Minister Sprawiedliwości Zbigniew Ziobro zarządził publikację oświadczeń majątkowych prokuratorów w internecie. Zrobił się z tego ogromny rwetes, bo następni w kolejce mają być sędziowie. Sprawdzian dla prokuratorów nie wypada dobrze. Nie potrafią prawidłowo wypełnić oświadczenia majątkowego, mataczą, poprawiają (szczególnie dużo korekt pojawiło się po informacji, że dojdzie do publikacji oświadczeń). Po niektórych zapisach widać, że majątki były przepisywane na rodzinę.Gołym okiem widać, że rządzący Polską (a wymiar sprawiedliwości to władza) nie chcą pokazywać, ile się dorobili na tym rządzeniu. Demokratyczne systemy cechuje jawność. Jawność sprzyja bowiem ograniczeniu patologii w demokracjach. Ot, taki drobny skandalik z Ukrainy z początku stulecia, gdy urzędnik podarował ówczesnemu prezydentowi Leonidowi Kuczmie jacht na urodziny warty około 10 mln dolarów. W Polsce okazuje się, że będąc urzędnikiem ministerstwa sprawiedliwości można po godzinach dorobić się majątku wartego około 40 mln zł na handlu roszczeniami. No i czym tu się ludzie podniecają?
Krok do przodu, dwa kroki w tył
Oświadczenia majątkowe politycy wypełniają w Polsce zaledwie od 15 lat. A jakiż był lamet, gdy wprowadzano ten obowiązek. Jeden z liderów SLD Józef Oleksy mówił wówczas, że publikacja oświadczeń skończy się napadami na polityków. Zresztą jawność była umowna. Ogromna część naszych polityków przepisała majątki na żony lub dzieci i zwyczajnie zgrywa biedotę. Słynny był przypadek byłego premiera Waldemara Pawlaka, który na początku rządów PO drastycznie zbiedniał. Aleksander Kwaśniewski od ponad dwudziestu lat ma rozdzielność majątkową z żoną Jolantą, o której wiadomo, że doskonale radziła sobie w biznesie. Żony i krewni zresztą bez większej żenady służą naszym politykom za parawan dla czerpania profitów władzy.
Wymiar sprawiedliwości (sędziowie i prokuratorzy) są szczególnie narażeni na patologie. Nikt ich nie kontroluje. O ile politycy, którzy przesadzą, jak Paweł Piskorski, powinni umieć przekonująco wytłumaczyć, jak się wzbogacili, to w wypadku sędziów i prokuratorów nikt nie wie, jak zmieniał się ich stan majątkowy w czasie służby państwowej. Jest powszechne przekonanie w narodzie, że władza kradnie. Żartobliwa definicja mówi nawet, że jest to wiedza powszechna. Natomiast tajemnicą państwową jest, kto, gdzie i ile. W przyszłym roku będziemy świętować dziesięć lat od czasu, gdy władze Szwajcarii przekazały polskiej prokuraturze nazwiska i stan posiadania kilkudziesięciu polityków, ludzi tajnych i służb i urzędników. Nikt z tym nic nie zrobił. Śledztwo tam gdzieś jeszcze się toczy, ale żadna prokuratura nie chce się przyznać, że je prowadzi (aczkolwiek potwierdza fakt, iż zajmowano się kontami). Dlaczego? Bo w Polsce zawarto pewien niepisany pakt polityczny, że „my nie wsadzamy was do więzień, a wy nas”.
Do tej pory żadna władza nie odważyła się na precedens rozliczenia poprzedniej. Powszechność oświadczeń majątkowych sprawi, że ludzie biorący pieniądze od państwa będą musieli uważać.
Sędziowie czekają w kolejce
Decyzja Ziobry w sprawie jawności oświadczeń majątkowych to krok w kierunku ujawnienia oświadczeń sędziów. Krytykował to poprzedni prokurator generalny Andrzej Seremet, obłudnie tłumacząc, że naruszy to ich prawo do prywatności, a także iż bazuje na populistycznych zapatrywaniach na funkcjonowanie polskiego aparatu państwowego, w tym organów wymiaru sprawiedliwości, podważając niezbędne zaufanie społeczne do działalności organów władzy publicznej. Problem w tym, że tego zaufania nie ma. Twierdzenie, że wystarczy, aby oświadczenia weryfikowały służby specjalne (tajne), nie jest prawdziwe. Nasze służby żyją w głębokiej symbiozie z innymi uczestnikami gry i przestrzegają zasady o wzajemnym nierobieniu sobie krzywdy. Konsekwencje w tym systemie ponoszą tylko wyjątkowi głupcy, który przestają stwarzać jakiekolwiek pozory. Przecież już premier Józef Oleksy w słynnej podsłuchanej rozmowie z Aleksandrem Gudzowatym przekonywał, że były prezydent Aleksander Kwaśniewski dorobił się fortuny na sprawowaniu władzy w Polsce i nie jest w stanie się z niej wyliczyć. CBA Mariusza Kamińskiego podjęło próbę udowodnienia, że była para prezydencka ma majątek zapisany na tzw. słupy i miała na tym polu pewne sukcesy. W każdym razie, gdy za ową próbę Sejm kontrolowany przez PO i PSL miał uchylić immunitet Mariuszowi Kamińskiemu, to nie zrobił tego. A materiał operacyjny dokumentujący nielegalny majątek politycy nazywali „porażającym”.
Tu jest właśnie sedno problemu. W anglosaskim systemie prawnym jest tak, że wymiar sprawiedliwości w znacznej części pochodzi również z wyborów. Tam w wypadku nagłośnienia patologii prokurator musi wystąpić z zarzutami, a ława przysięgłych (zwykli ludzie) orzekają, czy było przestępstwo, czy nie. No to pytanie, czy przysięgli uwierzyliby w tłumaczenie pewnego polityka, że dorobił się milionów, grając w ruletkę i handlując antykami? Problem w tym, że nikt nie był wystarczająco zdeterminowany, aby go oskarżyć. Gdy ów polityk próbował mieszać w krajowej polityce i mówić otwarcie o finansowaniu z Niemiec działań liberałów, którzy później tworzyli PO, dostał drobny zarzut karny, aby mógł przemyśleć swoją postawę. Przemyślał i zamilkł.
Sędziów w Polsce nikt, nawet symbolicznie, nie kontroluje. Nagminnie lekceważone są próby prowadzenia przeciwko nim postępowań karnych i dyscyplinarnych. Kasta ludzi, która nie jest wybierana, ma ogromną władzę nad innymi ludźmi i praktycznie żadnej, nawet czysto moralnej, odpowiedzialności. Pokazanie oświadczenia majątkowego to naprawdę nieduża niedogodność w zamian za sprawowanie prestiżowego urzędu. Nikt nikogo nie zmusza do brania państwowych posad. Znajdą się tacy, którzy nie boją się jawności. Na razie mamy do czynienia z mozolnym przesuwaniem granic. Na razie jawność jest czysto teoretyczna i umowna – bo jak wspominałem – łatwo chować majątek. Jednak jest to już pewne utrudnienie. Jak nieuczciwi urzędnicy muszą coś chować, to część z nich wpadnie na oświadczeniach. Tak po prostu jest. A że jest realny problem? No, jest. Jedna z sędzi sądu Warszawa Mokotów, wydająca wyroki i postanowienia wbrew prawu, dorobiła się ogromnego majątku, liczonego w kilku mieszkaniach, podróżuje również na drogie zagraniczne wycieczki. A sąd wszelki pytania o pochodzenie tego majątku zbywa, tłumacząc to prawem do prywatności. Otóż nie może być tak, że jak ktoś sądzi czy oskarża innych, to nie podlega społecznej kontroli. A jawność – i tutaj rację ma minister Ziobro – jest najlepszą formą kontroli.
—
Jan Piński, warszawskagazeta