Grał w filmach o Jamesie Bondzie. Dla władz PRL był zdrajcą

Zastępca Naczelnego

Władysław Sheybal/YouTube.com

Władysław Sheybal vel Vladek Sheybal jest dzisiaj zapomnianym aktorem. Nieliczna grupa  kinomaniaków może kojarzyć go z grania czarnych charakterów. Wystąpił w filmowym cyklu o agencie 007 i  serialu „Szogun”. Nieliczni wiedzą, że jego kolegą był Anthony Hopkins, a przyjaźnił się z Seanem Connerym.

Urodził się 12 marca 1923 r. w Zgierzu jako młodszy syn Bronisławy i Stanisława Sheybalów. Jego brat Kazimierz został reżyserem i scenarzystą filmowym, doku­mentalistą. W 1927 r. rodzina przeniosła się do Krzemieńca, gdzie Stanisław Sheybal objął posadę profesora rysunku w tutejszym sławnym liceum.”

– podaje portal.

We wrześniu 1939 r. do Krzemieńca wkroczyła Armia Czerwona. Władysław Sheybal stał się świadkiem zbrodni żołnierzy radzieckich, a powstały na tym tle uraz do komunizmu miał mu towarzyszyć do końca życia. Dwa lata później, gdy Krzemieniec znalazł się pod okupacją Niemców, Sheybal przedostał się do Warszawy, gdzie został przyjęty warunkowo do podziemnego Państwowego Instytutu Sztuki Teatralnej (PIST). Podobno (tak wspominał Witold Sadowy) na egzaminie wstępnym komisja uznała, że „nie grzeszy ani urodą, ani talentem” i go odrzuciła. Według Andrzeja Łapickiego, gdy Sheybal usłyszał, że nie dostał się na wymarzone studia aktorskie, rozpłakał się i to jakoby skłoniło członków komisji do przyjęcia go warunkowo. Dostał sześć miesięcy na udowodnienie, że jednak ma talent. Już po kilku tygodniach zarówno wykładowcy, jak i koledzy z roku (m.in. Zofia Mrozowska, Antonina Gordon-Górecka, Barbara Rachwalska, Łapicki) nie wątpili w talent Władysława Sheybala.

Po Powstaniu Warszawskim Władysław Sheybal został wywieziony przez Niemców do obozu koncentracyjnego Altwarp. Cudem uniknął śmierci, uciekając z transportu więźniów przed ich egzekucją. Dotarł do Krakowa, gdzie do końca wojny ukrywała go malarka Hanna Rudzka-Cybisowa.”

– czytamy w Onet.pl.

Dla władz PRL Władysław Sheybal stał się uciekinierem. O jego polskich dokonaniach „zapomniano”, o zagranicznych sukcesach milczano. Ucieczka aktora odbiła się na rodzinie, zwłaszcza na starszym bracie Kazimierzu, dobrze zapowiadającym się reżyserze, który po 1957 r. nie mógł znaleźć pracy w zawodzie. Władysławowi nie pozwolono nawet przyjechać na pogrzeby rodziców.

Gdy zjawił się w Wielkiej Brytanii, nie znał języka angielskiego. Musiał zaczynać od zera. Związał się z polonijnym środowiskiem teatralnym, zatrudnił się w sklepie, pomagał w małym zakładzie jubilerskim na Brick Lane. Wreszcie zdecydował się na kursy językowe w Merton College w Oksfordzie. By je opłacić, pracował w uniwersyteckiej stołówce, smażył naleśniki. Przełom nastąpił po seansie „Kanału” w miejscowym kinie. Dwaj studenci, którzy poprzedniego wieczoru widzieli film, rozpoznali w pracowniku stołówki odtwórcę roli kompozytora Michała. Przedstawili go sławnemu profesorowi Neville’owi Coghillowi, a ten zaproponował mu prowadzenie zajęć z aktorstwa. Działalność edukacyjną Vladek Sheybal kontynuował w londyńskiej Royal Academy of Dramatic Art, a jednym z jego słuchaczy był Anthony Hopkins.

Vladek Sheybal zajął się też reżyserią. Kiedy w londyńskim teatrze przygotowywał spektakl, w którym grała australijska aktorka Diane Cilento, poznał jej chłopaka. Był nim Sean Connery, wtedy bezrobotny aktor. Często spotykali się w trójkę, rozmawiali i pili. Zaprzyjaźnili się. Sheybal nie miał wątpliwości, że Connery zostanie gwiazdą. Nie mylił się. W 1961 r. Sean Connery wygrał casting do roli Jamesa Bonda, a po premierze filmu „Doktor No” (1962) nie musiał martwić się o pracę.

Kiedy rozpoczęło się kompletowanie obsady do „Pozdrowień z Rosji”, drugiego filmu o agencie 007, Connery zasugerował producentom zatrudnienie Sheybala do roli Kronsteena, szachowego arcymistrza i członka przestępczej organizacji SPECTRE. Jakież musiało być zaskoczenie Connery’ego, gdy dowiedział się, że Sheybal… odrzucił ofertę. Zadzwonił do przyjaciela i nalegał, żeby ten przyjął rolę, która — tego był pewny — zapoczątkuje jego międzynarodową karierę. Ostatecznie Sheybal zgodził się zagrać Kronsteena, a w późniejszych wywiadach przyznał, że nie przeczuwał, iż to właśnie ten film zmieni całe jego życie.”

– czytamy na portalu.

Czytałem skrypt i nie podobał mi się. Nie podobała mi się również moja rola. (…) Jedna scena na początku filmu i dwie krótkie sceny przy końcu. No i ta moja śmierć! Być kopniętym szpicem buta nasyconym trucizną! Co za dziwaczny pomysł. Nie przeczuwałem ani trochę, że ten właśnie film zmieni całe moje życie”

— wspominał Sheybal.

Trzy sceny wystarczyły, żeby Vladek Sheybal został zauważony. Spełniły się przewidywania Connery’ego. „Pozdrowienia z Rosji” zapoczątkowały międzynarodową karierę polskiego aktora. Występował w produkcjach brytyjskich, niemieckich, francuskich, włoskich i amerykańskich. Jego specjalnością stały się tzw. czarne charaktery. Co ciekawe, wybór takich ról doradziła mu Bette Davis, z którą się przyjaźnił. Od hollywoodzkiej gwiazdy usłyszał: „Kochanie, nie masz żadnych szans. Jesteś brzydki — wszystko jest przeciwko tobie. Myślę, że powinieneś zacząć grać wrednych drani, a wszyscy będą cię pamiętać”.

Kiedy zapytał, jak ma grać „wrednego drania”, Davis zasugerowała, żeby „przymrużył oczy, obniżył głos i robił długie pauzy”. O tej radzie pamiętał, tworząc kreację portugalskiego kapitana Ferriera w serialu „Szogun” (1980). Był bardzo zadowolony, że zagrał tę rolę.

Ci, którzy poznali Vladka Sheybala, wspominają go jako człowieka towarzyskiego, dowcipnego, życzliwego, wyrozumiałego dla ludzkich niedoskonałości i wad. Jednak w codziennym życiu nie był łatwy, często wpadał w skrajne nastroje: od euforii do załamań. W Anglii umawiał się z kobietami i mężczyznami, ale nie stworzył żadnego długotrwałego związku. Jego dwukondygnacyjny dom przy Farm Lane w londyńskiej dzielnicy Fulham był zawsze otwarty dla krewnych i przyjaciół.

Władysław Sheybal zmarł nagle 16 października 1992 r. w wyniku pęknięcia aorty brzusznej i wylewu wewnętrznego. Został pochowany na cmentarzu Putney Vale. Swoje życie uważał za udane. Krótko przed śmiercią wyznał:

I mnie samego zadziwia, ile zrobiłem i jakie fascynujące miałem życie”

– czytamy na portalu.

Oprac. Piotr Galicki

Komentarze są zamknięte