Adam Nergal Darski, muzyk rockowy, a teraz i oficjalnie działacz antychrześcijański, udzielił wywiadu redakcji Krytyki Politycznej.
Nergal, znany w Polsce i za granicą przede wszystkim z ataków na Kościół i symbole chrześcijańskie, takich jak darcie Biblii czy deptanie wizerunku Matki Bożej, wyjaśnił Krytyce Politycznej powody podjętej przez siebie inicjatywy obywatelskiej Ordo Blasfemia. Jeśli podsumujemy jego argumenty i odrzucimy chwyty retoryczne stosowane przez sprytnego Darskiego, możemy powiedzieć, że są dwa cele tej inicjatywy: aby móc swobodnie w Polsce obrażać katolików i wiarę katolicką oraz wypędzić Kościół katolicki z przestrzeni publicznej. Oto istota jego „walki”.
Może w końcu zdesakralizowalibyśmy też Matkę Boską, gdyby się okazało, że inne boginie są radośniejsze, ciekawsze, bardziej wyzwolone seksualnie, witalne”
— mówi Darski w charakterystycznym fragmencie rozmowy.
Jeżeli królową Polski jest smutna wieczna dziewica, a królem podźgany włócznią, umęczony męczennik na krzyżu, no to – ja pie… – nie wróżę dobrej przyszłości tej nacji”
— dodaje.
Te słowa dobrze oddają istotę tego, czego tak naprawdę Nergal chce i dlaczego Krytyka Polityczna publikuje z nim rozmowę (marketingowa strategia robienia z popkulturowych gwiazd poważnych „postępowych” działaczy politycznych dotarła także do Polski).
Nie chodzi o potrzebę znalezienia wspólnej przestrzeni dla różnych koncepcji życia i demokracji, jak mogłoby się komuś wydawać, ale o potrzebę głębokiej zmiany polskiej kultury i społeczeństwa oraz tego, co je kształtuje.
Tego właśnie chce Nergal. Plus dobry marketing dla następnej płyty.
Szczególnie interesujące jest to, że czuje, że ma współpracowników w samym Kościele dla swojego projektu.
Kim są ci współpracownicy?
Szymon Hołownia idzie jak burza po swoje”
– mówi Nergal, zapowiadając, że będzie głosował na lidera ruchu Polska 2050.
Bo ten polityk, jak wyjaśnił Nergal, jest siłą, która może zmienić Kościół, tak jak chce on, działacz antychrześcijański.
Słyszę, że jako zatwardziały katolik Hołownia nie zgadza się z aborcją, ale jednocześnie chce, by o prawach reprodukcyjnych decydowali obywatele i obywatelki. Dla mnie to znak, że ktoś z drugiej strony barykady przynajmniej stara się mówić ludzkim głosem”
— mówi.
„Ludzki głos” w Kościele, jak rozumie to Nergal, to zatem katolik, który zachowuje dla siebie swoje poglądy, nawet jeśli chodzi o życie najsłabszych. Taki fajny, bezobjawowy katolik, który pokazuje swoją wiarę tam, gdzie należy, oczywiście według rozumienia Nergala. Chowa ją głęboko ukrytą, gdzie nie przeszkadza ludziom takim jak Nergal. Cóż, nic dziwnego, że lubi Szymona Hołownię i będzie na niego głosował.
Nie powinno więc dziwić to, że Hołownia chętnie przyjął wsparcie od Nergala.
Cieszę się, że on widzi w programie, który zaproponowaliśmy, poukładanie relacji między Kościołem a państwem”
— powiedział polityk.
Czym są „poukładane relacje” wyraźnie widać w rozmowie z Nergalem. Wspomina on Irlandię jako kraj, w którym wszystko jest „wywrócone do góry nogami”, to znaczy tam, gdzie kultura i społeczeństwo są agresywnie i dogłębnie zsekularyzowane.
Podaję jednak ten kraj jako przykład, który powinien nam mimo wszystko nieść nadzieję na to, że za jakiś czas Polska pójdzie wreszcie w podobnym kierunku. Ordo Blasfemia jest krokiem w tę stronę, ale zmierza tam również sam Kościół”
— stwierdza.
Wydaje się, że Nergal wyraźnie widzi, iż ma swoich „sojuszników” wśród ludzi, którzy deklarują się jako katolicy.
Rzeczywiście jesteśmy świadkami zawierania dziwnych sojuszów, które dotychczas wydawały się nie do pomyślenia. Teraz jednak są nadzwyczaj realistyczne.
Źródło: Goran Andrijanić, wPolityce.pl