Grzegorz Schetyna – potężny dotąd – baron Platformy Obywatelskiej, wiceprzewodniczący partii został pożarty przez partyjnych kolegów podjudzanych do tego aktu partyjnego kanibalizmu, przez samego Donalda Tuska. W miejsce jednego wiceprzewodniczącego Tusk zafundował sobie kilku – w tym Radosława Sikorskiego. To właśnie sam Radek Sikorski – po odebraniu władzy PiS-owi – wysłał słynny sms o „Dorzynaniu watahy”. Miał wówczas na myśli watahę pisowców, ale jak widać kiedy zabrakło obcych, wataha platformersów potrafi i we własnym stadzie dorzynać słabsze osobniki.
Na nic zdały się pojednawcze gesty potężnego niegdyś Schetyny, już to pokazywanie podbrzusza, już – przyjazne machanie łapami – „Donald, możemy pracować razem…” itd.itp. W wilczej gromadzie nie ma litości – naczelny basior może być tylko jeden. Tusk z zimnym spojrzeniem i kamienną twarzą, pozostał obojętny na potulne merdanie pokonanego konkurenta.
Likwidacja Schetyny jest dobrą lekcją jak funkcjonują partie i w ogóle polski system polityczny. Oto wczorajszy marszałek Sejmu, wicepremier, minister spraw wewnętrznych, przewodniczący klubu parlamentarnego – jedną decyzją Wodza zostaje NIKIM! Chociaż chce, chociaż ma jeszcze wielu zwolenników, jest w pełni sił, a zwolennicy zgłosili go nawet w wyborach do „politbiura” – nic z tego. Dlaczego? Jakie mechanizmy sprawiły, że wczorajszy polityk najwyższego szczebla dzisiaj staje się nikim, a jutro będzie zapomniany? Że dnia na dzień – ktoś rzekomo wielki staje się – jak to nazwał Orwell – „non-person” – „nie-osobą”? I – jeśli tak się dzieje – to jaką wartość mają wszyscy inni szwendający się po politycznej scenie jako pierwszy garnitur polskiej polityki. Okazuje się, że nie żaden tam: „garnitur”, a garniturek.
Sprawa jest tak prosta, że nie śmią nawet zauważyć jej sensu żadne „autorytety oralne”, ani „konstytucjonaliści” (cokolwiek by to pojęcia miało w III RP znaczyć). Schetyna stanowił zagrożenie dla Tuska. Był zbyt silny, zbyt niezależny, świadomie przyjął rolę tego, który czeka na potknięcie Donalda, żeby go podmienić. I tej „zbrodni” nie mógł wybaczyć Wódz, a kiedy Wódz nie wybacza, to morduje konkurenta do partyjnego tronu.
W krajach gdzie posłów wybiera się w Jednomandatowych Okręgach Wyborczych jest inaczej. Kiedy przywódca partii brytyjskiej przegrywa wybory parlamentarne – po prostu znika. Eliminują go wyborcy, a nie partyjna dintojra.
Podobnie jest w USA. Ponieważ tam partie są luźnymi grupami, a miejsce w hierarchii zależy od poparcia polityka przez wyborców w jego okręgu wyborczym – mechanizm „wodzowski” się nie wytwarza. Skutecznie przeciwdziała mu mechanizm JOW.
Gdyby w Polsce były JOW-y Schetyna mógłby wystartować bez łaski Tuska we Wrocławiu, wygrać i wejść do następnego Sejmu.
W Polsce o losie polityka decyduje Wódz, który ustala kolejność na liście wyborczej. Ba, decyduje czy w ogóle wziąć delikwenta na listę. To właśnie dzięki tej właściwości ordynacji wyborczej polskie partie degenerują się i zamieniają w partie „leninowskie”. Wódz partii tworzy dwór złożony z ślepo posłusznych popleczników, a tych którzy mogliby mu zagrozić – likwiduje. Dlatego polscy tzw. „politycy” zasiadający w Sejmie, to w większości zwykłe miernoty, kreatury, które tworzy się i likwiduje jedną decyzją administracyją: „czyn” albo „razstrieł!”
Oglądaliśmy likwidację Schetyny, ale przecież w każdej partyjnej watasze takie sceny rozgrywały się wcześniej. W PiS jeszcze nie tak dawno Prezes podgryzał gardło Ludwikowi Dornowi tak wiernemu, że mówiono o nim „trzeci bliźniak”.
Wyrzucony Schetyna miał oczywiście smutną minę, czemu specjalnie nie należy się dziwić. No bo co on teraz będzie robić, kiedy całe dorosłe życie tylko „działał”?
Ale mojej litości jakoś nie wzbudza. Wszystkich tych partyjnych krętaczy powinniśmy w zasadzie powyrzucać własnymi rękami. Ale skoro tego nie możemy zrobić, a oni to (częściowo) robią sami, to nad czym tu ronić łzy? Jak mawiał kapitan Ryków – „Nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka.”
Autor: Janusz Sanocki
Dorzynanie watahy jakos sie przeciaga.Felieton obrazujacy polską scenę polityczną,jakze podzieloną.O Polsce ,jako całości -zapomnieli politycy -Wybrańcy Narodu.
Ach te JOW-y; ja bym je garściami jadł!
@Anonim. Troche mirabelek i szczawiu dla okrasy. A na co jeszcze masz ochote? Jest okres swiąteczny, ,wybór ,jak u blogerów kulinarnych w Opolu. A JOW-y nie są do jedzenia, tylko do uporządkowania Polski.Miłych dni i Do Siego Nowego Roku 2014.