Do tumultu (niem. Thorner Blutgericht– dosł. krwawy sąd toruński) doszło 16 lipca 1724 r. w Toruniu między miejscowymi protestantami a katolikami. Zamieszki zakończyły się zdemolowaniem kolegium jezuickiego przez protestantów. W odpowiedzi na to wydarzenie powołany przez króla Augusta II Sasa sąd asesorski skazał 9 protestanckich uczestników zajść oraz 2 protestanckich burmistrzów miasta na śmierć, co wywołało silne wzburzenie poza granicami kraju i poważny kryzys dyplomatyczny.
Zdarzeniem początkującym tumult toruńskim była procesja wokół kościoła św. Jakuba, a także na terenie przyległego cmentarza w niedzielne popołudnie 16 lipca 1724 r. w dniu święta Matki Boskiej Szkaplerznej. Procesji wokoło kościoła św. Jakuba przypatrywali się ewangelicy, uczniowie toruńskiego gimnazjum akademickiego. Mieli oni na głowach czapki, a także nie przyklęknęli na kolana. Oburzony taką postawą podszedł do nich Stanisław Lisiecki – uczeń Kolegium Jezuickiego i stanowczo zażądał zdjęcia czapek przed Najświętszym Sakramentem, a także zmuszał do przyklęknięcia. Doszło do sporu i wymiany ciosów. Późnym popołudniem, tego samego dnia, Lisiecki wychodząc z kościoła św. Jakuba, znów natknął się na tych samych ludzi. Znowu doszło do bójki. Interweniować próbował mieszczanin luterański – Dawid Heyder. Doszło do większej bijatyki, ponieważ pomocy katolikowi udzielili jego koledzy. Przerwało ją przybycie milicji miejskiej i aresztowanie Lisieckiego jako sprawcy awantury, aż do wyjaśnienia sprawy. Następnego dnia nastąpiła ostra reakcja, uczniowie jezuiccy zaczęli się stanowczo domagać zwolnienia kolegi z aresztu. Interweniowali u burgrabiego i prezydenta, jednak nic nie wskórali. Natknęli się na Heydera i porwali się do szabel. Milicja miejska powstrzymała rozlew krwi i aresztowała jednego z uczniów, co doprowadziło do wściekłości pozostałych. Ponieważ interwencja u władz i proszenie o uwolnienie więzionych nic nie dały, postanowili wziąć zakładnika.
Wieczorem porwali przypadkowo przechodzącego Jana (Jakuba) Nagórnego – ucznia Gimnazjum Akademickiego i zawlekli go do swego Kolegium. Wiadomość o tym rozeszła się pocztą pantoflową i wieczorem pod kolegium jezuickim zgromadził się tłum żądający uwolnienia zakładnika. Studenci natomiast razem z rektorem, Kazimierzem Czyżewskim, domagali się z kolei wypuszczenia swoich kolegów. Przed gmachem doszło do starć pomiędzy ewangelikami i studentami-katolikami, poleciały kamienie. Prezydent widząc, co się dzieje wprowadził do akcji milicję miejską i straż obywatelską. Na jego polecenie zamknięto również bramy miejskie znajdujące się w pobliżu budynku. Miało to zapobiec przyjściu na pomoc jezuitom katolików z przedmieść. Do jezuitów wszedł sekretarz Rady – Jan Wedemeyer i zażądał wypuszczenia Nagórnego. Zakonnik gotów był wypuścić więźnia w zamian za wypuszczenie ucznia z aresztu. Sekretarz udał się do ratusza, gdzie wraz z prezydentem w obliczu napiętej sytuacji podjęli decyzję o wypuszczeniu studenta. Wrócił on z tą wiadomością do Kolegium Jezuickiego (wciąż otoczonego przez tłum), gdy tylko zakonnicy dowiedzieli się o decyzji uwolnili zakładnika i wypuścili go z budynku razem z sekretarzem. Wobec takiego obrotu sprawy myślano, że incydent toruński skończy się na tym etapie i wycofano wojska milicji miejskiej. Jednak w chwilę po odejściu wojsk tłum obiegła plotka o podobno przetrzymywanym jeszcze kolejnym uczniu ewangelickim. Rozjuszony tłum rzucił się na budynek. Wyłamał drzwi, wdarł się do środka i zaczął niszczyć ławki, stoły, okna, drzwi i kaflowe piece, a nawet ołtarz w kaplicy NMP. Zniszczono wówczas bibliotekę kolegium, sprofanowano obrazy święte i kaplicę, a także pobito kilku jezuitów. To wszystko wyrzucono na zewnątrz i podpalono, według jezuitów wśród podpalonych rzeczy znalazł się także obraz Marii Panny.
Wedle ówczesnych przepisów stosowanych w Europie w tym czasie, takie czyny uznawane były za zbrodnię przeciwko religii. W tym momencie do akcji wkroczył garnizon Gwardii Koronnej dowodzony przez kpt. Wattera. Wkroczył on na teren kolegium i zaczął usuwać luteranów z budynku. Jednak jego żołnierze nie opanowali sytuacji. Ludzie nadal byli zgromadzeni przy Kolegium i gotowi wkroczyć ponownie. W tej sytuacji przybył sam prezydent i obejrzał wnętrza budynku zaręczając wszystkim, że żaden uczeń ewangelicki nie jest w nim przetrzymywany. To dopiero usatysfakcjonowało zebranych: mieszczanie się rozeszli, a napięcie zostało po części rozładowane.
Postawa władz wobec od dawna zaczepiających i zarozumiałych studentów jezuickich, a także całego incydentu była taka, jaką w tamtych czasach stosowano – ostrożna i niezbyt zdecydowana. Księża jezuici posądzali nawet prezydenta o celowe rozniesienie plotki wśród tłumu, że w Kolegium przetrzymywany jest uczeń ewangelicki. 17 lipca środki, jakie podjęto w celu załagodzenia wydarzeń były spóźnione i zbyt małe, aby cokolwiek powstrzymać. Podjęto przesłuchania świadków, jednak bez żadnych rezultatów. Członkowie Rady postanowili jak najbardziej odwlekać rozpatrzenie sprawy, nie wiedzieli jednak, jaka jest powaga całej sytuacji. Wpływowi jezuici rozpoczęli w kraju akcję informacyjną zakrojoną na szeroką skalę. Wiadomości o zbezczeszczeniu kaplicy przez luteranów, napaści, a także spaleniu przedmiotów kultu silnie oddziałały na masy szlacheckie. Poza tym rozpoczęta już została kampania sejmikowa przed sejmem i w większości sejmików postanowieniem było żądanie ukarania sprawców oraz inspiratorów tumultu.
Król August II oraz cały dwór mając na uwadze możliwość pozyskania sobie wielu głosów szlachty postanowili wykorzystać to zdarzenie. Król liczył na to, że toruńskie rozruchy staną się głównym tematem sejmu i pozwoli skupić posłów wokół dworu, więc zdecydował postępować ze sprawcami tumultu z całą surowością prawa. Wysłano do Torunia dwie kompanie Gwardii Koronnej dowodzone przez majora Jakuba d’Argelles, który równocześnie stał się komendantem garnizonu toruńskiego. Natomiast dotychczasowy komendant – kapitan Watter został zatrzymany aż do wyjaśnienia jego postępowania w czasie incydentu.
11 sierpnia 1724 roku przed sądem asesorskim w Warszawie odbyła się pierwsza rozprawa. Jednak z powodu rozbieżności opisu obu stron wydarzeń z dnia 16-17 lipca sąd powołał komisję, która na miejscu przeprowadziłaby śledztwo i przedstawiła jego wyniki asesorii. W skład komisji weszli kandydaci proponowani przez Radę Torunia jak i jezuitów. Ogółem komisja liczyła 20 osób, wyłącznie katolików; swoją działalność zaczęła 16 września 1724 r. Prezesem został biskup kujawski Krzysztof Szembek. Do Torunia wkroczyły także 4 kompanie z innych regimentów, jednak na skutek skargi Rady na kosztowność utrzymania tak wielkiego wojska zostały one wycofane.
Śledztwo trwało do 13 października, ponieważ polegało na przesłuchaniu świadków. Na podstawie ich zeznań postawiono zarzuty zniszczenia mienia i napadu na Kolegium aż 67 osobom, które w różnym stopniu były w to zamieszane. Nakazano przetrzymywać skazanych w areszcie aż do chwili wydania wyroku przez sąd asesorski. Do niego właśnie rada złożyła natychmiast apelację od postanowień komisji. Powodem apelacji miało być nie przesłuchanie przez komisję świadków proponowanych przez nią. Przemilczano jednak fakt, że zostali oni zgłoszeni po terminie. Oprócz tego rada złożyła w sądzie protest, w którym sugerowano, ze jezuici wywierają presję na świadków, a także preparują ich zeznania. Jednak największym był zarzut o stronniczość komisji. Nie znalazł się on w księgach ławniczych z Warszawy, dopiero odnalazł się w księgach z Gdańska, ostrzeżono jednak Torunian, że protest ten raczej nie pomoże w rozwiązaniu sprawy.
W Warszawie zaczął się 2 października 1724 roku sejm, na którym sprawa tumultu toruńskiego zdominowała inne i stała się jednym z głównych tematów. Posłowie sformułowali postulaty przykładnego ukarania winnych, równouprawnienia w Toruniu mieszczan katolickich z ewangelickimi, a także przekazania bernardynom kościoła NMP używanego dotąd przez ewangelików. Sejm zamykając obrady 13 listopada podjął uchwałę zobowiązującą hetmanów do wysłania do Torunia wojsk koronnych w celu wykonania dekretu sądu.
Sąd w składzie poszerzonym o nadzwyczajnych asesorów mianowanych spośród posłów miał rozpocząć rozpatrywanie sprawy 26 października 1724 r. Rozprawa w sądzie asesorskim ciągnęła się do 16.11.1724 roku. Obradom przewodniczył kanclerz wielki koronny Jan Szembek. Oskarżyciele ze strony jezuickiej żądali kary śmierci dla wszystkich winnych uczestników tumultu, a także członków Rady (miało to być ukaranie za niepodjęcie stosownych działań w obliczu tumultu). Majątek ich miał zostać skonfiskowany. Żądali oni również odebrania Gimnazjum, drukarni i kościołów ewangelikom, a także, aby wszystkie urzędy były sprawowane tylko i wyłącznie przez katolików. 16 listopada 1724 zapadł wyrok w sądzie asesorskim, który skazywał na śmierć prezydenta Roesnera, burmistrza Jakuba Henryka Zernekego oraz 12 innych osób uznanych za bezpośrednich uczestników zajść. Wszyscy byli protestantami. Ponad 40 torunian skazano na karę więzienia, z których najdłuższa wynosiła półtora roku, natomiast kilku mieszczan na grzywny w wysokości po kilkaset złotych polskich. Dwóch pastorów toruńskich, posądzanych przez jezuitów o podsycanie napięć, skazano na banicję. Zobowiązano także toruńskich luteran do wypłacenia odszkodowania księżom (wynosiło ono ponad 69 tys. złotych polskich) oraz do wzniesienia posągu NMP w pobliżu Kolegium Jezuickiego. Polecono również przenieść protestanckie Gimnazjum Akademickie poza obręb murów miasta. Sąd także postanowił, aby odtąd połowa członków władz miejskich była katolikami. Zwrócił również bernardynom kościół NMP i były klasztor Franciszkanów w Toruniu.
W Prusach powstał plan zbrojnej interwencji, która miała przyjść na pomoc prześladowanym ewangelikom i zająć Toruń, gdyby król nie okazał łaski. Ani łaska króla ani interwencja państw protestanckich nie doszły do skutku. Król August II powołał się na uchwałę nakazująca natychmiastową egzekucję wyroku, jednak tak naprawdę chciał wykazać, że pomimo słabości Rzeczpospolita potrafi wyegzekwować prawo ustanowione. 5 grudnia publicznie odczytano dekret sądu, a 7 grudnia zaraz po zaprzysiężeniu jezuitów nastąpiło wykonanie wyroku. O 5 rano tego dnia na dziedzińcu ratusza ścięto prezydenta Jana Gotfryda Roesnera, a trzy godziny później jeszcze dziewięcioro skazanych. Dwie osoby uratowały się od rzezi – jednej nie udało się znaleźć, natomiast druga uciekła. Co dziwne zawieszono wykonanie wyroku w przypadku wiceprezydenta Zernekego, prawdopodobnie dlatego że był znany, szanowany i wielu szlachciców wstawiało się za nim u władz. (Jakub Henryk Zerneke był wybitną toruńską postacią, autorem kroniki Torunia, szanowaną tak, że zamykano ulicę Żeglarską i moszczono ją słomą, by hałas nie przeszkadzał mu w pracy, więc nic w tym dziwnego, że uniknął kary, zwłaszcza, że wstawili się za nim jezuici toruńscy). Również 7 grudnia przejęto z rąk ewangelików kościół Najświętszej Marii Panny, którą w następnym dniu poświęcił biskup, a bernardyni odprawili pierwszą mszę. Następnie 13 grudnia odbyły się wybory uzupełniające do Rady i Ławy na miejsca mające przypaść katolikom. Księża jezuiccy zrezygnowali z części przyznanego im odszkodowania, a komisja skończyła swoją pracę 18 grudnia. Wyrok był niewątpliwie jednostronny i niewspółmiernie surowy, choć miał pewne analogie w wyrokach wykonywanych w Europie w wypadkach tumultu. Na podstawie opisanych wydarzeń, powstała pieśń, zamieszczona w wyborze Polskiej Pieśni Ludowej. Na samym początku i końcu są zamieszczone apostrofy do Boga i Maryi, aby potłumili heretyków, a katolikom dali zwycięstwo.
Za: http://pl.wikipedia.org/wiki/Tumult_toru%C5%84ski
Nie do konca jest tak jak podaje czesto zaklamana i stronnicza (antykatolicka) Wikipedia.
Surowe ukaranie sprawcow tumultu bylo inspirowane przez uzurpatora Augusta II Mocnego ktory chcial – jak dowiadujemy sie ze wspanialej ksiazki Kazimierza Morawskiego „Zrodlo rozbioru Polski” – wespol z osciennnymi mocarstwami okroic Rzplita a na zostawionej sobie resztowce zaprowadzic absolutum dominium, czyli tyranie.
Takie pisanie ze ” Postawa władz wobec od dawna zaczepiających i zarozumiałych studentów jezuickich, a także całego incydentu była taka, jaką w tamtych czasach stosowano – ostrożna i niezbyt zdecydowana.”
jest czystym falszem historycznym, poniewaz jak podaje wielki Feliks Koneczny w swym dziele „Dzieje Polski”, duchowienstwo katolickie staralo sie lagodzic spor i bylo za lagodnym potraktowaniem sprawcow tumultu – jednak krol-uzurpator chcial Polske skompromitowac w oczac swiata i „dorobic nam gebe” przesladowcow innych wyznan by latwiej wcielic w zycie swoje plany rozbiorowe – w sumie udalo mu sie z pewnym opoznieniem bo sprawa dysydencka byla glownym sztandarowym postulatem mieszania sie Rosji i Prus w wewnetrzne sprawy Polski i w efekcie koncowym pretekstem do rozbiorow Rzplitey.
Najciekawsze ze zarowno w Rosji, Prusach jak i Austrii inne wyznania byly z cala surowoscia przesladowane.
Problemy z atakami na katolicyzm w lutranskim miescie Toruniu zaczely sie juz duzo wczesniej i co jakis czas dochodzilo do napasci na wiare swieta katolicka – jak chociazby zajscie w roku 1688 gdy lutry napadly na katolicka procesje za panowania krola Jana III Sobieskiego i musial interweniowac sam biskup Olszowski
Dziękuję. Pozdrawiam TK
Przy okazji, zachęcam, aby wspomóc redakcję w przygotowywaniu kartek z kalendarza!