Panuje takie przekonanie, że każde większe, lub ważniejsze miasto, które reprezentuje swój kraj, powinno mieć zasłużony klub sportowy. W Polsce przyjęło się, że piłka nożna jest sportem narodowym, a więc wśród klubów piłkarskich wyszukuje się tych perełek, którymi można się chwalić. Niestety poziom piłkarski klubów polskich odstaje znacznie od poziomu jaki prezentują nasi sąsiedzi, Czesi, Słowacy, nie wspominając o Ukrainie czy Niemczech, których to zespoły regularnie występują w najważniejszych rozgrywkach europejskich. W Opolu, jako stolicy województwa Opolskiego, również marzy się o takim klubie.
Kibice, a także grupa ludzi zajmująca się wydarzeniami związanymi z klubem dobrze wiedzą jak powinien wyglądać zarząd, polityka transferowa i przede wszystkim filozofia swojego zespołu. Niestety realia prezentują się zgoła odmiennie. Odra Opole, niegdyś najlepsza drużyna rundy jesiennej w najwyższej klasie rozgrywkowej, teraz boryka się z problemami zarówno finansowymi, mimo współpracy ze sponsorami i władzami miasta, jak i problemami dotyczącymi sztabu szkoleniowego. Kwestia finansowa jest o tyle mniej istotna dlatego, że na całym świecie panuje kryzys gospodarczy, stąd na pewno szybko nie da się wyjść z zadłużeń, jednakże wszelkie problemy zawsze mają drugie dno, a tym w przypadku Odry jest właśnie brak funduszy. W czysto sportowym aspekcie głównym problemem jest ławka trenerska, gdzie Odra po niedawnym rozwiązaniu umowy z Dariuszem Kaniuką szukała następcy bezskutecznie jednak. To właśnie brak odpowiednich środków finansowych sprawił, że pierwszym trenerem naszego zespołu został Wojciech Mielnik, były asystent pana Kaniuki. Nie można trenera Mielnika od razu skreślać, czy nie pokładać w jego umiejętnościach nadziei jednakże po co rezygnować z trenera jednocześnie oddając to stanowisko jego zastępcy, który na pewno w jakimś stopniu ma podobny pogląd na temat prowadzenia zespołu, choćby z tej racji, że gdyby nie to, to pewnie nie byłby asystentem głównego trenera. Innym problemem, który także spowodowany jest brakiem pieniędzy jest szkółka młodzieżowa, która niegdyś także była jedną z lepszych w Polsce, teraz jest skromna i bierze przykład z dorosłej drużyny, nie najlepszy przykład. Co tu dużo mówić. Klub, począwszy od zarządu, aż po szkółkę młodzieżową powinien zostać tak uformowany, ażeby był on długoterminową, przyszłościową inwestycją. Nie ma sensu zwalniać trenera za trenerem i tutaj można przytoczyć słowa sławnego szkoleniowca Felixa Magatha, który otwarcie przyznał, że potrzebuje 2 lata na stworzenie zespołu na miarę mistrza Niemiec. To mu się udało z Wolfsburgiem. Kolejnym przykładem jest David Moyse z Evertonu, czy Thomas Schaff z Werderu Brema, którzy mimo braku sukcesów trwają i budują wielkie kluby. Trener musi dostać szansę żeby wdrożyć swój plan w życie zespołu. Polityka transferowa powinna wyglądać tak, że szuka się perspektywicznych graczy za mniejsze pieniądze, a nie „gwiazdy” z zagranicy, które się nie spłacają. Takich perspektywicznych graczy sprowadzać będzie można w momencie, kiedy trener będzie miał czas na ustalenie taktyki, odpowiedniego treningu, który pozwoli rozwinąć umiejętności tym graczom, którzy już w klubie trenują, a także tym których sprowadzi do klubu. Jasną sprawą jest to, że taki plan może się nie udać, ale na pewno nie uda się stworzyć zespołu, który kilkukrotnie zmieniał trenera. Przecież zarówno trener, jak i piłkarze muszą mieć czas na poznanie siebie i taktyki.
Kluby w Polsce źle mierzą zamiary względem własnej miary. Od razu Realem Madryt czy Barceloną się nie staną. Tylko poprzez długą, ciężką współpracę można zbudować coś co przetrwa. Tylko tak możemy dosięgnąć marzeń o wielkim zespole, choćby na miarę mistrza polski.
Autor: Adam Kolański, tekst ukazał się w papierowym wydaniu NGO nr 2/2011