Zafascynowany kilkudniową wędrówką po najpiękniejszych zakątkach naszego kraju postanowiłem napisać tekst udowadniający, że spacer po górach nie różni się wiele od maszerowania przez życie, a wspinanie się w górę jest alegorią zbliżania się do Boga.
Kiedy się rodzimy, nic nie wiadomo na temat naszej przyszłości. Owszem, rodzice i dziadkowie mogą snuć plany dotyczące naszego życia, mogą sobie wyobrażać, jak będziemy wyglądać, żyć i w jaki sposób zarabiać za 20-30 lat. Nie można tego jednak przyjąć za pewnik. Wiadomo nie od dziś, że rodzice mają tendencję do przesadnego zachwycania się własnym potomstwem. Wydaje się to całkowicie logiczne. Przecież każdy chciałby, żeby owoc zrodzony z jego genów osiągnął sukces, żeby źródło jego miłości jakoś sobie w tym życiu poradziło.
No i jest mały bobas, nie znający życia, wyrażający swoją ekspresję poprzez podstawowe, zakodowane ruchy. Takie małe dziecko jest jak człowiek stający na peronie stacji kolejowej. Wie, że gdzieś tam daleko jest cel jego wędrówki. Nie widzi go jednak, ciężko mu też wyobrazić sobie, co się zdarzy po drodze. Nikt nie jest jasnowidzem i nie przewidzi zdarzeń następnych kilku godzin czy dni.
Dziecko zaczyna dorastać. Szczególnie ważne jest dla niego poczucie bezpieczeństwa. Przez pierwsze kilkanaście lat nie musi się niczym martwić, nie musi dokonywać wyborów, nie musi też pędzić. Nie wybiera lekarza pierwszego kontaktu, szkoły czy placu zabaw. Nie musi martwić się o jedzenie-to wszystko robią za niego dorośli. Tak jak ten wspomniany wcześniej wędrowiec. Znajduje się w pociągu, który zawiezie go prosto do celu. Nasz bohater będzie mógł wreszcie wyruszyć, ale musi na ten moment jeszcze trochę poczekać. Musi się odpowiednio przygotować przed wspinaczką. Kiedy wysiądzie już na ostatniej stacji, musi wybrać drogę, którą ma iść. Na początku wszystko wydaje się proste. Szeroka, asfaltowa droga prowadzi go w górę, do jego pierwszego przystanku, do pierwszego wyboru, do pierwszych rozczarowań i zmagań z samym sobą.
Przypomina w tym nastolatka, który zaczyna podejmować swoje pierwsze decyzje. Pomimo jego szczerych chęci, nie są one autonomiczne. Nie może tak naprawdę sam o sobie decydować. Istnieje pewna utarta ścieżka, którą musi przebyć. Ba, nie tyle ścieżka, co cała asfaltowa szosa, pełna takich jak on. Pędzą, kończą gimnazjum, potem szkołę średnią.
Po maturze (bądź egzaminie zawodowym) nadchodzi czas wyboru. Wędrowiec staje przed rozwidleniem dróg. Ma ich kilka. Wie jednak, które z nich nie zaprowadzą go do niczego. Nie ufa im, tak został wychowany i przygotowany. Jak nasz nastolatek, który wychowany w katolickiej wierze wie czym jest dobro i zło. Umie je rozróżnić, umie także dobrze wybrać. Jest przygotowany. Wie, że nadszedł ten czas. Odrzuca to, co może go sprowadzić na manowce. Nawet jeśli w jego życiu były używki, to odstawia je. Zdaje sobie sprawę z tego, że nie tylko one i dobra zabawa liczą się w życiu. Zaczyna myśleć świadomie, obierać swój własny styl życia.
Pozostają mu dwie ścieżki. Jedna prosta i brukowana, gdzie jest pełno ludzi. Ona nie da mu satysfakcji wejścia na szczyt, Jego towarzyszami będą „niedzielni turyści”, czyli ludzie z wózkami, kobiety w szpilkach i mężczyźni w koszulach. Gdzie tu miejsce na wędrówkę, na kontemplację piękna przyrody i trudów wędrówki. Gdzie bliskość z Bogiem ? Nie ma. Na tej ścieżce, bardziej przypominającej autostradę nie ma miejsca na zastanowienia. I choć ludzie, którzy ją wybrali dotrą na szczyt, to nic nie zobaczą. Wejdą, zrobią parę zdjęć i zejdą. Będą gonić za wynikiem, bieżącymi sprawami, nie skupią się jednak na tym co tak naprawdę ważne.
Ilu takich ludzi znamy ? Zabiegani, wiecznie skupieni na pracy i przyziemnych zajęciach. Nie dadzą sobie szansy na wszystko. Zdobędą szczyt, czyli osiągną zakładane sobie cele, a potem odejdą, bez jakiejkolwiek łączności z Bogiem. Bierni, słabi, odrzucający wszelką duchowość.
Czy naprawdę warto iść tą drogą ? Podróżny zna odpowiedź. On nie chce iść ze wszystkimi, jak wszyscy. Nie chce skończyć tak jak oni. Dla niego nie jest ważny sam cel, dla niego liczy się przede wszystkim droga do niego. Dlatego wybiera tą drugą ścieżkę. Trudniejszą, z chaszczami, ale pozwalającą mu poznać ból i przez to samego siebie. Pozwalającą mu zbliżyć się do Boga, do przyrody, by czuć, że żyje.
Podobnie człowiek, który wybrał własną, unikalną, drogę w życiu. Drogę, która sprawi, że jego życie nie będzie proste, łatwe i przyjemne. Wręcz przeciwnie. Będzie ono pasmem zmagań z niepowodzeniami i samym sobą. Tak jak wędrowiec. Trudniejsza ścieżka nie zaprowadzi go bezpośrednio na szczyt. Maszerując nią dowie się jednak o sobie niezwykle ciekawych rzeczy. Będzie mógł poznać swoje zachowania w trudnych sytuacjach, walczyć z atakującym bólem, motywować się na każdym kroku do jeszcze jednego, dwóch kroków. Może on poczuć łączności z Bogiem, jakiej nie nawiązałby będąc na szlaku uczęszczanym przez wszystkich.
Koniec drogi na szczyt jest taki sam dla wszystkich. Podobnie jak śmierć. Najważniejsze jednak jest w jaki sposób tę drogę przejdziemy. Tak jak w życiu, ważne nie jest jak umrzemy, tylko w jaki sposób żyliśmy, co robiliśmy, w co wierzyliśmy, jak zachowywaliśmy się w stosunku do innych osób.
Jest jedna rzecz, która pomaga nam wybrać tę drogę w życiu. Mianowicie jest to samodoskonalenie. Jeśli staramy się być lepszymi ludźmi, poprawiać wady, zbliżać się do Boga to jasne jest, że nasze życie jest lepsze od zapatrzonych w pieniądze przeciętniaków. Właśnie przez tę aktywność.
Za kilkadziesiąt lat, kiedy zbliżać się już będziemy do opuszczenia tego łez padołu, z dumą będziemy mogli spojrzeć na tych przeciętnych i poczuć coś nieopisanego, że to właśnie my spędziliśmy życie na samodoskonaleniu się, a teraz możemy w spokoju odejść.
Podobnie wędrowiec. Stojąc na szczycie, może z dumą spoglądać na tych, którzy dostają się na niego łatwiejszą drogą. Na tych, dla których wędrówka była złem koniecznym, a nie okazją do poznania samego siebie, do samodoskonalenia się i przezwyciężania własnych słabości.
Krzysztof Marcinkiewicz
Artykuł ten ukazał się w „Śląskiej Gazecie” do której kupowania i czytania serdecznie zachęcamy.
Bardzo przyjemny tekst, jest w nim głębia. Pozdrawiam.
Wszystko co kocham to w górach. Faktycznie,urocze słowa . z głębią. romantyzm ,ciepło.@czepollo -masz racje.
Krzysztofie spokojnie, zaczynasz plagiatować mi „Drogę Nacjonalisty” ;) Widzę, żę jesteś już na tym szlaku.