Z Januszem Kowalskim, członkiem zespołu ds. bezpieczeństwa energetycznego w Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego rozmawia Maciej Walaszczyk z „Naszego Dziennika”
Gazprom i EuRoPol Gaz podpisały memorandum dotyczące budowy drugiej nitki gazociągu Jamał. Rząd o niczym nie wie, a premier rozkłada ręce. W co grają Rosjanie?
Do 2010 r. Polska była na mapie Europy „biała plamą” w kontekście wpływów Gazpromu, jeśli chodzi o infrastrukturę i dostęp do rynku krajowego. Sytuacja diametralnie zmieniła się od momentu zawarcia w październiku 2010 r. nowej umowy jamalskiej przez rząd Donalda Tuska z rządem Federacji Rosyjskiej.
Ale przecież w latach 90. podpisaliśmy tzw. kontrakt stulecia na dostawy gazu, wybudowano gazociąg jamalski, a Gazprom dyktuje nam wysokie ceny na paliwo. Można chcieć więcej?
Oczywiście! Polska słono płaci do tej pory za monopol Gazpromu. Ale do 2010 r. nikt w Polsce nawet nie śmiał przekazać kontroli nad infrastrukturą gazową. Tusk, Pawlak i Budzanowski, wtedy jako wiceminister Skarbu Państwa, zmienili ten aksjomat polskiej polityki energetycznej, oddając faktyczną kontrolę nad spółką EuRoPol Gaz Kremlowi. Przed tym właśnie na miesiąc przed katastrofą smoleńską przestrzegał Lech Kaczyński, żądając zachowania kontroli nad gazociągiem jamalskim. A efekty tej bezprzykładnie głupiej i krótkowzrocznej polityki widać dziś gołym okiem.
Co jest w takim razie celem Gazpromu?
Strategicznym celem Gazpromu jest przejęcie pełnej kontroli nad operatorstwem gazociągu jamalskiego i zablokowanie możliwości korzystania z niego przez inne niż Gazprom podmioty. Ten cel zapisany jest wprost w umowie jamalskiej z 2010 roku. Trzy lata temu decyzją Tuska Kreml zapewnił sobie kontrolę nad spółką EuRoPol Gaz, ale operatorem na gazociągu nadal jest spółka Gaz-System. Rocznie płynie nim około 30 mld metrów sześciennych gazu ziemnego. To paliwo jest nim eksportowane przez Rosję do państw starej Piętnastki UE. Polska odbiera z niego niecałe… 3 mld metrów sześciennych gazu rocznie. Drugi cel Gazpromu to dostęp do naszego rynku, zarówno jeśli chodzi o odbiorcę przemysłowego, jak i indywidualnego. Pierwszą próbą było wstrzymanie budowy bloków węglowych elektrowni w Ostrołęce na rzecz inwestycji PGNiG z Gazpromem w elektrownię gazową, do której surowiec dostarczałby bezpośrednio Gazprom z gazociągu jamalskiego. Tych dwóch celów jeszcze nie zrealizował, ale do ich realizacji dąży.
Przez memorandum o budowie gazociągu Jamał II? Jak to możliwe, że Rosjanie zapowiadają inwestycję, choć ani premier, ani minister skarbu podobno nic o niej nie wiedzą?
W tej chwili sytuacja wygląda w ten sposób, że tzw. operatorem na gazociągu jamalskim jest spółka Skarbu Państwa Gaz-System. Zgodnie z unijnymi zasadami zadaniem operatora jest dopuszczanie wszystkich przedsiębiorstw, które chcą korzystać z infrastruktury na równych zasadach (tzw. dostęp strony trzeciej). W przypadku gazociągu jamalskiego ta zasada jest sprzeczna z interesami Gazpromu, który chce w pełni kontrolować gazociąg jamalski, by w chwili obecnej za darmo eksportować do Europy 28 mld metrów sześciennych gazu.
Skąd wziął się pomysł na drugą nitkę gazociągu jamalskiego?
W moim przekonaniu, Rosjanie o głowę przewyższając w strategicznym planowaniu Donalda Tuska i jego otoczenie, wcale nie chcą budować żadnego nowego gazociągu omijającego Ukrainę i łączącego Białoruś ze Słowacją. Rosjanie chcą dzięki tej grze zyskać argumenty prawne w kontekście istniejącej już pierwszej nitki gazociągu jamalskiego po to, by przejąć operatorstwo na gazociągu jamalskim.
W jaki sposób?
W Polsce zmienia się prawo energetyczne. 5 marca na podkomisji nadzwyczajnej ds. rozpatrzenia prawa energetycznego dodany został do poselskiego projektu ustawy ustęp, że prezes Urzędu Regulacji Energetyki może zwolnić przedsiębiorstwo z obowiązku spełnienia unijnej zasady niezależności, jeżeli „świadczenie tych usług będzie się odbywać z wykorzystaniem elementów systemu gazowego lub instalacji gazowych, których budowa nie została ukończona do dnia 4 sierpnia 2003 r. lub została rozpoczęta po tym dniu, zwanych dalej ’nową infrastrukturą’, w tym gazociągów międzysystemowych, instalacji magazynowych i instalacji skroplonego gazu ziemnego”. W tym kontekście nie sposób nie uznać wrzutki z Jamałem II jako argumentu na rzecz udowodnienia przez Rosjan tezy, że budowa gazociągu jamalskiego wciąż trwa! Właśnie zgłoszone z takim hukiem plany rzekomej budowy drugiej nitki tego gazociągu tworzą sytuację, w której gazociąg jamalski nie jest inwestycją zakończoną. Po to, by EuRoPol Gaz mógł zostać na mocy decyzji prezesa URE za kilka miesięcy operatorem gazociągu. Kiedy ta sprawa będzie załatwiana, a kolejni politycy i „pożyteczni idioci” będą zastanawiać się nad korzyściami z budowy gazociągu, który nigdy nie powstanie, Rosjanie będą załatwiać faktyczne interesy. Ręce opadają.
Ale mówił Pan, że przepisy Unii Europejskiej dają możliwość korzystania z gazociągu przez wszystkich chętnych.
W tym kontekście podpisane memorandum ma ogromne znaczenie, wbrew temu, co mówi minister Skarbu Państwa. Pan Budzanowski myli się, ponieważ EuRoPol Gaz oficjalnie przyznał, że istnieje tzw. drugi etap budowy drugiej nitki gazociągu jamalskiego, co może być przez Rosjan wykorzystane w kontekście planu uzyskania kontroli nad infrastrukturą przesyłową, a więc gazociągiem jamalskim. Po podpisaniu przez Tuska aneksu do kontraktu gazowego jesteśmy dziś świadkami realizacji kolejnej odsłony rosyjskiej gry mającej na uwadze ten właśnie cel. Rosjanie po prostu chcą mieć eksterytorialny gazociąg na terytorium Polski, którym za darmo już dziś przesyłają blisko 30 mld m sześc. gazu do państw zachodnich.
Tutaj istnieje oczywiście konflikt z polskimi interesami.
Jest oczywiste, że polskie państwo ma obowiązek w pełni kontrolować infrastrukturę: lotniska, autostrady czy gazociągi. Jednak powtarzam: przez rząd Tuska w 2010 r. polska strona straciła faktyczny wpływ na to, co dzieje się w EuRoPol Gaz.
Czy ewentualna druga nitka gazociągu jest dla Polski korzystna? Postkomuniści i lewica pieją z zachwytu, mówią o zyskach z tranzytu.
Znam te opinie. Rozbawił mnie szczególnie Wojciech Olejniczak, który napisał na swoim blogu, że „w polskim interesie jest, abyśmy byli państwem tranzytowym dla rosyjskiego gazu”. Eurodeputowany nie ma oczywiście zielonego pojęcia, o czym pisze, i takimi wypowiedziami się po prostu kompromituje. Przypomnę, że w czasie pierwszego kryzysu gazowego w 2009 r., gdy Rosjanie odcięli nam dostawy gazu z kierunku wschodniego, Polska w żaden sposób nie mogła odebrać z niego ani metra sześciennego gazu z 28 mld m sześc. przesyłanych rocznie gazociągiem jamalskim na zachód Europy. Gazociąg jamalski nie gwarantuje nam bezpieczeństwa energetycznego. Pan Olejniczak powinien lepiej odrobić zadanie domowe i przeczytać umowę jamalską z 2010 r., w której rząd administracyjnie ustalił jak w RWPG, że roczny zysk netto EuRoPol Gazu nie może przekroczyć 21 mln złotych. Innymi słowy – PGNiG, które ma w nim blisko 50 proc. akcji z tytułu przesyłu przez terytorium Polski 30 mld m sześc. gazu, może otrzymać rocznie maksymalnie… 10 mln złotych. W mojej ocenie, ludzie, którzy mówią o gazociągu jamalskim i ewentualnej budowie drugiej nitki w kontekście „polskiej racji stanu”, pełnią użyteczną dla Gazpromu i rosyjskiego rządu rolę. W interesie Polski jest bowiem wyłącznie dywersyfikacja, a więc budowanie połączeń gazowych na linii Północ – Południe.
Na razie wiemy, że wicepremier Janusz Piechociński rozmawia z Gazpromem.
Nie może być tak, że za bezpieczeństwo energetyczne odpowiada człowiek, który nie ma zielonego pojęcia o strategicznych interesach naszego państwa, które od kilkunastu lat próbuje się od rosyjskiego gazu uniezależnić, a nie owo uzależnienie pogłębić. Druga nitka tego gazociągu leży wyłącznie w interesie Gazpromu.
To ciekawe, bo jego poprzednik Waldemar Pawlak również zawsze podejmował decyzje, które uzależniały nas od rosyjskiego gazu.
Rząd Donalda Tuska od ponad pięciu lat nie wykonał wielu działań w kierunku tak potrzebnej Polsce dywersyfikacji. Nie wybudował gazociągu Baltic Pipe – podmorskiego łącznika z duńskim systemem przesyłowym. Był to pierwszy projekt, który został wstrzymany przez Waldemara Pawlaka na przełomie 2007 i 2008 roku. Gdyby zgodnie z harmonogramem został ten gazociąg wybudowany do 2010 r., Polska mogłaby, po przerwaniu dostaw gazu z Rosji w 2009 r., importować go z kierunku północnego. Cudem dzięki determinacji Piotra Naimskiego został uratowany drugi projekt dywersyfikacyjny: budowa terminalu LNG w Świnoujściu. Tymczasem rząd marnuje czas.
Od roku nie potrafi przyjąć np. ustawy związanej z eksploatacją gazu łupkowego, który miał złamać rosyjski monopol w Polsce. Tymczasem wysyła sygnał, że Polska nie prowadzi suwerennej polityki dywersyfikacyjnej i działa pod dyktando Gazpromu.
Jak z tej sytuacji można skutecznie wybrnąć?
Oczywiście już dziś skompromitowany piątkowymi wypowiedziami premier powinien zdymisjonować ministra Budzanowskiego, który odpowiada za fatalny nadzór nad spółkami energetycznymi. I nie tylko, o czym świadczy sytuacja w PLL LOT. Minister Piechociński powinien zostać pozbawiony wpływu na bezpieczeństwo energetyczne. Niech na bezpieczeństwie Polski nie uczy się poważnej polityki. Stanowisko powinien stracić również prezes EuRoPol Gazu pan Dobrut, jeden z architektów umowy jamalskiej z 2010 r. i przede wszystkim prezes PGNiG. Jeżeli na szefa strategicznej spółki energetycznej powołuje się osobę, która zaczyna rządy od zmiany logotypu spółki za miliony złotych, zamiast wziąć się do roboty nad projektami dywersyfikacyjnymi, efekt mamy jak na dłoni. Dla świata zewnętrznego byłoby sygnałem, że Polska prowadzi namiastki suwerennej polityki energetycznej. Próba tuszowania tej sprawy zaciąży na prowadzonych negocjacjach z Norwegami czy Katarczykami – zawsze w tyle głowy u naszych partnerów będzie obawa, czy w ostatniej chwili Polska znowu nie wycofa się pod dyktando Gazpromu. Ale oczywiście bez złudzeń – żadne konsekwencje nie zostaną wyciągnięte.
Dziękuję za rozmowę.
Trudny temat polityczny i gospodarczy.To temat męski. Zawiły, przysłowiowy węzeł gordyjski.