Dzięki finansowemu wsparciu kilku osób (wielkie dzięki dla Was) uczestniczyliśmy we wczorajszej debacie samorządowej z udziałem naszej prezydenty, na temat partycypacji na poziomie jednostek pomocniczych. W debacie oprócz naszej prezydenty wzięli udział Przewodniczący Rady Miasta Opola (jako moderator), Wójt Gminy Branice oraz miejska radna a zarazem przewodnicząca jednej z dzielnic Opola.Warto nadmienić, że w stolicy województwa trwa obecnie procedura tworzenia dodatkowych dzielnic. Może właśnie dlatego doszło do tego spotkania.
Na początku warto wyjaśnić dwa terminy. Pierwszy z nich – partycypacja, oznacza nic innego jak formę współrządzenia, czynnego udziału w podejmowaniu decyzji przez np. przez władze wyższego stopnia.
W tym przypadku wójta, burmistrza czy prezydenta oraz radę gminy. Drugi z nich czyli – pomocniczość (w kontekście jednostek – u nas rad osiedli) to realizacja na najniższym szczeblu samorządu lokalnego zadań gminy. I tu zaczynają się schody.
Okazuje się, że element partycypacji najszerzej jest realizowany na poziomie gmin wiejskich. Tylko tu mamy do czynienia zarówno z funduszem sołeckim, czyli jedynym wiążącym elementem demokracji uczestniczącej w obecnym ustroju prawnym jak i podejmowaniem decyzji przez wszystkich mieszkańców w postaci zebrań wiejskich.
W miastach, zarówno w Opolu jak i Kędzierzynie-Koźlu przedstawicielstwo i ewentualne partycypacja ograniczona jest do kilkunastu osób tworzących rady i zarządy dzielnic lub osiedli. Pozostali mieszkańcy mogą się niestety obejść ze smakiem. Ewentualne próby zastąpienia rady osiedla ogólnym zebraniem mieszkańców, na wzór sołectw skończyło się (zarówno w Opolu jak i Kędzierzynie-Koźlu) prawniczą lub urzędniczą blokadą pomimo tego, że art 37 ust 4 ustawy o samorządzie gminnym umożliwia taki krok.
Kalka rady miasta przełożona na rady osiedli przenosi za sobą wszelkie patologie z tym związane. Walkę polityczną o stanowiska przewodniczącego rady i zarządu (w przypadku Opola) czy odcięcie mieszkańców od informacji wynikający z demokracji przedstawicielskiej. Czyli podejmowania wszelkich decyzji lub opinii przez ograniczona grupę osób zasiadających w radzie, zarządzie czy jak to ma miejsce w przypadku kwartalnych spotkań z prezydentą – przewodniczących.
Zapytaliśmy o sens utworzenia rad. Zgodnie z ustawą o samorządzie gmina może ale nie musi tworzyć jednostek pomocniczych. Jednak przy ich tworzeniu powinna kierować się elementem pomocniczości. Jak czytamy w literaturze:
(…)Powołanie jednostek pomocniczych w ramach struktury gminy umożliwia pełną realizację jej zadań(…)im większy zakres zadań gmina przekaże jednostkom pomocniczym, tym większy wpływ na kształt wspólnoty samorządowej będą mieć te jednostki. Wyszczególnienie spraw, którymi jednostka pomocnicza może lub ma obowiązek się zająć, ułatwia nie tylko funkcjonowanie danej jednostki w strukturze gminy, lecz także jest de facto koniecznym warunkiem jej istnienia.(…) za Monika Augustyniak „jednostki pomocnicze gminy”
Na to pytanie najczęstszą odpowiedzią była pomoc w opiniowaniu decyzji podejmowanych przez organy decyzyjne. Wynika z tego, że jednostki pomocnicze są niczym więcej jak kolejnym organem doradczym w strukturach gminy, z którymi kompletnie nie trzeba się liczyć. Znamienne w tym kontekście są słowa przewodniczącej opolskiej dzielnicy o wywalczaniu procedur czy przypominaniu się, że się istnieje.
Jak krucha jest to struktura wystarczy przytoczyć wprowadzone przez Tomasza Wantułę publikowanie w BIP projektów technicznych planowanych inwestycji w celu umożliwienia mieszkańcom realizacji idei partycypacji, które zostały zablokowane przez Sabinę Nowosielską.
Kuriozalnie w tym kontekście zabrzmiała informacja udzielona przez nią o długoletnich zaniechaniach poprzednich włodarzy miasta, skoro to właśnie ona stała się głównym hamulcowym przemian zwiększającym partycypację obywateli. Tłumaczenia, że ogranicza się czas konsultacji do ekstremalnego minimum z uwagi na blokowanie procesu inwestorskiego jest żałosne. Szczególnie, że zarządy często nie otrzymają jakiejkolwiek dokumentacji do której mogłyby się odnieść.
Pojechaliśmy tam w jednym celu. Zweryfikować lub wprost zaprotestować przeciwko ewentualnej manipulacji. Tylko, że nie było czego oprotestować w momencie gdy nawet dyskutanci opowiedzieli się przeciwko kędzierzyńsko-kozielskim rozwiązaniom budżetu obywatelskiego, dzięki któremu (…)nawet małe osiedla mogą sobie zbudować kawałek chodnika(…). To ostatnie na pewno ucieszy Miejsce Kłodnickie, które bodajże od 3 lat usiłuje odłożyć te środki w ramach BO.
Tym samym uznałem, że udział w debacie umożliwi mi przede wszystkim pozyskanie i wymianę informacji, a pewien poziom kultury debaty uniemożliwia kopanie leżącego.
Fundacja „Wiedzieć Więcej”
oprac. W.S