Totalna opozycja na drodze do rewolucji? Prof. Romuald Szeremietiew: „Są elementy przygotowań, opracowane taktyki”

Zastępca Naczelnego

wPolityce.pl: Nawiązując do rewolucji kulturalnej w Chinach określił pan aktywistki Strajku Kobiet mianem „rodzimych hunwejbinów”. Skąd takie porównanie?

Prof. Romuald Szeremietiew: Podobieństw jest dosyć dużo. Charakterystyczną rzeczą, która działa się w Chinach, to była próba użycia młodych ludzi przeciw starszym – np. studentów przeciwko profesorom, uczniów przeciwko nauczycielom. Celem miało być zbudowanie nowego świata, w którym utrąciłoby się wszystkie burżuazyjne przeżytki – jak mówili ci pseudo-rewolucjoniści – i było to sterowane przez osoby związane z Mao Tse Tungiem, a główną rolę odegrała kobieta, żona Mao Tse Tunga notabene czwarta, pani Ciang Cing, która zresztą, po tym jak wszystko upadło i Mao Tse Tung zmarł, była sądzona z tzw. bandą czworga. Powiesiła się w więzieniu, została skazana na karę śmierci, ale tej kary nie doczekała. Może ten ostatni fragment nie bardzo odnosi się do tego, co dzieje się w Polsce, ale widzimy sytuację, w której młodzi ludzie są podniecani do tego, żeby protestować. Ta Polska ma być inaczej zbudowana, odrzucone mają być wszystkie wartości – wszystko to, co stanowi o polskości. Nawet pojawiła się taka specjalnie wyszydzana grupa „dziadersów”, co ma swoje reperkusje. Ludzie starsi, którzy zadeklarowali, że chcą wspierać tego typu akcje, usłyszeli w odpowiedzi znane wulgarne słowo.

A jak ocenia pan stwierdzenie Jerzego Owsiaka, że w tym roku WOŚP gra razem ze Strajkiem Kobiet i utożsamienie tych dwóch akcji?

Określiłem to jako postawę trochę schizofreniczną. Jak wiadomo hasłem zbiórki była pomoc chorym dzieciom, natomiast zawiązano sojusz z siłą, która akurat chore dzieci – nie tylko, bo zdrowe oczywiście też, ale zwłaszcza chore – chce likwidować. Awantura, która się rozgrywa jest niby związana z orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego, który stwierdził, że podejrzenie, że dziecko w łonie matki może mieć jakieś choroby, nie jest wystarczającym powodem, żeby dokonać jego likwidacji. Z jednej więc strony pan Owsiak zbiera pieniądze, notabene pod kościołami, żeby ratować chore dzieci, a sprzymierza się i wspiera siłę, która chce te dzieci likwidować. To jest objaw, najłagodniej mówiąc, schizofreniczny.

Ta schizofrenia czy hipokryzja objawia się chyba również w tym, o czym pan już wspomniał. Jerzy Owsiak z jednej strony sprzymierzył się ze Strajkiem Kobiet, który brutalnie – nie tylko symbolicznie – atakuje kościoły, a z drugiej młodzi wolontariusze WOŚP, tradycyjnie już, jak co roku, zbierali datki właśnie pod świątyniami.

Można powiedzieć tak, że ci wolontariusze prezentują pewną niedojrzałość, może charakterystyczną dla ludzi młodych, kiedy jeszcze nie ma się ustabilizowanych, ugruntowanych poglądów na to co chce się w życiu osiągnąć i jak ten świat oceniać. Na takim etapie kształtowania poglądów ludzie młodzi wykazują pewną niedojrzałość, którą to właśnie np. Mao Tse Tung i jego małżonka Ciang Cing usiłowali wykorzystać w trakcie tej, za przeproszeniem, rewolucji kulturalnej. Jest to jedna kwestia, ale niewątpliwie naiwnym i niedojrzałym nie jest pan Owsiak, który tych wolontariuszy wysyła pod kościoły. W kategoriach uczciwości i działania zgodnego z własnymi poglądami, to jest nie tylko nadużycie, hipokryzja, ale po prostu świństwo.

Źródła agresji uczestników protestów niewątpliwie można poszukiwać w zachowaniu liderek Strajku Kobiet, szczególności Marty Lempart, która stwierdziła, że aktywistki będą ścigać każdego lekarza, który podporządkuje się wyrokowi TK ws. aborcji. To jedno z oblicz tej rewolucji?

Represje ludzi, którzy nie popierają celu, który stawia sobie taka rewolucja, to zjawisko znane i przerabiane wielokrotnie, a to co się działo w czasie rewolucji kulturalnej w Chinach, to było dokładnie właśnie to. Zmuszano wtedy ludzi do tego, żeby przyznawali się, przepraszali, byli w sposób hańbiący wystawiani na widok publiczny, ośmieszani, maltretowani. Pani Lempart mieści się świetnie właśnie w zwyczaju tych pseudo-rewolucjonistów.

Mimo agresywnych zachowań – tego co widzimy na ulicach – opozycja polityczna nie odcina się od tych protestów, a wręcz odwrotnie, bardzo gorąco je popiera i nie uznaje wyroku TK. Jak ocenia pan to z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa?

Postawa opozycji jest nieodpowiedzialna. Nie można walcząc o władzę rozwalać państwa, bo jeżeli się tę władzę zdobędzie, to przecież to rozwalone państwo trzeba będzie porządkować i nim zarządzać. Powoduje to jeszcze większe kłopoty, perturbacje niż to co się obecnie jawi opozycjonistom, którzy tę walkę z aktualnie rządzącymi podejmują. To jest skrajna nieodpowiedzialność. Chyba, że również opozycja przesiąkneła tak bardzo tą rewolucyjnością, że uważa, że państwo polskie trzeba zniszczyć. Wtedy tego typu działania są logiczne i zrozumiałe – że ma tutaj być „kamieni kupa”, jak mawiał jeden ze znanych polityków opozycyjnych, i dopiero na tej kupie zakwitną kwiaty postępu, równości, wolności, tolerancji i czego tam jeszcze.

Jednym z efektów podburzania protestujących są ataki na biura poselskie polityków partii rządzącej. Jak państwo powinno reagować na tego rodzaju zachowania, biorąc pod uwagę, że każde działanie odpowiednich służb, opozycja polityczna i uliczna przedstawia – w kraju i za granicą – jako nieuzasadnione represje?

Państwo powinno zachowywać się tak, jak zachowywało się dotychczas. Ma pan rację o tyle, że rzeczywiście celem tych protestujących jest doprowadzenie do tego, żeby państwo stanowczo i silnie zareagowało, bo mówiąc kolokwialnie, potrzebują męczeństwa, którym – jak monetą – będzie można handlować na rynku międzynarodowym i pokazywać, jacy oni są prześladowani. Prześladowani są potrzebni, a mają ciągle ten kłopot, że prześladowców nie mogą znaleźć. Państwo, jak powiedziałem, zachowuje się rozsądnie. Ze swojej strony liczę, że jeżeli ta sytuacja będzie trwała, to coraz więcej ludzi zrozumie o co w tym wszystkim chodzi i odwróci się. Myślę, że to co robi pani Lempart i jej towarzyszki, to – mówiąc po staroświecku – woda na młyn ugrupowania rządzącego, ponieważ w ten sposób oni odstraszają potencjalnych zwolenników od tego, aby ich popierać. Jeżeli będą to dalej ciągnęli, to tym gorzej dla nich. Jeżeli rozstrzygające będą wybory, to myślę, że działa to na korzyść tych, którzy są spokojni, odpowiedzialni, którzy nie robią awantur. Chyba, że ktoś liczy na to, że będziemy mieli coś na kształt rewolucji bolszewickiej i wtedy nie będzie żadnych wyborów, tylko decydowała będzie przemoc i siła dobrze zorganizowanej mniejszości. Wydaje się, że tak sobie wyobrażają to ci, którzy organizują te protesty.

Jest takie ryzyko czy to tylko marzenia rewolucjonistów?

To nie są marzenia. Widać, że są elementy przygotowań, opracowane taktyki. Zdaje się, że wysypał się z tym niejaki pan Kramek, który napisał instrukcję. Ktoś to wymyślił, nie sądzę, żeby pan Kramek – nie wygląda na wodza rewolucji. Niewątpliwie działają różnego rodzaju ośrodki, które analizują, układają różnego rodzaju scenariusze, szukają sposobów i wykorzystują do realizacji tych swoich zamiarów m.in. tych młodych biednych idiotów, którzy wrzeszczą na ulicach „wypier…” itd.

Źródło: wPolityce.pl/not. kb

Komentarze są zamknięte