Wujek od zawsze przypominał mi starego żółwia. Powolny, ospały, przygarbiony, często chował się w swojej skorupce. Ciocia stanowiła osobliwą hybrydę pszczoły i osy. Pracowita ponad wszelką miarę od dzieciństwa przejawiająca zdolności manualne, łapki miewała zwykle czymś zajęte. Od początku do końca kłębuszka. Nieustannie przy tym brzęczała, ale żądlić potrafiła wielokrotnie.
Nie znałam Wujka – Świerszcza. Tego, który skakał z kwiatka na kwiatek. W końcu spadł i tragicznie się połamał, zbyt wcześnie, na długo przed moim urodzeniem.
Wujek – Żółw był drugi. Zwykle do mówienia zabierał się powoli, nigdy nie ferował nieprzemyślanych wyroków. Uśmiechał się zza kłębów dymu papierosowego a czasem pachniał fajką. Chudego, zasuszonego Wujka – Żółwia bardzo męczyło chodzenie po schodach i dźwiganie ciężarów, którymi obarczała go Ciocia – Pszczoła. Ona nie zawsze to zauważała. Sama biegała, fruwała, dźwigała ile mogła i bardzo była zła, kiedy nie mogła.
Inaczej, niż wszystkie pszczoły na świecie Ciocia nie robiła zapasów. Uwielbiała za to słodycze i gości, gości i słodycze. Uwielbiała częstować, podejmować i gościć, ale zakarmiać na śmierć, to już niekoniecznie. Często siadywała w hibiskusie. Będąc w dobrym humorze wspominała Afrykę, zawartą w herbacie Rooiboos. „ To jest zapach Afryki, tak pachną afrykańskie wybrzeża” mawiała w chwilach rzadkiego u niej rozmarzenia.
Poleciała tam kiedyś. Oczywiście, że poleciała do Afryki – do Egiptu, Tajlandii, nawet na Trynidad. Podróżowała bezpiecznie zadekowana na statkach a potem miała o czym opowiadać godzinami. Pamiętników pisać nigdy nie chciała, to nie było dla niej.
Wujek Żółw często mówił o polityce. Ciocia – Pszczoła też się nią interesowała, ale Wujek zwykle bezbłędnie interpretował mechanizmy rządzące światem. Choć wszystko wskazywało na to, że za nim nie nadąża. Odpowiednio zagadnięty czasem opowiadał o Wielkiej Wojnie. Mawiał, że w młodości nałykał się dość adrenaliny, by mu jej starczyło na cale życie. Ciocia- Pszczoła nie mówiła o tym nigdy. Miała dużo szczęścia, do jej ula wojna nie dotarła.
Dziwna z nich była para. Ciężko ocenić, kto do kogo bardziej nie pasował, więc może lepiej nie oceniać. Dobrani, czy też nie, przeżyli razem czterdzieści z górą lat. Patrząc na Wujka – Żółwia ostrożnie dopuszczam myśl, że któregoś dnia nie wychynie ze swojej skorupki, ale co do Cioci nie mam takich przeczuć. Ona będzie latać zawsze. A jeśli skończą jej się kłębuszki i nie będzie miała czym zająć łapek, sądzę, że po prostu znów poleci do Afryki. Wspominając ją zamieszka w krzaku dzikiej malwy i tam zaśnie.
Maria
Można się rozmarzyć.Więc marzę.O dalekich podróżach o pięknej afrykańskiej przyrodzie, o pszczółce i zółwiu, o polskim świerszczu zza komina. Miło i wesoło.