Po lekturze jego artykułu „Kto jest patriotą?” (niezalezna.pl, 27 III 2013), można śmiało stwierdzić, że red. Sakiewicz zgadza się z Ruchem Narodowym. Chociaż zapewne niektórzy złośliwi stwierdziliby, że jest to wbijanie szpili, pisana między wierszami krytyka narodowców i próba wmówienia im „patriotyzmu genetycznego”, nie da się ukryć, że tekst jest pochwałą ideologii i poczynań Ruchu Narodowego – tego historycznego jak i współczesnego.
Nie tylko na potrzeby poniższego tekstu, ale i dla ogólnego wyjaśnienia i sprecyzowania, warto przedstawić, co jako narodowcy rozumiemy pod słowem Naród, a czego przez słowo Naród nie rozumiemy. Najpierw wykluczmy osoby, których za członków Narodu Polskiego nie uznajemy: przede wszystkim, nie uważamy za nich grupy ludzi „związanych”, tylko i wyłącznie wspólnym pochodzeniem – np. urodzonych z matki i ojca Polaków. Można by mnożyć przykłady takich ludzi, których pod żadnym pozorem nie należy uznawać za Polaków: Janusz Radziwiłł, Feliks Dzierżyński, Bolesław Bierut, Wojciech Jaruzelski, Janusz Palikot i wielu innych z dowolnej epoki historycznej, którzy urodzeni z rodziców Polaków, stali się zdrajcami własnego Narodu. Natomiast za Naród (a nie tylko społeczeństwo czy obywateli), uznajemy ludzi, żyjących w Polsce, lub na Emigracji, którzy przejęli kulturę, tradycję i obyczaje polskie (także jedne z wielu lokalnych – góralskie, śląskie, krakowskie, wielkopolskie itd…), posługujących się językiem polskim, najczęściej wyznających Świętą Wiarę Rzymskokatolicką oraz uznających siebie za Polaków (członków Narodu Polskiego) i przez innych za takich uznawanych. Ludzi, których łączy nie pochodzenie, ale przede wszystkim działanie dla osiągnięcia wspólnego celu, jakim jest dobro Narodu Polskiego i Ojczyzny. Przykłady? Moi ulubieńcy, nie tylko ze względu na zamieszkanie i sympatie o historycznym podłożu. Niech to będzie zagadka – kto w 1918 roku powiedział słowa: „Oddaję się pod opiekę Polaków, w ręce rycerskiego narodu. Niech żyje Polska!” (odpowiedziano mu okrzykami: „Niech żyje przyszły król Polski!”). Tym człowiekiem był Karol Stefan Habsburg. Oczywiście można stwierdzić, że nie miał wielkiego wyboru, że to koniunkturalizm. Prześledźmy więc kolejny przykład – kto podczas II WŚ odmówił wpisania się na niemiecką listę narodowościową mówiąc: „Jestem polskim oficerem, a niemieckie mam tylko pochodzenie. Żona moja i dzieci również czują się Polakami.” Słowa te powiedział Karol Olbracht Habsburg – syn Karola Stefana. Co więcej on i jego rodzina była prześladowana zarówno w okresie okupacji hitlerowskiej jak i komunistycznej – to komuniści pozbawili ich obywatelstwa polskiego. Piękny przykład – nie wyjątkowy, ale raczej sztandarowy, gdyż wielu niemieckich kolonistów na Śląsku i w Wielkopolsce przyjmowało kulturę polską i stawało się Polakami (nie w sensie obywatelstwa, ale narodowości), chociażby Bambrzy, czyli osadnicy przybyli z okolic Bambergu w rejon Poznania.
Redaktor Sakiewicz na początku swojego tekstu przywołuje słuszny przykład, że lepszym patriotą, może być człowiek obcy etnicznie, ale oddany Polsce, niż urodzony Polakiem, który zaprzedał swoją Polskość obcym wpływom. Fakty te były i są znane w Ruchu Narodowym. To XIX-wieczni narodowcy chcieli pracować u podstaw: kształcić i edukować, aby wyzbyć się, lub choćby zminimalizować negatywne cechy narodowe, które niejako dziedziczymy w swoim środowisku. Przecież to Roman Dmowski pisał w „Myślach nowoczesnego Polaka”: „Wszystko co polskie jest moje: niczego się wyrzec nie mogę. Wolno mi być dumnym z tego, co w Polsce jest wielkie, ale muszę przyjąć i upokorzenie, które spada na naród za to co jest w nim marne.” Duma, ale zarazem pokora i samokrytyka – oto podejście narodowców do samych siebie jako Polaków. W kontekście I RP (wspominanej przez Redaktora Sakiewicza, chociaż może zbytnio wychwalanej), ta „marność” oznacza przede wszystkim prywatę i sprzedajność tych, którzy powinni być „najlepszymi synami Polski” – z dziada pradziada, a którzy sami siebie mienili „Narodem Szlacheckim” i wyrzucali poza Naród ludzi innego niż ich własne „urodzenia”. To w XIX wieku powstał nowoczesny Naród Polski, nieograniczony już tylko do wąskiej „elity”. Wielkie zasługi na tym polu położyli narodowcy w XIX w., swoje dzieło kontynuowali w XX-leciu międzywojennym. To oni mieli na celu uświadamianie i polonizację szerokich rzesz ze wszystkich warstw społecznych. Nie chcieli mordowania czy wygnania, ale asymilacji mniejszości narodowych – każdy kto chciał stać się Polakiem przez przyjęcie kultury polskiej i działania na rzecz Narodu Polskiego, miał taką możliwość. Nawet koncepcja inkorporacyjna Romana Dmowskiego była oparta pod względem zasięgu terytorialnego o zdolności asymilacyjne Narodu i kultury polskiej. Jeśli w II RP kogoś zwalczano, to nie za pochodzenie, ale na płaszczyźnie interesu narodowego – chociażby ekonomicznego – jeśli czyjeś interesy kłóciły się z interesami narodowymi (jak np. w handlu, gdzie dominowali Żydzi), nie oglądano się na jego pochodzenie, ale zwalczano. Zatem „Wyprawa Myślenicka” Adama Doboszyńskiego nie była czystką etniczną, ale próbą zmiany uprzywilejowanej sytuacji kupiectwa żydowskiego, promowanego przez władze miasta. Jeśli ktoś działa na szkodę Narodu Polskiego, to nieważne kim jest z pochodzenia – taka myśl przyświecała naszym ideowym Ojcom. Podobnie wyglądała sytuacja podczas II Wojny Światowej. W oddziałach NSZ nie walczyli tylko Polacy „z urodzenia” – chociażby słynny przykład doktora Juliana Kamińskiego z Brygady Świętokrzyskiej NSZ, pochodzenia żydowskiego i wyznania mojżeszowego. Po wojnie wielu przedstawicieli innych narodów przedstawiało świadectwa NSZ-owcom, którzy nieśli im pomoc, co ratowało życie żołnierzy przed komunistycznymi sądami (np. Julian Tuwim pomógł w taki sposób prawnukowi Cypriana Kamila Norwida – porucznikowi NSZ Jerzemu Kozarzewskiemu). Szowinizm i rasizm, były Ruchowi Narodowemu obce, wbrew temu co próbuje nam wmówić redaktorzyna z Czerskiej. Jedynym kryterium był interes narodowy, bo dla wrogów Narodu Polskiego nigdy nie było i nie powinno być litości – nieważne jakie mieli pochodzenie czy poglądy: czy to „polscy” zdrajcy, czy rodowici Niemcy, Rosjanie, czy też tzw. „Ukraińcy” (UB-ek to UB-ek, nieważne czy „Polak”, Rosjanin, czy Żyd). Kolejny bardzo interesujący przykład to Jan Mosdorf – przed wojną zwalczający Żydów, którzy godzili w polski interes narodowy, podczas pobytu w obozie pomagał współwięźniom bez względu na ich pochodzenie, za co ostatecznie przypłacił życiem (co ciekawe donos na niego złożył przedstawiciel „internacjonalnego komunizmu”).
Przechodząc do współczesnego Ruchu Narodowego, można stwierdzić, że podtrzymuje on idee i pojęcie Narodu wypracowane przez swoich poprzedników i Seniorów. Co ciekawe, Ruch Narodowy podkreślał i podkreśla, że Naród to wspólnota pokoleń przeszłych, obecnych jak i przyszłych (por. Deklaracja Ideowa RN) – jest to duża różnica w stosunku do pojęcia lansowanego przez „mainstream”, pod hasłami chociażby referendum narodowego itd…, a które bliższe jest raczej pojęciu społeczeństwa i obywatelstwa. Ostatnie wymienione pojawiają się w określonych warunkach prawnych i tak samo zanikają, natomiast Naród trwa, dopóki żyją ludzie chcący pracować dla dobra Jego i Ojczyzny. Koncepcja Narodu jako ciągłości pokoleń, nie oznacza jednak opowiedzenia się za podejściem genetycznym i nie wyklucza z Niego ludzi o obcym pochodzeniu etnicznym. Z jednej strony, jeśli ktoś stał się Polakiem w swoim pokoleniu, to może Polskość przekazać swoim potomkom – jednak nie przez urodzenie (bo jak już wyżej wspomniano można stać się wyrodnym synem zarówno rodziców jak i Ojczyzny), ale przez wychowanie i kształtowanie tożsamości narodowej – a przecież to zaczyna się już w Rodzinie. Z drugiej strony, można mówić ideowych pokoleniach – tych którzy wyznawali Ideę Narodową w czasach Romana Dmowskiego, wyznających ją obecnie i tych, którzy będą ja wyznawali za 20, 50, czy 100 lat – ludziach których nie łączy ze sobą żadna więź biologiczna, ale kultura, obyczaje i tradycja polska oraz działanie na rzecz Narodu i Ojczyzny.
Podsumowując, można przyznać, że Redaktor Sakiewicz dostrzega i docenia słuszne koncepcje Ruchu Narodowego, co niewątpliwie należy uznać za światełko w tunelu dla Niego samego. Pozostaje Mu jeszcze tylko zerwanie kontaktów, albo wyzwolenie się spod wpływów „patriotów genetycznych”, którzy szafują hasłami o „ukrytej opcji niemieckiej”, tylko ze względu na czyjeś pochodzenie, czy urodzenie. Taka krzywda spotkała Ślązaków, którzy jak wszyscy Polacy, oprócz tradycji narodowej (a tej i zasług dla Ojczyzny nie można im odmówić – chociażby trzy Powstania Śląskie przeciwko przyłączeniu do Niemiec – i to w chwilach, kiedy Polska nie była skłonna do pomocy dla Nich), posiadają swoje tradycje lokalne. Narodowcom, nie przeszkadza to, że w którymś pokoleniu ich przodkami mogli być rodowici Niemcy (którzy się spolonizowali) – zresztą wielu Ślązaków działa w organizacjach narodowych i to jest ich kolejną wielką zasługą (co ciekawe Pan Gorzelik, nawet nie jest „rodowitym” Ślązakiem, a lansuje się na wielkiego obrońcę śląskości i zwolennika autonomii).
Na zakończenie ciekawostka i zarazem zagadka: czy nazwiska Rossman, Mosdorf i Holocher są typowo polskie?
Autor: Dawid Gołąb, pełnomocnik Ruchu Narodowego w Małopolsce
o redaktorze Sakiewiczu można dowiedzieć sięprawdy po obejrzeniu filmu RESPONS PATRIOTÓW KALISKICH
Jest to opcja żydomasońska i syjonistyczna
dlaczego Gorzelik nie jest rodowitym Ślązakiem?
Rodzina matki przybyła z Podkarpacia, więc nie jest Ślązakiem z dziada pradziada z obu stron.