Berlinki. Jest to kolekcja pochodząca z Biblioteki Pruskiej, którą Niemcy w 1943 roku wywieźli z Berlina i ukryli na terenach obecnych Ziem Odzyskanych. Kolekcja ta znajduje się obecnie w Krakowie. Niemcy żądają jej zwrotu. Zagadnienie restytucji mienia reguluje międzynarodowe prawo z 1907 roku. Jest to konwencja haska, która mówi, że zagrabione w czasie działań zbrojnych obiekty sztuki mają wrócić w to miejsce, skąd zostały zabrane niezależnie czy dokonały się w międzyczasie jakiekolwiek zmiany polityczne. W świetle tego prawa narodowość osób wytwarzających te obiekty nie ma znaczenia. Polska przejęła wszystkie dobra kultury, które zastała na ziemiach przydzielonych jej traktatem jałtańskim. Zatem należą do Polski. Nasz kraj przestrzega tego prawa i nie żąda zwrotu dzieł pozostawionych na polskich Kresach, mimo że są dla nas wyjątkową stratą (m.in. największe archiwum II Rzeczypospolitej, które znajdowało się w Wilnie, obejmujące 15 km bieżących akt).

Niemiecki rząd, ukrywając przez dwa lata przed światem informacje o gigantycznej kolekcji zrabowanej ofiarom II wojny światowej, dowodzi, że państwo to nie chce do końca rozliczyć się ze swojej wojennej przeszłości. Liczy na słabą pamięć poszkodowanych narodów oraz zanikające wyrzuty sumienia samych Niemców. Nadużywanie słowa „naziści” służy osłabianiu poczucia winy. Bezpośredni świadkowie umierają po stronie ofiar i winowajców. Jednak pamięć Polaków nie może zaniknąć. Polska bowiem stoi przed realnym zagrożeniem nieuzasadnionych roszczeń ze strony wielu środowisk. Musimy pamiętać, że nie jesteśmy nic winni. Znamienne jest to, że rację przyznaje nam nawet niemiecki noblista Günter Grass, który podsumował problem niemieckiej winy słowami: „Gdyby Polacy wystawili nam rachunek za zniszczone miasta, zrujnowane fabryki, zrabowane dzieła sztuki czy zapóźnienia cywilizacyjne będące konsekwencją wojny, bylibyśmy dłużnikami w nieskończoność”.

Autor: Marcin Keller

Artykuł ukazał się w grudniowym wydaniu NGO nr 11 (XII 2013 r.)

  1. Irena
    | ID: da650026 | #1

    Nie jest tajemnicą,że dzieła sztuki masowo wywożono z Polski.Wiec należy sie o nie upomnieć.Przecież mamy ministra i urzedników jak stonek na ziemniakach, to ich rola aby sprowadzić do Polski wszystko to, co jest nasze i bardzo wartosciowe .Zostawienie sprawy własnemu biegowi, jest błedem i lekkomyślnością.

Komentarze są zamknięte