Ballada o Kulawym Joe chodziła za mną już od bardzo dawna. Pomysł zrodził się z obserwacji całkowitej bezczynności, bezradności i inercji. A ponieważ każda akcja wywołuje reakcję, przy okazji widziałam też jak na tę inercję reaguje społeczność. Otoczenie jednostki bezradnej.
Wniosek jest porażająco prosty i trochę bałam się go napisać, by nie być posądzoną o brutalność. Skoro ja miałam opory, to on – ten wniosek – pchał mi się przed nos, kłuł w oczy, drapał w bucie i przeszkadzał, jak tylko mógł. W takim razie piszę: społeczność prędzej, czy później, wyrzuca poza nawias jednostki bezradne i bezczynne. Przetrwać mogą tylko ci, którzy podejmują działanie mimo przeciwności.
A najgorsze, że w takich kulawych i bezradnych Józiach, nie ma nic romantycznego. Pomóc im nie można, skoro oni tej pomocy nie chcą przyjąć (nie da się ratować nikogo, wbrew jego woli) a ludzie z otoczenia, jeśli poczują się zbyt jawnie lekceważeni, przestaną się nad taką ofiarą pochylać. Brutalne, choć niestety, prawdziwe. Tylko Wieszcz na ten brak romantyzmu z pewnością przewraca się w grobie.
BALLADA O KULAWYM JOE
Czy słyszeliście może kiedyś o Kulawym Joe?
Przywiewał go tu czasem wiatr zimowy,
Żadna z naszych dzierlatek nie czekała go
Dłużej, niż rok.
Choć nie bywały niezadowolone.
Trudny w obejściu był Kulawy Joe
I nie wyglądał jakby czegoś w życiu pragnął
Jeżeli facet do jednego w życiu zdatny jest
Może okazać się, że to jest krucafuks za mało.
Ruszając palcem w bucie w przód i w tył i w bok
Opowiadam wam o łaziku, co za bardzo miał was w dupie
Za chwilę oberżysta pokaże mi drzwi
Ballad o leniach- darmozjadach nikt nie lubi przecież słuchać.
Maria