Czy ponownie piątkowa noc „przejęła” Pawła Kukiza?

Zastępca Naczelnego

Paweł Kukiz na Majdanie, marzec 2014, fot. YT

„Super Express” postanowił swój najnowszy program zrealizować w wyjątkowej scenerii – a mianowicie w willi nieżyjącego już generała Wojciecha Jaruzelskiego. Program prowadzi jego córka – Monika.

Jedno jest pewne: istniało wtedy zagrożenie, ja po prostu wiem, jacy są Rosjanie. Zaryzykuje taką tezę (…) że pani ojca mogli złamać. Pewne działania, które prowadził, mogły wynikać z tego, że jeśli postąpi inaczej, Ruscy nas zmiażdżą”

tak w rozmowie z Moniką Jaruzelską usprawiedliwiał Paweł Kukiz generała LWP Wojciecha Jaruzelskiego w sprawie wprowadzenia stanu wojennego. Polityk przyznał, że przed wprowadzeniem stanu wojennego sowieckie czołgi stały pod polską granicą i on sam nie wie, „czy oni by weszli, czy oni by nie weszli”.

Jakie stałe poglądy ma Paweł Kukiz?

Lider zmarginalizowanego Kukiz’15 często wypowiada różne opinie. W wyborach prezydenckich w 2005 znalazł się w honorowym komitecie poparcia Donalda Tuska. W latach 2006–2007 wspierał kampanię samorządową Hanny Gronkiewicz-Waltz i parlamentarną Platformy Obywatelskiej. Potem pielgrzymował na kijowski Majdan i śpiewał tam o wolnej Ukrainie … aby potem nagle się na Ukraińców obrazić. W październiku 2018 roku utracił kontrolę nad swoim profilem na Twitterze, bo – jak stwierdził – przypomniał sobie, „(…) że to jednak piątkowa noc przejęła i mnie i moje konto na tweeterze”. Na koniec, jako lider ugrupowania antysystemowego, walczącego z „partiokracją” podjął decyzję o kandydowaniu do Sejmu RP IX kadencji z listy PSL. Zdawało się, że to kres dziwnych decyzji, zachowań i wypowiedzi Pawła Kukiza …

„Parcie na szkło” czy „piątkowe przejęcie”?

Poszedł zatem Paweł Kukiz do programu „towarzyszki panienki” Moniki Jaruzelskiej i obwieścił językiem jej ojca, że w 1981 roku istniało zagrożenie interwencją Armii Radzieckiej. Tymczasem dwie dekady temu niedawno zmarły Władimir Bukowski w „Moskiewskim procesie” takie twierdzenie obalił. Do tego dostępna od lat jest też publikacja Wasilija Mitrochina znana jako „Archiwum Mitrochina”. Przypomnijmy zatem Pawłowi Kukizowi obszerne fragmenty artykułu Konrada Ruzika, pt. „Kulisy wprowadzenia stanu wojennego w Polsce w 1981 r. w dokumentach sowieckich. Co naprawdę chciał wtedy osiągnąć Wojciech Jaruzelski?”:

Autor tej pierwszej pozycji (ur. 1942, zm. 2019) w czasach ZSRS był zaangażowany w działalność opozycyjną wobec władz komunistycznych. Z tego powodu przebywał w sowieckich więzieniach łącznie przez 12 lat. 18 grudnia 1976 r. został deportowany na Zachód w ramach wymiany za sekretarza generalnego Komunistycznej Partii Chile, Luisa Corvalána. Od tego czasu mieszkał na stałe na Zachodzie, ale po 1991 r. kilkakrotnie odwiedził Rosję. W czasie jednego z tych pobytów w 1992 r. uzyskał dostęp do dokumentów Komitetu Centralnego nieistniejącej już wtedy Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego (KPZR), z których część wtedy skopiował za pomocą skanera na swój laptop i opublikował później na Zachodzie. Dotyczyły one m.in. wprowadzenia stanu wojennego w Polsce.

Droga życiowa autora drugiego źródła, książki Archiwum Mitrochina, była nieco bardziej powikłana niż Władimira Bukowskiego.

Wasilij Mitrochin urodził się 3 marca 1922 r. w Rosji w miejscowości Jurasowo niedaleko Riazania. W 1956 r. został archiwistą I Zarządu KGB odpowiedzialnego za wywiad zagraniczny. Polityka władz sowieckich rozczarowała go do tego stopnia, że na początku lat 70. XX w. zdecydował się zostać przeciwnikiem komunizmu, systemu politycznego panującego w jego ojczyźnie. W latach 1972–1984 nadzorował przeniesienie archiwaliów KGB z jej osławionej siedziby na Łubiance do nowej siedziby sowieckiej bezpieki w Jasieniewie na obrzeżach Moskwy. Wykorzystując ten fakt, nielegalnie skopiował około 300 tysięcy tajnych i poufnych dokumentów KGB i ukrył je w swoim mieszkaniu. Akta te obejmują okres działań wywiadowczych sowieckich służb specjalnych na Zachodzie od lat 30. XX w. do 1985 r., kiedy to Mitrochin przestał pracować jako archiwista w KGB, ponieważ przeszedł na emeryturę. Po rozpadzie Związku Sowieckiego w 1992 r. Mitrochin zaoferował przekazanie „swojego archiwum„ wywiadowi USA, spotkał się jednak z odmową jego przyjęcia. Wówczas zwrócił się do wywiadu brytyjskiego, gdzie tym razem okazano mu zainteresowanie. 7 września 1992 r. uciekł z Rosji wraz ze swoją rodziną, wywożąc ze sobą część „archiwum„. Po kilku tygodniach agent brytyjskiego MI6 przywiózł z Rosji resztę ”archiwum Mitrochina”. Dzięki tej dokumentacji udało się ujawnić wielu agentów sowieckich w państwach Zachodu. Na ich podstawie ukazały się także książki –Archiwum Mitrochina I (opisuje sowiecką działalność wywiadowczą w krajach szeroko rozumianego Zachodu, wydaną w Polsce w 2001 r.), a także Archiwum Mitrochina II (opisuje to samo w krajach tzw. Trzeciego Świata, czyli Ameryki Południowej, Afryki i Azji, wydanie polskie 2006 r.).Wiarygodność notatek Mitrochina udało się służbom państw zachodnich ostatecznie potwierdzić dzięki odkryciu na ich podstawie tajnych arsenałów broni KGB w Szwajcarii i Belgii. Wasilij Mitrochin zmarł 23 stycznia 2004 r. w Londynie. 7 lipca 2014 r. całość „archiwum Mitrochina” została upubliczniona.

W tym kontekście, co trzeba wyraźnie podkreślić, władze ZSRS wykluczały kategorycznie możliwość dokonania zbrojnej interwencji w Polsce przez siły Układu Warszawskiego. Wystarczy zacytować stenogram z posiedzenia władz ZSRS, które odbyło się 10 dni po nominacji Jaruzelskiego na stanowisko I sekretarza KC PZPR (29 października 1981 r.):

„Andropow: Jaruzelski nie zrobił niczego nowego, choć minął już jakiś czas. W Biurze Politycznym bardzo przeszkadzają Barcikowski i Kubiak. Mówiło się nawet o tym i radzono, żeby Barcikowskiego i Kubiaka usunąć ze składu Biura Politycznego. Jaruzelski jednak właściwie odmówił zastosowania tego środka. Tłumaczy to tym, że brak mu kandydatów do zastąpienia tych osób. Kwestia, kto w Polsce będzie premierem, jest sprawą bardzo drażliwą. Jaruzelski wyraźnie popiera Olszowskiego i Rakowskiego. Ale jeden i drugi zdecydowanie się do tego nie nadają.

Breżniew:Schmidtowi nawet w trakcie jednej z rozmów wymknęło się zdanie, że w Polsce powstaje bardzo niebezpieczna sytuacja i że ta sprawa może się jeszcze bardziej skomplikować, co wpłynęłoby na to, że moja wizyta w RPA może nie dojdzie do skutku.

Andropow: Towarzysze polscy wspominają o pomocy wojskowej ze strony bratnich krajów. My jednak powinniśmy trwać zdecydowanie przy naszej decyzji o niewprowadzaniu wojsk do Polski.

Ustinow: W ogóle należy powiedzieć, że naszych wojsk wprowadzać do Polski nie wolno. Polacy nie są gotowi na ich przyjęcie. Obecnie w Polsce odbywa się demobilizacja żołnierzy, którzy kończą służbę. Zwalnia się ich ze służby zasadniczej, aby zabrali cywilne ubrania i wrócili odsłużyć dodatkowo dwa miesiące przy różnych pracach. Ale w tym czasie podlegają oni agitacji ze strony «Solidarności».

Jaruzelski, jak wiemy, zorganizował grupy operacyjne składające się zwykle z trzech osób. Lecz grupy te na razie niczego nie dokonały. Najwyraźniej potrzebne jest spotkanie z polskimi władzami, szczególnie z Jaruzelskim. Ale kto się z nim spotka, to jest problem”.

Z cytowanego powyżej dokumentu jednoznacznie wynika, że władze sowieckie nie tylko nie zamierzały w 1981 r. dokonać interwencji w Polsce, lecz także, że polskie władze komunistyczne same o to zabiegały, co sugeruje przywołana już wypowiedź Andropowa: „Towarzysze polscy wspominają o pomocy wojskowej ze strony bratnich krajów. My jednak powinniśmy trwać zdecydowanie przy naszej decyzji o niewprowadzaniu wojsk do Polski”. Dla wyjaśnienia dodam jeszcze, że wymieniony w cytowanym dokumencie Ustinow to Dmitrij Ustinow, w latach 1976–1984 minister obrony ZSRS.

Jeszcze bardziej przerażający obraz mentalności ówczesnych władz komunistycznych w Polsce pojawia się w opisie spotkania Wojciecha Jaruzelskiego z marszałkiem ZSRS Wiktorem Kulikowem w nocy z 8 na 9 grudnia 1981 r., znanego ze wspomnianej przeze mnie we wstępie do tego artykułu tzw. notatki Anoszkina, którą zamieścił w całości jako dodatek do swojego artykułu Antoni Dudek w „Biuletynie IPN” z grudnia 2009 r. W czasie tego spotkania, relacjonując przygotowania do wprowadzenia stanu wojennego w Polsce, Jaruzelski stwierdził: ”Sprawa najważniejsza to zaaresztowanie 6000 przeciwników. Wszystkich ich zapewne nie uda się złapać. Oni już zaczynają się chować w zakładach pracy. Tego się obawiam. Uderzenie w puste miejsce jest gorsze niż jego brak. Byłoby to dla nas brzemienne w skutki. Jeśli zdecydujemy się na taki krok, zrobimy to w nocy z piątku na sobotę (11/12 grudnia) lub z soboty na niedzielę (12/13 grudnia). Następnie będzie moje wystąpienie w radiu i telewizji. […] Robotnicy w zakładach pracy mogą strajkować. Tam panoszy się «Solidarność». Partia w zakładach sama nic nie będzie w stanie zrobić. Jednak strajki są dla nas najlepszym wariantem.Robotnicy pozostaną na miejscu. Będzie gorzej, jeśli wyjdą z zakładów pracy i zaczną dewastować komitety partyjne, organizować demonstracje uliczne itd. Gdyby to miało ogarnąć cały kraj, to wy (ZSRR) będziecie nam musieli pomóc. Sami nie damy sobie rady z wielomilionowym tłumem. Wszystkie działania będziemy podejmować pod hasłem «Obrona Ojczyzny». I w takiej sytuacji wojsko przejmie wszelkie uprawnienia. Jest to hasło polityczne”. Na zakończenie tego spotkania miały paść także następujące słowa:

„W.G. Kulikow: Czy składając meldunek Leonidowi Iljiczowi [Breżniewowi] mogę powiedzieć, że przystąpiliście do realizacji planu?

Jaruzelski: Tak, pod warunkiem, że udzielicie nam pomocy”.

Z przytoczonych wypowiedzi Jaruzelskiego jasno wynika, że w czasie tej rozmowy zabiegał o interwencję wojsk sowieckich w Polsce… Następnego dnia, 10 grudnia, odbyło się posiedzenie kierownictwa sowieckiego, podczas którego padły następujące słowa:

„Rusakow: […] Jaruzelski mówi o konieczności wprowadzenia dyktatury wojskowej, jak to było za Piłsudskiego, wskazując równocześnie, że naród polski zrozumie to lepiej niż cokolwiek innego. […] Na posiedzeniu Biura Politycznego decyzja o wprowadzeniu stanu wojennego i zastosowaniu bardziej zdecydowanych środków przeciw ekstremistycznym działaczom «Solidarności» była przyjęta jednomyślnie, nikt nie zgłaszał żadnych zastrzeżeń. Równocześnie Jaruzelski nosi się z myślą porozumienia w tej sprawie z sojusznikami. Mówi, że gdyby siły polskie nie złamały oporu «Solidarności», to towarzysze polscy liczą na pomoc innych krajów, nawet na wprowadzenie wojsk na terytorium Polski. Jaruzelski powołuje się w tej sprawie na wystąpienie tow. Kulikowa, który miał rzekomo powiedzieć, że pomoc zbrojna ZSRR i innych krajów zostanie mu udzielona. Jednak, o ile wiem, tow. Kulikow nie powiedział tego słowa, powtórzył tylko słowa, których w swoim czasie użył Leonid Breżniew, że nie opuścimy PRL w nieszczęściu.

Andropow: […] Jeżeli tow. Kulikow rzeczywiście mówił o wprowadzeniu wojsk, to ja uważam, że postąpił niesłusznie. Nie możemy ryzykować. Nie mamy zamiaru wprowadzać wojsk do Polski. Jest to stanowisko słuszne i musimy trzymać się go do końca. Nie wiem, jak rozstrzygnie się ta sprawa, ale nawet jeżeli Polska dostanie się pod władzę «Solidarności», to będzie to tylko tyle. Jeśli zaś przeciw ZSRR zwrócą się kraje kapitalistyczne, które już zawarły między sobą w tej sprawie porozumienie, opatrzone rozmaitymi ekonomicznymi i politycznymi sankcjami, będzie to dla nas bardzo niebezpieczne. Musimy się troszczyć o nasz kraj, o istnienie Związku Sowieckiego. To dla nas sprawa najważniejsza.

Gromyko: […] Równocześnie jednak będziemy zmuszeni jakoś rozwiać nadzieje Jaruzelskiego i innych polskich polityków w sprawie wysłania tam wojsk. Wprowadzać wojsk do Polski nie można w żadnym razie. Myślę, że możemy polecić naszemu ambasadorowi, żeby złożył Jaruzelskiemu wizytę i zakomunikował mu to”.

W posiedzeniu tym brał także udział ówczesny przywódca ZSRS Leonid Breżniew, aczkolwiek głos zabrał na samym końcu. Kierownictwo sowieckie postanowiło wtedy jednomyślnie, że wojska sowieckie nie mogą interweniować w Polsce. Dla porządku wspomnę tylko, że cytowani w tym dokumencie Rusakow i Gromyko to Konstantin Rusakow, sekretarz KC KPZR (1977–1986), i Andriej Gromyko, minister spraw zagranicznych ZSRS (1957–1985).

W tym miejscu muszę oddać głos Wasilijowi Mitrochinowi: „Tymczasem w Warszawie Jaruzelski skarżył się Milewskiemu i innym towarzyszom, że sowieckie Politbiuro go opuściło, nie zezwalając na interwencję wojsk Układu Warszawskiego, jeśli polskie siły bezpieczeństwa nie dadzą rady. «Najpierw naciskali nas, żebyśmy podjęli twarde i zdecydowane działanie, a przywódcy sowieccy obiecywali nam wszelką pomoc i potrzebne wsparcie. Teraz jednak, gdy już podjęliśmy twardą decyzję rozpoczęcia działania i chcemy dyskutować z sowieckim kierownictwem, nie możemy uzyskać od sowieckich towarzyszy konkretnej odpowiedzi». Jaruzelski zapatrywał się ponuro na perspektywy powodzenia stanu wojennego bez sowieckiej pomocy militarnej.«Mamy lada chwila ruszyć do natarcia, ale boję się, że potem ogłoszą nas spiskowcami i powieszą” – skarżył się Milewskiemu. Milewski natychmiast zatelefonował do Pawłowa [rezydent KGB w Warszawie] i powtórzył mu słowa Jaruzelskiego. […] W sobotę 12 grudnia Jaruzelski zatelefonował do Breżniewa i Susłowa, prosząc ich o zgodę na rozpoczęcie operacji X. Obaj się zgodzili. […] Ku wielkiej uldze Pawłowa Kiszczak, odpowiedzialny za wykonanie zadań operacji X, był bardziej zdecydowany niż Jaruzelski. W ciągu soboty przekazał KGB szczegółowy harmonogram operacji”. (…) Wspomniani w cytowanym tekście Milewski i Susłow to Mirosław Milewski, członek Biura Politycznego i sekretarz KC PZPR w latach 1981–1985, oraz Michaił Susłow, najbliższy współpracownik Leonida Breżniewa w okresie jego rządów w ZSRS (1964–1982)”.

Zatem i smutno, i straszno, a do tego głupio …

Paweł Kukiz miał sporo czasu, aby przyswoić sobie wiedzę o tym, jak wyglądała sytuacja w 1981 roku w ujęciu członków władz KPZR i dowódców Armii Radzieckiej. Aby zaistnieć na starcie nowej kadencji Sejmu RP – albo może „po piątku” (ponownie noc go „przejęła”?) – poszedł zatem do programu córki Wojciecha Jaruzelskiego, aby powtarzać i uwiarygadniać kłamstwa rodzimych apologetów komunizmu.

Uważam, że pycha kroczy przed upadkiem. Szkoda jedynie zaangażowania tysięcy Polek i Polaków w projekt „Kukiz’15”. Dosyć sensownie jest tu zacytować niedawną publiczną wypowiedź posła kończącej się VIII kadencji Sejmu RP z Częstochowy, Tomasza Jaskóły, który przez większość swojej drogi parlamentarnej reprezentował ugrupowanie Pawła Kukiza:

Jak ja was czerwone bydlaki nienawidzę… dlatego nigdy nie będziemy w aliansach. Ostatniej prośby gen. Nila o strzał dla oficera nie spełniliście czerwone, sowieckie bydlęta. Dziś wasze wnuki, dzieci czy to genetyczne czy tez ideologiczne zachowują się tak samo, dlatego jesteście naroślą, nowotworem, który nie należy do społeczności Polaków. Sowieccy ludzie. Nic to, że założyliście garnitury, macie doktoraty, wielkie firmy. Na waszych karierach jest krew Bohaterów. Karma wraca… widać te patologie w kilku częstochowskich życiorysach. Co z tego że należycie do jakiejś tzw. Elity. Ten sam sznyt drobnego złodzieja, czy rzezimieszka i tak wychodzi z dobrze skrojonego garnituru. Należy wam to przypominać. Ciągle przypominać”

– napisał na Facebooku Jaskóła.

 

 

Monika Socha-Czyż*

 

* radna Sejmiku Województwa Śląskiego V kadencji (2015-2018) z listy PiS, prezes Towarzystwa Patriotycznego im. Jana Olszewskiego.

Komentarze są zamknięte