W poniedziałek 18 listopada br. w Warszawie Dominikańskie Duszpasterstwo Akademickie zorganizowało dyskusję pt „Gender – błogosławieństwo czy przekleństwo”. Zaproszonymi prelegentami były panie Dominika Kozłowska, redaktor naczelna miesięcznika „Znak”, Agnieszka Graff z „Krytyki Politycznej” oraz Zuzanna Radzik z „Tygodnika Powszechnego”. Każda z zaproszonych pań pochwalić się może swoimi dogłębnymi przemyśleniami na ten temat.
Pani naczelna miesięcznika „Znak” w numerach poświęconych homoseksualnym „rodzicom” napisała: „orientacja homoseksualna rodziców nie wpływa negatywnie na rozwój dzieci”.
Przytoczę kilka zdań, mówiących o misji, którą wypełnia redakcja miesięcznika „Znak”:
wypracowywanie kształtu współczesnego humanizmu integralnego, opartego o pełną, a więc także religijną koncepcję człowieka.
Postulat ten, oznaczający wierność wobec chrześcijańskiego obrazu świata i osoby ludzkiej, także dziś stanowi niezmienną inspirację dla nas, osób tworzących pismo.
Jak słowa redaktor Moniki Kozłowskiej mają się do ”chrześcijańskiego obrazu świata i osoby ludzkiej” doprawdy trudno pojąć?
Kolejna prelegentka, Zuzanna Radzik, pisała na łamach „Tygodnika Powszechnego” że:
teoria gender nie jest ludziom Kościoła obca, szczególnie, gdy mowa o „teolożkach feministycznych”, dla których to Bóg jest największym orędownikiem równości (?! M.K)
Ostatnia z prelegentek jest stałą bywalczynią Krytyki Politycznej – środowiska skrajnie lewicowego, podobnie jak ideologia gender. Ponadto pani Agnieszka Graf poszczyć się może wyjątkowymi koligacjami rodzinnymi. W Internecie odnajdziemy takie notki:
Kazimierz Graff ur. w rodzinie żydowskiej, jako syn kupca Maurycego Graffa i nauczycielki Gustawy z domu Simonberg. Przed II wojną światową absolwent prawa na Uniwersytecie Warszawskim; był działaczem Komunistycznego Związku Młodzieży „Życie”.
Wraz z żoną Alicją Graff od 1946 oskarżał wielu żołnierzy Armii Krajowej, m.in. Stanisława Sojczyńskiego ps. „Warszyc”, rozstrzelanego w 1947 oraz kolejnych 12 żołnierzy AK skazanych na śmierć w ciągu 3-dniowego procesu przez sąd w Siedlcach.
Po sfingowanym procesie, w którym przedstawiono wymuszone w śledztwie przez UB zeznania podwładnych gen. Fieldorfa „Nila”.
20 października 1952 Sąd Najwyższy na posiedzeniu odbywającym się w trybie tajnym, pod nieobecność oskarżonego i jedynie na podstawie nadesłanych dokumentów, w składzie sędziowskim: Emil Merz, Gustaw Auscaler i Igor Andrejew, zatwierdził wyrok Prośba rodziny o ułaskawienie została odrzucona.
Rada Państwa nie skorzystała z prawa łaski.
Alicja Graff, wicedyrektor Departamentu III Generalnej Prokuratury zwróciła się do naczelnika więzienia o „wydanie niezbędnych zarządzeń do wykonania egzekucji”. Wyrok przez powieszenie wykonano 24 lutego 1953 o godz. 15:00 w więzieniu Warszawa-Mokotów przy ul. Rakowieckiej.
Wypada poprosić przezacnych ojców dominikanów, by następną konferencję zorganizowali z profesorem Baumanem, wszak niedawno ogłosił wszem i wobec, że jest oczarowany papieżem Franciszkiem.
Nie rozumiem współczesnej postawy ojców dominikanów! Dlaczego usilnie promują anty ewangelię?! Dlaczego raz po raz, duszpasterstwo dominikańskie chełpi się promowaniem zafałszowanego obrazu Boga i Jego Stworzenia?! Przykro jest patrzeć kiedy taki piękny zakon, wychowawca wielu świętych i błogosławionych popada w taką degrengoladę umysłową i duchową….
Choć sami ciągle zapewniają:
Podstawową dewizą Zakonu Dominikańskiego jest Veritas – prawda, oraz zawołanie Contemplari et contemplata aliis tradere, co można przetłumaczyć: kontemplować i owoce kontemplacji przekazywać innym. Należy to rozumieć jako miłosne przylgnięcie do Prawdy, jako szczególne umiłowanie prawd wiary i przekazywanie innym.
Z powodu ostentacyjnego odrzucania nauki Kościoła Katolickiego przez współczesnych ojców dominikanów, czuję żal i z przykrością oznajmiam ojcom, iż nie mogę nazwać ich swoimi przyjaciółmi, co za tym idzie zaprzestaję czynnego ich wspierania. Wobec powyższego, nie interesuje mnie przyszłość tego zacnego ongiś zakonu.
Ktoś kto jawnie sprzeniewierza się Kościołowi nie zasługuje na szacunek i wsparcie. Kilka słów chciałabym napisać na temat katolickiego (?) portalu Deon.
Pisuje na nim pan Konrad Sawicki, który opublikował artykuł pod znamiennym tytułem „Katoliccy zadymiarze”. Bardzo krytycznie odnosi się do osób usiłujących zakłócić tę konferencję.
Obrywa się przy tym katolikom, których szanowny autor zalicza do ciemniejszej części społeczeństwa:
Temat gender jest dziś niezwykle nośny. Słyszymy o nim już nie tylko w mediach i na uniwersytetach, ale również w kościołach i na kongresach katolickich. Jednocześnie mało kto wie, jakie są źródła problemu, w jakich okolicznościach powstawał, jak ewoluował, a przede wszystkim czym to gender tak naprawdę jest i jakie faktycznie niesie zagrożenia. Do tego brakuje na polskim rynku publikacji, które by kwestię gender ujmowały z perspektywy chrześcijańskiej.
Problemem jest to, że brakuje nam w Kościele ludzi dobrze wykształconych akademicko w temacie gender. Mamy tu poważne zaległości. Bardzo przydali by się teraz specjaliści z przyzwoitą bazą naukową w tej dziedzinie, a tych mamy jak na lekarstwo.
Doprawdy nie wiem jak lewicowa ideologia może być postrzegana z „perspektywy chrześcijańskiej” jak nie kolejna herezja?! Tym razem lewacka.
Żałuję, że pan Sawicki poszukując intelektualnych rozwiązań wobec narodzin kolejnej ideologii, nie natknął się na wypowiedzi Księdza Profesora Tadeusza Guza czy Ojca Dariusza Oko. Zapewniam, że oboje z wymienionych posiadają całkiem przyzwoitą bazę naukową.
Autor idzie dalej i w sposób skandaliczny krytykuje osoby, które czynnie sprzeciwiały się bluźnierczej wystawie w Muzeum Sztuki Współczesnej:
Skąd ta agresja?
Trzeba zadawać to pytanie. Nie bierze się przecież znikąd. W ostatnich dniach i tygodniach mieliśmy kilka głośnych przypadków wandalizmu oraz agresji publicznej: oblanie farbą pracy „Adoracja” Jacka Markiewicza, przerwanie spektaklu „Do Damaszku” Jana Klaty, spalenie instalacji „Tęcza” Julity Wójcik. A teraz zakłócenie dyskusji o gender. Wszystkie te oprotestowane rzeczywistości były w jakiś sposób kontrowersyjne, to prawda, krytyka wobec nich była zrozumiała. Problem jednak jest to, że protestujący nie potrafili zachować miary i nie przekraczać pewnej granicy. Po jej przekroczeniu to oni stali się czarnymi bohaterami. Zamiast wskazać opinii publicznej na jakiś problem, oni sami skupili na sobie uwagę tejże opinii publicznej. Zaś idea, która popchnęła ich do manifestowania, została sprofanowana aktem nienawiści.
Tak było i teraz u dominikanów. Jeśli to katolicyzm popchnął tych ludzi do aktów agresji, to tym samym ideały tego katolicyzmu sprzeniewierzyli, rozmienili na drobne i oblali brunatną farbą.
Osoby modlące się na różańcu wynagradzającym nazywać „czarnymi bohaterami”?!
Zdesperowanych katolików, których niejednokrotne prośby czy pisma adresowane do władz kościelnych pozostają bez odpowiedzi, porównywać do „brunatnych farb” to już niegodziwość wysokich lotów!
Należy zastanowić się po co Kościołowi w Polsce takie katolickie strony i tacy redaktorzy… Przecież im bliżej do Krytyki Politycznej niż do świątyni!
Na pytanie redaktora „skąd ta agresja” odpowiedział inny bloger Deonu, przedstawiający się jako „ojciec Grzegorz Kramer”. Nie wiem czy waść jest zakonnikiem, czy tylko żartuje?
Przeglądam bloga tego pana, i nie mogę odnaleźć fotki w stroju zakonnym, napotykam na zdjęcia jakiegoś luzaka w rozlazłym podkoszulku, ale za to z wydziaranym przedramieniem!
Czyżby to był nowoczesny znak rozpoznawczy czcigodnych ojców jezuitów?
Tak, zamiast koloratki na przykład…
Skąd? Konrad skoro guru młodzieży katolickiej Pan Cejrowski mówi wszem i wobec, że MAMY PRAWO, to nie ma się co dziwić. To się dzieje zawsze, kiedy człowiek bierze Boga, jako argument przeciwko drugiemu i nazywa to nawracaniem i obroną wartości chrześcijańskich.
Proszę pana (ojca) dlaczego oburza się pan na Cejrowskiego i jego rozumienie „prawa do obrony wartości” a nie oburza się na Owsiaka, który nawołuje do „prawa świeckiego luzu” w nośnym hasełku „róbta co chceta”?!
Dalej, wczytując się w słowa pana (ojca) Kramera, odnalazłam intrygujące słowa:
Zostałem jezuitą, bo uważałem i dalej uważam, że to najlepsza (dla mnie) droga, by przeżyć przygodę i do tego przeżyć ją z Kimś, kto każdego dnia uczy mnie, co znaczy być mężczyzną.
Może i dla pana (ojca) ta droga jest najlepszą, ale czy dla wiernych również? Uczono mnie także, że nie należy się wstydzić wymawiania Imienia Bożego, nie rozumiem kogo pan (ojciec) ma na myśli, tytułując Go Ktosiem?! Skoro usilnie broni pan (ojciec) tez genderowych prelegentek, które brzmią:
„że macica to płeć, a sukienka i korale to gender – płeć kulturowa” (Agnieszka Graff).
To proszę wypróbować je na sobie, jak to jest być mężczyzną odzianym w różową sukienkę i korale? (bynajmniej wytworniejsza od rozciągniętego shirta). Zapewniam, że przeżyje pan (ojciec) swoją wymarzoną przygodę! A my zapewne ujrzymy jakie Dobro z tego eksperymentu wypłynie… Jak świadek, to świadek!
Nie ma lekko….
Autor: Marianna Kowalska