Zwolniony ze stołecznego ratusza Marcin Bajko uważa, że Hanna Gronkiewicz-Waltz zrzuca na niego odpowiedzialność za nieprawidłowości. – Chciałbym, żeby odszczekała… to znaczy odwołała te nieprawdziwe rzeczy – mówi i zapowiada pozew. Jeszcze kilka dni temu były już szef BGN Marcin Bajko nie chciał „komentować decyzji przełożonych” i wypowiadać się na temat jego zwolnienia.
Dziś sprawę komentuje znacznie chętniej. Zapowiada pozew sądowy i sprawia, że nad Hanną Gronkiewicz-Waltz zbierają się kolejne czarne chmury. Na pytanie dziennikarki TVN24 Arlety Zalewskiej, dlaczego został zwolniony dyscyplinarnie, sam zainteresowany odpowiada krótko: Właśnie nie wiem!
I dodaje: – Prezydent nie miała powodu, a już na pewno nie miała powodu, aby zwolnienie było w trybie dyscyplinarnym. Gdzie trzeba ciężko naruszyć podstawowe obowiązki pracownicze. Ja żadnego obowiązku nie naruszyłem – zapewnia Bajko.
„Prowadzenie segregatorów to nie mój obowiązek”
W piątek prezydent Warszawy zapowiedziała zwolnienie dyrektora BGN. Przyznała, że jego nadzór nad biurem był nieprawidłowy. Urzędnik nie ukrywa, że decyzją jest zaskoczony. – Wypowiedzi o tym, że mamy jakiś bałagan w dokumentach, to nie są wypowiedzi, które świadczyłyby o tym, że ja coś naruszyłem – mówi.
Jak dodaje, do jego obowiązków nigdy nie należało prowadzenie segregatorów czy układanie dokumentów. – Mówiąc tak ogólne rzeczy i nie stawiając żadnych zarzutów, a jednocześnie zwalniając mnie w trybie natychmiastowym, próbuje na mnie zrzucić odpowiedzialność za… no i właśnie – pytanie za co? – zastanawia się Bajko.
„Pan jest związany z aferą”
– Wszyscy mówią mi: jest pan związany z aferą. Ale jaką aferą? Tego chciałbym się dowiedzieć i po to ten pozew będzie skierowany. Aby pani prezydent wyjaśniła, a tak naprawdę odszczekała… odwołała wszystkie rzeczy, które powiedziała o mnie, a które są nieprawdziwe – zastrzega odsunięty dyrektor BGN.
Marcin Bajko to jeden z trzech urzędników (obok Jerzego Mrygonia i Krzysztofa Śledziewskiego) Biura Gospodarki Nieruchomościami, których zwolnienie zapowiedziała Hanna Gronkiewicz-Waltz, obciążając odpowiedzialnością za „pochopny zwrot” działki na placu Defilad. Jak pisaliśmy na tvnwarszawa.pl, Bajko oficjalnej informacji o zwolnieniu nie otrzymał, dlatego… postanowił zwolnić się sam.
W poniedziałek złożył wypowiedzenie, co potwierdził nam rzecznik ratusza Bartosz Milczarczyk. Wymówienie urzędnika nie zmienia jednak dyscyplinarnego trybu zapowiedzianego w piątek przez Gronkiewicz-Waltz. Formalności w tej sprawie trwają. Oprócz zwolnienia urzędników, prezydent stolicy postanowiła rozwiązać całe Biuro Gospodarki Nieruchomościami.
Działka za 160 mln oddana za darmo
Zamieszanie ze zwrotem działki na placu Defilad to najgłośniejsza afera reprywatyzacyjna w stolicy, której kulisy opisała „Gazeta Wyborcza”. Władze miasta w 2012 roku oddały cenny grunt (warty około 160 mln zł), choć nie powinny tego robić. Przedwojenny właściciel działki, który był Duńczykiem, odszkodowanie za nią otrzymał jeszcze w latach 50. Zwrotem działki ze strony stołecznego ratusza zajmował się były wiceszef BGN Jakub Rudnicki. O jej odzyskanie zabiegał z kolei mecenas Robert Nowaczyk. Jak wynika z informacji „Wyborcza”, obaj – oprócz interesów w Warszawie – mieli też wspólny ośrodek wypoczynkowy w Zakopanem.
za www.tvn24.pl