Na Śląsku pierwsza połowa XIX w. to okres klęsk żywiołowych: częstego nieurodzaju, licznych pożarów, powodzi i epidemii. W wymiarze ponadczasowym, najdotkliwszym kataklizmem dla Ślązaków była jednak pańszczyzna. Na Śląsku należała ona do szczególnie uciążliwych i z tego powodu wyzwalała wśród Ślązaków szczególne potrzeby i marzenia. Potwierdzała to też legenda głosząca, że Pan Bóg stwarzając Śląsk zgubił tam swój zegarek. Dlatego też min. dwóch absolwentów opolskiego seminarium „na górce” – ks. Leopold Moczygemba i Edmund Woś stało się ojcami dwóch emigracji śląskich.
Amerykańska ziemia obiecana
Ks. Moczygemba, jako misjonarz trafił do Teksasu i tam zobaczył dla swoich ziemię obiecaną. Słał listy, namawiał, obiecywał wolność. W końcu dopiął swego – 24 września 1854 r. do Ameryki wyruszyła pierwsza grupa licząca 150 osób. Po trzech miesiącach dramatycznej podróży osiedlili się u ujścia rzek: San Antonio i Cibolo. Ziemi mogli nabyć tyle, ile zdołają jej wykarczować. Później, w pierwszej założonej przez siebie osadzie w Stanach Zjednoczonych, którą nazwali Panna Maria (podobno od Kościoła Mariackiego), dwie ulice, jakie tam były, nosiły nazwę: Kościuszki i Pułaskiego. Tam też powstała pierwsza polska szkoła w Ameryce.
Przedostatni proboszcz parafii Panna Maria ks. Franciszek Kurzaj, po 140 latach od jej założenia powiedział: „Ich potomkowie do Ameryki przyjechali za ziemią. To jest ich świętość, oni jej nie sprzedadzą. Dziś są lekarzami, adwokatami, inżynierami”.
Poloneses i Silesianos
Ojciec emigracji brazylijskiej Edmund Woś, później Edmund Sebastian Woś-Saporski uciekając przed wojskiem pruskim trafił aż na kontynent amerykański. Po jakimś czasie ściągnął tam 16 rodzin z Siołkowic i okolic. Przypłynęli w 1869 r. na statku o nazwie „Viktoria”. Pierwsze schronienie znaleźli w kolonii Brasq, którą porzucili Irlandczycy. Nie zaznali tam spokoju, musieli opierać się ludożerczemu plemieniu Botocuda.
W rok później, kiedy na Śląsku werbowano ludzi na wojnę z Francją, oni w Brazylii zakładali pierwszą polską kolonię – Pilarzinho. Źródła brazylijskie podają, że jej mieszkańcy w rubryce: „grupa etniczna”, podawali określenie „Poloneses”. W kolejnych czterech koloniach, sytuacja powtórzyła się. „Silesianos” pojawiła się dopiero w 1876 r. w kolonii Santo Ignacio. Przyczyna tej zmiany mogła być zupełnie prozaiczna: wcześniejsze emigracje składały się z dużym prawdopodobieństwem z gburów (wolny chłop na Śląsku), którzy na Śląsku otwarcie przyznawali się do polskości. Kolejne fale emigracji mogły składać się z mniej odpornej i uboższej ludności, która w Brazylii zastała ten sam stosunek do siebie kolonistów niemieckich, co w pozostawionej niedawno ojczyźnie i z powodów praktycznych wolała pozostać Ślązakami. Cała emigracja śląska do obu Ameryk liczyła ponad dwa tysiące osób.
Pamięć korzeni
Prof. Andrzej Brożek (Ślązak z pochodzenia) w książce „Ślązacy w Teksasie” napisał ważne słowa: „Właśnie w izolacji, gdzie nie było tych silnych wpływów ani anglosaskich, ani niemieckich, Ślązacy teksascy okazali się Polakami […]. Wbrew przewidywaniom Henryka Sienkiewicza, który twierdził, że dadzą się pochłonąć przez ludy germańskie”.
Ksiądz biskup Władysław Yanta (rodowe Jainta, nazwisko to istnieje do dziś) z San Antonio, potomek emigrantów z Płużnicy, potwierdza tę opinię: „Pewnego dnia obudziłem się ze świadomością, że jako Polak niewiele wiem na temat swoich korzeni. Pojechałem więc do Krakowa na Uniwersytet Jagielloński, potem na kolejny kurs językowy na Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu”.
W „Kurierze” gazecie wydawanej przez Polonię brazylijską napisano podobnie: „Emigranci Polscy przybywają do Brazylii z paszportami krajów zaborczych, lecz nigdy nie uważają się za obywateli tych krajów. Od razu zaczynają życie wolnych Polaków w nowo wybranej ojczyźnie, manifestując swoją polskość na każdym kroku”.
Kierunek zachodni nie był jedynym miejsce emigracji. Na początku XX wieku Ślązacy i Zagłębiacy ruszyli też za chlebem na wschód. Uwierzyli carowi. Dziś zgodnie żyją w małej wiosce pod Irkuckiem. Wioska nazywa się Wierszyna. Tam również Ślązacy okazali się Polakami. A więc od tej reguły nie ma wyjątków.
Artykuł ukazał się w „Naszym Dzienniku” 09.03.1998 r.
Ps. Nikt nikomu oczywiście nie chce udowadniać, że jest „słoniem” lub „wielbłądem”, ale dla własnego dobra warto skonfrontować postawy starych Rodłaków, Powstańców śląskich i członków przedwojennego Związku Polaków w Niemczech z obecnymi, które od tamtych diametralnie się różnią. Oni o wiele więcej przeżyli i o wiele więcej wiedzieli. Dziś tak samo umiera Stary Śląsk jak i Stara Polska. Korfantego i Piłsudskiego trzeba zobaczyć na zupełnie innym planie i w innych kategoriach. Wojna na krzywdy do niczego nie prowadzi, ponieważ obydwie strony doznały ich wystarczająco wiele. Szukanie rekompensaty na własnym i rodzimym gruncie kulturowym prowadzi do poczucia separatyzmu i własnej izolacji, a w dalszej kolejności – własnej tragedii.
W Polsce i na Śląsku, których dzieje mają po 1000 lat nie ma rozwiązać tymczasowych; nie ma dobrych rozwiązań połowicznych bowiem dopiero łączna tysiącletnia perspektywa daje prawdziwy obraz. Jeżeli ktoś opisując Śląsk ograniczy się do opisu pruskiego, którego panowanie trwało ok. 200 lat – będzie kłamał; jeżeli do austriackiego, którego panowanie trwało również ok. 200 lat – też będzie pisał nieprawdę. Opis wyłącznie polski, który od 1848 ponownie wywalczył sobie szczególne przywileje i dominację – też nie będzie odpowiedni. Jednak jedna rzecz jest podstawowa dla rozumienia Śląska: Ślązacy i Polacy tam mieszkający powinni zrozumieć, że po II wojnie zlikwidowano Prusy tak, jak likwiduje się zło. Skutki tego zła niestety trwają po dziś dzień i nikt ich jeszcze nie zlikwidował, a dziś notujemy przypadki, w których pruskość zaczyna pączkować. Prusy zginęły. Kresy, które oczywiście były diametralnie innym światem, odeszły od Polski. Mamy więc sytuację jasną i klarowną. Polska nie jest już państwem przepołowionym jak przed II wojną – światem kresowo-zachodnim, lecz państwem które posiadło swoje optymalne granice (i nie wnikajmy w szczegóły), w którym Śląsk oraz Ziemie Zachodnie i Północne mają do odegrania kluczowe zadania.
Wszelkie dąsy – z obu stron są niczym innym, jak podcinaniem gałęzi, na której razem siedzimy. Wszelka ludowość jest dobra na poziomie etnograficznym, lecz gdy w grę wchodzą historia i polityka, ludowość musi ustąpić faktom, chłodnemu rachunkowi i pragmatyzmowi. 1000-letnia historia Śląska mówi jedną podstawową prawdę – Śląsk jest częścią Polski, jeżeli ktoś będzie chciał zmienić tę prawdę, na Śląsk sprowadza nieszczęście. Historia dostatecznie jasno odpowiedziała – dlaczego.
Śląskość była i jest specyficznym azylem, który pozwalał bezpiecznie przeżyć w tym trójkącie bermudzkim Europy. Oczywiście ma swoje zasługi, ale pomimo wielkiej sympatii dla niej, nie jest w stanie wyzwolić się ze swoich uzależnień i swoich hermetycznych uwarunkowań. Śląskość ma tylko jeden kierunek wyjścia – jest nim polskość, i wbrew obaw nikt tu nikomu niczego nie zabiera i nie zabierze. Ślązak może pozostać Ślązakiem tylko w Polsce. Mało kto już chce takiej Polski, w jakiej żyjemy – zacznijmy budować ją razem. Dlatego, że tak samo Polska, jak i Śląsk podlegają jednej zasadzie geopolitycznej: są miedzy Niemcami a Rosją i nic tu innego nie da się wykombinować. Podlega też wszystkim uwarunkowaniom walącej się cywilizacji łacińskiej. Taka będzie Polska, jacy będziemy my sami. Nie ma to być Polska marzeń, ale państwo przyjazne dla obywatela i pilnujące własnych interesów, a więc współuczestnictwo i wspólna praca – na tym właśnie polega rozwój. Nie można być raz tu, raz tam, albo trochę tu i trochę tam, lub gorzej – tam, gdzie więcej dają. Życie stawia człowiekowi warunki – jeżeli zbuduje je na prawdzie, będzie miało ono sens. Ślązak w Polsce nie musi się przed niczym chować – jest bowiem u siebie. Ale nie można też pozwolić, aby śląskość stała się pieczenią, dla cwaniaków, kombinatorów i politykierów. Za to odpowiada już sam przed sobą.
Autor: Ryszard Surmacz
Panie Surmacz: Piękny komentarz. Z dwiema rzeczami niestety mam problem, żeby się jako autochtoniczny Ślązak zgodzić. Po pierwsze: demonizowanie Prus. Jest oczywistym, że Sienkiewicz w swoich opisach nie jest obiektywny. To trochę jak literatura science fiction. Pod pruskimi rządami nie działa się aż taka krzywda jak przedstawiają nam to polskie, zwłaszcza prlowskie źródła. Jeśli chcemy być naprawdę obiektywnymi trzeba poczytać i wysłuchać argumentów z polskich i niemieckich opracowań. I być także gotowym do weryfikacji własnego zdania. To po pierwsze.
Po drugie: jest jasne, że obecnie nic nie zapowiada zmiany granic w Europie i 90% Śląska leży w Polsce. Są to fakty. Jednak gdyby np. w 1937 r. powiedzieć np. wrocławianom, że za 10 lat będzie tutaj Polska, albo bardziej perwersyjny przykład: powiedzieć to mieszkańcom ówczesnego Szczecina to raczej każdy by się uśmiechnął z politowaniem. Raczej należy unikać takiego długoletniego szafowania takimi opiniami, gdyż można się bardzo pomylić.
Po trzecie: Nikt nie udawadnia niczego i nikomu. I nie próbuje tego robić. Świetnie. Tylko na G. Śląsku pewne postawy trzeba rozpatrywać indywidualnie. Trudno przyłożyć jakiś jeden wzorzec lojalności czy wręcz moralności państwowej do wszystkich. Po prostu nawet w jednej rodzinie potrafią być tutaj różne deklaracje narodowościowe. I tego nie zmienimy.
Dzięki za ciekawy artykuł.Uczę się nadal historii na Pańskich opracowaniach korzystając również z komentarzy na forum.!
Do Foxmanna
Dzięki za odpowiedź. Ad1. Problem z Prusami jest podobny do PRL-owskiego. Można powiedzieć, że w PRL-u też nie było źle, ale pozostaje pytanie – jak na tym wyszliśmy? Cały polski ruch na Śląsku był jednym wielkim protestem przeciwko Prusom. Ba, podczas II wojny Niemcom też nie było źle, ale jak było ludziom i państwom na które Niemcy napadły? A czy Ślązakom podczas tejże samej wojny było tak dobrze?Sienkiewicz wystąpił w obronie Polaków mieszkających w Prusach i swoją reakcją wywołał w Europie powszechne oburzenie. Tu więc nie o obiektywność chodzi, lecz jawną dyskryminację. Problem pruski wiąże się z próbą wychowania tzw. człowieka pruskiego i rzecz w tym, że tamta szkoła jeszcze dziś odnosi sukcesy. Tak samo zresztą jak dziś odnosi sukcesy homo sovieticus. Dawni wychowankowie i ich potomni pruskiej szkoły, jak i PRL-owskiej szkoły muszą wyjść ze swojej skorupy i zacząć się uczyć nowych czasów i nowego geopolitycznego położenia. Prusy i PRL trzeba pożegnać na zawsze. Na utrzymaniu Śląska w Polsce najbardziej powinno zależeć właśnie Ślązakom. Ale ogólnie – trochę się nie rozumiemy.
Ad. 2. Tu nie podzielam Pańskiego zapatrywania. O przyszłości trzeba mówić jasno i wciąż. Dziś świat się burzy i rzeczywiście nie wiadomo co go spotka – nawet w najbliższym czasie. Mimo to, nie sądzę aby Śląsk zmienił przynależność. Rachunki geopolityczne nie wskazują na to. Niemcy od czasu wojny prusko-francuskiej nie wygrały żadnej wojny i już nie wygrają – nawet gospodarczej. Owszem zmieniły się, ale jak na swoje położenie jeszcze zbyt mało. Przeniesienie stolicy do Berlina było bardzo dużym politycznym błędem. Adenauer przestrzegał przed takim posunięciem. Natomiast… natomiast nie mam pewności, jak zachowa się sam Śląsk i jego mieszkańcy. Chyba sam Pan przyzna, że za dużo tam złej propagandy, tej, która nie ma nic wspólnego z prawdą. Chyba Pan zauważa, że to co dzieje się na Górnym Śląsku nie jest w interesie Śląska a także Polski?
Ad3. Tu całkowicie się z Panem zgadzam. Ale nie można zapomnieć, że nielojalności nie toleruje żadne państwo. Prusy w tym względzie były tworem wzorcowym. Przed II wojną było kilka pozytywnych przykładów na Śląsku, np. poseł niemiecki Pandt (chyba tak się pisał?).
Pisałem już o tym, istota stosunku do Polski tkwi w pogardliwym stosunku do Wschodu, jaki przekazała jeszcze pruska szkoła. I ta przypadłość wciąż żyje jak Lenin. Proszę uwierzyć, że brak znajomości tego, czego dokonała Polska jagiellońska, ba, brak orientacji na temat specyfiki polskiej cywilizacji, bardzo zubaża intelektualnie. Polacy z kresów zauważają ten fakt, chcą się dzielić tym doświadczeniem, ale spotykają się tylko z obrazem Kargula i Pawlaka… I już nic się nie da zrobić. Zwycięża trup pruski. A nie o to chodzi.
Pozdrawiam, Ryszard Surmacz
P. Foxmann
Ps. Co do Ślązaków Sienkiewicz się oczywiście pomylił. Nie znał ich. Natomiast ogólna jego postawa była jak najbardziej zasadna.
R.S.
Pani Irenie dziękuję za zawsze mądre i wyważone komentarze. Pozdrawiam,
Ryszard Surmacz
Rozumiem, czuć się Ślązakiem i rządać powrotu autonomicznego Województwa Śląskiego to cwaniactwo, kombinatorstwo i wtrącanie się do polskiej polityki na Śląsku!
Nic nowego na stronie NGO…………
@P.Ryszard Surmacz!.Dziękuję. Równięż pięknie i serdecznie pozdrawiam,życząc radości i miłości,które są skrzydłami wielkich przedsięwzięć.
Być może dla świata jesteś tylko Człowiekiem,ale dla niektórych ludzi Jesteś Całym Światem.Proszę zapamiętać.
Pańszczyzna w XIX wieku nie odgrywała wielkiej roli ponieważ została zniesiona w roku 1811.
Autor wychwala śląskich gburów którzy uznali się za Polaków. Drobnych chłopów uznających się tylko za Ślązaków uważa za nieuświadomionych i tylko wybór pierwszych za jedyny możliwy. Czasy się zmieniły i dziś to obywatel decyduje o swojej tożsamości. Żaden polityk ani naukowiec nie ma prawa mu cokolwiek wmawiać. Dobrze jednak że autor zauważył że opcja śląska nie jest aż taka nowa.
p.s. jestem potomkiem śląskich chałupników
Plebiscyt:
Siołkowice: 74 : 25
Płużnica: 62 : 38
Czu emigranci już przed wyjazdem posiadali świadomość narodową czy nabyli ją dopiero później w Ameryce.
Moczygemba i Woś jak wiadomo posiadali ją już na starym kontynencie.
Czy istnieją źródła które potwierdzają jakąkolwiek tożsamość narodową mieszkańców tych dwóch osad w pierwszej połowie XIX wieku?
Panie Surmacz: po kolei. Ruch polski na Górnym Śląsku, bo tylko tę część Śląska bierzemy teraz w naszych dyskusjach pod uwagę owszem był i to nawet silny, ale czy był to protest przeciw Prusom to śmiem szczerzę wątpić. Ten ruch wpisywał się w szersze aspiracje narodowe poszczególnych grup ludności. Nie był niczym odosobniony i szczególnym w tamtych czasach. W tych demonizowanych Prusach działały polskie organizacje, związki, mniejszość i to tak, że nawet Korfanty był posłem w Reichstagu. Na Opolszczyźnie widzimy podwójne nazwy z okresu właśnie pruskiego (sprzed 1933 r.) i jak nietrudno zauważyć brzmią często tak samo, albo podobnie. W każdym razie tym paskudnym Prusakom jakoś nie przeszkadzały i nikt ich nie zmieniał. Element słowiański był częścią Prus i tyle. Nie jest to w żaden sposób porównywalne z okresem PRL-u, gdzie zarówno marionetkowy komunistyczny rząd, jak i ten w Londynie były tego samego zdania, że nowa Polska ma być BEZ mniejszości narodowych i etnicznych. Zatem nie można powiedzieć, że w PRLu „nie było źle”. Absolutnie nieporównywalne są czasy II wojny światowej. Po pierwsze dlatego, że to okres działań wojennych, a po drugie że nie wszystkim Niemcom było tak cudownie. Podobnie jak za komuny kto był przy władzy korzystał z jej przywilejów. Na tym tle okres panowania pruskiego wypada całkiem znośnie.
My Ślązacy niestety mamy często problem z tym, że ktoś nam próbuje wpierać czegoś, czego nie chcemy. I trudno znaleźć język porozumienia z twierdzeniem, że „powinno nam zależeć na tym, żeby Śląsk był przy Polsce”. U nas w rodzinach żyją jeszcze ludzie, którzy mają porównanie z tym jak się żyło kiedyś i teraz i niestety ich opinie często bardzo rozmywają się z tym co polska przymusowa szkoła nam kazała wierzyć. Optyka patrzenia na te problemy jest diametralnie różna i stąd zarzewie do antagonizmów.
Co do zmian przynależności państwowej. Trudno oceniać co będzie za ileś tam lat. Ważne jest tak naprawdę tu i teraz. Hasła, że „przyjdą Niemcy” i zabiorą są na dzień dzisiejszy dobre dla populistycznego polityka, a nie dla poważnego człowieka.
Co do lojalności. No cóż. Trudno wymagać od kogoś lojalności jeśli się go traktuje niepoważnie. Tak jak w każdym związku nie da się tak po prostu wymagać od kogoś przywiązania. Ono się wyraża w: solidnej pracy, uczciwości, płaceniu podatków. Jeśli jednak z drugiej strony jest: olewanie, cwaniactwo i kombinowanie to każdy kto ma możliwość pewnego „wyboru” narodowościowego na coś takiego jak „polskość” spojrzy z dystansem i chłodno przekalkuluje. Takie są niestety realia
Dziękuję za szczerość. Doceniam to, ale proszę Pana, to, co Pan proponuje plasuje się na poziomie tzw. „Ludzi tutejszych”, lepiej znanych na wschodzie Europy. Przykro mi (oczywiście ma pan prawo do takiego widzenia) , ale w środku Europy nie ma na taki stosunek do życia miejsca – nie dlatego, że ktoś komuś czegoś nie pozwala lub zabrania, lecz dlatego, że postawa taka wyautowuje tak myślącego człowieka z wszelkiej gry o swoje. Innymi słowy, człowiek taki jest spychany na margines i w konsekwencji wykorzystywany bez miary. Ba, taka postawa jest wygodna szczególnie dla tego, kto chce takiego człowieka wykorzystać. Wygodna jest też do czasu dla niego samego, ale – ale człowiek wyznający taką postawę nie może potem mieć pretensji do innych, że go krzywdzą lub wykorzystują, ponieważ on sam dał na to zgodę – zgodę swoja postawą. Tak też powstała śląskość, a więc nie-polskość i nie-niemieckość. Więcej, postawa taka jest konsekwencją dziejów Ślązaków – tak samo pod Austrią, jak i pod Prusami. Refleksja nad tą dolą wyzwoliła w najaktywniejszych ludziach tamtej ziemi opcję polską. Opcja polska miała pozwolić wyjść Ślązakom z kanału, w jakim się znaleźli lu do jakiego zostali zapędzeni. I to jest aktualne po dziś dzień.
Zastanawiające jest natomiast że Ślązacy (tu wyłączając polskich) główne pretensje kierują do Polaków. Ja w pewnym sensie to rozumiem (ale nie godzę się z tym), ale dla Polaków jest to czarna magia: jak można wybierać wyraźną nieakceptację niemiecką, gdy ma się do wyboru akceptację polską. Perspektywa garnka jest trochę prowincjonalna, zwłaszcza w Europie, choć bierze z perspektywy niemieckiego mieszczaństwa. To tyle, co mogę na ten temat napisać. Pozdrawiam, Ryszard Surmacz
I jeszcze jedno, Pan wybaczy, ale Prus nie sposób zaakceptować tak samo, jak PRL-u. To, że było co do garnka włożyć, to o wiele za mało. Nie wiem czy Austria jak i Prusy w równym stopniu wstrzymywały rozwój intelektualny Ślązakom (i proszę nie relatywizować, Ślązacy są Słowianami i ludnością rdzenną) jak w PRL-u Polakom (i Ślązakom), ale jedno jest pewne, że przyczyniły się do ich degradacji. Ze śląskiej strony dowodem na to jest choćby taka postawa, jaką Pan reprezentuje. Pozdrawiam
R.S.
Akceptacja polega na tym że akceptuję się drugą osobą taka jaka jest a nie wymusza się asymilacji by tą osobę dopiero wtedy zaakceptować. Taka „opcja polska” nie jest atrakcyjna. Przypomina ona wiek XIX i XX.
Dzisiaj żyjemy w państwach obywatelskich gdzie lojalność to nie kwestia tożsamości etnicznej a przestrzegania porządku prawnego.
Tożsamość „tutejsza” nie jest tylko typowa dla wschodniej Europy. Z tym fenomenem spotkałem się również w Hiszpanii, Francji, Wlk. Brytanii czy we Włoszech.
Wtedy Pańska postawa jest produktem Polski Ludowej która przyczyniła się do degradacji Polaków.
Panie Surmacz: domyślam się co Pan proponuje, tzn., żeby się tak na 100% określić. Tylko u nas (jeśli oczywiście mogę tak powiedzieć w liczbie mnogiej) autochtonów opcja polska jest jedną z kilku. Szeroko pojęta wielokulturowa austriackość (nie tylko ta niemiecka) i Prusy nie są dla nas elementem wrogim. Kiedy bywam w Austrii, katolickiej Bawarii naprawdę czuję się tam swojsko, czemu dziwią się moi koledzy nie-autochtoni.
postawa często pretensjonalna rodzi się z niestety z aktualnych wydarzeń i polityki, która nie tyle już dyskryminuje nas w jakiś sposób, ale bardziej mierzi. Bo gdy ma się do porównania jak często znajomi, lub krewni pracują w Niemczech i w jakich warunkach z tym co u nas (te porównania są u nas dość częste) to niestety robi się prosty rachunek.
A co do określania to tak każda z opcji próbowała nas na przestrzeni wieków nagabywać, aż powstały np. ruch ślązakowski Kożdonia i opcja „narodowości”.
Ja osobiście jestem zdania, że nie należy naciskać i zostawić to tak jak jest. Czas wiele zmienia, nowe pokolenia myślą inaczej. Zawsze można natomiast żyć jeśli nie w wielkiej przyjaźni to przynajmniej w poprawnych stosunkach.