Entuzjastyczny aplauz wstrząsnął gmachem parafii św. Zygmunta i św. Jadwigi Śląskiej w Koźlu. Przestraszone gołębie, do tej pory spokojnie spacerujące po placu kościelnym, zerwały się do lotu. Przedstawienie ? A może ślub ? Te pytania musiały kłębić się w głowach przechodzących obok ludzi. Kilku śmiałków zdecydowało się wejść do środka i na własne oczy przekonać się co się dzieje. A tam msza święta. Msza jak msza – mógłby powiedzieć sceptyk. Msza była wczoraj, będzie też jutro. Rzeczywiście – ale nie taka ! Pod ołtarzem zauważyć można było poczty sztandarowe oddelegowane przez wojsko , policję, Koło Sybiraków, Związek Armii Krajowej. Byli także uczniowie kilku kędzierzyńsko-kozielskich szkół.
Grała orkiestra, w kościele widocznych było wiele osób w garniturach, odświętnych strojach służb mundurowych. Niektóre panie miały opaski AK. Zastanawiać by się można – co to za uroczystość? Wiele osób, jak mówił ks. Robert Wawrzeniecki w kazaniu – 60%, nie potrafi połączyć daty 11 lipca z należnym jej wydarzeniem. Wiele osób nie potrafi połączyć daty 11 lipca z „krwawą niedzielą”. Wielu osobom nie mówi nic nazwa „rzeź wołyńska”. Na szczęście dzięki ludziom takim jak ci obecni w kościele, ofiary zbrodni UPA nie są zapomniane.
Wspomniany na początku aplauz nie był bezpodstawny. Był on skutkiem świetnego kazania ks. Roberta, który w czasach politycznej poprawności nie bał się tej poprawności stanowczo skrytykować.
Można śmiało powiedzieć, że właśnie ci Polacy, mieszkający na Kresach Wschodnich, ponieśli trzecią ofiarę za wierność swojej Ojczyźnie, jedną z tych, jaką przyszło znosić ludności Polskich Kresów Wschodnich. – mówił. I zaczął wymieniać:
Pierwszą z tych ofiar były doły w Katyniu, Miednoje, Charkowie, Twerze, Bykowni i tylu jeszcze nie odkrytych miejscach. To ten nieludzki wyrok wykonany strzałem w tył głowy.
Drugą z tych ofiar był Sybir, często z dala od swoich najbliższych, rodziny i przyjaciół. To praca na „nieludzkiej ziemi”, gdzie Kresowiacy ginęli w nieludzkich warunkach, wycieńczeni katorżniczą pracą i warunkami bytowymi
Trzecią z tych ofiar były mordy dokonane przez ukraińskich nacjonalistów nie tylko na mężczyznach, ale przede wszystkim na niewinnych osobach: dzieciach, kobietach i starcach Wołynia, Podola, Polesia i Galicji Wschodniej.
Czwartą z tych ofiar były przesiedlenia na tereny tzw. Ziem Odzyskanych, gdzie trzeba było wszystko zaczynać od nowa, a jednocześnie w komunistycznej Polsce Ludowej nie wolno było głośno mówić o tym, co się stało na ziemiach Kresów Wschodnich i bohaterskiej obronie mordowanej miejscowej ludności, niesionej przez żołnierzy Armii Krajowej i Batalionów Chłopskich.
To był dramatyczny czas, kiedy nawet nie wolno było przyznawać się publicznie do kresowego rodowodu, bo przecież te ziemie weszły we władanie „bratniego, przyjacielskiego” Związku Radzieckiego.
Piątą zaś z tych ofiar, ponieśli Kresowianie, już w wolnej Polsce, kiedy ich sprawy nie znalazły zainteresowania Wolnej Ojczyzny. Tylko wydarzenia z Katynia, Miednoje, Charkowa i Bykowni oraz zesłania Sybiru przebiły się do publicznej świadomości, znalazły swoje miejsce w opracowaniach historycznych i podręcznikach szkolnych.
Swoje wystąpienie zakończył słowami:
My prawdę o zbrodniach ukraińskich nacjonalistów na ludności polskiej na Kresach Wschodnich II Rzeczpospolitej znamy i to nad wyraz dobrze, a zatem mamy stać na jej straży, pomimo okoliczności, jakie nam towarzyszą. Mamy stać na staży prawdy, pomimo tego, że tego że wokół nas tylu głupców i zbrodniarzy. Amen.
Po przeczytaniu tych wypowiedzi chyba nikt się nie dziwi euforii, jaką ona wywołała.
Po zakończonej mszy świętej uformowano przemarsz. Z przodu orkiestra, dalej wojsko, policja, sztandary. Na końcu maszerowali ludzie nie związani z wcześniej wymienionymi. Maszerowali razem – politycy, dziennikarze, księża, członkowie środowisk kresowiackich. Razem, w jednym szeregu – aż pod gimnazjum numer 1, gdzie znajduje się tablica upamiętniająca Orlęta Lwowskie. Pod pomnikiem złożono kwiaty. Kwiatów tych było dużo. Tyle, ile organizacji reprezentowanych na uroczystościach. Także kędzierzyńsko-kozielska komórka Obozu Narodowo-Radykalnego zapaliła znicze. Z niecierpliwością czekamy więc na artykuł „Gazety Wyborczej” atakujący ONR za ten przejaw „faszyzmu”.
Wiele osób wygłosiło przemówienia – m.in. Przedstawiciele władz powiatu Kędzierzyna-Koźla, przedstawiciele władz województwa, przedstawiciele posłów, odczytano list Patryka Jakiego.
Odczytano apel poległych, oddano salwę honorową, odśpiewano Mazurka Dąbrowskiego i Rotę.
Cieszy, że podobna inicjatywa odbywa się w Kędzierzynie-Koźlu – mieście, gdzie tak mało można spotkać przejawów patriotyzmu, a święta narodowe obchodzić można jedynie przed telewizorem.
Po uroczystościach, w prywatnej rozmowie, okazało się, że ksiądz Robert jest stałym czytelnikiem NGO. Z tego miejsca więc pragnę przesłać pozdrowienia i życzyć wszystkiego dobrego w głoszeniu prawdy.
Autor: Krzysztof Marcinkiewicz