Tajlandia to kraj niemal dwukrotnie większy od Polski z siedemdziesięcioma pięcioma milionami mieszkańców. Jest uważana za jeden z najpiękniejszych krajów Azji Południowo-Wschodniej. Fauna i flora Tajlandii jest niesamowita! Bajeczne wyspy, las tropikalny, nosorożce, słonie, małpy, jelenie mundżaka, krokodyle, warany, wiele rodzajów ptaków, a także bliższe nam, backpackerom z Pilchowic – szczury i karaluchy.
Wielką przygodę z Tajlandią rozpoczęliśmy w Bohuminie, gdzie zawieźli nas nasi rodzice oraz skąd ruszyliśmy pociągiem Leo Ekspress do Pragi. Noc na dobrze znanym już Szkolnej Ekspedycji, bardzo wygodnym praskim lotnisku i dalej w drogę! Lot do Istambułu, następnie Welcome to Bangkok!
Będąc już w stolicy udaliśmy się na dworzec kolejowy, skąd po paru godzinach czekania mieliśmy nocny pociąg z kursem na północ kraju do Chiang Mai. Chiang Mai nazywane jest miastem kwiatów, klimatów oraz przyjaznych ludzi. Wstępu do niego bronią starożytne mury i fosa. Otaczają one wiekowe buddyjskie świątynie oraz uliczki, przy których codziennie rozkłada się ogromny targ.
Jeden dzień w tym miejscu poświęciliśmy na pełną niesamowitych wrażeń i emocji wycieczkę. Trzygodzinny trekking po dżungli, rafting pontonami z przesiadką na tratwy bambusowe, safari na słoniach, wizyta w orchidea parku oraz w wiosce, gdzie mieszkają kobiety z plemienia długich szyj. Kobiety te noszą na szyjach metalowe obręcze ważące nawet 5 kg! Kiedyś było to ich plemienną tradycją, teraz jest to już tylko aranżowane głównie pod turystów.
Na co dzień zajmują się szyciem, a gdy są turyści sprzedażą swoich wyrobów i przede wszystkim pozowaniem do zdjęć. Mieliśmy wrażenie, że jesteśmy w „ludzkim zoo”. Ci, którzy chcą faktycznie kultywować tradycję, zakładają pierwsze obręcze dziewczynkom w wieku pięciu lat. Później systematycznie dokładane są kolejne. Noszenie tych ozdób nie wydłuża szyi fizycznie, jest to tylko optyczne złudzenie wywołane sztucznym obniżeniem obojczyków i deformacją klatki piersiowej. Trzydziesto minutowe safari na słoniach w tajskiej dżungli okazało się dla nas również powodem do głębokich przemyśleń. Tajlandia słynie ze złego traktowania słoni oraz twardej ręki tresera, dlatego zastanawialiśmy się czy w ogóle uczestniczyć w takim safari. Kiedyś ludzie z pomocą słoni pracowali w dżungli lub brali udział w działaniach wojennych, dziś mają dla nich nową pracę właśnie w turystyce. Z całą pewnością nasze słonie były dobrze wytresowane, nie miały też żadnych śladów wielkich obrażeń. Fakt ten oczywiście nie wyklucza stosowania przemocy, ale przynajmniej jej nie potwierdza. Sama jazda na słoniach nie była za wygodna, Liwia, Patrycja i Pan Adam nawet mieli okazję poczuć jak się spada z około trzech metrów.
Lampang to kolejna miejscowość do której zawitaliśmy, szukanie hotelu w potwornym upale bardzo nas wykończyło. Ważnym elementem w kulturze tajskiej są nocne targi. My wybraliśmy się na niedzielny znany targ w tym mieście, zachwyciła nas jego atmosfera, spokój, brak nagabywania i wszędzie uśmiechnięci ludzie, którzy pomimo braku znajomości języka angielskiego starali się wytłumaczyć czym handlują.
Następnego dnia udaliśmy się pociągiem do Phitsanulok, gdzie znajduje się uważany za najpiękniejszy w całym kraju posąg Phra Budda Chinnarat, stojący w świątyni Wat Phra Si Rattana Mahanthat. Wieczorem spacerując po mieście zdecydowaliśmy się na prawdziwy godzinny tajski masaż! Przez pierwsze minuty byliśmy cali spięci. Wszystkie ruchy wykonywane były z dużą intensywnością, a uciski w niektórych miejscach bolały, aż zaciskaliśmy zęby i wstrzymywaliśmy powietrze. Ale po piętnastu minutach każda część ciała była rozluźniona i czuliśmy ulgę oraz wspaniałe odprężenie.
Ubon Ratchathani to miasto w którym co roku ma miejsce Festiwal Świec, jeden z najbardziej niezwykłych i widowiskowych festiwali świata. Zapierające dech w piersiach rzeźby woskowe przemieszczają się na platformach tworząc paradę. Festiwal ten ma miejsce w ósmym miesiącu księżycowym, podczas pełni. Buddyści obchodzą wtedy święto upamiętniające dzień wygłoszenia przez Buddę jego pierwszego kazania. Niestety nie mieliśmy okazji uczestniczyć w tej uroczystości. Okazało się, że w lipcu tego roku wypadają dwie pełnie księżyca, na początku i końcu miesiąca, a festiwal zaplanowany jest na tę drugą. Ale za to widzieliśmy od kuchni jak powstaje konstrukcja stalowo-drewniana, która później oblewana jest woskiem. Prace nad taką rzeźbą trwają około dwóch miesięcy, pracuje nad nią bardzo dużo ludzi.
Z Ubon nocnym autobusem dojechaliśmy do Rayoung, następnie pickupem oraz promem na Wyspę Słonia – Ko Chang. Jest to dosyć duża, górzysta, porośnięta dżunglą wyspa. Spaliśmy w bambusowych bungalowach na plaży przy samej Zatoce Tajlandzkiej! Lazurowy błękit morza, czysta, piaszczysta plaża, krajobraz jak z bajki. Nic dodać, nic ująć, trafiliśmy do prawdziwego raju! Jednego dnia wybraliśmy się na wycieczkę statkiem na małe wysepki, aby ponurkować na rafie koralowej. Podwodny świat jest zadziwiająco piękny! Wystarczy jedno spojrzenie na rafę, mieniącą się tysiącem kolorów i uczucie stykających się z naszym ciałem przeróżnych rybek aby się zakochać w tajskich wodach.
Szkolna Ekspedycja powoli zbliżała się ku końcowi, dlatego ostatnie dni spędziliśmy w Bangkoku – stolicy Tajlandii. Metropolia ta zaskakuje na każdym kroku i pod każdym względem! Akurat trafiliśmy na bardzo wysokie temperatury, zwiedzanie miasta nie było więc zbyt dużą przyjemnością. Odwiedziliśmy ogrody przy pałacu królewskim oraz kilka świątyń w okolicy. Między innymi najsłynniejszy kompleks świątynny Wat Po, gdzie znajduje się ogromny leżący Budda, który jest jednym z głównych symboli Bangkoku oraz Wat Saket – Świątynię Złotej Góry, znajdującą się na szczycie góry z przepięknym widokiem na całe miasto. Wieczorami, aby został nam w pamięci pełen obraz stolicy spacerowaliśmy po słynnej ulicy Bangkoku – Khao San Road. Ulica ta jest głośna, panuje tam istny chaos. Są bary, sklepy, stoiska z ciuchami, mini-grille oraz wózki z jedzeniem i zimnymi napojami. Najbardziej irytujący, kontrowersyjni, a czasem nawet dla nas zabawni byli spotykani na każdym kroku ladyboys, którzy starali się jak najbardziej ukrywać swoje męskie cechy.
Dziesiątego lipca rano zaczęliśmy swoją podróż do domu. Lot do Istambułu z lekkimi turbulencjami, następnie dwadzieścia cztery godziny czekania na kolejny do Pragi. Już przyzwyczailiśmy się do spania gdzie popadnie i przechodzenia z miejsca w miejsce, nikt już nawet nie ośmielił się powiedzieć, że mu niewygodnie. Po wylądowaniu w Pradze.. wielkie zaskoczenie! Nie ma jednego bagażu! Każdy już miał w głowie tysiąc myśli na sekundę, gdzie może być.. Bangkok? Istambuł? A może poleciał w całkiem innym kierunku? Wymiana numeru telefonu, spisanie numeru bagażu.. trzeba czekać. Jeszcze tylko jedną noc spędziliśmy na praskim lotnisku i rannym pociągiem pojechaliśmy do Bohumina, gdzie czekali stęsknieni rodzice. Całe szczęście dwa dni po powrocie, ku naszemu zaskoczeniu zagubiony bagaż znalazł się u właściciela. Ogromny plus dla tureckich linii!
Szkolne Ekspedycje wiele wnoszą w nasze życie, z wyprawy na wyprawę poprzez poznawanie kultur, zwyczajów i ludzi z innych krajów zmieniają się nasze poglądy. Uczymy się pracować w grupie, polegać na sobie, dysponować pieniędzmi, w tym oszczędzać na wielu rzeczach.. Mamy szersze spojrzenie na świat, rozwijamy się, swoje pasje, spełniamy marzenia, doceniamy o wiele więcej niż byśmy doceniali bez poznania problemów, chorób i zmartwień ludzi z całego świata.
Autor: Karolina Wieczorke