Die Welt: Wyprowadził Wielką Brytanię z Unii Europejskiej, dziś ma nowy plan. „W Londynie wybuchła panika”

Zastępca Naczelnego

Nigel Farage/X.com

To jeden z tych powrotów, który może doprowadzić do politycznej rewolucji. Po doprowadzeniu do brexitu Nigel Farage usunął się w cień brytyjskiej sceny politycznej. Teraz jednak powraca i zamierza ponownie sięgnąć po władzę. Wiele wskazuje na to, że przyszły rok może doprowadzić do historycznego zwrotu w brytyjskiej polityce — na samą myśl w biurze brytyjskiego rządu wybucha panika.

„Z serca dżungli do serc Brytyjczyków” — tak mógłby brzmieć tytuł kolejnego rozdziału w politycznej biografii Nigela Farage’a. Człowiek uważany za ojca brexitu i twórcę nowoczesnego populizmu w Wielkiej Brytanii jest o krok od powrotu do czołówki brytyjskiej polityki.

Wraca nie tylko z australijskiej dżungli, gdzie brał udział w reality show „I’m a Celebrity”. Ekstrawagancki populista dotarł niedawno do finału tego programu — zajął trzecie miejsce, zgarniając imponującą gażę w wysokości 1,7 mln euro (ponad 7 mln zł). Teraz Farage wykorzystuje swój czas antenowy do tego, by prowokować spekulacje na temat powrotu do polityki głównego nurtu.

Okoliczności nie mogłyby być dla niego lepsze: jedno z najnowszych badań opinii publicznej pokazuje, że gdy Farage przebywał w australijskiej dżungli, jego popularność wzrosła o pięć punktów procentowych. Daje mu to obecnie przewagę nad premierem Rishim Sunakiem.

Niemal na pewno zbliża się koniec 13-letnich rządów torysów. Obecne sondaże pokazują ich daleko w tyle za Partią Pracy. Wydaje się, że aby wygrać przyszłoroczne wybory, laburzyści nie muszą robić nic poza unikaniem wpadek.

Taki rozwój wydarzeń przyniosła kontrowersyjna i bezcelowa polityka torysów, którzy osłabili brytyjską gospodarkę, nie potrafili spełnić obietnic dotyczących polityki migracyjnej, a także zaszkodzili reputacji swojej ojczyzny za granicą. W atmosferze politycznego niezadowolenia i malejącego znaczenia Wielkiej Brytanii na świecie Farage może zadać torysom decydujący cios. Czekał na ten moment od wielu lat.

Wróg czy przyjaciel?

Jeszcze w październiku na konwencji Partii Konserwatywnej Nigel Farage został powitany przez delegatów jak bohater — dużo czasu spędził na pozowaniu do zdjęć i podpisywaniu autografów. Ku przerażeniu umiarkowanych torysów tańczył nawet z na partyjnym przyjęciu z wpływowymi osobistościami. Na koniec złośliwie oświadczył, że będzie w stanie przejąć przywództwo Partii Konserwatywnej w ciągu trzech lat — tak mu się przynajmniej wydaje.

Dla Farage’a torysi są jednak bardziej wrogami niż przyjaciółmi. Opuścił partię w 1992 r., protestując głośno przeciwko podpisaniu przez nich traktatu z Maastricht. Od tego czasu przewodzi prawicowo-populistycznym rywalom swojego dawnego ugrupowania — Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP), Partii Brexitu (dziś to partia Reform UK) — odbierając torysom coraz więcej głosów, a także pośrednio narzucając im program.

Dziś, w obliczu katastrofalnych wyników sondaży, torysi znów są ugodowi: nowa ankieta przeprowadzona wśród członków partii na portalu Conservative Home pokazuje, że ponad 70 proc. z nich chciałoby powrotu Farage’a do partii, gdyby starał się o członkostwo.

Od czasu jego występu w reality show wydarzenia polityczne znów nabrały tempa. Gabinet się rozpada — minister spraw wewnętrznych Suella Braverman została zwolniona przez premiera. Sunak nie pozostawił bez konsekwencji nazwania antyizraelskich protestów „marszami nienawiści” oraz publicznej krytyki jego polityki migracyjnej.

Brytyjski rząd poniósł również porażkę w sądzie. Sunak chciał deportować do Rwandy osoby ubiegające się o azyl bez względu na ich pochodzenie. Sąd Najwyższy w Londynie uznał to za niezgodne z prawem, ponieważ istniało ryzyko, że osoby ubiegające się o azyl nie doczekają się sprawiedliwego procesu w kraju Afryki Wschodniej. W tym momencie ustawa o Rwandzie kosztowała już dymisje trzech ministrów spraw wewnętrznych i co najmniej 140 mln funtów (ponad 700 mln zł), choć nie doprowadziła jeszcze do ani jednej deportacji.

Idealna okazja na powrót

Farage zdaje sobie sprawę z tego, że Sunak proponowaną ustawą strzelił sobie w stopę. Zdaniem polityka plan ten można realistycznie wdrożyć tylko wtedy, gdy Brytyjczycy opuszczą Europejski Trybunał Praw Człowieka — za co otrzymuje brawa od prawego skrzydła torysów, któremu zależy na jeszcze większym samostanowieniu. Posłowie planują zbuntować się przeciw premierowi w nadchodzących głosowaniach. Na Downing Street 10 wybuchła panika.

Nawet pod nieobecność Farage’a jego partia nadrobiła już zaległości w sondażach kosztem pogrążonych w chaosie torysów i obecnie ma poparcie na poziomie ponad 10 proc. Również kluczowe środowiska opiniotwórcze na prawicy odwróciły się od premiera Sunaka. Allison Pearson z lojalnego wobec torysów „Daily Telegraph” wyznała swoim czytelnikom: „Partia Konserwatywna jest dla mnie martwa”.

Do tego główni darczyńcy partii zaczynają zmieniać kurs. Współwłaściciele Bristol Ports, którzy od 2001 r. przekazali torysom ponad 640 tys. funtów (ponad 3 mln zł), niedawno wpłacili 100 tys. funtów (ok. 500 tys. zł) na partię Reform UK.

Zbliżające się wybory parlamentarne będą z pewnością idealną okazją dla Farage’a na powrót do gry. Wszystko wskazuje na to, że uda mu się to osiągnąć bez udziału torysów.

Perspektywa zadania kolejnego ciosu Partii Konserwatywnej po upokorzeniach z ostatnich lat będzie dla niego bardzo kusząca. Po wylądowaniu na londyńskim Heathrow z uśmiechem oznajmił: — Słyszałem, że David Cameron powrócił do rządu. Jeśli sprawy zaszły aż tak daleko, torysi muszą naprawdę być w tarapatach.

Jak na ironię, to właśnie wyborcy z tzw. Czerwonego Muru, którzy przez dekady głosowali na Partię Pracy, ale w 2019 r. zapewnili torysom zwycięstwo, mogą stać się gwoździem do ich trumny. Byle plotka o powrocie Farage’a wystarczy, by stworzyć ogromną siłę polityczną. A kto wie — może on nawet osiągnąć wyżyny popularności na miarę francuskiego „En Marche” (francuski ruch polityczny założony przez Emmanuela Macrona w 2016 r., dziś partia Odrodzenie — red.) sprzed kilku lat. Najwyraźniej świat potrzebuje kolejnej politycznej bajki. Nawet jeśli zaczyna się ona w dżungli.

Źródło: Die Welt, Henry Donovan/Onet.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *