1. Do niedawna jeszcze spory rządu ze związkami zawodowymi, toczyły się na Komisji Trójstronnej w poprzedniej kadencji kierowanej przez wicepremiera Pawlaka w obecnej przez ministra pracy Kosiniaka-Kamysza.
Rząd Tuska jest chyba pierwszym w ostatnim dwudziestoleciu, któremu udało się wręcz zjednoczyć wszystkie trzy ogólnopolskie centrale związkowe zasiadające w Komisji Trójstronnej, w proteście przeciwko swojej polityce.
To zjednoczenie ostatnio osiągnęło taki poziom, że ich przedstawiciele zdecydowali się nie uczestniczyć już w posiedzeniach Komisji Trójstronnej i jednocześnie chcą zorganizować na jesieni ogólnopolski protest związków zawodowych w Warszawie.
2. Świadomy konflikt z szefem związku zawodowego Solidarność Piotrem Dudą, premier Tusk wywołał przy okazji fundamentalnej dla związkowców debaty o podwyższeniu wieku emerytalnego.
W debacie nad wnioskiem o referendum w sprawie wieku emerytalnego, pod którym Solidarność zebrała blisko 1 milion podpisów, do Sejmu wpuszczony został tylko przewodniczący Solidarności Piotr Duda, a związkowcy którzy prosili o wejście na galerię takiej zgody od marszałek Kopacz nie uzyskali.
Co więcej wypowiadający się podczas tej debaty premier Tusk nazwał przewodniczącego związku pętakiem licząc chyba na to, że zebrani przed Sejmem związkowcy zareagują nerwowo i być może dojdzie do zamieszek ulicznych ale Duda telefonicznie z sali sejmowej ich uspokoił.
3. Kolejnym świadomym starciem ze związkami zawodowymi był rządowy projekt zmiany kodeksu pracy i wprowadzenie tzw. ruchomego czasu pracy i wydłużeniu okresów rozliczeniowych czasu pracy.
Rząd przyjął projekt tej ustawy i nie skierował jej do omówienia na Komisji Trójstronnej ale bezpośrednio do Sejmu, gdzie większość parlamentarna Platformy i PSL-u rozpoczęła błyskawiczne jej procedowanie.
Co więcej klub Platformy złożył własny projekt zmian kodeksu pracy, który szedł zdecydowanie dalej w ograniczaniu praw pracowniczych niż ten rządowy.
Posłowie Platformy zaproponowali wprowadzenie nowej definicji doby pracowniczej, wydłużenie okresów rozliczeniowych czasu pracy do 12 miesięcy, wprowadzenia przerywanego czasu pracy, obniżenia i to znacznie stawek za pracę w godzinach nadliczbowych (odpowiednio ze 100% do 80% i z 50% do 30%) i określonego rekompensowania pracy w dzień wolny, wszystko to jednak jednostronną decyzją pracodawcy jeżeli tylko stwierdzi pogorszenie warunków gospodarowania (a więc w zasadzie na każde żądanie pracodawcy).
Ostatecznie przyjęty został projekt rządowy, którego konsekwencjami będzie pozbawienie pracowników możliwości pracy w nadgodzinach, co według związków zawodowych oznacza w skali roku pozbawienie pracowników około 8 mld zł wynagrodzeń.
4. Teraz posłowie Platformy (a dokładnie przewodniczący zespołu parlamentarnego ds. wolnego rynku Michał Jaros), chcą zaproponować projekt ustawy, który bardzo mocno uderza w prawa związkowe.
Chcą zmianami w ustawie o związkach zawodowych doprowadzić do likwidacji tzw. etatów związkowych w przedsiębiorstwach, chcą pozbawić związki prawa do pomieszczeń na terenie zakładu pracy i wreszcie zabronić pracodawcy pobierania składek związkowych i odprowadzania ich na rachunki związków zawodowych.
Wprawdzie kierownictwo Platformy trochę dystansuje się od tych pomysłów swojej grupy posłów ale wszystko wskazuje na to, że to kolejna tym razem bardzo brutalna próba doprowadzenia do konfrontacji ze związkami zawodowymi.
Platformie, której coraz trudniej wychodzi rządzenie, potrzebne są konflikty zastępcze, nawet takie toczone na ulicach, bowiem wtedy może się przedstawiać opinii publicznej jako jedyna siła polityczna, która gwarantuje stabilizację nawet jeżeli do jej utrzymania miałaby użyć policji, a być może i wojska.
Zbigniew Kuźmiuk
Poseł PiS