Wakacyjny czas to okres gorący nie tylko ze względu na temperatury powietrza. To równie często sezon gorączkowego pakowania, latania, kupowania „lastminutowych” ofert, ciasnego jeżdżenia, tłocznego chodzenia itd.
Nie w moim guście leżą wakacje spędzone na plaży czy w popularnych kurortach turystycznych. Moim ulubionym terenem na wypoczynek są góry. Tylko jak tu wypocząć w naszych Sudetach, czy Karpatach, kiedy nawet nie będąc w Zakopanem wszędzie spotkać można tłumy rodem z Krupówek?Przykładem niech będą szlaki na Śnieżkę lub któraś z popularnych połonin bieszczadzkich. Dodatkowo wychodząc z założenia, że najpierw należy poznać swoje, potem cudze, w wyjazdach zagranicznych towarzyszą mi swego rodzaju wyrzuty sumienia.
Od kilku lat radzę sobie z tym problemem wyjeżdżając w góry na kresy II Rzeczypospolitej. Karpaty Wschodnie leżące na terenie dzisiejszej Ukrainy to idealne miejsce do obcowania z przyrodą, bez konieczności stania w długiej kolejce do szczytu, płacenia za wszystko, od parkingu, przez wstęp do parku, po powietrze (bo jak inaczej nazwać tzw. opłatę klimatyczną?), oraz poznawania dziedzictwa przedwojennej Polski.
Wśród głównych pasm tego karpackiego zakątka niewątpliwie godnymi uwagi są Gorgany. Góry te graniczą od północnego zachodu z Bieszczadami Wschodnimi i od południowego wschodu ze Świdowcem, przez niektórych wskazywane są, jako najdziksze góry w Europie. Faktycznie, rejon jest stosunkowo mało spenetrowany przez człowieka. Zauważalna jest rzadka sieć osiedli ludzkich. Nawet tradycyjny wypas bydła i owiec wydaje się nie być tak częsty jak na Świdowcu czy w Czarnohorze.
Kilkudniową włóczęgę po kraju zamieszkałym przez Bojków odbyłem wspólnie z grupą przyjaciół, harcerzy po, rzec można, najbardziej ucywilizowanej, najwyższej części Gorganów. Dzięki współpracy Polaków, Słowaków, Czechów i Ukraińców zdołano oznakować kilka szlaków turystycznych.
Przyjechaliśmy busem do wsi Bystrycia (dawniej Rafajłowa), gdzie na samym początku dała się zauważyć pamiątka z niedalekiej, przedwiekowej przeszłości. Karpaty, podobnie jak Alpy, w czasie I wojny światowej stały się terenem krwawych walk pomiędzy zwaśnionymi państwami. W 1914 roku wojska rosyjskie przedarły się przez linię Karpat i posuwały w głąb Węgier. Ofensywę udało się powstrzymać, ale nie łatwo było odzyskać utracone tereny. Musiano znaleźć dogodne miejsce do przedostania się na galicyjską stronę gór. Czynu tego dokonali żołnierze 3 Pułku Piechoty Legionów, późniejszej II Brygady Legionów Polskich (tzw. Żelaznej Brygady), ale, aby przejść przez strome zbocza Gorganów, musieli wcześniej zbudować kilkunastokilometrową drogę przez przełęcz na wysokości 1110 m n.p.m. Budowa duktu, którym posuwały się wojskowe tabory trwała jedynie 5 dni. Niezwykle zadziwiający i cieszący jest fakt, że droga wraz z wieloma oryginalnymi elementami wykorzystywana jest po dzień dzisiejszy. Trasa nosi nazwę „Drogi Legionów” i wiedzie nią żółty szlak turystyczny. W samej Rafajłowej, przy cerkwi, znajduje się pomnik poświęcony 40 poległym legionistom i kilka indywidualnych mogił. W miejscowości odnaleźć można również budynek, w którym znajdował się sztab Brygady. Natomiast na samej przełęczy nazwanej, a jakże, „Przełęczą Legionów” stoi żelazny krzyż z napisem: Młodzieży polska patrz na ten krzyż / Legiony polskie dźwignęły go wzwyż / Przechodząc góry, lasy i wały / do ciebie Polsko i dla Twej chwały. Krzyż ustanowiony został w latach 30. w miejscu wzniesionego wcześniej przez samych legionistów krzyża drewnianego. Schodząc na drugą stronę przełęczy napotka się cmentarz poległych na tym terenie legionistów.
Po zakończeniu „Wielkiej Wojny” Przełęcz Legionistów znajdowała się na granicy polsko-czechosłowackiej, o której do czasów obecnych przypominają słupki granicznych. Aktualnie dawna granica oddziela województwa Iwanofrankowskie (Stanisławowskie) i Zakarpackie.
Przełęcz jest dobrym miejscem na nocleg i… pastwisko. W pobliżu znajduje się źródło wody i sporo trawiastego, równego terenu. Dlatego też turyści wypoczywający po wędrówce zmuszeni są pilnować swoich rzeczy przed wszechobecnymi, ciekawskimi krowami.
Dalsza trasa naszej wędrówki wiodła dawną granicą polsko-czechosłowacką przez Taupiszyrkę (1455 m n.p.m.) i przełęcz Pereniz (1210 m n.p.m.) na nocleg na Połoninie Ruszczyna. Orientacja w terenie, mimo braku oznakowanego szlaku, była banalnie prosta dzięki wspomnianym słupkom granicznym. Ruszczyna jest popularnym miejscem noclegowym. Przepływa przez nią strumień na tyle szeroki, że możliwe jest wzięcie „turystycznej” kąpieli. Przed wojną stało tam schronisko turystyczne, z którego, niestety, pozostały jedynie fundamenty. Przez cały wieczór towarzyszyły nam swobodnie pasące się konie. To obraz popularny w ukraińskich Karpatach. Krowy, konie, owce sprawiające wrażenie półdzikich, przez nikogo niepilnowanych.
Na Ruszczynie dawna granica odbija mocno na zachód, a nasza droga prowadziła czerwonym szlakiem turystycznym na najwyższy gorgański szczyt – Wielką Sywulę (1836 m n.p.m.). Bardzo dużo gęsto rosnącej kosodrzewiny i ogromne rumowiska skalne to rzeczy charakterystyczne dla tego pasma. Zaś sama Sywula w mojej ocenie swoim kształtem zdaje się przypominać Śnieżkę. Stoki masywu Sywuli, podobnie jak innych gór w okolicy, pokryte są wieloma, często bardzo dobrze zachowanymi okopami sprzed wieku. Kolejny nocleg wypadł na Przełęczy Borewka (ok. 1300 m n.p.m.), gdzie niespecjalnie udało nam się zaznać gorgańskiej dzikości. Miejsce stanowiące dobrą bazę wypadową na Sywulę oraz termin przypadający na Święto Niepodległości Ukrainy sprawiły, że na przełęczy było stosunkowo dużo turystów śpiewających i grających do późnych godzin nocnych.
Ostatni dzień wędrówki spędziliśmy przemierzając południowe i zachodnie zbocza Ihrowca (1804 m n.p.m.) i grzbiet Matachów. Po męczącym dniu przyszło nam ochłodzić i odświeżyć się w rwących wodach Łomnicy, a następnie udać się na busa jadącego z Osmołody do Kałusza.
Zwiedzanie Kresów przedwojennej Polski nie powinno ograniczać się do utartych szlaków Lwowa, Stanisławowa, Tarnopola czy Kamieńca Podolskiego. Miejsca te, choć obowiązkowe na liście „miejsc do zobaczenia” nie mogą zastąpić odwiedzin kresu Kresów – karpackich bezdroży. Nie dlatego, że te drugie są lepsze. Są po prostu inne.
Autor: Marcin Żukowski
fot. Iwona Błażków, Marcin Żukowski
Artykuł ukazał się w październikowym wydaniu papierowym NGO
Ciekawa i piękna fotorelacja Dzieki.
Panie Marcinie
„Kilkudniową włóczęgę po kraju zamieszkałym przez Bojków”
Kupiłam kiedys książkę o Łemkach ich kulturze itd
Autor pisał, że ze wzgledu na specyficzne warunki ich zamieszkiwania ( wysokie góry) Bojkowie właściwie już nie istnieją.
Natura dopomogła, że tak napiszę, zbyt bliskie ożenki, doprowadziły ten ciekawy pasterski lud do całkowitego zaniku.
W przeciwieństwie do Łemków zamieszkałych w niższych partiach gór.
A Pan pisze, że są?
Spotkał się Pan z nimi, ich kulturą chatynkami ( które ja widziałam tylko w skansenie)
A to ciekawe, niech Pan napisze.
Ciekawostka, na którą panu przewodnikowi nie potrafiłam odpowiedzieć:
Do czego służy tak malutka wycięta dziurka przy wejściu do chatki i malutka drewniana miseczka obok?
Kurczę, na kota za mała, yorków albo ratlerków ówcześnie raczej po wsiach nie hodowano…
A to było dla ciekawego członka familii- zaskrońca!
One były takimi żywymi łapkami na gryzonie.
brrrrr….. spać z zaskrońcem pod łóżkiem:(
Ciekawe doświadczenie.