W wyniku naszej akcji obywatelskiej pod hasłem „Szukamy śladów Powstania Styczniowego w Polsce” udało się zidentyfikować wiele miejsc związanych z największym polskim powstaniem narodowym. Udało się również odszukać ludzi i całe rodziny, które do dziś kultywują pamięć po bohaterach 1863 r. Jednym z nich jest pochodzący z Tarnobrzega Stanisław Zderski (1842-1931), weteran Powstania Styczniowego, uczestnik m.in. bitwy pod Komorowem stoczonej 10 czerwca 1863 r.
Związana pamięcią o przodkach rodzina Zderskiego każdego roku urządza rodzinne zjazdy w Tarnobrzegu (historycznie ziemia sandomierska, ob. woj. podkarpackie), gdzie bohater 1863 r. się urodził. Na rodzinne spotkania przyjeżdżają krewni z różnych stron Polski i świata. Dzięki intensywnym poszukiwaniom przez Jadwigę Berntsson, która zajmuje sie również genealogią, udało się również odnaleźć zaginionego wcześniej prawnuka powstańca – Konrada Kuczaka z USA, a wnuka emigranta z 1913 roku! Konrad uczestniczy teraz w zjazdach rodzinnych i interesuje się kulturą oraz historią Polski.
W 2010 r. rodzina (Adam Klis, pra-prawnuk powstańca) -reżyseria, Milosz Furmanczyk w roli głównej i scenografia J. Berntsson) nakręciła krótki film oparty na spisanych i niedawno odnalezionych wspomnieniach Stanisława Zderskiego, spisanych w 1910 r. na potrzeby „Pamiętników włościanina”, autorstwa Jana Słomki, ówczesnego sołtysa/wójta Tarnobrzega. Wspomnienia ukazane w filmie traktują głownie o drodze powrotnej z potyczki pod Komorowem.
Potomkowie powstańca uczestniczą też, w miarę możliwości, w wydarzeniach upamiętniających Powstanie Styczniowe. Byli obecni m.in. na uroczystościach upamiętniających 148. rocznicę bitwy pod Kromołowem i Gacami. Jadwiga Berntsson – prawnuczka i jej syn Miłosz, przyjechali na uroczystości ze Szwecji. – „Nie mogło nas tam zabraknąć. To była wzruszająca chwila” – opowiada Miłosz. – „W niedzielę 14 sierpnia 2011 r. w Gacach Słupieckich w gminie Łubnice wmurowano kamień węgielny pod budowę pomnika ku czci powstańców gen. Zygmunta Jordana, poległych w bitwie pod Komorowem. Nasz pradziadek przeżył, my teraz musimy pamiętać” – dodał młody archeolog.
Stoczona nad brzegiem Wisły w Komorowie bitwa należy do jednych z ważniejszych w dobie Powstania Styczniowego. Z carskimi żołnierzami walczyło ponad siedmiuset powstańców. Wśród nich Stanisław Zderski, kowal z Dzikowa pod Tarnobrzegiem, który przeżył, cudem wrócił z pola bitwy i doczekał się potem 8 synów, których wyuczył na rzemieślników, i 4 córki, wydane za mąż. Znany był z „życia przykładnego, religijności i przywiązania do spraw narodowych”. O losach tego powstańca można przeczytać we wspominanych wyżej „Pamiętnikach włościanina”, autorstwa J. Słomki.
Stanisław Zderski w 1863 r. poszedł do powstania razem z hr. Juliuszem Tarnowskim, Janem Hladikiem (stolarz), Ludwikiem Czerwińskim (stolarz), Franciszkiem Uchańskim (organista), Aleksandrem Lechowskim (szewc), Paulinem Salczyńskim (murarz) oraz ks. Bartłomiejem Hędrzakiem, kapelanem zamkowym w Dzikowie, ks. Stieberem, przeorem oo. Dominikanów w Tarnobrzegu, Michałem Kułakiem, krewnym i służącym ks. Hędrzaka, Leonardem Swobodą, młynarzem z Wrzaw, Ferdynandem Sztilgerem, strażnikiem granicznym z Radomyśla nad Sanem, Janem Krasińskim, synem dzierżawcy folwarku Orzechów, Karolem Obstem, ekonomem z Miechocina i Miachałem Radkiem, służącym Juliusza Tarnowskiego. Byli to przeważnie młodzi ludzie w wieku dwudziestu-kilku lat.
Najstarszym z nich był Hladik, pochodzący ze Staszówki, a mieszkający w Tarnobrzegu z trojgiem dzieci. Miał przeszło 70 lat, ale odznaczał się niepospolitą siłą. Idąc do powstania, mówił żartem, że „pałą sobie z Moskalem poradzi”. Służył w wojsku austriackim w konnicy 24 lata. Karol Obst był wysłużonym podoficerem z wojska austriackiego. Jak wynika z lektury, Tarnobrzeżan pociągnął do organizacji powstańczej ks. Hędrzak za pośrednictwem Uchańskiego i mniej więcej na tydzień przed wyjściem do powstania zaprzysiągł ich w klasztorze oo. dominikanów. Wymarsz nastąpił 17 i 18 czerwca 1863 r. Mężczyźni wychodzili z domu w sekrecie, nie żegnając się z rodzinami. Udali się do punktu zbornego w Gawłuszowicach w powiecie mieleckim, gdzie na plebani zebrało się około 30 gotowych do walki powstańców, przeważnie nie przeszkolonych w sztuce wojennej. Uformowawszy oddział ruszyli pod Szczucin nad Wisłą, do głównego punktu zbornego, skąd mieli przeprawić się do Królestwa Polskiego. Szli nocą, żeby nie budzić czujności władz austriackich. W Szczucinie żołnierze otrzymali niebieskie bluzki i konfederatki powstańcze. Nad ranem, 20 czerwca, uformowano kolumnę wojskową i wojsko w szybkim marszu zaczęło przechodzić Wisłę w bród. Szeregowcy rozebrani do koszul mieli ubrania i obuwie pozawieszane na szyi, ładownice z amunicją na bagnetach. Woda sięgała po piersi, miejscami po pachy.
Po przejściu Wisły oddział szybko się uporządkował, odmówił pacierz i ruszył w marszu. Na przystankach odbywały się ćwiczenia wojskowe. W niewielkiej odległości od Wisły miejscowy chłop ostrzegł ich, że w pobliżu znajdują się Moskale przygotowani do bitwy. Oddział szedł dalej. Do spotkania z wojskami carskimi doszło przed Komorowem. Powstańcy rozwinąwszy się w tyraljery, szybko posuwali się naprzód polami, a odpowiadając strzałami na salwy nieprzyjacielskie, spędzali Moskali z zajmowanych pozycji w kierunki Komorowa, gdzie doszło do większej bitwy. Rosjanie ukryli się w zabudowaniach wiejskich skąd strzelali do znajdujących się w otwartym polu powstańców polskich, mając za zasłonę jedynie zboża i pojedynczo rosnące drzewa. Żeby uratować życie powstańcy leżeli na ziemi, odwracając się przy nabijaniu broni (nabijanej jeszcze wówczas od przodu) na plecy. Mimo to kule moskiewskie, puszczane dołem, raziły wielu. Były wypadki, że ci z powstańców, którzy nie byli wyćwiczeni w strzelaniu, zakładali nabój odwrotnie, t.j., najpierw kulkę, a potem proch, zagważdżając karabin. Do rannych i konających z odwagą podbiegał ks. Hędrzak w sutannie, podziurawionej kulami. Żyjącym dodawał otuchy słowami: „Dzieci, brońcie Wiary i Ojczyzny!”.
Bitwa przedłużała się bez rezultatu; w końcu nie było innego wyjścia, tylko z bagnetem w ręku uderzyć na nieprzyjaciela i wyprzeć go z zabudowań, zwłaszcza że lada chwila miały nadejść carskie posiłki. Na ochotnika stanęło 20 śmiałków. Porwali się z miejsca i pobiegli. Gdy jednak do zbliżających się Rosjanie zaczęli strzelać, większość zawróciła – tylko siedmiu śmiałków z bagnetem w ręku poszło dalej. Ci, dopadłszy stodoły, wyparli Rosjan zdecydowanym uderzeniem i usiłowali zapalić strzechę. Moskale zaczęli strzelać. Hrabia Juliusz Tarnowski, ugodzony kulą w głowę, zginął na miejscu. Polegli z nim i inni, i tylko jeden czy dwóch ocalało.
Po tych wydarzeniach sytuacja stała się groźniejsza, na tyłach bowiem ukazali się dragoni rosyjscy, biorąc powstańców w ogień z dwóch stron. Polacy zaczęli się wycofywać. Rosjanie ruszyli za nimi. Marsz odbywał się wśród nieustannego odstrzeliwania się. Dokuczał upał.
Z początku oddział powstańczy posuwał się naprzód w zwartej kolumnie, po pewnym czasie jednak zaczął rozpraszać się i rozbijać na grupy; niektórzy dezerterowali myśląc jedynie o własnym ocaleniu – siła odporna oddziału słabła. Każdy bił się na własną rękę.
Stało się jasne, że w takim położeniu wszyscy do wieczora wyginą, ale nikt się nie poddawał, każdy bronił się do ostatka, odstrzeliwując się na wszystkie strony. Udręczenie długą walką doprowadziło broniących się do desperackiej zaciętości, która odbierała odwagę nacierającym i zmuszała ich do ustępowania i trzymania się w pewnej odległości. Koło 16-ej godziny pozostała z całego oddziału już tylko mała garstka – na jednego broniącego się przypadało kilkunastu atakujących. Tymczasem nadciągnęła porywista burza. Zdawało się, że nadszedł sąd ostateczny. Wnet pociemniało a deszcz i burza rozpędziła walczących i położyła kres walce. Stanisław Zderski wśród nawałnicy deszczowej poszedł sam ku Wiśle tą samą drogą, którą szedł przedtem oddział powstańczy. Po drodze widział poległych kolegów. Ich zwłoki były przeważnie całkiem obdarte z ubrania, a nawet z bielizny.
Zderski dotarł w nocy do Wisły. Nie natrafiwszy na bród, ratował się przed utonięciem. Wydostawszy się na drugi brzeg, dostał silnej gorączki i leżał na brzegu do świtu. Potem ruszył w stronę domu. Doszedłszy do domu, legł wyczerpany pod drzewem, gdzie znalazła go matka. Z bitwy do domu wrócili również Salczyński i Swoboda. Radek wrócił na koniu Juljusza Tarnowskiego. Zwłoki hrabiego. Juliusza Tarnowskiego, wyszukane między poległymi przez brata Jana (późniejszego marszałka krajowego), przewiezione zostały w zimie potajemnie do Dzikowa przez Jerzego Barkę, koniuszego zamkowego, i złożone w grobach rodzinnych hrabiów Tarnowskich w podziemiach kościoła OO. Dominikanów.
Cześć i chwała bohaterom!
Akcja obywatelska była skuteczna. Dobrze,ze jeszcze mamy ludzi myślacych,pracowitych i chcących pamietac naszych bohaterów narodowych,których mamy bardzo duzo.Dziekuje.