W Polsce trwa batalia o przyszłość kraju oraz o kierunek, w którym podążą losy państwa. Pierwsza tura wyborów prezydenckich za nami. Duda-Trzaskowski 1:0, a więc będzie dogrywka w drugiej turze, za dwa tygodnie. To wybory wyjątkowe w całej historii III Rzeczypospolitej, to spór nie o programy polityczne, lecz jest to bitwa o świat wartości, a ich wynik przesądzi o tym, czy życie publiczne w Polsce będzie oparte na tradycyjnych, patriotycznych i chrześcijańskich zasadach, czy też stanie się sceną promowania liberalno-lewackich ideologii opartych na moralnej zgniliźnie, która przypełzła do nas z „postępowego” Zachodu.
Po wyborach bez wyborów, które (nie)odbyły się 10 maja, po podmianie kandydatów na prezydenta przez Platformę Obywatelską i po haniebnej obstrukcji wyborów prezydenckich, której dokonywała totalna opozycja, wreszcie Polacy mogli pójść do urn wyborczych. W całej sprawie z wyborami prezydenckimi mamy do czynienia tak naprawdę z walką o dusze Polaków i o pozycję Polski na arenie międzynarodowej. Ale jest to też walka o to, czy przetrwają wartości, które budowały polską tożsamość przez ostatnie tysiąc lat, które legły u początków polskiej państwowości. Czy też Polska ulegnie neomarksistowskiej rewolucji obyczajowej, której widmo wciąż krąży po świecie, a którą przy pomocy tęczowej inżynierii społecznej próbuje się instalować w umysłach Polaków. To dlatego wynik tych wyborów jest tak bardzo ważny. A ich ostateczny wynik za dwa tygodnie przesądzi o losach Polski nie na kolejnych pięć lat, lecz na całe pokolenia. Już nie proletariusze, a globaliści wszystkich krajów łączą się, by przejmować kontrolę nad kolejnymi krajami, a dziś ich polem bitewnym stała się Polska. Doskonale było to widać po apelu do Polaków, jaki w kampanii wyborczej wystosowali tzw. progresywni (czyt. neomarksistowscy) burmistrzowie pięciu stolic unijnych, którzy zrzuciwszy maski, wprost, bez ogródek, zachęcali do głosowania na Rafała Trzaskowskiego. Nie łudźmy się, gra idzie o wyższą stawkę, Polska jest jedynie przystankiem współczesnych rewolucjonistów, i jeśli ich nie zatrzymamy nad Wisłą, tak jak niegdyś bolszewików, to poniosą swój tym razem tęczowy sztandar dalej, obalając po drodze pomniki, systemy polityczne, wartości i świat jaki dzisiaj jeszcze mamy.
Co dalej? Nie będzie łatwo. Dogrywka wyborcza za dwa tygodnie może przynieść każdy wynik, bo jak wskazują sondaże, choć do tych trzeba zawsze podchodzić z rezerwą, bo ich głównym zadaniem jest manipulowanie opinią publiczną, poparcie dla Andrzeja Dudy i Rafała Trzaskowskiego rozkłada się po przysłowiowej połowie. To efekt oczywistego zatruwania umysłów Polaków przez trzy dekady przez liberalne media, w większości o niepolskiej strukturze własności. Jak pokazują wyniki pierwszej tury, te wybory można było rozstrzygnąć już w pierwszej turze na korzyść kandydata prawicy, gdyby…No właśnie, gdyby czterej kandydaci uważający się za przedstawicieli szeroko pojętej prawicy unieśli się ponad własne, małostkowe, osobiste ambicje, gdyby zachowali się jak mężowie stanu, gdyby widząc zagrożenie powrotu do władzy ludzi Tuska i niemiecko-francuskiego lobby, gdyby dostrzegając zagrożenie wygrania wyborów przez neomarksistę, zwolennika LGBT+ i gender, postulującego wyprowadzenie religii ze szkół, zrezygnowali z kandydowania na rzecz kandydata prawicy, który ma największe szanse na zwycięstwo. Tak się jednak nie stało, zabrakło myślenia pro publico bono, na rzecz dobra wspólnego. O kim mowa? Chodzi o Krzysztofa Bosaka, Marka Jakubiaka, Mirosława Piotrowskiego i Stanisława Żółtka. Przed pierwszą turą wyborów jako prezes Zjednoczenia Chrześcijańskich Rodzin, ugrupowania pozaparlamentarnego, zwróciłem się do tych czterech kandydatów z apelem, aby zrezygnowali, aby połączyli wszystkie głosy przeciw zamachowi na polskość, który zaplanowała totalna opozycja. Dzisiaj, jeżeli rzeczywiście chcemy zbudować silną Polskę, a przede wszystkim dokończyć reformy, które służą Polakom, potrzebna jest stabilna i przewidywalna władza, a przede wszystkim ciągłość władzy prezydenckiej. Należało zrobić wszystko, aby jeden kandydat centroprawicy, urzędujący prezydent Andrzej Duda, uzyskał maksymalną liczbę głosów i wygrał wybory już w pierwszej turze. Niestety, apel nie został wysłuchany, a uzyskane głosy tych czterech kandydatów zostały zmarnowane. Szkoda. Oby na ich krótkowzrocznej i partykularnej polityce nie straciła Polska. Przed nami druga tura wyborów, potrzeba wielkiej mobilizacji w Polsce, aby zatrzymać światopoglądową rewolucję, aby nie doszło do osłabienia instytucji rodziny, małżeństwa, aby nie zwalczano Wiary, tradycji i polskości.
dr Bogusław Rogalski*
* Prezes Zjednoczenia Chrześcijańskich Rodzin, eurodeputowany VI kadencji