Litewska Inspekcja Językowa znów ściga dyrektora administracji rejonu zamieszkanego w większości przez Polaków za umieszczenie dwujęzycznych tabliczek informacyjnych. O sprawie piszemy jako pierwsi.
Policja językowa
Państwowa Inspekcja Językowa to swoista litewska policja słowa. Kontroluje i nadzoruje instytucje publiczne, ale też wszelkie organizacje pozarządowe, firmy, środki masowego przekazu właśnie w zakresie języka jakiego używają. Na Litwie nie jest to sprawa błaha. Już w 1990 r., uzyskując niepodległość, Republika Litewska ukształtowała się jako prawdziwa etnokracja. Jej konstytucja definiuje w preambule naród będący suwerenem państwa przez pryzmat wspólnoty, która zachowała „swój duch, język ojczysty, pismo oraz tradycję”. Ustawa zasadnicza odwołuje się więc i do języka litewskiego, i do jego graficznego przedstawienia w postaci specyficznego alfabetu, mimo, że w artykułach eksponuje się pojęcie obywatelstwa. W tak rozumianym narodzie, jaki wpisano w konstytucyjnej preambule nie widać miejsca dla miejscowych Polaków.
Ustanowiony jeszcze w 1988 r., a więc za czasów murszenia władzy radzieckiej, monopol urzędowego użycia języka litewskiego, umocowany został ostatecznie ustawą o języku państwowym z 1995 r. Ma ona charakter quasi-zasadniczy. Sąd Konstytucyjny rozstrzygał już sprzeczności między jej zapisami, a zapisami ustawy o mniejszościach narodowych, nie obowiązującej zresztą od 2010 r., na korzyść ustawy językowej. Na przykład w orzeczeniu z dnia 13 grudnia 2004 r. Sąd ten stwierdził, że „narodowość osoby nie może stanowić podstawy do niestosowania wobec niej zasad wypływających ze statusu języka państwowego, gdyż będzie to zaprzeczeniem zasady konstytucyjnej równości wszystkich osób wobec ustaw, sądów i instytucji państwowych”.
Tabliczka obrazy
„Poszło o jedną tabliczkę” – zrelacjonował dyrektor Rybak, podsuwając kserokopię fotografii słupka z kilkoma tabliczkami. W gruncie rzeczy chodzi jednak o słupek z kilkom szyldami. Osobiste obejrzenie tabliczek, które stały się kamieniem obrazy dla litewskiej policji językowej nie nastręczało problemów. Słupek stoi bowiem na rogu głównego placu miasta, u zbiegu ulic Szkolnej i Wileńskiej. Gmach urzędu rejonowego, w którym spotkałem się z jego dyrektorem Rybakiem, stoi na tymże właśnie placu. Na słupku znajduje się tabliczka z litewskojęzyczną nazwą ulicy szkolnej („Mokyklos g.”), która ciągnie się w obie strony od skrzyżowania, a także różniące się od niej wyglądem dwujęzyczne tabliczki wskazujące drogę do siedziby samorządu rejonowego, Gimnazjum im. J. Śniadeckiego z polskim językiem nauczania, parku miejskiego, miejscowego Centrum Kultury, dworca autobusowego i szpitala. Wszystkie te napisy Inspekcja przytoczyła w swoim piśmie adresowanym do Rybaka a podpisanym przez Arunasa Dambrauskasa, choć litera „w” najwyraźniej nie chciała przejść przez urzędową klawiaturę i nazwa dworca przybrała w tekście napisanym przez urzędnika Inspekcji formę „autobusova”, wbrew oryginałowi.
Solecznicki samorząd starannie rozróżnia te dwie formy tabliczek. W zeszłej dekadzie stał się bowiem celem całej kampanii karnej litewskiej służby językowej. Poprzednik Rybaka na stanowisku dyrektora administracji samorządowej – Bolesław Daszkiewicz sądził się z Inspekcją, by ostatecznie przegrać i zapłacić w 2014 r. ponad 47 tys. litów kar i naliczonych od nich odsetek. Biorąc pod uwagę, że lit swoją wartością przekraczał wówczas nieco wartość złotówki, suma nie była mała. Ogłaszano nawet zbiórki społeczne, by wesprzeć Daszkiewicza. W tymże roku odszedł on z zajmowanej funkcji, a objął ją właśnie Rybak. On również znalazł się na celowniku Inspekcji Językowej, która zaczęła naliczać kary już na jego konto.
„Całą epopeję zakończyłem. Na podstawie pertraktacji z rządzącymi. Zresztą ustawa językowa na to pozwala” – opowiada o sprawie z zeszłej dekady. Zakończyła się ona wówczas interpretacją stanowiska Państwowej Komisji Języka Litewskiego, która uznała, że wyłącznie po litewsku muszą być sporządzane oficjalne tabliczki z nazwami miejscowości i ulic. Natomiast nieoficjalne komunikaty informacyjne w miejscach, gdzie zamieszkują mniejszości narodowe, mogą być sporządzane w językach innych niż państwowy. Interpretacja ta zakładała, że monopol języka litewskiego obowiązuje na urzędowych tabliczkach opisujących miejscowości i ulice. Natomiast samorząd, a także obywatele na swoich posesjach, mogą umieszczać szyldy także z napisami w innym języku.
Państwowa Komisja Języka Litewskiego to kolejny organ regulujący kwestie językowe. O ile Inspekcja jest administracyjną służbą działającą pod nadzorem Ministerstwa Kultury, o tyle Komisja działa przy samym Sejmie Litwy i odpowiada za fundamentalne kwestie standaryzacji języka. Wydawałoby się więc, że jej uchwały powinny być miarodajne dla Inspekcji.
Przez osiem lat nie przeszkadzało
By nie być gołosłownym Rybak podsunął mi pod nos kserokopię uchwały Komisji z 2012 r. Wynika z niej, że „na potrzeby informacji międzynarodowej” informacja pisemna i dźwiękowa w środkach transportu, urzędach celnych, hotelach, bankach, biurach podróży, jak również w elementach reklamy, obok języka państwowego może być umieszczana również w językach obcych.
W swojej uchwale Komisja powołała się dziesięć lat temu na artykuł 18 tej samej ustawy o języku państwowym, którą Inspekcja Językowa, w piśmie z 3 maja, uznała za podstawę dla domagania się od solecznickiego samorządu usunięcia tabliczek z polskimi napisami. Artykuł 18 stanowi: „Nazwy organizacji wspólnot [mniejszości] etnicznych i ich napisy informacyjne mogą być podane w innych językach obok języka państwowego. Format napisów w innych językach nie może być większy niż format napisów w języku państwowym”. Inspekcja powołała się z kolei na artykuł 17, który mówi: „W Republice Litewskiej napisy publiczne są [sporządzane] w języku państwowym. Język państwowy jest obowiązkowy na pieczęciach, prasach, drukach dokumentowych, znakach, w lokalach biurowych i innych napisach, nazwach i opisach produktów i usług litewskich wszystkich przedsiębiorstw, instytucji i organizacji Republiki Litewskiej.” Inspekcja uznała, że tabliczki umieszone na głównym placu Solecznik „naruszają ten przepis prawa, gdyż są zapisane w języku polskim”. Zgodnie z treścią pisma, którego kopię zaprezentował mi dyrektor Rybak, najpóźniej od 1 czerwca na opisywanych tabliczkach mogą widnieć napisy wyłącznie w języku litewskim.
Dyrektor Rybak zaznacza, że inkryminowane tabliczki zostały zainstalowane jeszcze w 2014 r. i jak do tej pory „nikomu nie przeszkadzało”. Przypomina, że zostały one zainstalowane po zakończeniu postępowań w sprawie tabliczek w ubiegłej dekadzie. Rybak wyliczył, że to pierwsza wizyta przedstawicieli Inspekcji Językowej od około dwóch lat. Urząd miał natomiast kontakt z Komisją Językową, z którą soleczniccy urzędnicy samorządowi toczyli rozmowy o zwolnieniu pracowników lokalnego szpitala z wszystkich wymogów dotyczących znajomość języka litewskiego. Solecznicki szpital ma problemy z kompletowaniem kadry i jego dyrekcja liczy na zatrudnianie pracowników z Białorusi, z sąsiedniej Grodzieńszczyzny. Rozmowy z Komisją Rybak ocenił jako „pozytywne”. W tym kontekście określił wizytę przedstawicieli Inspekcji Językowej w kategoriach zaskakującej.
Napisów po polsku nie brakuje
„Mamy tu napisy informacyjne po polsku. I teraz otrzymuję nakaz zdjęcia tych tabliczek do 1 czerwca pod groźbą kary” – powiedział Rybak jeszcze raz wskazując na kartkę z fotografią słupka, który wywołał niewczesną reakcję Inspekcji Językowej. Wystosowany nakaz szczegółowo wymienia wszystkie polskie napisy, które nie mają prawa wisieć w miasteczku zamieszkanym w 76 proc. przez Polaków. Faktem jest, że w Solecznikach jest wiele innych informacyjnych napisów w języku polskim, począwszy od napisu „Dom Towarowy” umieszczonego jeszcze w latach 80 XX w. na budynku stojącym przy tym samym głównym placu, na rogu którego wbity jest słupek z kwestionowanymi tabliczkami. Przy placu znajduje się również Centrum Kultury z dwujęzyczną nazwą nad wejściem.
„Proszę zwrócić uwagę na datę nakazu – 3 maja” – zauważa dyrektor Rybak – „Takie mocne ocieplenie relacji między Polską a Litwą. Z jednej strony deklarują, że trzeba przywrócić dzień wolny od pracy, z drugiej strony takie pismo w ten dzień”. Pierwsza kara za każdą tabliczkę wyniesie 170 euro, lecz mogą do niej być następnie naliczane karne odsetki za zwłokę. Poprzednim razem wynosiły one 250 litów za każdy dzień. Mandat zostanie nałożony personalnie na dyrektora Rybaka, podobnie jak to było w zeszłej dekadzie.
Angielski nie przeszkadza
„Wilno jest pełne takich tablic. Oni twierdzą, że w Wilnie tego nie ma… nawet idąc Aleją Giedymina widzi się bardzo dużo tabliczek w innym języku, po angielsku. Inspekcja twierdzi, że opisują one zabytki, co jest nieprawdą, bo są to napisy na bardzo różnych obiektach, w tym toaletach” – solecznicki urzędnik dekonstruuje zarzuty językowej policji. Jako częsty bywalec Wilna mogę to potwierdzić. Angielszczyzna funkcjonuje w mieście jako język na ulotkach, folderach, tabliczkach.
„Komu to potrzebne? O co tu chodzi? Pytałem ich o motywy, to twierdzili, że otrzymali skargę od mieszkańców, co jest bardzo mało prawdopodobne, bo gdyby komuś to zawadzało skarżyłby dużo wcześniej, a nie po wielu latach” – rozważa Rybak – „Dla mnie to jest prowokacyjne. Napiszę list do premiera. Niech władza swój stosunek wyrazi, taki czy inny”.
Dyrektor zdecydowanie podsumowuje – „Na pewno tych tabliczek nie zdejmę. To jest jednoznaczne. Nawet jeśli będzie maraton sądowy”. Jedyną możliwość uniknięcia takiego rozwoju wydarzeń Rybak widzi w „pozytywnej postawie strony rządowej”. Jak dodaje – „Dobrze aby to wybrzmiało, bo niektórym wydaje się, że proces asymilacji się posunął, że nie będzie tu oporu”.
Odpowiedź Inspekcji
Próbując poznać stanowisko szefa Inspekcji Językowej przesłałem na jego pocztę elektroniczną pytania. Przedstawiając się jako dziennikarz portalu z Polski, po angielsku zapytałem Valotkę o to dlaczego tabliczki stały się przedmiotem postępowania właśnie teraz, choć wiszą od kilku lat, jak odnoszą się do stanowiska dyrektora Rybaka, który powołuje się na uchwałę Państwowej Komisji Języka Litewskiego, jak oceniają to, że w Wilnie występują napisy w języku angielskim. Zapytałem i o to, czy szef Inspekcji nie uważa, że zwalczanie dwujęzycznych tabliczek w miejscu zamieszkanym w większości przez Polaków nie przyczyni się do wzrostu napięć na tle etnicznym w kontekście jeszcze bardziej napiętej sytuacji geopolitycznej.
Pan Valotka odpowiedział osobiście. „Informujemy, że pana wniosek został złożony z naruszeniem przepisów Rządu Republiki Litewskiej z 22 sierpnia 2007 r., naruszając wymagania pkt 24.1 Uchwały nr 875 „W sprawie zatwierdzenia zasad rozpatrywania wniosków i skarg osób w jednostkach administracji publicznej” (dalej nazywana uchwałą), to jest został złożony w języku niepaństwowym, dlatego zgodnie z art. 40 uchwały proponujemy skorygowanie tego naruszenia i złożenie wniosku w języku państwowym do dnia 1 czerwca br., w przeciwnym razie pana podanie zostanie uznane za niezłożone” – można przeczytać w piśmie podpisanym przez szefa Inspekcji Językowej.
Zbierałem się już do poszukiwań współpracownika, który pomoże mi przetłumaczyć pytania w granicach puryzmu językowego pana Valotki, gdy uznałem jednak za daleko wątpliwe, że w całej jego szacownej instytucji nie było ani jednego pracownika, który znałby język angielski na tyle, by zrozumieć kilka niezbyt złożonych zapytań. Wydaje mi się zatem, że zarówno forma jak i treść pisma szefa litewskiej Inspekcji Językowej stanowi już dobrą odpowiedź na pytania o jego postawę i horyzonty w kwestiach opisanych w artykule.
Źródło: Kresy.pl, Karol Kaźmierczak za www.l24.lt