1. Tydzień temu na Forum Ekonomicznym w Krynicy, ogłosił koniec kryzysu w Polsce z mocną sugestią, że to rząd pod jego światłym kierownictwem w sposób zdecydowany się do tego przyczynił.
Wprawdzie w jego wywodzie przedstawionym uczestnikom Forum była wyraźna logiczna sprzeczność, bowiem najpierw mówił, że kryzys wręcz „łomotał do polskich drzwi” ale nie został do naszego kraju wpuszczony, a parę chwil później ogłosił, że kryzys się jednak skończył, więc chyba jednak wcześniej musiał „zahaczyć” o polską gospodarkę.
Prawie jednocześnie z tym wydarzeniem, GUS zaprezentował dane dotyczące kształtowania się czynników wpływających na wzrost PKB w II kwartale tego roku w porównaniu z kwartałami wcześniejszymi i niestety nie napawają one optymizmem.
Głębsza analiza tendencji w polskiej gospodarce pokazuje, że nieodpowiedzialna polityka rządu Tuska w ciągu ostatnich 4 kwartałów, wytłumiła najważniejsze krajowe czynniki wzrostu takie jak konsumpcja i inwestycje, od których zależy blisko 2/3 wzrostu naszego PKB.
W polskiej gospodarce nie ma żadnego „światełka w tunelu”, trudno więc mówić o końcu kryzysu, a główne czynniki wzrostowe takie jak konsumpcja indywidualna i inwestycje, „kołatają” w okolicach zera albo są wyraźnie „pod kreską”.
2. Niestety to co się dzieje w gospodarce, ma odzwierciedlenie na rynku pracy. Wprawdzie w ciągu kilku ostatnich miesięcy bezrobocie spadało o kolejne dziesiąte punktu procentowego (na koniec sierpnia stopa bezrobocia wyniosła 13%) ale już w procedowanym w Sejmie projekcie nowelizacji budżetu na 2013 rok na koniec grudnia, przewiduje się stopę bezrobocia wynoszącą aż 13,8 % czyli około 2,2 mln bezrobotnych.
Niestety także w projekcie budżetu na 2014 rok ,znajduje się informacja, że na koniec grudnia przyszłego roku, bezrobocie nie zmniejszy się nawet o jotę, a stopa bezrobocia wyniesie znowu 13,8%.
Wygląda więc na to, że mimo optymizmu premiera jego minister finansów i wicepremier już taki optymistyczny nie jest i przewiduje drastyczny wzrost bezrobocia w ostatnich 4 miesiącach tego roku i utrzymanie tego poziomu także na koniec roku 2014.
Jednocześnie tenże minister przejął ponad 7 mld zł środków Funduszu Pracy i przeznacza je od kilku lat na finansowanie deficytu sektora finansów publicznych, a nie na aktywne formy ograniczania bezrobocia.
Nawet wniosek ministra pracy Krzysztofa Kosiniaka-Kamysza o odblokowanie tylko kwoty 0,5 mld zł i przeznaczenie jej na aktywne formy ograniczenia bezrobocia, nie znajduje od paru miesięcy zrozumienia u szefa resortu finansów.
3. Wygląda więc na to, że rząd Tuska z pełnym cynizmem przerzucił na samorządowców problem tłumaczenia się przed bezrobotnymi, iż w II połowie tego roku nie ma już pieniędzy na walkę z bezrobociem.
Nie sądzę jednak żeby samorządowcy (nawet ci z Platformy i PSL-u, mający obowiązek tłumaczenia posunięć koalicji rządowej), chcieli wziąć na siebie odpowiedzialność za dramatyczną sytuację na rynku pracy.
Być może już tej jesieni samorządowcy razem z bezrobotnymi, przyjdą pod Kancelarię Premiera i nawiązując do hasła Platformy z kampanii samorządowej, którego nauczyli się chyba wszyscy, zawołają „Panie Premierze niech Pan nie robi polityki, niech Pan odda pieniądze na aktywne formy zwalczania bezrobocia”.
4. Tak wysoki poziom bezrobocia, źle wróży wszystkim funduszom zależnym, od wielkości zatrudnienia i wysokości funduszu płac. Zarówno wpływy do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, Narodowego Funduszu Ochrony Zdrowia, czy Funduszu Pracy zależą właśnie od ilości zatrudnionych w gospodarce.
Im jest ich więcej, tym wyższe wpływy do tych funduszy, im jest ich mniej tym wpływy są mniejsze. Co więcej za bezrobotnych składki do tych funduszy musi odprowadzać budżet państwa, co powoduje powiększenie wydatków budżetowych, a w konsekwencji i deficytu budżetowego.
Wygląda na to, że zaklęcia premiera Tuska o końcu kryzysu jednak nie działają, co więcej nie wierzy w nie jego prawa ręka minister Rostowski, przewidując gwałtowny wzrost bezrobocia nie tylko w 4 ostatnich miesiącach tego roku ale także przez cały rok 2104.
Zbigniew Kuźmiuk
Poseł PiS
Rozumie,że premier nie ma pojęcia o czymkolwiek, ale do licha ma do dyspozycji tysiace urzędników, wszechstronnie wykształconych i oni też „błądzą” po ekonomii?? Za co im płacimy pensje. Czy nie nalezy ich stawiać przed sądami??? Powyższa analiza jest stresująca.Co z niej mamy, panie pośle???