O działalności w Ognisku Pracy Pozaszkolnej w Koniakowie opowiada pani Małgorzata Małyjurek, Aleksandra Lipowska oraz Marzena Suszka. Dzieci i młodzież z miejscowych szkół podstawowych sąsiadujących ze sobą Jaworzynki, Istebnej i Koniakowa, położonych w malowniczym regionie Beskidu Śląskiego, tworzą w ramach Ogniska zespoły regionalne pod nazwą ,,Mały Koniaków” i ,,Czadeczka”.
Uczestnicząc w zajęciach pozaszkolnych młodzież poznaje zwyczaje, folklor i historię regionu z którego wywodzą się ich korzenie. To ważne dodaje pani Małgorzata, dzięki temu młodzież nie czuje się zagubiona. Widzi sens tego co robi, na zajęciach tańczą, śpiewają a przy tym poznają zwyczaje ludowe które stanowią o wartości nie tylko ludzi gór – to ważne dla nas wszystkich.
Należy podkreślić, że młodzi ludzie na zajęcia poświęcają swój wolny czas. Zimą trzeba pokonać spore odległości, często całkowicie przysypanymi śniegiem, szlakami górskich ścieżek, a oni docierają na czas i chętnie uczestniczą w zajęciach.
Zespół folklorystyczny to nie tylko śpiewacy i tancerze. Staramy się również przygotować młodych ludzi do przekazywania swojej wiedzy o lokalnej historii i zwyczajach gościom którzy przybywają do nas, by odpocząć i podziwiać piękno naszych gór, tak więc, uczymy kronikarstwa, gawędziarstwa. Góry bowiem, to bogactwo kulturowe zawarte w pieśniach, muzyce, tańcach, ale także w gawędach i legendach. Młode dziewki uczą się tak popularnego u nas koronkarstwa. Znane i cenione są przecież w świecie nasze koniakowskie koronki, to kolejny skarb tej ziemi, dbać trzeba by i to bogactwo nie poszło w zapomnienie, dodaje pani Małgorzata. Dziewczęce czy kobiece kabotki zdobione są haftowanymi lymieczkami, i tej sztuki uczą się dziewczęta na naszych zajęciach.
Trzeba nam wiedzieć, że czepce na głowach naszych kobiet to znak że kobieta jest zamężna, dziewczętom i pannom nie wolno czepca zakładać. Są te nakrycia głowy bogato zdobione a wykonywania ich, uczą się również nasze dziewczynki na zajęciach.
Żywiołowa muzyka i śpiew, to charakteryzuje mieszkańców gór, często młode dziewczyny wypasające bydło na odległych od siebie szczytach, nawoływały do siebie, a echo niosło ich śpiew daleko. Góralskie granie towarzyszyło mieszkańcom tej ziemi od zawsze, dodaje pani Marzena na co dzień wychowawca i nauczyciel muzyki w ognisku . W zespole gra na kontrabasie.
Skrzypce i basy to wiodące instrumenty naszych górali, dodaje pani Marzena. W naszej grupie już kilkuletnie dziewczynki całkiem dobrze sobie radzą z tym trudnym przecież instrumentem i z powodzeniem uczestniczą w występach wraz całym zespołem. Trzeba dodać, że podczas naszych występów wystawiamy również sztuki teatralne o tematyce ludowej ukazujące piękno naszego folkloru, są to scenki rodzajowe mówiące o naszych zwyczajach. To wszystko jest bardzo ważne, młodzi ludzie ucząc się, utwierdzają się w świadomości o swojej historii, twardo stoją na ziemi, nie błądzą. Wiedzą skąd są i są z tego dumni.
Mówi się często; Góralom łatwiej, bo z godnością osobistą i góralską dumą przychodzą na świat, pewnie jest w tym szczypta prawdy, jednakże bez poświęcenia ludzi dla tradycji, nie byłoby ani wiedzy, ani sukcesów, na podkreślenie zasługuje postawa naszego pana Józefa Poloka, dyrektora Ogniska Pracy Pozaszkolnej, to dzięki takim ludziom jak on, nasza historia, tradycje i folklor będą żywe i nie pójdą w zapomnienie.
Występujemy nie tylko w naszym lokalnym środowisku. Jesteśmy wielce radzi, że zostaliśmy zaproszeni przez Związek Górnośląski w Turzy Śląskiej którego przewodniczącym jest pan Bogusław Kniszka, aby tu przed obrazem Najświętszej Panienki w Turskim Sanktuarium, zaśpiewać dla Niej i dla naszych braci Górnoślązaków.
Było to dla naszych małych artystów wielkie przeżycie, a występy po nabożeństwie, w sali miejscowego klubu sportowego pozostaną nam na długo w pamięci.
Gorol, Ślonzok jako Polok i Madziar, dwa bratanki. Jednake nasze dusze i serca gorące, i niech tak z Bożom pomocom złostanie…
Na koniec. Dla czytelników ,,Śląskiego Kuriera Wnet” i słuchaczy ,,Radia Maryja” opowiem krótką historię o tym skond się wzioł cerwony bruclik w łoblyczu naszych goroli z Jaworzynki, Istebny a Koniakowa. (Opowiada Małgorzata Małyjurek).
Legenda o cerwonym brucliku i ło tym co sukna na rynkowy niy stykło…
Był to czas niespokojny. Ziemie śląskie oblegały wojska króla szwedzkiego. Jak głoszą góralskie podania, król Kazimierz wracał z wygnania na Węgrzech i podążał do Krakowa. Henryk Sienkiewicz opisuje to wydarzenie w ,,Potopie” jakoby król przebywał na Śląsku a podążał szlakiem górskim w drodze do Lwowa. Jo pozostana przy naszy gorolski legyndzie dodaje pani Małgorzata, i niech bydzie że król od Madziarow wracał, wszak granica z Węgrami wiodła w on czas niedaleko stąd.
Wiadomo, że król Kazimierz podążał na wschód, kiedy przemierzał malownicze kotliny i przełęcze w okolicach dzisiejszej trójwsi, oddziały królewskie i straż przyboczna zostały zaatakowane przez silne, dobrze uzbrojone bandy zbójców szwedzkich. Oddziały króla Kazimierza nieliczne i słabo uzbrojone stanęły do nierównej walki i król pewnie już niedługo zostałby pojmany a oddziały doszczętnie rozbite gdyby nie górale z okolicznych wiosek, dziś Jaworzynki, Istebnej i Koniakowa.
Na wieść o krwawym boju, górale nie czekając, za ciupagi i cepy schwycili i jak jeden schodząc z gór z pomocą królowi ruszyli. Rozgorzała walka niebawem straszna. Odwaga górali zaskoczyła szwedzkich żołnierzy a gorole już niebawem oddziały szwedzkie rozbili doszczętnie. Straty były spore i po naszej stronie ale króla obroniono. Ten zaś w podzięce dał co miał w on czas najcenniejszego a więc wałek sukna czerwonego, nie starczyło go dla wszystkich więc górale zdecydowali, że ubranie nie będzie miało rękawów i tak wszyscy zostali obdarowani sprawiedliwie, a tym samym powstał czerwony bruclik, co go do dzisiaj młode i stare gorole noszom na pamiątkę tego wydarzenia. Taka to jest powiastka przekazywana z dziada pradziada łod dowiyn downa. Moc takowych legynd a podań ustnych je na tyj ziymi. Ważne coby i ło tym niy zapomnieć. Młodzi chcom wiedzieć i suchać, trza im to przekazywać a korzynie nasze bydom zdrowe po wieki wiekow i tak by se chciało pedzieć – Amyn.
Ważne coby my se wszyjscy miyłowali, do kupy se mieli, bochma wszyjscy dziecka jednego Pon Boczka.
O swojej pracy na rzecz zachowania tradycji, historii i kultury górali beskidzkich opowiadały wychowawczynie Ogniska Pracy Pozaszkolnej z Koniakowa – trójwsi, pani Małgorzata Małyjurek, Marzena Suszka oraz Aleksandra Lipowska.. Bóg zapłać za współpracę.
Tadeusz Puchałka