,,Tu jest moje miejsce, tu jest mój, ciasny ale własny kąt”. Każdy z nas ma swoje marzenia, rodzina dzieci, praca a na koniec swoje maleńkie ale własne gniazdko. By, było dokąd wracać. W spokoju zmówić wieczorny paciorek a w kąciku postawić kołyskę. Teraz mamy już dom, mamy swój własny kąt, możemy pomyśleć o powiększeniu rodziny.
Wańdzia i Bolek z niecierpliwością oczekiwali na wyjazd do Polski, po 8 latach wyrzeczeń i ofiarnej pomocy całej rodziny ich wymarzony pałac stanął, a teraz kolejne marzenie niebawem ma się spełnić. Podróż ich życia doszła do skutku, przyjechali do ojczyzny, zobaczyli z opowiadań tylko im znany Śląsk, po raz kolejny byli szczęśliwi, czy to możliwe aby w życiu wszystko się spełniało? Zadawali sobie przez cały czas to pytanie…
Nieznani im do tej pory mieszkańcy Śląska okazali się przyjaźni, życzliwi, wszędzie przyjmowani byli z ogromną życzliwością radowały się serce Ślązaków na widok zza wschodniej granicy rodaków. Ludzki los, bywa jednak okrutny…
W życiu bywa często tak, że krótkie chwile szczęścia pękają niczym bańka mydlana, a na ich miejsce wstępuje rozpacz i żal. Bywa tak, że łzy szczęścia – zły los zamienia na morze łez rozpaczy…
Spłonął doszczętnie dom małżeństwa Wandzi i Bolka z Piotrowców Dolnych. Stało się to w czasie ich pobytu w Polsce. Podczas koncertu w Gierałtowicach śpiewali nie wiedząc o tym, że nie mają do czego wracać. O tragedii dowiedzieli się po przyjeździe do (domu). Stali, ogarnięci rozpaczą spoglądali na zgliszcza, długo bez słowa, w oczach zabrakło łez, zabrakło słów, tylko uścisk dwojga pogrążonych w rozpaczy ludzi pozwolił przetrwać najgorsze pierwsze chwile.
Oboje są nauczycielami ich zarobek to niespełna 100 dolarów miesięcznie. Już są pierwsze sygnały z chęcią udzielenia pomocy w różnej formie. Rodacy nie zostawią swoich w biedzie, teraz potrzeba im słów otuchy i wsparcia także tego duchowego. Trudne chwile przeżywał ksiądz Adam Bożek. Otrzymał sygnał o tragedii, nie powiedział nic Wandzi i Bolkowi, nie chcąc psuć im i przerywać tak długo oczekiwanej i wymarzonej w najskrytszych snach podróży. To był bodaj najtrudniejszy czas w moim życiu ze smutkiem wspomina ks. Adam Bożek, pieniądze które otrzymywaliśmy z darowizn na koncertach chciałem przeznaczyć na zakup strojów dla zespołu, teraz wszystko oddałem młodym biedakom Wandzi i Bolkowi. Biedacy pozostali w tym w czym przyjechali do Polski. Teraz mieszkają u teściów i mówią, że i tak dziękują Bogu, za to, że pozwolił im odwiedzić Polskę. Są młodzi, z Bożą i naszą pomocą dadzą radę….
Tadeusz Puchałka