„Czuję, że my tu w Opolu wykonaliśmy kawał dobrej roboty, która zaowocowała ustanowieniem tego święta i cieszę się, że sam mogłem wnieść w to przedsięwzięcie swój własny wkład” – z Arkadiuszem Karbowiakiem, pasjonatem historii, byłym Wiceprezydentem Opola rozmawia Tomasz Kwiatek
Zbliża się kolejna rocznica 1 marca. Jesteś z natury człowiekiem myślącym w kategoriach realistycznych. W kwestii Twojego entuzjazmu dla podziemia antykomunistycznego realizm ustępuje postawie romantycznej. Dlaczego? Może nie warto było podejmować walki zbrojnej przeciw komunizmowi choćby w imię obrony substancji biologicznej narodu?
Problem w tym, że walka z komunizmem nie mieści się w kategoriach żadnego racjonalnego wyboru, bo ci którzy mogli go dokonać zostali takiej możliwości pozbawieni. W momencie wkroczenia do Polski Armii Czerwonej formacje NKWD i UB przystąpiły do rozprawy z członkami AK NSZ i BCH. Rozpoczęły się masowe aresztowania i wywózki do obozów w ZSRR. Żołnierze polskiego podziemia którzy przeżyli niemiecką okupację stali się swoistą „zwierzyną łowną”. Nie sposób się więc dziwić, że podejmowali próby samoobrony nie chcąc paść ofiarami represji. Tych których aresztowano torturowano i nierzadko skazywano na śmierć i mordowano. Podkreślam to dlatego, bowiem nie wszyscy konspiratorzy dostrzegali potrzebę podejmowania walki z komunistycznym reżimem ale i tak nie miało to znaczenia, bowiem musieli ją prowadzić nie mając innego wyjścia. Tak więc moim zdaniem decyzje o kontynuowaniu walki zbrojnej w wielu przypadkach nie były wynikiem kalkulacji a wynikiem znalezienia się w przymusowej sytuacji. Naturalnie byli też tacy, którzy z pełną świadomością przystąpili do konfrontacji z komunistami.
Opór przeciw komunistom prowadziła organizacja NIE potem Delegatura Sił Zbrojnych. Pomimo rozwiązania AK antykomunistyczny ruch oporu bazował na kadrach członkowskich AK.
Struktur AK nie rozwiązał tylko ppłk. Władysław Liniarski „Mścisław” komendant białostockiej AK. Dokonał on zmiany nazwy organizacji z AK na AKO (Armia Krajowa Obywateli). W kraju działania antykomunistyczne prowadzono pod szyldem Nie a potem Delegatury Sił Zbrojnych na Kraj. Niestety na stanowiska dowódcze w DSZ mianowano nieodpowiednich ludzi w rodzaju płk. Jana Rzepeckiego, który uważał działalność zbrojną podziemia za bezsensowną w realiach okupowanej przez Sowietów Polski. Poza hasłami o konieczności wyjścia z podziemia i ujawnienia się nie miał on sensownej odpowiedzi na pytanie jak uchronić tych, którzy się ujawnią przed represjami UB i NKWD. W efekcie tego stylu myślenia 6 sierpnia 1945 r. Rzepecki rozwiązał DSZ po wyrażeniu uprzedniej aprobaty ze strony p.o. NW generała Władysława Andersa.
Ale potem powstał WiN?
WiN w założeniach miał być organizacją o charakterze politycznym na co jednoznacznie wskazuje przyjęta nazwa Ruch Oporu bez Wojny i Dywersji. Celem WiN było wsparcie legalnej peeselowskiej opozycji. Ponadto WiN Rzepeckiego zerwał z podległością wobec Rządu RP na Uchodźstwie. Na szczęście nie udało się doprowadzić do całkowitej likwidacji działalności zbrojnej. Choć w praktyce zanikła ona w strukturach zrzeszenia w krakowskim, rzeszowskim i na ziemiach zachodnich. Natomiast na Lubelszczyźnie, Białostocczyźnie, Mazowszu istniały oddziały WiN-u i prowadziły aktywną działalność zbrojną.
Poza WiN-em działały także inne organizacje.
Głównie Narodowe Zjednoczenia Wojskowe. W 1945 r. początkowo NSZ. Powstawały też struktury regionalne jak Konspiracyjnego Wojska Polskiego, Ruchu Oporu Armii Krajowej, Wielkopolskiej Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Warta”.
Najbardziej aktywnym okresem działalności podziemia było lato 1945 r. Skala wystąpień była tak duża, że niektórzy mówią nawet o powstaniu antykomunistycznym.
W Polsce wschodniej bez wątpienia mieliśmy do czynienia z czymś na kształt antykomunistycznego powstania. Ilość akcji skierowanych przeciw okupacyjnej administracji była naprawdę godna podziwu. W nocy z 8 na 9 maja 1945 r. oddział mjr. Jan Tabortowskiego „Bruzda” rozbił więzienia w Grajewie uwalniając wielu więźniów, w sierpniu 1945 kpt. Antoni Heda „Szary” rozbił więzienia w Kielcach, por. Stefan Bembiński „Harnaś” rozbił więzienie w Radomiu. W 1946 r. por. Henryk Glapiński „Klinga” na czele swego oddziału Konspiracyjnego Wojska Polskiego rozbił więzienie w Radomsku, a por. Stanisław Łanecki „Przelotny” w Pułtusku, a por. Henryk Lewczuk „Młot” wspólnie z oddziałami UPA dowodzonymi przez kpt. Jehwena Sztenderę „Prirwa” zaatakował Hrubieszów. Te przykłady pokazują , że samych akcji uwalniania więźniów była pokaźna ilość.
Rozbijano też grupy operacyjne likwidowano znanych morderców z UB i NKWD?
W październiku 1945 r. oddział NZW por. Michała Bierzyńskiego „Sęp” rozbiła pod Jedwabnem grupę operacyjną UB zabijając sześciu, sześciu raniąc i trzech rozstrzeliwując po wzięciu do niewoli. W kwietniu 1946 r. połączone oddziały WIN VI Brygady por. Lucjana Minkiewicza „Wiktora” i III Brygada Wileńska NZW kpt. Romualda Rajsa „Burego” rozbiły we wsi Brzozowo-Antonie grupę operacyjną 65 osobową grupę UB – MO-KBW. 17 wziętych do niewoli funkcjonariuszy UB i MO na rozkaz „Burego” rozstrzelano. W lipcu 1947 r. pod Okalewem połączone grupy NZW st. sierż. Wiktora Stryjewskiego „Cacko” i por. Franciszka Majewskiego „Słony” rozbiły grupę UB MO zabijając 14 funkcjonariuszy. Jeżeli chodzi o wymierzanie sprawiedliwości. To na rozkaz kpt. Mariana Gołębiewskiego „Ster” zabito w Hrubieszowie jednego katów kierownika UB w Hrubieszowie Feliksa Grodka. Sierż. Wiktor Stryjewski „Cacko” w październiku 1947 r. zlikwidował osobiście Władysława Rypińskiego działacza PPR dowódcę tzw. czerwonego szwadronu śmierci mordującego żołnierzy AK i działaczy PSL. Por Zygmunt Błażejewicz „Zygmunt” zastrzelił znanego oficera NKWD Diakoszyna. A Jan Jandziś „Sosna” w Tarnowie zlikwidował tamtejszego sowieckiego doradcę NKWD mjr. Sobolewa oraz zastępcę kierownika tarnowskiego UB Juliana Świątka. Lejtnanta Piotra Szyndzina doradcę NKWD oraz 5 UB-owców i współpracowników UB rozstrzelał w Starej Kiszewie szwadron ppor. Zdzisława Badochy „Żelazny” z V Brygady AK. Komunistyczni zbrodniarze mieli prawo się bać sprawiedliwej kary.
Pomimo tego co mówisz działalność zbrojna zaczęła słabnąć pod koniec 1945 r. Jeszcze przed powstaniem WiN-u miała miejsce” i amnestia z 2 sierpnia 1945 r. i tzw. deklaracja „Radosława.
Ujawniło się wówczas 30000 osób. Władzom ta operacja posłużyła do osłabienia podziemia oraz zdobycia informacji na temat osób nadal przebywających w podziemiu. Niektórzy ujawnili się ale nie uchroniło ich to przed aresztowaniami a czasem śmiercią. Radosław wydał deklarację bo uznał, że dalsza konspiracja nie ma racji bytu. Znacząca część członków antykomunistycznego podziemia na inicjatywę Radosława zareagowała zdecydowanie negatywnie. Komendant Konspiracyjnego Wojska Polskiego kpt. Stanisław Sojczyński „Warszyc” napisał w tej sprawie krytyczny list.
Po aresztowaniu do akcji likwidacji podziemia włączyli działacze I Zarządu WIN.
Raczej dwaj wysoko postawieni działacze WiN-u w osobach prezesa Jana Rzepeckiego i płk. Antoniego Sanojcy. Ten pierwszy w trakcie rozmów-przesłuchań prowadzonych przez dygnitarzy MBP doszedł do wniosku że należy struktury WIN ujawnić. Wydał zresztą kilka lokali kontaktowych w których pojawiali się winowscy konspiratorzy. W taki sposób aresztowany został kpt. Marian Gołębiewski „Ster” zamojski inspektor DSZ, skazany potem na karę śmierci w czasie procesu członków I zarządu WIN zamienioną potem na dożywotnie więzienie. Na szczęście po Rzepeckim prezesem II Zarządu WIN został płk. Franciszek Niepokólczycki „Żejmian” były dowódca Związku Odwetu. Niepokólczycki uznał za wskazane odbudowanie kontaktów z Rządem RP na Uchodźstwie a w zasadzie z jego agendami. Nawiązano współpracę z Oddziałem VI Sztabu NW przesyłając tam zdobyte informacje wywiadowcze. Ponadto podjęto współpracę z innymi podziemnymi stronnictwami politycznymi. Zawiązany został wówczas Komitet Porozumiewawczy Organizacji Polski Podziemnej. W jego składzie znaleźli się kpt. Władysław Marszewski „Gorczyca” reprezentujący SN i pełniący jednocześnie funkcję komendanta NZW i płk Wacław Lipiński „Gwido” reprezentujący piłsudczykowski Konwent Organizacji Niepodległościowych. Niewątpliwie ze wszystkich prezesów Niepokólczyckiego można określić jako człowieka który w największym stopniu przyczynił do rozwoju organizacji.
Kto został jego następcą?
Pułkownik Niepokólczycki aresztowany został w październiku 1946 r. i skazany w tzw. procesie II zarządu WIN na karę śmierci zamienioną na dożywotnie więzienie. Trzech sądzonych z nim Walerian Tumanowicz, Józef Ostafin i Alojzy Kaczmarczyk zostało straconych. Zastąpił go na stanowisku prezesa ppłk. Wincenty Kwieciński „Lot”. Pełnił swoją funkcję krótko do stycznia 1947 r., kiedy to został aresztowany i skazany na dożywocie.
Potem nastała ostatnia komenda WiN-u której członkowie zostali zamordowani w 1 marca 1951 r.?
Tak. Na jej czele stanął ppłk. Łukasz Ciepliński „Pług”. IV zarząd WIN istniał do stycznia 1948 r. Ciepliński aresztowany w listopadzie 1947 roku. Początkowo podjął współpracę z UB w celu ujawnienia struktur konspiracyjnych. Po krótkim czasie się z tego wycofał rozumiejąc, że został oszukany. Dzieje IV zarządu WIN zakończyły się tragicznie 1 marca 1951 r. straceniem 7 jego członków.
WIN był największą organizacją podziemia?
Tak w jego szeregach znalazło się od 25000 do 30000 konspiratorów. Nieco mniej liczne były struktury NZW.
Najbardziej znanym chyba oddziałem był oddział Hieronima Dekutowskiego?
Czy najbardziej znanym to nie wiem ale jednym z znanych. Major Hieronim Dekutowski „Zapora” dowodził w zasadzie zgrupowaniem. W jego składzie znajdowało się kilka samodzielnie działających oddziałów dowodzonych przez por. Jan Szawiłowa „Renek”, ppor. Tadeusza Skraińskiego „Jadzinek”, sierż. Aleksandra Sochalskiego „Duch”, ppor. Stanisława Jasińskiego „Samotny” ppor. Michała Szeremeckiego „Miś”, kpt. Stanisława Łukasika „Ryś”, ppor. Aleksandra Rusinka „Olek”, ppor. Romana Grońskiego „Żbik”.
Jak długo zgrupowanie prowadziło działalność zbrojną?
Do 1947 r. W czasie amnestii „Zapora” przy udziale swego przełożonego kpt. Siły – Nowickiego inspektora lubelskiego inspektoratu WIN prowadził rozmowy z funkcjonariuszami MBP na temat ujawnienia. Jednak sam nie zdecydował się na ujawnienie pozostając w konspiracji. Następnie podjął on decyzję o wyjeździe na Zachód. Niestety cała wyprawa okazała się ubecką prowokacją. Najprawdopodobniej jego dawny podwładny Stanisław Wnuk „Opal” zdradził UB szczegóły operacji przerzutu. Członkowie grupy Zapory zostali aresztowani we wrześniu 1947 r. na punkcie kontaktowym w Nysie. Skąd przewieziono ich do Warszawy. Tam Zapora przeszedł ciężkie śledztwo połączone z torturami. Następnie stanął przed sądem i został skazany wraz z Stanisławem Łukasikiem, Arkadiuszem Wasilewskim „Biały”, Tadeuszem Pelakiem „Junak” Eugeniuszem Miatkowskim „Zawada”, Romanem Grońskim „Żbik”, Edmundem Tudrujem „Mundek” na karę śmierci i stracony 7 marca 1949 r.
Co się działo w strukturach podziemia na Lubelszczyźnie po wyjeździe Zapory?
Walkę po wyjeździe „Zapory” kontynuowało kilkanaście oddziałów zbrojnego podziemia. W polu pozostał oficer ze zgrupowania „Zapory” por. Jan Szawiłow „Renek”. Zginął on we wrześniu 1947 r. Natomiast dowódcą oddziałów leśnych na Lubelszczyźnie czyli zastępcą „Zapory” został kpt. Zdzisław Broński „Uskok” a jego następcą ppor. Mieczysław Pruszkiewcz „Kędziorek”. „Uskok” zginął w maju 1949 r. kiedy otoczony w swoim bunkrze rozerwał się granatem. „Kędziorek” dotrwał do 1951 r. Został wówczas ciężko ranny i dobity przez swego podkomendnego Waleriana Tyrałę „Walerek”.
Na Lubelszczyźnie do 1951 r. walczył oddział „Jastrzębia”. To najdłużej działająca grupa?
Oddział walczący do 6 października 1951 r. był oddziałem dowodzonym przez Edwarda Taraszkiewicza „Żelaznego”. Wtedy liczył on 4 członków i został rozbity a jego dowódca zginął.” Jastrząb” to pseudonim jego młodszego brata Leona Taraszkiewicza. Zginął on w nie do końca wyjaśnionych okolicznościach 3 stycznia 1947 r. w czasie akcji na placówkę KBW w Siemieniu. Oddział „Jastrzębia” był najbardziej aktywnym oddziałem partyzanckim działającym na terenie powiatu włodawskiego. Dłużej niż „Żelazny” utrzymał się w terenie oddział stanowiący wcześniej jeden z patroli kpt. Uskoka dowodzony przez ppor. Stanisława Kuchcewicza „Wiktor”. Zginął on w czasie jednej z akcji w lutym 1953 r. Do 21 października 1963 ukrywał się w okolicach miejscowości Piaski st. sierż. Józef Franczak „Lalek” także żołnierz oddziału kpt. Zdzisława Brońskiego.
Obok zgrupowania „Zapory” drugą znaną przynajmniej mi grupą był oddział kpt. Mariana Bernaciaka „Orlik”. W Opolu mieszka osoba, która była łączniczką tego zgrupowania.
Tak tą osobą jest Pani Regina Mac. Do niedawna mieszkał w Brzegu żołnierz Orlika Tadeusz Czajkowski, ale niestety zmarł w ubiegłym roku. „Orlik” działał on terenach inspektoratu WIN Puławy i podobnie jak „Zapora” dowodził zgrupowaniem partyzanckim. Partyzanci pod jego dowództwem stoczyli największa bitwę z jednostkami NKWD która rozegrała się na terenie ówczesnej Polski pod Lasem Stockim. Zginęło 12 partyzantów oraz około 22 funkcjonariuszy UB, MO i żołnierzy NKWD. W lipcu 1945 r. partyzanci „Orlika” uwolnili pod Bąkowcem 120 więźniów wśród których znajdował się min. płk. Henryk Krajewski „Trzaska” – dowódca 30 Poleska Dywizji AK . Zgrupowanie „Orlika” miało na swoim koncie wiele udanych akcji. Niestety w czerwcu 1946 „Orlik” poległ.
W Opolu znajduje się ulica majora Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”. Wśród palety bohaterów walczących z komunizmem w latach 1944-1963 niewątpliwie należy do ważnych postaci?
V Brygada AK to chyba najbardziej aktywna bojowo jednostka antykomunistycznego podziemia. Mjr. „Łupaszka” podzielił brygadę na szwadrony które walczyły osobno. W czasie pobytu w białostockim działania brygady opierały się na akcjach szwadronu dowodzonych przez por. Zygmunta Błażejewicza „Zygmunt” Romualda Rajsa „Bury”, Marina Plucińskiego „Mścisław”. Potem kiedy powstał WIN i nadeszły rozkazy demobilizacji „Łupaszka” przeniósł się ze swymi oddziałami na Pomorze w Bory Tucholskie, gdzie walczyły szwadrony ppor. Zdzisława Badochy „Żelazny” a po jego śmierci ppor. Olgierda Christy „Leszek” i ppor. Leona Smoleńskiego „Zeus”. Podlegała mu także VI Brygada AK dowodzona początkowo przez por. Lucjana Minkiewicza „Wiktora” a potem kpt. Władysława Łukasiuka „Młot”. Po amnestii „Łupaszka” nie ujawnił się ale zaprzestał działalności. Mieszkał przez pewien czas na Opolszczyźnie, by przenieść się w okolice Zakopanego. Tam w czerwcu 1948 został aresztowany. Zamordowano go 8 lutego 1951 r.
Podjęcie decyzji o ujawnieniu się w czasie amnestii 1947 r. nie było łatwe. Jak podziemie na nią zareagowało?
Prawie 80 000 ludzi się ujawniło. Ujawnili się głównie partyzanci z WIN-u. Ale też nie wszyscy. W lesie pozostał w wysokomazowieckim kpt. Kazimierz Kamieński „Huzar”. Dochodziło do tragicznych zdarzeń. Na rozkaz p.o. prezesa białostockiego WIN kpt. Józefa Ochmana „Orwid” zamordowany został w nocy z 3 na 4 kwietnia 1947 r. przeciwnik ujawnienia kpt. Franciszek Potyrała „Oracz”. Z drugiej strony chcący nadal walczyć nierzadko wydawali wyroki śmierci na swoich dawnych kolegów z konspiracji. Sierżant Jan Małolepszy „Murat” ostatni komendant KWP wydał wyrok na jednego z znanych dowódców partyzanckich KWP który się ujawnił por. Antoniego Pabianiaka „Błyskawica”. Do głębokich podziałów na tle ujawnienia się doszło w NZW. Zastępca komendanta okręgu NZW XV Białystok kpt. Bolesław Kozłowski „Grot” był w przeciwieństwie do komendanta okręgu ppłk. Władysława Żwańskiego zwolennikiem skorzystania z amnestii. W okręgu XVI Mazowsze kpt. Zbigniew Kulesza „Młot” zakazał ujawniania się po czym wyjechał i ujawnił się w Wałbrzychu pozostawiając w konspiracji swoich podkomendnych. Komendantem okręgu wybrany został wówczas w demokratycznych wyborach dowódców powiatowych NZW co było wówczas ewenementem ppor. Jan Kozłowski „Las”. Generalnie tym którzy chcieli dalej walczyć trudno się dziwić, obawiali się represji ze strony UB. Decyzja o pozostaniu w lesie w praktyce oznaczała śmierć. Ujawnienie się narażało na represje ale szanse przeżycia proporcjonalnie były większe. Tyle, że wcześniej trzeba było przejść aresztowanie, tortury i więzienie.
Po amnestii z lutego 1947 r. niewielu konspiratorów pozostało w leśnych ostępach. Ludzie chcieli normalnie żyć byli zmęczeni. Zdrada zaczęła dosięgać nawet najbardziej wytrwałych konspiratorów…
Ludzie po aresztowaniu nie wytrzymywali i załamywali się podczas śledztw z użyciem tortur. Przekazując UB wiele cennych informacji. Tak było z ppor. Janem Skowrońskim „Cygan” oficerem NZW z łomżyńskiego. Jego załamanie się w trakcie śledztwa kosztowało organizację około 400 aresztowanych oraz śmierć por. Tadeusza Narkiewicza „Ciemny” zabitego w zasadzce UB we wrześniu 1947 r. Podobnie tortur nie wytrzymał sierż. Zygmunt Libera „Babinicz”. Zdradził on miejsce ukrycia się kpt. Zdzisława Brońskiego „Uskoka”, który okrążony przez UB 19 maja 1947 r. popełnił samobójstwo detonując pod swą głową granat. Konspiratorzy nie tylko się załamywali ale przechodzili na stronę UB stając się komunistyczną agenturą tropiąc swoich niedawnych kolegów. Chor. Hieronima Rogińskiego „Róg” ostatniego komendanta powiatu NZW Kolno wydał w ręce UB jego podkomendny Stanisław Waszkiewicz „Piskorz”, który ze względu na chorobę w postaci utraty wzroku postanowił się ujawnić i wydać swego przełożonego. Byli tacy, którzy zdradzić nie chcieli. Ppor. Stanisław Marchewko „Ryba” szantażowany podpisał zobowiązanie współpracy z UB ale nie zrealizował wyznaczonego przez bezpiekę zadania czyli ustalenia miejsca pobytu swego przełożonego mjr. Jana Tabortowskiego „Bruzda”. „Ryba” odnalazł „Bruzdę” i poinformował go o swej współpracy z UB. Ta decyzja oznaczała dla niego wyrok śmierci. Zginął w nocy 4 marca 1957 r. w miejscowości Jeziorko w łomżyńskim zdradzony przez swego podkomendnego Tadeusza Wysockiego „Zegara”. Z kolei st. sierż. Mieczysława Dziemieszkiewicza „Rój” komendanta powiatowego NZW Ciechanów i dowódcę oddziału partyzanckiego wydała w ręce UB jego dziewczyna, której UB aresztowało rodziców obiecując za wydanie „Roja” ich zwolnienie. 13 kwietnia 1951 r. „Rój” wraz ze swym podkomendnym zginął w walce. Podobnie złowrogą rolę odegrała inna kobieta z która wydała ppor. Stanisław Grabowski „Wiarus” dowódca PAS NZW w wysokomazowieckim. Również on zginął w walce z UB 22 marca 1951 r. Czasami dochodziło do celowej współpracy z UB. Tak było w przypadku komendanta powiatu NZW ppor. Henryka Jastrzębskiego „Zbycha”. Nawiązał on za zgodą komendanta okręgu kontakt z UB ale resort szybko się zrozumiał, że „Zbych” działa nadal na korzyść podziemia wobec czego został on aresztowany. W kwietniu 1948 r. popełnił samobójstwo w więzieniu w Łomży. UB by zniszczyć oddziały partyzanckie stosowało prowokacje. Najbardziej znane to nawiązanie przez ubowską agenturę kontaktów z zgrupowaniem NSZ dowodzonym przez kpt. Henryka Flame „Bartek”. Agenci występujący jako rzekomi wysłannicy władz podziemia namówili Bartka do akceptacji operacji przerzutu swych podkomendnych do amerykańskiej strefy okupacyjnej. Na nieszczęście Bartek się zgodził i około 160 partyzantów wyjechało z Podbeskidzia. Nie dojechali na zachód tylko na Opolszczyźnie zostali wymordowani przez funkcjonariuszy UB. Ocalał jedynie oddział por. Antoniego Bieguna „Sztubak”, którego dowódca otrzymał informację iż operacja jest inicjowana przez agenturę resortu nie pozwolił swym żołnierzom na uczestnictwo w przedsięwzięciu. To była największa jednorazowa masakra żołnierzy antykomunistycznej konspiracji. Agenci UB doprowadzili do likwidacji niektórych partyzantów z oddziału NZW Adama Kusza „Adam” z Rzeszowszczyzny oraz grupy „Wiarusy” dowodzonej przez Stanisława Ludzię „Harnaś” będącej kontynuacją „Zgrupowania AK Błyskawica” dowodzonego przez mjr. Józefa Kurasia „Ogień”
Podobno istniały swoiste grupy likwidacyjne złożone z byłych partyzantów?
Takie praktyki znane są na Mazowszu. Partyzanci współpracujący z UB zamordowali ostatniego komendanta okręgu XVI okręgu NZW chor. Henryka Boruckiego „Dąb”. W kieleckim zamordowany został w ten sposób w sierpniu 1950 r. Aleksander Młyński „Drągal” a w rzeszowskim Antoni Żubryd „Zuch” w 1946 r. W wyniku działalności prowokacyjnej UB zginął w walce ppłk. Władysław Żwański „Iskra” komendant białostockiego okręgu NZW. Udająca partyzantów grupa UB występująca jako oddział WIN namierzyła miejsce pobytu komendanta. Doszło do walki w wyniku której Żwański zginął.
Największy oddział tzw. ostatnich leśnych najdłużej walczący twoim zdaniem to..?
Najbardziej zwartym oddziałem była VI Brygada AK. Do 1949 r. dowodził nią kpt. Władysław Łukasiuk „Młot” do 1949 r. Potem funkcję dowódcy przejął i pełnił aż do października 1952 kpt. Kazimierz Kamieński „Huzar”. W maju 1952 r. zlikwidowano patrol st. sierż. Adama Ratyńca „Lampart” a pod koniec roku w Warszawie w wyniku prowokacji UB aresztowany został sam „Huzar” oraz kilku jego podkomendnych min. sierż. Kazimierz Parzonko „Wichura”, sierż. Mieczysław Grodzki „Żubryd”. „Huzar” skazany został na śmierć i stracony 11 października 1953 r. W 1954 r. stracony został aresztowany w jeszcze 1953 r. dowódca PAS NZW w powiecie bielsko-podlaskim ppor. Kazimierz Krasowski „Głuszec”. Ostatnim wyrokiem śmierci wydanym na żołnierzu podziemia zbrojnego z KWP było stracenie w 1955 r. Ludwika Danielaka „Bojar”.
Podziemie to nie tylko akcje chwalebne ale także delikatnie mówiąc wątpliwe. Do takich należała pacyfikacja wsi Moniaki na Lubelszczyźnie?
Moim zdaniem akcja została przeprowadzona w sposób humanitarny. 23 września 1946 r. oddziały ze zgrupowania mjr. „Zapory” zaatakowały wieś Moniaki nazywanej przez mieszkańców „czerwoną Moskwą” z powodu sympatii mieszkańców dla systemu komunistycznego. Spalono 29 zagród 40 ormowców ukarano chłostą a 1 zastrzelono. Akcja z uwagi na fakt spalenia części wsi miała drastyczny charakter, ale liczba ofiar śmiertelnych była niewielka. Walki partyzanckie w latach 1944-1956 były toczone w sposób okrutny i bezwzględny. Złapani członkowie zbrojnego podziemia antykomunistycznego byli torturowani i skazywani nierzadko na śmierć. Trudno się więc dziwić pewnemu radykalizmowi w działaniach partyzantów. Ale uważam, że nie przekroczyli oni w przypadku dopuszczalnej granicy represji. Abstrahując od Moniak często dochodziło do sytuacji, kiedy padały ofiary śmiertelne z pośród ludności cywilnej. 7 listopada 1953 r. 3-osobowa grupa NZW dowodzona przez Stanisława Grajko „Mazur” zatrzymała autobus PKS chcąc zarekwirować przewożone w nim pieniądze. W autobusie znajdowali funkcjonariusze UB i MO w efekcie czego doszło do wymiany ognia pomiędzy nimi a partyzantami. Obaj przedstawiciele resortów siłowych zginęli. Niestety śmierć poniosły także cztery przypadkowe osoby cywilne.
Ale w przypadku akcji na Puchaczów już trudno o takie wytłumaczenie?
Akcja w Puchaczowie przeprowadzona 2 lipca 1947 r. stanowiła wyjątek. Była ona konsekwencją złożenia donosu przez trzech mieszkańców Puchaczowa w wyniku czego we wsi Turowola doszło do okrążenia i wybicia przez UB patrolu z oddziału ppor. Stanisława Kuchcewicza „Wiktor”. Zginęło wówczas 3 partyzantów. W odwecie Wiktor postanowił przeprowadzić akcję na Puchaczów. Jeden z wywiadowców podziemia zidentyfikował ponad 20 osób osób jako bardziej lub mniej aktywnych sympatyków władzy ludowej w tym 10 członków PPR-u oraz członków rodzin funkcjonariuszy UB i MO. „Wiktor” nie weryfikował tych ustaleń pod kątem rzeczywistej odpowiedzialności osób wywodzących się z rodzin członków MO i UB. Generalnie wieś była zamieszkana w dużej mierze zwolenników władzy komunistycznej. „Wiktor” bez wątpienia działał pod wpływem emocji spowodowanej startą swoich podkomendnych. Jego oddział był zbyt słaby liczebnie by przeprowadzić akcję na Puchaczów stąd zaproponował on udział w niej dowódcom dwóch innych oddziałów Edwardowi Taraszkiewiczowi „Żelazny” i Józefowi Strugowi „Ordon” na co ci wyrazili zgodę. W nocy z 2 na 3 lipca 1947 r. oddziały podziemia weszły do wsi zabijając 22 jej mieszkańców. 10 z nich należało do PPR-u. Wśród zabitych znalazły się dwie osoby odpowiedzialne za złożenie donosu do UB na partyzantów w Turowoli. Trzeci z donosicieli nie był obecny w domu. Bez wątpienia zabicie 22 osób budzi uzasadnione wątpliwości. Mieli je także jej organizatorzy bowiem pomimo, że nominalnie podlegali kpt. Zdzisławowi Brońskiemu „Uskok” nie zwrócili się do niego z próbą o pozwolenie na przeprowadzenie akcji. Świadczy to najlepiej, że sami orientowali się, iż kapitan „Uskok” raczej nie zaakceptowałby takiej operacji nie mówiąc już o mjr. Dekutowskim, który odniósł się do niej zdecydowanie krytycznie. Podobno nawet zapadła decyzja o zdegradowaniu „Wiktora” i pozbawienie go dowództwa oddziału do czego w praktyce jednak nie doszło.
W kontekście tego co powiedziałeś chciałem zapytać, czy miały miejsce procesy degenerowania się członków podziemia?
Siłą rzeczy, im dłużej partyzanci przebywali w podziemiu, tym większe istniało niebezpieczeństwo stoczenia się w przestrzeń bandytyzmu. Na takie ryzyko narażeni byli szczególnie członkowie oddziałów nieafiliowanych. Przykładem jest los grupy Stanisława Panka „Rudy” wywodzącego się z oddziału por. Franciszka Olszówki „Otto”. Jeszcze za życia Olszówki doszło do zabójstwa oficera WSGO Warta kpt. „Kordzik”. Po zabiciu „Otta” przez KBW jego oddział pod wodzą Stanisława Panka „Rudy” ulegał stopniowej degeneracji. „Rudy” nie chciał podporządkować się KWP i nie wszedł on z częścią swych podkomendnych w skład grupy SOS „Oświęcim” dowodzonej przez por. Alfonsa Olejnika „Babinicz” podejmując działalność bandycką na własną rękę. Obok osób cywilnych grupa „Rudego” zamordowała współpracującego z KWP funkcjonariusza MO. Dowództwo KWP uznało jego oddział za grupę bandycką i wydało rozkazy jej likwidacji. Do tego jednak nie doszło a „Rudy” okrążony przez siły UB popełnił samobójstwo w sierpniu 1946 r. Czasami zbrodnie UB były przyczyną procesu degenerowania się członków podziemia. Tak było w przypadku plut. Henryka Gawkowskiego „Rola”. W czerwcu 1947 r. UB zamordowało mu rodziców i od tego momentu stał się on bezwzględnym mścicielem dokonując egzekucji na osobach uważanych przez niego za współpracowników władz komunistycznych. Dwukrotnie zdarzyło mu zabić całe rodziny 8 i 9 osobowe w tym dzieci. W efekcie w nocy z 26/27 października 1947 r. na rozkaz komendanta powiatu łomżyńskiego NZW ppor. Henryka Jastrzębskiego „Zbych” został on zlikwidowany. Ten przykład pokazuje, że zbrodnie dokonywane w zemście na osobach cywilnych nie były tolerowane przez struktury podziemnych organizacji. A osoby odpowiedzialne za owe czyny ponosiły z tego tytułu stosowne konsekwencje.
A w okresie późniejszym po 1947 roku wtedy oddziały partyzanckie zamieniały się bardziej w grupy przetrwania. Wówczas chyba proces degeneracji postępował najbardziej?
To prawda. Ale ukrywając się musieli z czegoś żyć. Rekwizycje dotyczyły zazwyczaj placówek uspołecznionych w mniejszym stopniu własności prywatnej i te na dotyczyły osób uznawanych przez podziemie za sympatyków władzy ludowej. Nie sposób traktować tej działalności w kategoriach kryminalnych. Osobiście nie mam żadnej wątpliwości co do słuszności podejmowanych działań i tego, że stanowiła ona element walki o niepodległość Polski. Trudno żeby ci ludzie dali się po prostu ubowcom wymordować.
A wyroki śmierci nie wszystkie wykonane wyroki były chyba słuszne?
Zapewne nie były. Ale partyzanci nie mieli możliwości weryfikacji swych podejrzeń. Agentura UB stanowiła najgroźniejszy element dla antykomunistycznej konspiracji. Nie podjęcie decyzji o szybkiej likwidacji danego współpracownika bezpieki groziło często aresztowaniem działaczy podziemia lub ich śmiercią. Nie sposób się dziwić, że dowódcy podziemia podejmowali decyzje o likwidacji agentów nawet kiedy nie mieli dostatecznych dowodów. Chcieli chronić swoich podwładnych.
Na koniec ostatnie pytanie. Kiedy patrzysz na obchody święta Żołnierzy Podziemia Antykomunistycznego w Polsce co czujesz?
Czuję, że my tu w Opolu wykonaliśmy kawał dobrej roboty, która zaowocowała ustanowieniem tego święta i cieszę się, że sam mogłem wnieść w to przedsięwzięcie swój własny wkład.
Dziękuję bardzo!
Czynimy starania, aby te pasjonujące i pouczające wywiady opublikować drukiem w formie książki. Chętni do współpracy proszeni o kontakt z redakcją NGO.
Nie jestem zwolennikiem tworzenia „białych legend” jednak zastanawiam czemu ma służyć ten artykuł – zwłaszcza w końcowej części ,która jest dosyć znaczna ,a mówiaca o „zdegenerowaniu ,bandytyźmie” podziemia. Słowa wypowiadane jakby nie było przez człowieka ,którego publicznie uznaje się za tego który „wniósł kawał dobrej roboty”. No niby prawdziwe to fakty ,tyle że wypowiadane w dzisiejszych realiach i z dzisiejszego punktu widzenia ,a pamietać należy jakie było wtedy położenie chłopców z lasu i jak wielkie było zagrozenie ich życia. Prawda ,może nie wszystkie decyzje i działania były słuszne. Tylko czy akurat dzisiaj w przeddzień ich święta trzeba im to wypominać na „grobach” zamiast zapalić znicz? Powiem delikatnie ,że trochę to nie ładne. Dobrze ,że chociać nie w takim tonie jak w filmie „Obława”. „Orła” Pan Karbowiak za ten art. nie dostanie ,ale znowu zrobił Wyklętym w ich dniu niezły kwiatek……
CZEŚĆ I CHWAŁA BOCHATEROM! Wszystkim ,którzy walczyli.
http://wpolityce.pl/artykuly/48198-zolnierze-polskiego-podziemia-ktorzy-przezyli-niemiecka-okupacje-stali-sie-swoista-zwierzyna-lowna
Warto odtwarzać życiorysy Bohaterow .Warto wiedzieć.Należy je przekazywać dzieciom,wnukom.W tym szczególnym dniu, Dniu Swięta Zołnierzy Wyklętych pomódlmy się za
Nich, i Ich Rodziny,które przeżywały straszne lata z tymi,co walczyli.
Cześć i Chwała Wszystkim Walczącym.!!!!!!!!!!!!!!!!
W jednej z ostatnich audycji TVN24 Kropka nad i, prowadzonej przez „Stokrotkę” Monikę Olejnik , wystąpił profesor Jan Hartman oraz poseł PiS’u Zbigniew Gierzynski
http://www.tvn24.pl/kropka-nad-i,3,m/hartman-w-otwartych-spoleczenstwach-jest-mniej-dzieciobojstw,307054.html
Poseł był wyraźnie onieśmielony, siedząc obok tak przytłaczającego profesorskiego „autorytetu.” A ten walił z grubej rury, oskarżając katolików o wymordowanie milionów ludzi. Poseł delikatnie zwrócił mu uwagę, że to właśnie lewicowcy jakimi byli narodowi socjaliści są odpowiedzialni za ludobójstwo. Nie odważył się jednak przypomnieć o masowych zbrodniach na ludności cywilnej w wykonaniu żydowskich komunistów. Łatwo to zrozumieć, jezeli przypomnimy kto to jest prof. Jan Hartman.
Według Wikipedii prof. Hartman, wykładowca metafilozofii i bioetyki na KUL, UJ,WSE w Tarnowie, Akademii Humanistycznej w Pułtusku, itd. jest praprawnukiem słynnego rabina Izaaka Kramsztyka, członkiem-założycielem B’nai B’rith Polska. Obecnie jest doradcą Palikota, członkiem rady polityczno-programowej SLD a poprzednio był wiceprezesem Polsko-Niemieckiego Towarzystwa Akademickiego.
………………………………………………………………….
eżeli takie „autorytety” z dziedziny etyki wychowują katolicką mlodzież, w tym kleryków kościoła katolickiego, to trudno się dziwić, że mamy dzisiaj w Kościele sytuację, ktorą nastepująco scharakteryzował red. Stanisław Michałkiewicz:
„Abdykacja Benedykta XVI następuje w momencie apogeum ataku na Kościół katolicki ze strony jego dwóch odwiecznych wrogów, którzy w XX wieku zmienili taktykę walki ze znienawidzonym chrześcijaństwem. W odróżnieniu od poprzedniej, polegającej na totalnej, niszczącej konfrontacji, współczesna taktyka zmierza do doprowadzenia Kościoła do stanu bezbronności poprzez wciąganie go w fałszywe sojusze i
tak zwany „dialog”. Nieprzyjaciele Kościoła, kierując się tak zwaną „mądrością etapu”, najpierw próbują się do niego łasić, rozbudzając w różnych ambitnych naiwniakach przeświadczenie o niebywałej sile perswazyjnej, co zachęca ich do angażowania się w „dialog”. Ale „dialog” ma swoją cenę – bo warunkiem sine qua non jego podjęcia jest uznanie punktu widzenia przeciwnika za równoprawny. Jest to zatem inna, elegancka nazwa kapitulacji.”
http://wirtualnapolonia.com/2013/02/20/stanislaw-michalkiewicz-wielki-post-wielka-smuta/
Gratuluje wywiadu. Szacunek dla wiedzy A. Karbowiaka.
http://www.pomniksmolensk.pl/news.php?readmore=3270