Poseł PO Jonh Godson, pytany czy poparłby Jarosława Gowina odpowiada w iście Wałęsowskim stylu – jestem za, a nawet przeciw. Na ewentualne odejście z partii nie mówi nie. Tylko po co, skoro kreowany na ów lidera Jarosław Gowin wyraźnie deklaruje, że jego miejsce jest w Platformie?
Zdaje się, że sympatyczny czarnoskóry polityk z Łodzi, lekko oderwał się od rzeczywistości. Owszem, widać konflikt w Platformie Obywatelskiej spowodowany nadchodzącymi wyborami wewnętrznymi, jednak nie jest on groźny do tego stopnia, aby sygnalizować tak ostre diagnozy jak odejście z partii.
Istnieje jednak inna teoria, którą wysunął publicysta Łukasz Warzecha, uważający, że nie można już pytać, czy Jarosław Gowin zostanie wyrzucony z PO, ale kiedy to się stanie.
Gdyby właśnie taka opcja okazała się prawdziwa Donald Tusk naraziłby się na ogromną falę krytyki, która jeszcze bardziej osłabiłaby sondaże partii, ale również w jakimś, nie wiadomo jednak jakim stopniu, mogłaby wpłynąć na decyzję jego partyjnego elektoratu podczas wyborów szefa partii. Dlaczego? A, kto chce szefa, który broni wyrażać swoje opinie? No, chyba, że zepsucie w PO jest na tyle wielkie, że nikt już na to nie zwraca uwagi, a liczą się tylko stołki.
Nie daje mi spokoju jeszcze jedna kwestia. Czy poseł Godson jest taki odważny, bo już dogadał się z PiS, a teraz tylko gra sztukę pt: „Wewnętrzne osłabienie PO”, aby zbić punkty u Jarosława Kaczyńskiego i miękko wylądować w nowej partii. Czy może faktycznie jest tak mało rozważny i chce zostać na lodzie. Druga opcja wydaje mi się mniej realna, choć wszystko jest możliwe.
Łukasz Żygadło
Na szczęście coś takiego nie powstanie, a jeżeli powstanie to podzieli los SP z 2% poparciem. Fuhrer jest tylko jeden, powtarzam, opozycja wewnątrz PO nie istnieje. Fuhrer nie takich „wewnętrznych opozycjonistów” się POzbywał i rudy włos mu z głowy nie spadł.
ano fakt
Łukasz
A skoro fuhrer jest tylko jeden (też lubi zwierzęta i kawaler) to biała rasa nie przyjmie czarnego, mieszającego narodową krew.
Partie powinny zniknąć.Więc należy im odciąć z budżetu strumień z pieniędzmi i są ugotowani.
Polecam świetny artykuł pani Katarzyny Gójskiej Hejke
KOPNIAK OBUDZIŁ BOHATERA
Dziś wiarygodność w polskiej polityce wyznacza postawa wobec katastrofy smoleńskiej. Gotowość wyjaśniania przyczyn śmierci prezydenta Kaczyńskiego i towarzyszących mu najwyższych urzędników i dowódców RP lub udział w manipulowaniu tym procesem. Nie ma bowiem nic istotniejszego dla niepodległości i przyszłości Polski niż dotarcie do prawdziwych przyczyn tragedii z poranka 10 kwietnia 2010 r. oraz ogłoszenie ich światu. Gdy uświadomimy sobie skalę zakłamywania i utrudniania dochodzenia do prawdy, zobaczymy wszystkie najbardziej niszczycielskie patologie naszego życia publicznego. Dlatego też wszyscy, którzy uczestniczyli, wspierali czy tylko tolerowali ten proceder, są za niego odpowiedzialni. W sprawie 10 kwietnia i tego, co na łamach „Gazety Polskiej” i „Nowego Państwa” wielokrotnie określaliśmy mianem katastrofy posmoleńskiej nie ma ocen połowicznych – są tylko jednoznaczne, bo to gra zero-jedynkowa. Od kilku tygodni trwa festiwal kreowania Jarosława Gowina na polityka, który ma odwagę wbrew własnej partii bronić interesu państwa i własnego sumienia. Tak się akurat składa, że niemal w całym swoim politycznym życiu b. minister sprawiedliwości wykazywał wyjątkowy opór wobec pójścia pod prąd własnych interesów, gdy w grę wchodziła i przyzwoitość, i interes RP. Czy ktoś pamięta, by Gowin protestował, gdy PO pacyfikowała proces wyjaśniania afery hazardowej? Kto pamięta najdrobniejszy protest zdymisjonowanego niedawno szefa resortu sprawiedliwości, gdy politycy jego partii prowadzili wyniszczającą dla Polski wojnę z prezydentem Kaczyńskim? I w końcu pytanie zasadnicze – czy Gowin bił na alarm, gdy szef jego ugrupowania drwił i obrażał ofiary katastrofy smoleńskiej, a do opinii publicznej docierały informacje jasno wskazujące, że badania prowadzone przez tzw. komisję Millera są kompletną fikcją i manipulacją? Gdzie było sumienie Gowina, gdy politycy Platformy wmawiali Polakom, że katastrofę wywołał gen. Błasik, prezydent Kaczyński i niedouczona załoga tupolewa? Dziś b. minister sprawiedliwości z wielką lubością rozprawia o tradycji, wartościach republikańskich, poczuciu misji w polityce. Czy to oznacza, że gdy kilka miesięcy temu wzywał, by nie polemizować, lecz pomijać ustalenia niezależnych ekspertów badających przyczyny katastrofy smoleńskiej, nie znał znaczenia pojęć, którymi dziś szafuje na lewo i prawo? Czy raczej uznawał wtedy, że takie wypowiedzi służą jego celom politycznym, a interesem Polski się nie przejmował? Jeśli Jarosław Gowin chce w polskim życiu publicznym pełnić taką rolę, o jakiej mówi od kilku tygodni, musi przede wszystkim dokonać rozliczenia swoich działań lub zaniechań w sprawie wyjaśniania przyczyn tragedii z 10 kwietnia. Bez tego jego wiarygodność będzie równa tej, jaką mają kolejni objawiający się wyborcom reformatorzy polskiego życia publicznego, dla których główną inspiracją rzucenia się w wir wiekopomnych zmian był zwyczajny kopniak zaserwowany przez zmieniającego plany wodza.