„Jak najmniej państwa w państwie” – taki cel postawiły sobie „pookragłostołowe” elity. Motywacje różnych koterii były zapewne różne. Jedni chcieli aby zniknęła „wielkoprzemysłowa klasa robotnicza”, która mogła stanowić zagrożenie, używając broni strajkowej przeciwko nieudolnej władzy. Inni zapatrzeni w „doradców” z zachodu, ogarnięci manią liberalizmu, chcieli wszystko prywatyzować.
Choćby za 1 złotówkę sprzedać, rozdać, pozbyć się….Byli wśród nich tacy, którzy już wtedy wmawiali narodowi, że nie ma wśród Polaków menagerów i sami niczego nie potrafimy. Trudno dziś powiedzieć czy głupota to jeno, czy sakiewka obcych sprawiła, że krok po kroku następował demontaż państwa. Usłużni publicyści piali z zachwytu, dopingując nawet polityków, a właściwie politykierów do wykonania kolejnych planów prywatyzacji. Na nic się zdały próby ratowania polskiego przemysłu. Gdy walczyli pracownicy Fabryki Kabli w Ożarowie, to górnicy, hutnicy, stoczniowcy, cukrownicy….siedzieli cicho. Myśleli, że to ich nie dotyczy. Potem przyszedł czas i na nich, na kolejne branże. Wierzyli politykierom, wszak wmówiono narodowi, że właśnie upadł komunizm i teraz mamy wreszcie naszą władzę z opozycyjnym i solidarnościowym rodowodem. Jakoś nikt nie przejmował się ostrzeżeniami Andrzeja i Joanny Gwizdów i skazanych na zamilczenie solidarnościowców. Przestrzegali oni, że stosunki właścicielskie środków produkcji zmienia się jedynie drogą rewolucji. Ze sprzedaną fabryką nowy właściciel może zrobić co chce. Odsprzedać, zamknąć, zaorać. Jakże częste były zwykłe wrogie przejęcia. Konkurencja przez podstawionego „słupa” kupowała fabrykę, by ją po prostu zamknąć i wyeliminować z rynku. W większości przypadków był to tzw. zagraniczny inwestor strategiczny. Pseudo-eksperci bredzili o tym, jak to kapitał nie ma narodowości…Jakoś rzadko zapraszano do nowych inwestycji w naszym kraju. Jedynie supermarkety rosły jak grzyby po deszczu. Uderzały nie tylko w rodzimy handel, ale i wyprowadzały zyski za granicę, nie płacąc w Polsce podatków. Rozpisywano się na temat konieczności przebudowania gospodarki w celu zwiększenia usług, kosztem produkcji. Zwalnianym z pracy górnikom dawano kilkudziesięciotysięczne odprawy aby się przekwalifikowali i stali usługodawcami. Przecież jedynie produkcja daje realny pieniądz. W usługach dochód jest jedynie wtórnie dzielony. Rynek wewnętrzny chłonny jest tylko wtedy, kiedy obywateli stać jest na zakup towarów i usług. Rzeszę urzędników też trzeba utrzymać. Upadek jednej gałęzi przemysłu stwarza efekt domina, upadają kolejne. Kwoty, które państwo uzyskuje z podatków spadają. Prywatyzując przedsiębiorstwa, Skarb Państwa rezygnuje z dywidendy. Bardzo często firmy były sprzedawane za ceny mniejsze niż zaledwie kilkuletnia dywidenda, a nawet fundusze zgromadzone na kontach.
Wielkie korporacje wyprowadziły z USA produkcję do Chin. Zbudowały w ten sposób ekonomiczną potęgę tego państwa i doprowadziły do kryzysu w Stanach Zjednoczonych.
W III RP kolejni politykierzy w kampaniach wyborczych obiecywali stworzenie nowych miejsc pracy, a gdy dochodzili do władzy likwidowali już istniejące. Prywatyzacja, prywatyzacja – powtarzali jak mantrę. Nikt jednak nie chciał dyskutować o tym, jak ją przeprowadzić. Można było przekształcać w spółdzielnie pracownicze, oddawać przedwojennym właścicielom określony pakiet udziałów /akcji a resztę pracownikom. Coraz mniej mi się chce wierzyć w to, że przyczyną dewastacji Polski jest jedynie brak wiedzy i predyspozycji decydentów. Wielu spośród piastujących najwyższe stanowiska w Polsce to historycy. Dlaczego nie wykorzystali wzorców z II RP, kiedy to Polska rozwijała się, a nie zwijała. Michał Grażyński, wojewoda śląski, wykupywał niemiecki przemysł. Przejmował przynajmniej 56% akcji. W przypadkach zdecydowanie antypolskiej działalności jak np. niemieckiego właściciela Huty Laura, wykupił koncern w 100%. W II RP stawiano na innowacyjność. Rozwijano krajową produkcję, myślano o przyszłości. Jeśli dokonywano zakupu, to musiał być to najnowocześniejszy sprzęt, a nie jak teraz z demobilu. Musiał on służyć polskiej produkcji. Polska myśl techniczna w wielu dziedzinach nie ustępowała światowej. Rozwijano nawet tak przyszłościowe kierunki jak elektrotechnika.
Teraz, w III RP żądza zniszczenia, objęła podstawę rozwoju każdego państwa – edukację. Grozi nam nie tylko wynarodowienie przez ograniczenie podstaw programowych przedmiotów humanistycznych, ale też zapaść cywilizacyjna. Nie będziemy mieć inżynierów i techników, bo politykierzy wpadli na pomysł zmniejszenia liczby godzin nauki fizyki, chemii, biologii, informatyki, itp. Znajdzie się natomiast czas na wprowadzanie do szkół ideologii gender i podobnych destrukcji. Polska młodzież nie zdobywa w szkole wiedzy i nie uczy się samodzielnego myślenia. Przygotowuje się jedynie do rozwiązywania testów, czyli odgadywania czego oczekuje od niej egzaminator. Tresura niewolników?
Ma rację Janusz Szewczak, główny ekonomista SKOK, przypominając słowa zapisane w dzienniku Hansa Franka, namiestnika Hitlera na Generalną Gubernię i Polskę: „Chodzi o to, by Polacy byli tak biedni, by dobrowolnie chcieli jechać na roboty do Niemiec”. Mam takie samo, jak J. Szewczak wrażenie, „że ten scenariusz jest realizowany teraz w Polsce.”
Aby uratować Polskę, musimy ją odbudować. Zbudować przemysł, stworzyć miejsca pracy. Tylko to zatrzyma falę emigracji naszej młodzieży. Brak dużego polskiego kapitału sprawia, że należy wzorować się na naszych przodkach z poznańskiego. Zakładali spółdzielnie, spółki kapitałowe itp. Potrzebny jest też interwencjonizm państwowy. Spółki Skarbu Państwa dobrze prosperujące winny inwestować przede wszystkim w kraju, a nie tracić niekiedy duże pieniądze wspierając podejrzane interesy na końcu globu.
Przede wszystkim potrzebna jest porządna debata o celu i metodach. Politykę państwa prowadzi się w perspektywie dziesiątków i setek lat. Doświadczenie wskazało, że nie można losu Polski zostawić w rękach politykierów, których perspektywą są jedynie kolejne wybory i kolejne apanaże. Nie myślą o kraju, o obywatelach. Chcą władzy, ale nie mają wizji Polski. Sieją zniszczenie. Samoorganizacja społeczeństwa i wyłonienie prawdziwych elit jest podstawą funkcjonowania państwa zarówno na szczeblu lokalnym jak i ogólnonarodowym.
Jest tylu dobrych profesorów ekonomii, specjalistów wszystkich gałęzi przemysłu. Są w końcu związkowcy i przedsiębiorcy. Opracować należy dobry plan odbudowy kraju. Przedyskutować go tak, by wychwycić wszystkie możliwe wady i słabości. Rozważyć jakie dziedziny przemysłu odbudowywać jako pierwsze. Czasu jest mało. Za chwilę wymrą np. ostatni stoczniowcy i nie będzie miał kto uczyć zawodu kolejne pokolenia.
Czy zapis w dokumencie UE, że Polska nie ma dostępu do morza jest przypadkowy? Może to i śmieszne, a może jakiś diabelski plan?
Polacy będą nisko-wykwalifikowaną siłą roboczą, pracującą za najniższe stawki w bogatych krajach.
Reindustrializacja Polski potrzebna od zaraz, aby Polska mogła nie tylko przetrwać, ale i się rozwijać.
Jadwiga Chmielowska
Tekst ukazał się w tygodniku „Niepodległa Polska” z 23.09.2013r.
Dobra treść.Teraz się zwijamy. Obcym państwom dano, prawie za darmo cały dorobek nasz i naszych przodków. Nazwano to prywatyzacją. A to jest kradzież. Diabelskim planem, jest zapis w dokumentach unii,ze Polska nie ma dostępu do morza.Ma Pani racje. Serdecznie pozdrawiam.