Dziś wyjątkowo ciężki i „klimatyczny” wiersz o zgromadzeniu plemiennym, lub rodowym. We wczesnośredniowiecznej Skandynawii podczas thingów podejmowano ważne dla plemienia decyzje. Moja wersja przedstawiona w tym wierszu, to zebranie wszystkich członków jednego rodu – żyjących i nieżyjących. Thing w wydaniu słowiańskim.
Trwa sezon turniejów rycerskich, średnio co trzeci weekend spędzam na innym zamku, wśród takich, jak ja pasjonatów, którzy wyglądają i zachowują się, jak żywcem przeniesieni z XIV i XV wieku. Dziwne byłoby, gdyby taka działalność nie znalazła odzwierciedlenia w moich tekstach.
THING
Wodę zła zakopano głęboko, nikt nie wie gdzie kocioł tkwi.
W dzień martwo urodzonych wszyscy się spotkali
Skąd historii wysnuto tej nić.
Stoją pod wieżą ze słoniowej kości, na polu przed porą żniw
Jak okiem sięgnąć wszędzie chabry i maki
Dziadowie, Matki i Syny.
Nikt nie odzywa się nie pytany w ciszy czekają na resztę
Z wiatrem łopoczą w wieży ciężkie firany, gdy przybywają kolejni
Włosy ich ciemne, twarze półprzeźroczne, złowrogi będzie to thing
Nie wszyscy żyją w tym zgromadzeniu, lecz każdy przybył tu z czymś.
Radzić dziś będą pod kościaną wieżą, gdzie rodu począł się byt
Jak przed karą ustrzec nowe pokolenia, czy można z klątwą żyć.
Aż po horyzont tylko chabry i maki, zbliżała się pora żniw
A wodę zła zakopano głęboko, nikt nie wie gdzie kocioł tkwi.
Maria
13 VII 2013.