Lament nad rekomunizacją Wiejskiej

Zastępca Naczelnego

Fot. za jmjackowski.pl

Wielu publicystów leje dzisiaj „krokodyle łzy” nad powrotem postkomunistów na Wiejską. Rekomunizacja trwa w najlepsze, a przedstawiciele SLD zasiadają w prezydium obu izb parlamentu nowej kadencji. Tymczasem senator Jan Maria Jackowski w swoim tekście z 2007 roku, pt. „Demomunizacja po polsku” – opublikowanym przez „Nasz Dziennik”, opisał wiele lat temu zmagania z problemami dekomunizacji i lustracji. Kto odpowiada zatem za wspieranie „lewej nogi”?

(…) Zachwycano się polskim modelem „bezkrwawej rewolucji” i faktem, że odpowiedzialni za zbrodnie komunistyczne gen. W. Jaruzelski i gen. Cz. Kiszczak zainicjowali tak zwane pokojowe przemiany 1989 roku. Nierzadko lansowano jako czołowych dekomunizatorów osoby, które uprawiały operetkowy antykomunizm i swoimi publicznymi wypowiedziami i wystąpieniami kompromitowały ideę dekomunizacji. Wpajano przekonanie, że dekomunizacja oznacza chęć odwetu i jest synonimem nieudacznictwa; jest elementem walki politycznej i lepiej „zajmijmy się gospodarką i realnymi problemami”.

Mimo tej gigantycznej kampanii antydekomunizacyjnej i antylustracyjnej pojawiały się konkretne inicjatywy legislacyjne. Warto wspomnieć o kilku z nich. Pierwsza, historyczna debata dekomunizacyjna odbyła się podczas I kadencji Sejmu RP 31 stycznia 1992 roku nad projektem ustawy o restytucji niepodległości, jaki złożył Klub Parlamentarny Konfederacji Polski Niepodległej. Rozdziały 5 i 6 zajmowały się kwestią dekomunizacji. Projekt został odrzucony, co znamienne, również głosami przedstawicieli partii nawiązującej do tradycji narodowej i chrześcijańskiej, mającej w swoim programie dekomunizację. W Senacie II kadencji, 28 lipca 1992 roku, a więc tuż po obaleniu rządu Jana Olszewskiego, trwały prace nad projektem ustawy przygotowanym przez grupę senatorów (w tym sen. Piotra Ł. Andrzejewskiego) o warunkach wstępnych zajmowania niektórych stanowisk w Rzeczypospolitej Polskiej. W uzasadnieniu projektu podkreślano, że chodzi o poczucie sprawiedliwości i troskę o bezpieczny rozwój demokracji w Polsce. Jego intencją było, aby nie dopuścić do stanowisk kierowniczych w państwie ludzi, którzy kreowali struktury państwa totalitarnego. (…)”

–  pisał senator PiS.

Dzisiaj okazuje się, że nic się nie zmieniło realnie od 1992 roku w mentalności niektórych polityków tzw. „prawicy”. Trwa zatem powolny marsz w kierunku wspólnych rządów PO i SLD w 2023 roku. Pytanie pozostaje o to, kto za to odpowiada dzisiaj i kto za to odpowie za cztery lata?

Piotr Galicki

Komentarze są zamknięte