Kard. Jorge Mario Bergoglio był zdecydowanym przeciwnikiem legalizacji związków osób tej samej płci – podkreślają obrońcy małżeństwa i rodziny. Przypominają jednocześnie, że Argentyna, jako pierwszy kraj Ameryki Łacińskiej, wprowadziła legislację nadającą parom jednopłciowym prawa przysługujące małżeństwom, w tym nieograniczoną adopcję dzieci. Jeszcze przed przyjęciem ustawy przez argentyński parlament ówczesny metropolita Buenos Aires, kard. Bergoglio, napisał w specjalnym liście, że „jest to destrukcyjna uzurpacja wymierzona w Boży plan. Nie chodzi tu o zwykłą ustawę, ale raczej o knowania ojca kłamstwa, który szuka sposobów, by zamieszać i oszukać dzieci Boga” – zaznaczał. Podkreślił wówczas, że ustawa kwestionuje tożsamość małżeństwa oraz podkopuje żywotność rodziny. Ostrzegł, że brak reakcji na tego typu prawo oznaczać będzie zgodę na zniszczenie rodziny. W wypowiedzi z 2009 roku, protestując przeciwko orzeczeniu sądu pozwalającego na przeprowadzenie „ceremonii ślubnej” między przedstawicielami jednej płci, arcybiskup Buenos-Aires zwracał uwagę, że kryzys wartości w dzisiejszym społeczeństwie doprowadził do zapomnienia samego sensu pojęcia „małżeństwa”. Jego zdaniem, uznanie związku homoseksualnego za „małżeństwo” jest też sprzeczne z międzynarodowymi dokumentami. W lipcu 2010 roku ulicami Buenos Aires w obronie małżeństwa i rodziny przeszło ponad 200 tysięcy ludzi. W marszu udział wzięli przedstawiciele różnych wyznań i religii.
Prof. Jacek Bartyzel tak komentuje wybór:
Pierwsze skojarzenie, jakie w związku z tym miałem, i któremu – zaskoczony – dałem wyraz w wypowiedzi dla Portalu PCh24, szło po linii najprostszej z możliwych, a więc odniesienia do ubóstwa „Biedaczyny z Asyżu” w znaczeniu dosłownym, heroicznego odrzucenia wszystkich dóbr doczesnych, zupełnego „ogołocenia”, ale wraz ze wszystkimi jego konsekwencjami moralnymi jako wyboru dobrowolnego, który dla innych i dla całego Kościoła jest wzorem wyznaczającym najwyższy standard, lecz nie przymus fizyczny (w tym sensie zaś także jako odpowiedź na katarski, protokomunistyczny „terroryzm cnoty”). Dlatego pozwoliłem sobie zasugerować, że będzie to „papież społeczny”, to znaczy kładący nacisk na sprawy socjalne, które trzeba rozwiązywać w duchu chrześcijańskiego realizmu społecznego, a nie ideologicznych utopii – i doniesienia, które nadchodzą, mówiące o równie krytycznym stosunku biskupa Bergoglio do tzw. teologii wyzwolenia, jak do neoliberalizmu, zdają się to przypuszczenie potwierdzać. Jeżeli zaś na tym poziomie analizy dałoby się odnaleźć jakiś „moment katechoniczny”, to chyba jedynie w tym sensie, że „papież ubogi” jak św. Franciszek powstrzymuje wściekłe ataki na „skorumpowany” i „zepsuty” Kościół ze strony faryzejskiego świata, który „gorszy” się przejawami zepsucia w Kościele (których zresztą niepodobna zanegować), chociaż sam oddaje się bez opamiętania kultowi Mamony i Priapa.
Oprac. TK, Źródło: KAI, PCh24.pl