Przychodzi ksiądz „po kolędzie”

Zastępca Naczelnego

Kościół p.w. Opatrzności Bożej w Bielsku – Białej

Jedną z najważniejszych form budowania trwałych więzi między kapłanami a wiernymi jest coroczna wizyta duszpasterska popularnie zwana kolędą.

Kościół rzymskokatolicki definiuje się jako wspólnota ludzi wyznających tę samą religię, chociaż dla wielu jego świeckich członków jest on przede wszystkim hierarchiczną instytucją.

Pierwsze określenie nie pozostaje w sprzeczności z drugim pod warunkiem, że relacje między księżmi a wiernymi nie ograniczają się do biurokratycznych procedur, ale nadają sens życiu jednych i drugich.

Kolęda jest znakomitym sposobem, żeby ci, którzy na co dzień stają przy ołtarzu i udzielają sakramentów przyjaźnie spotkali się z ludźmi mającymi niekiedy sporo pretensji do Kościoła w jego hierarchicznym znaczeniu. Jeżeli nie ogranicza się ona do niezbędnego, ale nie mogącego wyczerpywać całego czasu wizyty rytuału, lecz przebiega w atmosferze życzliwości opartej na ewangelicznych wartościach, może stać się jednym z najważniejszych wydarzeń religijnych w roku tak dla kapłanów, jak dla przyjmujących ich wiernych.

Wiele osób przyjmujących księdza „po kolędzie” oczekuje od niego poważnej, a więc długiej rozmowy o zasadniczych problemach wiary, a nie tylko szybkiego poświęcenia mieszkania, krótkiej wspólnej modlitwy i dyskretnego wzięcia koperty. Niestety, w dużych parafiach (są takie, w których wizyty duszpasterskie odbywają się co dwa lata) te nadzieje bywają płonne, a wracający na plebanię proboszcz czy wikary jest tak zmęczony, że nie zawsze pamięta, o czym i z kim rozmawiał.

Lepiej raczej nie będzie, przynajmniej w najbliższym czasie, ponieważ z roku na rok spada w Polsce liczba powołań, aczkolwiek przybywa też rodaków, którzy nie życzą sobie wizyty księdza, chociaż są ochrzczeni, czyli formalnie należą do Kościoła. Paradoksalnie, jest to szansa na przedłużenie czasu spotkań z tymi, którzy chętnie witają księdza w swoich progach.

Ostatnio podnoszą się głosy, że kolęda jest albo w ogóle zbędna, albo wymaga istotnych zmian. Jeżeli płyną one ze strony czynnych katolików, to Kościół powinien się w nie bacznie wsłuchiwać. Nawet ostra krytyka jest bowiem dowodem zaangażowania ludu Bożego w to, co go żywotnie dotyczy.

 

Jerzy Bukowski*

Powyższy tekst ukazał się pierwotnie na stronie internetowej Radia RMF FM.

 

*Filozof, autor „Zarysu filozofii spotkania”, piłsudczyk, harcerz, publicysta, rzecznik Porozumienia Organizacji Kombatanckich i Niepodległościowych w Krakowie, przewodniczący Komitetu Opieki nad Kopcem Józefa Piłsudskiego w Krakowie, były reprezentant prasowy śp. pułkownika Ryszarda Kuklińskiego w Kraju

Komentarze są zamknięte