Marcin P., prezes Amber Gold, w 2010 roku nie wrócił do więzienia dzięki decyzji sądu w Starogardzie Gdańskim. Jak informuje „Rzeczpospolita” została ona podjęta niezgodnie z prawem. Gazeta opisuje nieznany wcześniej wątek w aferze Amber Gold.„Rzeczpospolita” ujawnia nieznane fakty, które dały początek jednej z największych afer III PR. W 2010 r. Marcin P. nie wrócił do więzienia i mógł bez przeszkód rozkręcić piramidę finansową. Wolność odzyskał dzięki decyzji sędziego, który niezgodnie z prawem anulował P. odsiadkę. Tego ważnego wątku prokuratury i komisja śledcza dotychczas nie zbadały.
Sejmowa komisja śledcza ds. Amber Gold od roku wyjaśnia, jak to możliwe, że 28-latek po liceum ekonomicznym wyprowadził w pole instytucje państwa i rozwinął biznes, który przyniósł mu 851 mln zł. Zanim założył piramidę finansową, P. dorobił się dziewięciu wyroków (cztery się zatarły). Z dwóch lat więzienia odsiedział cztery miesiące. To ważne, bo dzięki temu zamiast być za kratami, od maja 2012 r. nabijał klientów na lokaty w złocie.
Cofnijmy się w czasie. Na początku lat 2000 Marcin P. (wtedy S.) naciągał ludzi i banki na multikasy i umowy kredytowe. Wymiar sprawiedliwości stracił do niego cierpliwość dopiero w październiku 2007 r. – wtedy Sąd Rejonowy w Starogardzie Gdańskim skazał go na dwa lata pozbawienia wolności w zawieszeniu na cztery, grzywnę i zobowiązał do naprawienia szkody wyrządzonej bankom, czyli oddania im ok. 30 tys. zł. P. tego nie zrobił, więc rok później – we wrześniu 2008 r. – ten sam sąd zarządził wykonanie kary – P. miał iść do więzienia.
Co ciekawe, miesiąc później, gdy P. miał się zgłosić za kraty, spłonął domek jednorodzinny jego teściowej, w którym mieszkał z nowo poślubioną żoną. Czy pożar był potrzebny do wyjścia P. z zakładu? To już nie do ustalenia, bo akta śledztwa po pięciu latach zniszczono. Przyszły szef Amber Gold trafił do więzienia w Słupsku dopiero w lutym 2009 r. Ale zamiast dwóch lat spędził w nim niespełna cztery miesiące.
Już w kwietniu 2009 r. obrońca Marcina P. mec. Łukasz Daszuta (późniejszy członek rady nadzorczej i rzecznik prasowy AG) złożył wniosek o przerwę w karze, na co sąd się zgodził. 4 czerwca P. wyszedł na trzy miesiące, ale za kraty już nigdy nie wrócił. Daszuta składał bowiem kolejne wnioski o przerwy (łącznie cztery, każdy na trzy miesiące). Uzasadniał je tak samo: bardzo trudną sytuacją życiową i materialną rodziny skazanego spowodowaną pożarem domu.
– Obrońca skazanego podnosił, że żona skazanego nie pracuje i utrzymuje się z bardzo niskiej renty swojej matki, a dotychczas środki utrzymania rodzinie dostarczał przede wszystkim Marcin P., który od 3 lat prowadził działalność gospodarczą” – podaje „Rzeczpospolitej” Sąd Okręgowy w Słupsku. „Żona skazanego i jego teściowa nie są w stanie sprostać finansowo” – pisał mec. Daszuta.
Na wszystkie przerwy w karze zgadzał się przewodniczący składu orzekającego – sędzia Jan Filipczyk. Dziś już wiadomo, że opierał się na nieprawdziwych opiniach kuratora Marka L., których nikt nie weryfikował. Marcin P., korzystając z wolności, założył wtedy Grupę Inwestycyjną Ex, która po pół roku zmieniła nazwę na Amber Gold.
W 2010 r. P. miał wrócić do więzienia – sąd w Słupsku decyzją z 27 maja 2010 r. wezwał go, by stawił się w czerwcu za kraty i w końcu odsiedział dwuletni wyrok. Ta data jest bardzo istotna. Dlaczego? Dokładnie tego samego dnia inny sąd (rejonowy w Starogardzie Gdańskim) uchylił postanowienie z 2008 r. o konieczności odbycia kary.
To zaskakujące, ze względu na datę i treść, postanowienie, które definitywnie wybawiło P. od odsiadki, wydał sędzia Zbigniew Ałaszewski. Decyzja, do której dotarliśmy, ma dziwaczne uzasadnienie, sędzia sam sobie zaprzecza. Uchylając „więzienny” wyrok dla P., sędzia Ałaszewski powołuje się na art. 24 § 1 kodeksu karnego wykonawczego, czyli „nowe okoliczności” w sprawie.
Sędzia wskazuje, że obrońca P. (mec. Daszuta) złożył wniosek o uchylenie decyzji dotyczącej wykonania kary, argumentując, że została podjęta w oparciu o „niezgodny z prawdą wywiad kuratora”. „Wniosek nie jest zasadny” – napisał Ałaszewski w uzasadnieniu, dodając, że to Marcin P. musi informować sąd m.in. o tym, czy naprawił szkodę. „Skoro tego nie uczynił, winien ponieść konsekwencje swoich decyzji” – zaznacza sędzia. Ale już w drugiej części uzasadnienia – wbrew wcześniejszym wywodom – z urzędu stwierdza, że są „podstawy do zmiany postanowienia” z 2008 r. (o wykonaniu kary) – bo P. naprawił szkodę, czyli spłacił banki. Na jakiej podstawie sąd jest tego pewien – nie podał.
Tyle że zgodnie z opiniami prawników i wykładnią Sądu Najwyższego nie można było podjąć takiej decyzji, powołując się na art. 24 § 1 k.k.w.
– To precedens, jaki nigdy nie był stosowany wobec skazanych w takich sytuacjach – mówi „Rzeczpospolitej” prawnik, z latami praktyki w Służbie Więziennej.
Wspomniany przepis mówi, że sąd może w każdym czasie zmienić lub uchylić poprzednie postanowienie, „jeżeli ujawnią się nowe lub poprzednio nieznane okoliczności istotne dla rozstrzygnięcia”.
Orzecznictwo SN wskazuje, że chodzi o takie okoliczności, które – gdyby były znane lub istniały w czasie wydawania orzeczenia – spowodowałyby, że to orzeczenie miałoby inną treść. – Mówiąc wprost, jeśli P. spłacił banki już po wydaniu decyzji o zarządzeniu wykonania kary więzienia, to nie można zastosować art. 24 k.k.w. Decyzja sędziego jest niezgodna z prawem, orzecznictwem i kuriozalna – podsumowuje rozmówca „Rzeczposlitej”.
Zbigniew Ałaszewski w sądzie w Starogardzie Gdańskim pracował od lipca 1985 do kwietnia 2014 r., gdy odszedł w stan spoczynku. Nie udało się z nim skontaktować i zapytać o dziwaczną decyzję.
Ujawniony przez „Rzeczpospolitą” wątek zainteresował posłów komisji ds. Amber Gold. – Ta zdumiewająca decyzja sędziego, dzięki której Marcin P. definitywnie odzyskał wolność i mógł rozwinąć piramidę finansową, wymaga zbadania – mówi poseł Krzysztof Brejza.
Dziś Marcin P. i jego żona są w areszcie. Od dwóch lat trwa proces w sprawie Amber Gold w sądzie w Gdańsku. Według prokuratury P. i jego żona oszukali 19 tys. klientów spółki na 851 mln zł.
Źródło: Rzeczpospolita
oprac. w.s