Na jednej z facebookowych grup libertariańskich — z gatunku tych bardziej korwinistycznych — znalazłem link do sondażu, którego wyniki pokazują poglądy Polaków na to, jakie funkcje powinno spełniać państwo. Z grubsza rzecz ujmując, Polacy są za państwem aktywnym i zapewniającym bezpieczeństwo socjalne, co też członkom grupy, jak można wywnioskować po komentarzach, bardzo się nie spodobało. Ja z kolei postanowiłem dokonać refleksji nad tym, dlaczego pomimo nasilonej w ostatnich latach korwinistycznej wolnorynkowej propagandy, Polacy dalej nie wierzą w jego rzekome (dla mnie są one rzekome, bo osobiście nie wyznaję wiary w wolny rynek) zalety.
Otóż, jak mniemam, problemem są metody działania Janusza Korwin-Mikkego. Objawia się to, po pierwsze, w braku powściągliwości w wypowiedziach prezesa. Korwin-Mikke przez wiele lat swojej aktywności publicznej zdążył zrazić do siebie całe grupy społeczne: niepełnosprawnych, kobiety, ułomne dzieci — w zasadzie większość społeczeństwa, bo jak uczy jedna z jego maksym, „większość społeczeństwa to debile”. Nie chcę się tu spierać, czy ten ekscentryczny publicysta ma rację, czy nie — chcę tylko zauważyć, że w ten sposób nie buduje się wizerunku partii i polityka, który ma reformować społeczeństwo. W ten sposób buduje się obraz człowieka i środowiska niepokornych fantastów, głoszących poglądy skrajnie nieprzystające do tego, co przeciętny Polak widzi na co dzień w telewizji, które w konsekwencji do niego nie trafią i których ostatecznie nikt nie traktuje na poważnie. Nie dość, że poglądy są „dziwaczne”, to jeszcze podawane są w sposób, do którego opinia publiczna nie przywykła (wisienką na torcie jest Adolf Hitler, którego można odnaleźć w niemal każdej wypowiedzi europosła).
Po drugie, Korwin-Mikke głosi utopijny program natychmiastowej zmiany porządku społecznego, wprowadzenia wolnorynkowego kapitalizmu jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Całkowicie nie liczy się ze społeczeństwem i z jego odmiennym zdaniem na to, jak ma wyglądać preferowane przez nich państwo. Naiwne jest to, że w takiej atmosferze buntu społecznego da się utrzymać stan, w którym nie ma pożądanego przez ludzi bezpieczeństwa (które Polacy cenią sobie bardziej od wolności, choć i ta ma różne interpretacje zależne od ideologii) oraz instytucji, które zapewniały dotychczasowy ład. „Wprowadzenie za mordę liberalizmu”, co Korwin-Mikke tak pochwala i postuluje, byłoby przykładem inżynierii społecznej pierwszej wody — nie dość bowiem, że byłoby to antyprawicowe i antykonserwatywne, bo doprowadziłoby do upadku autorytetu państwa poprzez jego destrukcję, to jeszcze wprowadzałoby porządek narzucony z góry przez dyktatora Korwin-Mikkego, którego już teraz przoduje w rankingach braku zaufania społecznego.
Jeżeli chodzi o innych polskich propagatorów libertarianizmu, to nie warto w tym krótkim artykule o nich wspominać, gdyż nie są oni raczej obecni w mainstreamie (ich stopień oddziaływania na przeciętnego Polaka jest więc znikomy). Nawet Leszek Balcerowicz, ewidentnie wolnorynkowy, jest znany raczej jako autor transformacji gospodarczej z lat 90., a nie apologeta klasycznego liberalizmu.
Natomiast gdybym to ja był libertarianinem (w sensie zwolennikiem wolnego rynku), to działałbym całkiem inaczej. Nie niszczyłbym porządku społecznego, który jest przez ludzi pożądany, tylko starałbym się go stopniowo zmieniać i przemyślanymi reformami przekonywać do siebie obywateli. Walczyłbym jednocześnie i o wolność jednostki do działania wolnego od państwowego przymusu która jest tak umiłowana przez libertarian, i o to, by zwiększenie zakresu wolności nie pozbawiło mas umiłowanego przez nie poczucia bezpieczeństwa. Postulowałbym stopniową prywatyzację szkolnictwa, usług medycznych i ubezpieczeń społecznych (lecz tak, by sprywatyzowane instytucje nie robiły klientów w bambuko, a spełniały swoją misję społeczną). Z początku wprowadziłbym bony na te usługi, ale przede wszystkim bacznie obserwował, co da się jeszcze zrobić na rzecz wolności — i w zgodzie ze społeczeństwem. Propagowałbym spółdzielczość i pomocniczość — trzeba bowiem obudzić w ludziach poczucie braterstwa i oparcia w drugim człowieku, bo tylko tak można zapewnić ludziom bezpieczeństwo, nie odbierając im jednocześnie wolności. Dzisiejsze społeczeństwo jest bardzo zatomizowane i egoistyczne, a ludzie mają oparcie tylko w państwie, tj. w anonimowym biurokracie.
Przez ten krótki felieton chciałem powiedzieć korwinistom, że warto czasem zajrzeć do książek autorów innych niż Mises i Rothbard (zakładam, że czytacie coś poza blogiem pana w muszce). Owszem, wizja kapitalistycznego społeczeństwa wolnych i racjonalnych jednostek jest pociągająca, jednak żeby się do niej choć odrobinę zbliżyć, trzeba czasem pogłówkować, pójść na pewne ustępstwa, porzucić doktrynerstwo i być otwartym na poglądy innych ludzi. Tym się różni polityka od bajania, że polityka dotyczy świata rzeczywistego, co, jak pokazuje przykład Korwin-Mikkego, nie każdy rozumie (a może nie chce zrozumieć?…).
Jakub Górka