Ciał czterech polskich turystów i amerykańskiego pilota, którzy zginęli w czasie lotu turystycznego w USA prawdopodobnie nigdy nie uda się wydostać w wraku samolotu. Do katastrofy doszło w niedzielę czasu polskiego na wysokości ok. 3200 m blisko wierzchołka masywu górskiego Thunder Mountain, w odległości ok. 22 km od lotniska w Talkeetna na Alasce.
W piątek podjęto akcję przeszukania wrakowiska. Ratownik przeszukiwał wrak De Havilland DHC-2 Beaver prawie godzinę, ale musiał pozostać przymocowany do śmigłowca ratowniczego ze względu na niestabilność obszaru, gdzie uderzyła maszyna firmy K2 Aviation.
Chris Erickson z oddziału Rangerów Parku Narodowego Denali, na którego terenie doszło do katastrofy, powiedział w czasie konferencji prasowej, że
(…) odzyskiwanie ciał i samolotu w obecnych warunkach będzie wymagać niezwykle skomplikowanych przygotowań i obecnie jest niemożliwe. Próbujemy robić co w naszej mocy, aby nie mieć kolejnych wypadków lub urazów wśród ratowników”.
-podała lokalna telewizja KTUU.
Szczelina gdzie leży wrak siedzi to potencjalnie śmiertelna pułapka i teren , gdzie w niekontrolowany sposób może wystąpić lawina”
– informuje National Park Service.
Zatem istnieje możliwość, że ciała tragicznie zmarłych Polaków pozostaną na zawsze w miejscu tragedii.
Piotr Galicki/ KTUU/NPS