1. Wczoraj bez specjalnego rozgłosu Rada Ministrów przyjęła założenia do projektu budżetu na 2014 rok. Premier Tusk jakby od niechcenia poinformował o nich na konferencji prasowej, ponieważ najwięcej czasu poświęcił na tłumaczenie dlaczego 6-latki mają pójść obligatoryjnie do szkoły w roku 2014, choć w tej sprawie rząd zaproponuje kolejną modyfikację, że będzie to dotyczyło dzieci urodzonych w I półroczu 2008 roku.
Przyzwyczailiśmy się już do tego, że z reguły to co jest ostatecznie zawarte w budżecie, znacząco obiega od tych założeń więc specjalnie nikt się tymi założeniami nie emocjonuje, a przecież na nich są oparte prognozy wpływów i wydatków budżetowych w roku 2014.
Zresztą jak się wydaje minister Rostowski ma większy ból głowy niż założenia do budżetu na 2014 rok czyli nowelizację budżetu na rok 2013 w związku z załamaniem się dochodów podatkowych.
2. Wśród założeń do budżetu na 2014 rok są jednak parametry, które dobitnie pokazują, że minister Rostowski jest coraz bardziej pogubiony, a jego wyobrażenia o tym co będzie działo się w gospodarce i w konsekwencji w finansach publicznych, coraz bardziej odbiegają od rzeczywistości.
Najważniejszy z tych parametrów to przewidywany poziom wzrostu gospodarczego. Ma on w roku 2014 wynieść aż 2,5% PKB co oznacza, że minister przewiduje, że w gospodarce w następnym roku będzie działo się lepiej niż w roku obecnym (przewidywany wzrost w tym roku to mniej niż 1% PKB).
Jak się to ma stać nie bardzo wiadomo, skoro mamy ciągle ogromne zawirowania w strefie euro, co oznacza wyraźne spowolnienie gospodarcze w głównych krajach zachodnich, odbiorcach naszego eksportu, a u nas w kraju zakończenie wydatkowania funduszy unijnych, wyraźnie zmniejszy poziom inwestycji publicznych.
Nie widać także na horyzoncie żadnych impulsów, które miałyby spowodować w to miejsce wzrost krajowych inwestycji prywatnych.
Wreszcie spadek wpływów z VAT już kolejny rok z rzędu, oznacza zmniejszenie tempa wzrostu wydatków konsumpcyjnych także w roku następnym, a to był do tej pory najważniejszy czynnik napędzający wzrost gospodarczy w Polsce.
Skoro żaden z 3 czynników wpływających na wzrost PKB w Polsce (konsumpcja, inwestycje, eksport netto) w następnym roku nie ma szans na wzrost, to pojawia się pytanie w jaki sposób wzrost gospodarczy w roku 2014 ma być wyższy od tegorocznego? Na to pytanie premier Tusk jednak nie udzielił żadnej odpowiedzi.
3. Bardzo niepokojące są założenia dotyczące sytuacji na rynku pracy. Wskaźnik bezrobocia na koniec 2014 roku ma wynieść aż 13,8%, a więc ma być niewiele niższy niż obecnie, co oznacza, że rząd Tuska godzi się z bezrobociem znacząco przekraczającym 2 mln osób, co najmniej przez najbliższe 1,5 roku.
Jak z tego widać wypychanie młodych ludzi za granicę w poszukiwaniu pracy będzie trwało nadal, choć już od paru lat wiadomo, że powoduje ono załamanie wypłacalności funduszy ubezpieczeń społecznych i zdrowotnych w Polsce.
Przewidywanie tak wysokiego wskaźnika bezrobocia na koniec 2014 roku oznacza także, że minister finansów konsekwentnie będzie przejmował środki z Funduszu Pracy i przeznaczał je na finansowanie deficytu sektora finansów publicznych, wbrew celom na jakie zgodnie z ustawą, mogą być one wykorzystane.
4. Zresztą sytuacja w polskiej gospodarce, rynku pracy i finansach publicznych po 6 latach rządów Donalda Tuska jest tak dramatycznie zła, że minister finansów musiał wpisać jako założenia do budżetu na 2014 rok, liczby które choć na czas jakiś, będą dawały trochę optymizmu.
Ten optymizm na następny rok jest potrzebny rządzącym jak powietrze, bo za chwilę muszą przyjść do Sejmu z projektem nowelizacji budżetu na 2013 rok, a tu czekają na Polaków decyzje złe i jeszcze gorsze.
Zbigniew Kuźmiuk
Poseł PiS