Alfabet narodowca – [B]raterstwo

Autor Obywatelski

hemp_gruJest jedna rzecz, która powtarza się we wszystkich kulturach, niezależnie od poglądów i historii. Ta rzecz to braterstwo – często obecnie zapomniane i zepchnięte na dalszy plan w pogoni za materialną zdobyczą. W kontekście spojrzenia jednak na wszystkie swoje działania z szerszej perspektywy staje się ono tarczą, barierą przed moralnym zepsuciem i otaczającym nas agresywnym światem.

Często mówi się o tym, jak ważna jest dla nas rodzina. Nie da się temu zaprzeczyć, wszak jest ona naszą najmniejszą jednostką społeczną. Oprócz tego staje się także naszą prywatną możliwością oddania swoich zasług dla Ojczyzny poprzez spłodzenie i wychowanie jej świadomego i gotowego do poświęceń obywatela, który w przyszłości wzniesie się ponad apatyczny tłum i da szansę na pójście do przodu, na popchnięcie kraju w stronę, w którą bardzo byśmy sobie tego życzyli. Warto tutaj przytoczyć grafikę ONR dotyczącą aborcji i przypominającą, że każda bezpowrotnie pozbawia życia jednego potencjalnie wybitnego Polaka.

Zanim jednak znajdziemy sobie żonę i starać się będziemy o dziecko, przejść musimy drogę – taką samą, jaką przechodzi każdy młody mężczyzna. Pierwsze szkolne przyjaźnie, tworzenie nieformalnych grup, zawody sportowe, bójki z innymi osiedlami, walka o przywództwo na danym terenie – cały okres dojrzewania staje się więc taką miniaturą późniejszego życia. Wtedy też, przy okazji pierwszego imprezowania, próbowania alkoholu i używek, zawiązują się poważne przyjaźnie. Niektóre z nich zostają na całe życie, jednak jest to jedynie mały odsetek wszystkich znajomości. Osoby, za które dalibyśmy uciąć sobie rękę, wyjeżdżają do szkoły/ za granicę/ przeprowadzają się i kontakt się urywa. Kontakt, który tak trudno przecież potem odnowić.

Każdy z Was, mężczyzn czytających ten tekst, potrafi przypomnieć sobie takie przypadki. Przyjaciele na całe życie stali się jedynie obcymi osobami mijającymi się gdzieś w mieście. Większość ludzi jest zbyt dumna, żeby odezwać się do osoby, która kiedyś była przyjacielem, a obecnie stała się kimś obcym. Ale to jest właśnie jedna z tych rzeczy odróżniających nas od „większości”. Jesteśmy narodowcami, sami o sobie chcielibyśmy mówić, że też obywatelami wyższej kategorii, bardziej świadomymi. Czy jednak tak jest aby na pewno w rzeczywistości ?

Pamiętajmy o tym, że słowa słowami, ale to czyny świadczą o tym, jak będziemy postrzegani.

W tym momencie to właśnie my, jeśli chcemy być postrzegani jako ludzie przewodniczący społeczeństwu, jako osoby wyższe mentalnie, musimy znać swoje ograniczenia i umieć z nimi walczyć. W tym momencie jeśli „większość” coś robi, my musimy zrobić na odwrót. Koniec i kropka, nie ma innej drogi. Tak więc to w naszym interesie leży to, by odezwać się do tych osób, którym kiedyś obiecywaliśmy braterstwo. Właśnie dlatego, że przeciętny oglądacz TVN potocznie zwany lemingiem tego nie zrobi. Bo się wstydzi, bo to, bo tamto. A jakie my mamy wytłumaczenie ? Żadnego. I to właśnie ten brak wytłumaczeń pcha nas do działania.

Pomyślmy logicznie. Nie znamy go. Nie wiemy jakie ma poglądy, co je, z kim sypia, czego słucha i jakim samochodem jeździ. Nic z tego nie wiemy. Znamy jedynie jego imię i ewentualnie wiek. A co jeśli okaże się być lewakiem i do tego pracującym w którymś z mediów głównego nurtu.

Jest to ryzyko wpisane w sytuacje, ale przypomnijmy sobie sytuację sprzed dziesięciu lat, kiedy nazwaliśmy tę osobę bratem. Czy rzeczywiście interesowało nas wtedy kim się staniemy ? Czy to stanowiło naszą przeszkodę ?

Nie. I tak samo nie wyrzeklibyśmy się brata rodzonego, choćby jego poglądy nam nie pasowały. No bo przecież rodzina jest najmniejszą jednostką organizacyjną społeczeństwa. Jak więc w takim razie mamy ją rozbijać, skoro jesteśmy narodowcami ? Walcząc o Wielką Polskę nie możemy niszczyć jej podstawowych komórek. A braterstwo ślubowane komuś jest także silne jak fundament, jak korzeń.

Walczyć o Wielką Polskę nie da się samemu. Potrzeby zrzeszenia, przewodzenia, zakorzenienia są całkowicie naturalne i wyznaczają drogę naszego działania. Od nas i tylko od nas zależy, gdzie będziemy się zrzeszać i jakie kontakty nawiązywać. Władza i salon są silne. Mają kontakty, pieniądze i media. Ale więź ich łącząca nie jest tak trwała jak nasza – opiera się bowiem jedynie na chciwości i chęci władzy, a także strachu przed moralnym odradzaniem się Polaków. W tym momencie oni wiedzą, że kiedyś będziemy ich rozliczać. A jak nie my – to nasi potomkowie, wychowani przez nas w narodowym duchu. Dlatego braterstwo, tak silnie i jaskrawie opisane przeze mnie w tym artykule, jest dla nas kluczem do zwycięstwa. Salon będzie jątrzył, przeszkadzał i rzucał kłody pod nogi. Tylko naprawdę zjednoczeni będziemy w stanie się mu przeciwstawić. Przykładem takiego właśnie zjednoczenia jest 11 listopada, gdzie ludzie świętują na terenie całego kraju, a także poza jego granicami, zjednoczeni w jednej sprawie. Nikt na nikogo nie patrzy pod kątem jego przynależności organizacyjnej czy poglądów gospodarczych, ale przez pryzmat trzymania w rękach biało-czerwonej flagi.

Bo tylko pod tymi barwami, zjednoczeni i zwarci, będziemy nie do zatrzymania.

KM

Tekst ukazał się w „Polsce Niepodległej”, tygodniku o tematyce narodowej, do którego nabywania serdecznie namawiamy. Wspieraj prasę narodową.

Komentarze są zamknięte