Przejmując Monsanto, Bayer dokona największej akwizycji zagranicznej firmy w historii RFN. Bayer przedstawił akcjonariuszom Monsanto niezwykle hojną ofertę. Za każdą akcję amerykańskiej firmy otrzymaliby 122 dol., czyli o ponad jedną trzecią więcej, niż można za nie obecnie dostać na giełdzie. Łącznie operacja pochłonęłaby 62 mld dol. i została sfinansowana z wpływów z emisji akcji i obligacji. – Ta transakcja to niesamowita okazja dla udziałowców Monsanto – przekonywał akcjonariat amerykańskiej firmy prezes Bayera Werner Baumann.
Monsanto zajmuje się sprzedażą nasion – w tym roślin zmodyfikowanych genetycznie – i środków ochrony roślin. Z tej pierwszej działalności firma czerpie dwie trzecie dochodów. Uprawy zmodyfikowanych genetycznie kukurydzy, soi i bawełny, opracowanych w laboratoriach firmy, można spotkać w obu Amerykach, a nawet w Indiach. Transakcja, aby dojść do skutku, musi być najpierw zaakceptowana przez udziałowców firmy z Saint Louis, a następnie przez regulatorów. Władze niemieckiej spółki argumentują, że przejęcie Monsanto doskonale uzupełniłoby strategię biznesową Bayera. Firma z Leverkusen, chociaż posiada część agrochemiczną, to większość dochodów osiąga ze sprzedaży leków (dochodowa jest również sprzedaż tworzyw sztucznych, która od 2015 r. odbywa się za pomocą wydzielonej spółki Covestro). W 2015 r. agrochemia przyniosła firmie 10,4 mld euro sprzedaży. Znaczną część tej kwoty stanowią jednak środki ochrony roślin, głównie chwastobójcze (2,8 mld euro) i owadobójcze (2,9 mld euro). Sprzedaż nasion stanowi mniej znaczącą część biznesu i przyniosła 1,3 mld euro. Przejecie Monsanto znacząco wzmocniłoby tę gałąź. Dziś już wiadomo, że Rada Dyrektorów koncernu „jednogłośnie uznała ofertę Bayer AG za niekompletną i finansowo nieodpowiednią, ale pozostaje otwarta na kontynuowanie konstruktywnych dyskusji, by określić, czy transakcja zgodna z interesem akcjonariuszy Monsanto jest możliwa” – głosi komunikat koncernu z centralą w Saint Louis w stanie Missouri, w USA. Czyli wiemy, że nic nie wiemy. Do gry wszedł drugi niemiecki potentat branży chemicznej, koncern BASF.
Ale czy tylko o nasiona chodzi? A może chodzi o wejście amerykańskiego potentata chemicznego na rynek europejski? I to w taki sposób, aby nie musiał on płacić zaporowych ceł, które dzisiaj obowiązują w Europie wobec firm amerykańskich. Bo przecież na rynku wewnątrzunijnym ceł się nie płaci. Co to oznacza dla naszych maleńkich w światowej skali zakładów chemicznych? Na przykład takich jak Zakłady Azotowe „Kędzierzyn”, tkwiących w Grupie Azoty? Oznacza to na pewno jedno. Że przybędzie nam dodatkowa, bardzo silna konkurencja. Może się więc okazać, że amerykanie zastosują ceny, jakich nie sposób będzie przebić. A dla rolnika w Polsce liczy się przede wszystkim cena produktu, którym będzie nawoził ziemię.
Jak się okazuje firma Monsanto jest już w Polsce od 1 maja 2008 roku, kiedy to zakończyło się prawne przejmowanie firmy Seminis Vegetable Seeds Polska sp.zo.o. I rozpoczęło się prowadzenie przedsiębiorstwa pod firmą Monsanto. I pytanie najważniejsze. Czy istnieją jakiekolwiek związki Wiaczesława Kantora z rosyjskiego Acronu, który wydaje się, że odstąpił od chęci przejęcia Grupy Azoty, z firmą Monsanto z Saint Luois? Jeżeli tak, już zaczynam się bać co będzie dalej. Bo o związki Angeli Merkel i Władimira Władimirowicza Putina jestem spokojny. Są bardzo dobre.
Wiktor Sobierajski
wiecej gmo to nie jest najlepsze dla człowieka te GMO NIE JEST DOBRE DLA LUDZI TO JEST ZŁO NA SWIECIE