„Brunatna siła”, swastyki i Wyborcza, czyli socjotechnika w praktyce

Redaktor

Maciej Kałek_1„Faszyści“, „katotalibowie“, „ciemnogród“, „hołota“, „bojówka“, „zacofańce“ – im mocniejsze wyzwisko, oparte na stereotypie, tym pewniejsze odwrócenie uwagi społeczeństwa, od prawdziwego problemu. Jak działa socjotechniczne zagłuszanie haseł?

Po wielokroć możemy doświadczyć tego, jak działa socjotechnika: wchodząc do pierwszego lepszego sklepu, już mamy największy przykład działań socjotechnicznych. To, co widzi konsument, wchodzący do sklepu, nie jest wcale dziełem przypadku – zapachy, temperatura pomieszczeń, tabloidy i plakaty, informujące nas o „najlepszym produkcie“: to wszystko bazuje na ludzkich skłonnościach, oraz naleciałościach psychicznych, które to naleciałości/cechy charakterystyczne (odpowiednio „wykorzystane“), pozwalają producentom sprzedać swój towar. Lepsze marki, to wiemy nie od dziś, stoją na górnych półkach, a te gorsze – niemalże schowane tuż nad podłogą, na najniższych. Socjotechnika działa wszędzie, na każdego z nas – a dotyczy ona wszystkiego: gospodarki, kontaktów międzyludzkich, edukacji, polityki… jednak do perfekcji, opanowały ją media!

Największym informatorem, co do tego, jak działa socjotechnika, jest okładka gazety. Każda okładka, to istny majstersztyk socjotechniczny. Nic na niej nie jest przypadkowe – począwszy od tytułu, poprzez zdjęcie główne okładki, aż po kolory, jakimi napisane są tytuły czołowych nagłówków – wszystko to jest ukartowane, stanowiąc idealny przepis, na.. sukces sprzedaży.Znacie państwo powiedzenie: „Nie oceniaj książki po okładce“? W socjotechnice istnieje inne powiedzenie, wręcz odwrotne: „To, co na okładce, jest najważniejsze“. Okładka ma bić w oczy z witryny, ma przyciągać spojrzenia, kształtować nasze podejście do gazety. Cel jest prosty – sprzedać się. Każda gazeta wysokonakładowa, która jest „producentem“ opinii społecznej, chce się sprzedać. To cel główny i nadrzędny – a w dzisiejszej dobie kłamstwa medialnego, oraz powszechnego, relatywistycznego podejścia do prawdy: cel mediów, jako rzetelnych informatorów, zanika. W miejsce walki o prawdę, wchodzą popyt i podaż. W miejsce misji społecznej, wchodzi misja ideologiczna. Miejsce rzetelności – zajmuje poczytność, a w miejscu pasji, odnajdziemy brutalny nihilizm.

Nie inaczej, należy pojmować to, jak media nazywają konkretne osoby, grupy i akcje i.. dlaczego tak ich nazywają. Używanie przez media głównego nurtu ostrych haseł, wcale nie świadczy o tym, iż media te chcą ludzi przestrzec, przed ukrytą opcją faszystowską, „brunatną siłą”, czy też „katofaszyzmem”! Mediom typu Gazeta Wyborcza, ani w głowie walka z faszyzmem, komunizmem (ta, Wyborcza przeciwko komunie.. dobre sobie), czy jakimkolwiek innym systemem politycznym na świecie. Media, typu Newsweek, czy Wyborcza, mają jeden cel (poza sprzedażą) – z góry ich przekaz, jest nastawiony na jedną, jedyną rzecz: odwrócenie uwagi pospolitego „Kowalskiego“ od tego, o czym mówią tłumy ludzi. Zwróćmy uwagę na proste fakty, biorąc na cel Gazetę Wyborczą.

Gazeta Wyborcza wielokrotnie pisała o narodowcach, jako rzekomych inicjatorach „malowania rasistowskich swastyk“. Po wpisaniu hasła „narodowcy“ w wyszukiwarce jakiegokolwiek oddziału Gazety Wyborczej, wyskoczą nam pełne „zatroskania“, lub „złośliwej radości“ tytuły, jak np „Żydzi za drodzy dla narodowców“, „Wrocław nie dał się zastraszyć narodowcom“, „Skłóceni narodowcy“… W zasadzie, nie ma się czemu dziwić, bo to właśnie środowisko narodowców, wypowiedziało wojnę pomówieniom środowiska medialnego „z Czerskiej“. Niemniej, pewne standardy pisarskie, już zostały przez Wyborczą przekroczone, co pozwala na ich ukazanie, zweryfikowanie i obnażenie.
Na przykład, pomimo tego, iż Wyborcza pisze jednoznacznie, że „nie ma dowodów“, kto jest winien malowania owych swastyk w Białymstoku, to jednak pozostaje w głowie jeden, prosty fakt: skoro pojawiają się swastyki, to nieodzowny znak tego, iż musieli tego dokonać narodowcy. Wyborcza nie zostawia miejsca na domysły, czy mogli to zrobić niedouczeni chuligani (wszak tylko kretyn maluje ramiona swastyki nie w tę stronę, co trzeba), lewicujące bojówki białostockiej młodzieży, czy ktokolwiek inny. Pierwszym i jedynym podejrzanym, mają być narodowcy. I choć nie ma do dzisiaj złapanych tych „Picasso” od siedmiu boleści, to jednak Wyborcza nie napisała ani sprostowania, ani przeprosin – a wręcz nadal promuje swoje racje, w materiałach już z 2013 roku. Bez cienia skruchy, Jakub Medek, oraz Joanna Klimowicz piszą o tym, że w Białymstoku wymordowano tysiące osób, za czasów Hitlera, więc promowanie w tym mieście (jak to nazywa ich gazeta: „brunatnych poglądów“) swastyk, jest niezrozumiałe (autorzy odnieśli się do tego, iż w Białymstoku sąd uznał, że malowanie swastyk nie jest niczym złym, bo im się nie kojarzy – co w przekonaniu każdego, normalnego narodowca, jest po prostu idiotyczną wymówką sądu!)… Gdzieś po drodze umyka im fakt, że wiele z tych osób, które wtedy zginęło z rąk nazistów, działało w ogólnie pojętym, przedwojennym ruchu narodowym! Dowodem też na ten fakt, może być to, że stoi w białostockim parku centralnym Pomnik Bohaterów Ziemi Białostockiej, na którym odnajdziemy to, co pewna pani redaktor z TVNu nazwała „faszyzmem“ – a co Wyborcza z lubością propaguje, na temat narodowców – hasło: „Bóg, Honor, Ojczyzna“ znajduje się na samym przodzie wielkiego monumentu! Świadczą te dowody o tym, iż gazeta ta tworzy pozory, iż ludzie, którzy oddają cześć bohaterom walk o niepodległość, przeciwko nazistom, tak naprawdę.. popierali nazistów, skoro malują (rzekomo to oni) swastyki! Tak normalnie, gdyby ktoś wyskoczył z takimi schizofrenicznymi tezami, zamknęlibyśmy go do wariatkowa. Wyborcza jednak nie zaprzestaje w swoich socjotechnicznych zagrywkach. Sam zły piar to za mało, by zagłuszyć hasła, jakie propagują narodowcy i ogólny ruch patriotyczny.

„Pełzanie brunatnej Polski“ – taki tytuł posiada materiał, jaki opublikował Jacek Harłukowicz (dnia 08.11.2012) na stronie białostockiej Wyborczej. Autor, wraz ze współpracownikami, pełen „rzetelności“ dziennikarskiej, straszy czytelników – już na wstępie – tym, że narodowcy i faszyści nauczyli się, jak „ukrywać“ swoje hasła i poglądy. Z tego też powodu, nie usłyszymy na ich marszach haseł, jak „Żydzi do gazu“. Poza tym, iż zastanawia – skąd więc ten człowiek zna te hasła i wie, że oni takie poglądy mają, skoro nie skandują tego publicznie (?), zachodzi inne pytanie – dlaczego autor z góry nastawia kontekst wypowiedzi co do tego, jak wygląda działalność ruchu narodowego w Polsce? Z tego, co próbuje insynuować, da się wyczytać jedynie tyle, że jakaś grupka „narodowców“ (bliżej nie do określenia), skanduje hasła, świadczące o.. antysemityzmie. Czy antysemityzm jest tym samym, co faszyzm? I czy ruch narodowy w Polsce, jako taki, jest faktycznie faszystowski..? Autorowi chyba brakuje wiedzy, lub dokonuje skrajnego przeinaczania faktów (lub też ich wyrywkowości). Jednak, dla wprawnego oka, chodzi tutaj o coś innego. To zagranie socjotechniczne, które polega na tym, żeby ludziom kojarzył się nazizm tylko z jednym, jedynym motywem społecznym, jakim jest negatywny stosunek do polityki państwa Izrael, lub też pewnych grup społecznych, mniejszości etnicznych. Dzięki temu zabiegowi, nie jest ważne, czy ktoś jest faszystą w stricte tego słowa znaczeniu, czy też nie. W ten sposób, Wyborcza bawi się definicjami, re-definiując pewne pojęcia w ogólnej wiedzy społeczeństwa, a opinia społeczna – tak zmanipulowana – po zobaczeniu wyciągniętej ręki, kojarzy ją z nazizmem (a nie z pozdrowieniem rzymskim, które nawet harcerze w II RP stosowali); po ujrzeniu haseł narodowych, kojarzą to z (lewicowym przecież!) nazizmem; po wypowiedziach z Bogiem na czele, widzą nazistowskie „Gott mit uns“. Wielu autorów Wyborczej, po dokończeniu swojego materiału, pisze z lubością: „o czym wielokrotnie nasza gazeta informowała“. I tutaj jest cały haczyk!

Wyborcza tworzy własny świat, własne definicje, własne pojęcia, redefiniując wielokrotnie już przecież ustalone poglądy, a następnie podaje rzekome dowody swoich racji. Dzięki temu, Wyborcza ma „fundament“, do tworzenia złego obrazu narodowców. „Skoro wielokrotnie o tym pisała gazeta, a teraz się to potwierdza w moim materiale, to jest to widocznie prawda, pomimo braku jednoznacznych dowodów, czy postawionych w stan oskarżenia ludzi“. Przez tę zagrywkę socjotechniczną, opinia publiczna ma nieraz negatywny stosunek do Ruchu Narodowego, bardzo często nie potrafiąc nawet zdefiniować poglądów owego ruchu (sic!), a przytaczając jedynie puste porównania, zaczerpnięte z mediów głównego nurtu!

Skala manipulacji jest wielka, jednak jest ona możliwa do rozprzestrzeniania tylko tam, tylko w tych środowiskach ludzi, którzy nie znają totalnie historii, ani poglądów narodowych. Ukazuje nam to smutną prawdę, co do nauczania historii – to, że ludzie słuchają kłamstw, świadczy o tym, że nie znają prawdy!

Niezależnie więc od tego, czy ktoś popiera Ruch Narodowy, czy też nie – musi każdy (bezwzględnie!) to zobaczyć, że Wyborcza jest ostatnim medialnym informatorem, w którym powinno się szukać prawdy i zasięgać opinii! Gazeta ta ma ściśle ukierunkowany nurt poglądowy, a jej historia walk z komuną, jest jedynie przykrywką. To nie jest medium, które stoi na straży demokracji. Czy nałogowi czytelnicy „wybiórczej“ (jak Wyborczą zwykło się nazywać), potrafią zaprzeczyć? Więc czemu Wyborcza chroni wykładu Baumana, wielokrotnie uznanego przez historyków za czerwonego zdrajcę narodu, który nawet nie żałuje (sic!) swoich postępowań? I z jakiej racji Wyborcza cieszy się, iż narodowcy zostali wyprowadzeni przez antyterrorystów? Rozumiem więc, iż komunistyczni aparatczycy, wielokrotnie „wsławiający się“ swoją „charyzmą“ w walce z podziemiem niepodległościowym i solidarnościowym, tak naprawdę są dobrymi ludźmi, a narodowcy, odwołujący się do wartości niepodległych, to faszyści? Przecież to właśnie Trybuna Ludu pisała o manifestujących 3 maja studentach, iż ich poglądy są „faszystowskie“, tworząc nieprawdziwą figurę niepodległościowców! Tych samych niepodległościowców, których autorzy Wyborczego szamba używają (tak – instrumentalnie: używają), przy przytaczaniu swojego rzekomego wkładu w wolność i niepodległość!

Przecież, gdyby front walki Wyborczej z „totalitaryzmami“ był rzeczywisty, czy tym bardziej nie powinni się oni cieszyć z tego, że ktoś zwalcza zdrajcę, który promował system totalitarny „sierpem i młotem“, karabinem i piórem? I dlaczego A.Michnik, czołowy wojownik z  „pedofilią w Kościele“, stoi ramię w ramię na debacie z Danielem Cohn-Bendit’em, który sam przyznaje się do seksu z dziećmi? Który w wywiadzie z 1982 roku mówi, iż „uczucie rozbierania przez 5-letnią dziewczynkę jest fantastyczne, bo jest to gra o absolutnie erotycznym charakterze”!

Front zmagań z kłamstwami medialnymi ze strony mediów lewicowych (oraz pewnymi kłamstwami, ze strony mediów „sanacyjnych“), zmusza narodowców do nieraz ostrych protestów. Jednak, choćbyśmy krzyczeli na całe gardło i wywiesili wielki transparent „Gardzę nazizmem i komunizmem“, środowisko Wyborczej opisze nas jako faszystów. Bo „faszystą“ nie jest ten, kto ma poglądy faszystowskie. Faszystą jest ten, kogo nie lubi Adam Michnik. Warto to przemyśleć.

Maciej Kałek

Komentarze są zamknięte