Platforma Obywatelska, przy pomocy usłużnych koalicjantów, wybiera dziś Krzysztofa Kwiatkowskiego na prezesa Najwyższej Izby Kontroli. Wybiera go w pośpiechu, byle prędzej, byle jak, bez dyskusji, bez poważnej debaty nie tylko nad personaliami, ale i nad teraźniejszością i przyszłością Najwyższej Izby Kontroli. Wybiera go nieelegancko na miesiąc przed zakończeniem trwającej wciąż kadencji dotychczasowego prezesa Jacka Jezierskiego.
Szkoda, że tak nieładnie to się odbywa i bez złudzeń, że chodzi o coś więcej niż tylko o jak najszybsze przejęcie tej niesłychanie ważnej instytucji państwowej.
Nie ulega wątpliwości, czego Tusk oczekuje od Kwiatkowskiego. Ten młodszy oficer Platformy ma zadanie tak pokierować Najwyższą Izbą Kontroli, żeby włos nie spadł z głowy ekipie Tuska. Żeby NIK nie wchodziła tam, gdzie może coś znaleźć, żeby nie zajmowała się tym, co może być nieprzyjemne dla rządu i kolegów Skarbu Państwa, żeby nie ujawniała rządowych afer, żeby nie opisywała zbyt dokładnie stanu finansów i budżetu państwa, żeby w relacjach rząd – kontrola było sympatycznie i miło.
Przyjazna rządowi PO kontrola państwowa – to główne zadanie Krzysztofa Kwiatkowskiego, które ma on realizować także po odejściu Tuska, ponieważ kontrole NIK standardowo sięgają 4-5 lat wstecz.
Najlepiej żeby NIK sołtysów i wójtów kontrolowała i nie zajmowała się wiele, a najlepiej wcale, ministrami Tuska.
Z przyjaznymi kontrolami nie będzie Kwiatkowskiemu trudno. Już kilka lat temu koalicja PO-PSL-SLD (przy stanowczym sprzeciwie Prawa i Sprawiedliwości) wprowadziła zmiany w ustawie o NIK, które wyrwały kontroli państwowej zęby. Działał w tej sprawie skutecznie destrukcyjny tandem – tropicielka afery dorszowej Julia Pitera i rozmawiający z krzesłami Mirosław Sekuła. Zlikwidowany został protokół kontroli – podstawowy dokument pokontrolny, będący fotografią stanu poszczególnych instytucji państwowych. NIK sama została poddana kontroli prywatnych firm audytorskich, na zlecenie Marszałka Sejmu. Pogmatwane zostały wewnętrzne relacje służbowe w Izbie. Śp. Prezydent Lech Kaczyński nie chciał podpisać tej nowelizacji, psującej NIK, podpisać, ale stał się Smoleńsk i Komorowski w trymiga podpisał.
To już nie jest ta sama Izba, jaka została stworzona przez śp. Lecha Kaczyńskiego. To już nie jest tak silna kontrola państwowa, jak była kiedyś. Już to widać choćby po tegorocznej kontroli budżetowej, w której przeważają laurki dla rządu, i to wystawiane w sytuacji, gdy budżet się wali, a rząd rozpaczliwie szuka, komu by tu zabrać 24 miliardy.
Mimo wszystko życzę jak najlepiej Krzysztofowi Kwiatkowskiemu, bo życzę jak najlepiej Najwyższej Izbie Kontroli, tej bardzo ważnej, bardzo potrzebnej wszystkim Polakom instytucji państwowej.
Życzę Kwiatkowskiemu, by mowa jego, jako prezesa NIK, była krótka – nie, nie, tak, tak. Żeby mówił jasno, co jest czarne, a co białe, bez zbędnego roztrząsania wszystkich odcieni szarości. Żeby nie bał się trudnych kontroli, żeby nie uciekał w krzaki przed trudnymi tematami, żeby nie zamiatał pod dywan afer i wszelkich ustaleń nieprzyjemnych dla kolegów, żeby piętnował korupcję i wszystko co jej sprzyja, żeby pozwalał Izbie rozwijać skrzydła i działać, bo tam jest zespół naprawdę dobrych, profesjonalnych, oddanych Polsce rzetelnych i uczciwych kontrolerów.
Życzę Kwiatkowskiemu, żeby zawiódł Tuska…
Kiedyś jako prezes NIK, na jakiejś konferencji międzynarodowej usłyszałem bardzo celne porównanie – że kontrola państwowa to jest taki pies wartowniczy, który w odróżnieniu od psa gończego nie goni złodzieja, ale na niego szczeka.
Chciałbym bardzo widzieć taki NIK, który jako „pies wartowniczy” państwa, głośno szczeka i budzi nas, czyli gospodarzy.
Janusz Wojciechowski
Europoseł PiS