„Zajęcie Wilna i Wileńszczyzny było bezsprzecznie słusznym posunięciem, tym bardziej, iż znaczącą większość mieszkańców stanowili tam Polacy” – z Arkadiuszem Karbowiakiem, pasjonatem historii, byłym Wiceprezydentem Opola rozmawia Tomasz Kwiatek
Po kilkuset latach wspólnej historii w 1918 roku kiedy Polska i Litwa odzyskały niepodległość okazało się, że nie możemy już razem funkcjonować w jednym organizmie państwowym. Co gorsze okazało się, że nie możemy nawet funkcjonować zgodnie obok siebie. Co spowodowało, ten dramatyczny rozwód?
Rozwód spowodowało zwycięstwo w Europie XIX i XX -wiecznej nacjonalizmu jako fundamentu budowy struktur państwowych. Uznano, że rdzeniem państwa powinien być nowoczesny, opisywany w kategoriach etnicznych naród. Ta konstatacja oznaczała w konsekwencji powstanie na terenie Europy Wschodniej wielu organizmów państwowych min. Polski i Litwy. W narodowych elitach politycznych obu krajów, chętnych do odtworzenia dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego, nie było poza lansującymi koncepcję krajową politykami w rodzaju Ludwika Abramowicza oraz nieco później Józefa Mackiewicza. Powstanie Polski i Litwy skutkowało zaistnieniem konfliktu terytorialnego, który zdominował wzajemne stosunki w całym XX-leciu międzywojennym.
Konflikt z Litwą nie pozwolił Józefowi Piłsudskiemu na realizację tzw. koncepcji federacyjnej…
Zasadniczym elementem, który uniemożliwił jej realizację była kwestia ukraińska, ale prawdą jest, że również Litwini przyczynili się swoją postawą do klęski idei federacyjnej. Trochę się im nie dziwię, bowiem wcześniejsza federacja w postaci Unii kosztowała ich polonizację litewskiej szlachty i tym samym praktyczną likwidację narodu.
Ale odbyło się to pokojowo?
A jakie to ma znaczenie? Jest faktem, że litewska szlachta uległa spolonizowaniu i pamiętając o tym Litwini chcieli budować swoją tożsamość na separacji od Polski i Polaków. Piłsudski był politykiem mentalnie ukształtowanym w XIX wieku więc nie miał wielkiego zrozumienia dla ideologii nacjonalistycznej, do której odwoływali się Litwini, lecz jako polityczny realista był skłonny uznać litewskie państwo w granicach etnograficznych. Litwini zaś nie chcieli ich zaakceptować, wysuwając pretensje do Wilna i Wileńszczyzny. Można powiedzieć, że roszczenia stanowiły chwilowy rozbrat z ideologią nacjonalistyczną i przejściem na pozycje historyczne i imperialne.
W 1919 r. wybuchły walki polsko-litewskie. Co się stało?
Ententa chcąc zapobiec ich wybuchowi wytyczyła linię rozgraniczającą zwaną linią Focha. Ponieważ Litwini nie opuścili wszystkich terenów leżących po polskiej stronie linii, w sierpniu 1919 r. wybuchło tzw. powstanie sejneńskie. W jego wyniku Polacy zdołali opanować całą Suwalszczyznę. Niestety zbyt szybko wywołane powstanie spowodowało niepowodzenie zamachu stanu przygotowywanego za wiedzą Piłsudskiego na Litwie przez Polską Organizację Wojskową, którego celem miało być powołanie propolskiego rządu w Kownie.
Sporu polsko-litewskiego nie udało się rozwiązać poprzez rokowania. W październiku 1920 r. doszło do inspirowanego przez Piłsudskiego buntu Żeligowskiego czyli polskiej inwazji na Wileńszczyznę. Litwini postrzegają ją jako agresję, a Piłsudskiego lokują w szeregu wrogów litewskiej państwowości obok Stalina i Hitlera.
Wileńszczyzna stanowiła obszar sporny, do którego wysuwały swoje roszczenia obie strony, polska i litewska. Z punktu widzenia etnograficznego największą społecznością zamieszkującą ten teren byli Polacy. Polska miała wiec prawo do podjęcia działań na rzecz przyłączenia go do Polski. Stąd akcja Żeligowskiego. Litwini postrzegali ją, i nadal postrzegają, jako przejaw polskiej agresji. Oczywiście mają prawo tak to widzieć. Moim zdaniem zajęcie Wilna i Wileńszczyzny było bezsprzecznie słusznym posunięciem, tym bardziej, iż znaczącą większość mieszkańców stanowili tam Polacy. Przedstawianie Piłsudskiego obok Hitlera i Stalina jest ze strony Litwinów pewną przesadą. Niewątpliwie Piłsudski poprzez bunt Żeligowskiego zagarnął cześć terytorium, wobec którego Litwini wysuwali roszczenia, ale konsekwencją tej operacji nie było pozbawienie państwa litewskiego całkowitej niepodległości, a jedynie zablokowanie realizacji aspiracji terytorialnych. To jednak co innego niż eksterminacyjna polityka sowiecka wobec Litwinów, połączona z całkowitą likwidacją państwowości czy, w miarę liberalna, polityka niemiecka podtrzymująca jednak stan braku litewskiej państwowości.
Przez prawie 20 lat pomiędzy Polską a Litwą nie zostały nawiązane stosunki dyplomatyczne. Nie podejmowano żadnych prób?
Próby naturalnie były. Zakulisowo toczono negocjacje. Uczestniczyli w nich zarówno płk. Józef Beck, Aleksander Prystor, Kazimierz Narutowicz czy Tadeusz Katelbach. Ze strony litewskiej brał w nich udział minister spraw zagranicznych Litwy Statys Lozoraitis mąż stryjecznej siostry braci Józefa i Stanisława Mackiewiczów. Niestety nie doszło do nawiązania dyplomatycznych stosunków.
Udało się dopiero w 1938 r. kiedy to po przypadkowym zabiciu polskiego żołnierza KOP-u władze w Warszawie drogą nacisków politycznych wymusiły nawiązanie normalnych stosunków polsko-litewskich. Czy można powiedzieć, że uległy one poprawie?
Zdecydowanie tak. Nawiązanie stosunków między Litwą i Polską unormowało dotychczasowe konfliktowe relacje pomiędzy oboma krajami. Trzeba dodać, że do normalizacji doszło pod wpływem polskiego ultimatum, w przypadku jego odrzucenia, strona polska zastrzegała sobie prawo zbrojnej interwencji. W całej Polsce w dużych miastach odbyły się wtedy wyreżyserowane manifestacje, w czasie których padały hasła w stylu „Wodzu prowadź na Kowno”. Ale Litwini ultimatum przyjęli i niewątpliwie na krótko nasze relacje uległy poprawie. Widocznym dowodem ocieplenia stosunków była odbyta w maju 1939 r. wizyta w Polsce głównodowodzącego armii litewskiej generała Stasysa Rastikisa.
17 września miała miejsce inwazja na Polskę ZSRR. Zajęte obszary części Wileńszczyzny zostały przez Sowietów oddane Litwinom. Litwa tym samym stała się pośrednio agresorem, a bezpośrednio beneficjentem sowieckiego ataku na Polskę.
Można powiedzieć dzięki Bogu. Cokolwiek by nie powiedzieć o Litwinach, to fakt przekazania im części Wileńszczyzny przez sowietów należy uznać za szczęśliwy dla nas Polaków zbieg okoliczności. Litwini zresztą do końca kampanii wrześniowej zachowali neutralność – co obiecał podczas wizyty w Polsce generał Rastikis – internując kilka tysięcy polskich żołnierzy i oficerów, co doprowadziło do uratowania wielu z nich, szczególnie oficerów. Litewska armia wkroczyła do Wilna 28 października 1939 r.
Myślę, że wielu prześladowanych przez Litwinów Polaków wyraziłoby mniej entuzjastyczny niż Ty pogląd w tej materii…
Zapewne tak. Polityka litewska prowadzona na zajętych obszarach Wileńszczyzny pozbawiała Polaków, mieszkańców tej ziemi należnych im praw, przyznając im status obywateli drugiej kategorii. Była to z pewnością polityka prowadzona bez wyobraźni, antagonizująca relacje państwa litewskiego z polską społecznością, którą poddano procesowi przymusowej lituanizacji. Najlepszym przykładem do czego owa polityka wiodła był casus Józefa Mackiewicza, człowieka i pisarza, którego trudno posądzić o antylitewskie uprzedzenia, a który jako jeden z pierwszych Polaków tekstem „My Wilniucy” wyraził publicznie aprobatę z powodu zajęcia Wilna przez Litwinów. Był on przez kilka miesięcy redaktorem naczelnym „Gazety Codziennej” pisma ukazującego się po polsku. Pomimo bardzo umiarkowanego stanowiska jakie Mackiewicz zajmował w maju 1940 r., władze litewskie pozbawiły go prawa wydawania gazety. Jednak pomimo słusznie wyrażanej krytyki litewskiej polityki wobec Polaków trudno ją nawet porównywać do polityki, której doświadczali nasi rodacy w okupowanej przez Niemcy i ZSRR części Polski. Stąd krytyczne spojrzenie na litewską politykę musi mieć jednak swoje granice. Myślę, że nikt kto miał okazję funkcjonować pod rządami litewskich okupantów nie zamieniłby się na możliwość życia w GG czy na terenach okupowanych przez sowiety.
Czy pod litewską okupacją istniały jakieś struktury polskiego ruchu oporu?
Tak istniały i trzeba przyznać, że prężnie się rozwijały. Największą strukturą była Służba Zwycięstwu Polski, a potem Związek Walki Zbrojnej. Komendantem ZWZ na Wileńszczyźnie był generał Nikodem Sulik. W strukturach konspiracyjnych znalazło się wówczas wielu znanych ludzi, którzy później kontynuowali działalność w ZWZ-AK w czasie sowieckiej i niemieckiej okupacji. Można powiedzieć, że fakt funkcjonowania podziemia pod okupacją litewską spowodował, iż ukształtowały się tam silne jego struktury, które tak znakomicie sobie radziły w okresie późniejszym. Litewską okupację cechował także stosunkowo łagodny charakter prowadzonych represji. Litewska policja bezpieczeństwa Sauguma dokonywała naturalnie aresztowań Polaków zaangażowanych w działalność podziemną, ale kary na jakie ich skazywano były umiarkowane i opiewały na kilkuletnie kary pozbawienia wolności. Nie dochodziło przede wszystkim do egzekucji polskich konspiratorów, a zwalczanie podziemia nie miało charakteru eksterminacyjnego.
W połowie 1940 r. Litwa jak i pozostałe państwa bałtyckie znalazła się pod sowiecką okupacją. Jak do tej zmiany odnieśli się Polacy?
Polacy podobnie jak i Litwini stali przedmiotem represji inicjowanych przez sowieckie siły bezpieczeństwa. Aresztowanych członków polskiego podziemia poddawano torturom, skazywano na karę śmierci lub kary wieloletniego pozbawienia wolności. Polaków objęły także deportacje do ZSRR. Wielu rodaków uświadomiło sobie dopiero wówczas jakie gwałtowna przepaść dzieli życie pod sowiecką i litewską okupacją.
22 czerwca 1941 r. rozpoczęła się inwazja III Rzeszy na ZSRR. Dzień później wybuchło powstanie antysowieckie. Jaka była skala litewskiego zaangażowania w walce z sowieckimi okupantami?
Znacząca. Do ogłoszonego na falach radiowych radia Kowno antysowieckiego powstania przyłączyło 100000 ludzi. Główną siłą inicjująca zbrojny opór było LAF – Litewski Front Aktywistów. Formacje te dokonywały ataków na wycofujące się jednostki Armii Czerwonej i NKWD, próbowały przeciwdziałać aktom niszczenia infrastruktury, wreszcie likwidowały kolaborantów.
Czy tak znaczące zaangażowanie było wynikiem tragicznych doświadczeń jakie stały się udziałem Litwinów w czasie okupacji kraju przez ZSRR?
Z pewnością tak. Tuż przed niemiecką inwazją w czerwcu 1941 r. sowieci deportowali 17000 obywateli litewskich wśród których 25% stanowili Polacy. W czasie sowieckiej okupacji aresztowano i deportowano do gułagów 3500 więźniów. Prawie 600 zostało rozstrzelanych. Po rozpoczęciu wojny niemiecko-sowieckiej w ciągu kilku dni 22-28 czerwca 1941 r. sowieccy okupanci zamordowali około 400 więźniów i 700 cywilów. Dla takiego małego narodu jakim byli Litwini był to straszliwy upływ krwi trudno się więc dziwić, że olbrzymia część Litwinów przystąpiła do walki z sowieckimi okupantami.
Litwini jako jedyni z narodów bałtyckich postanowili powołać własny rząd.
Rzeczywiście powstał rząd z premierem Jouzasem Ambrazaviciusem na czele. Początkowo prezesem rady ministrów miał być były ambasador republiki Litwy w Berlinie płk. Kazys Skirpa. Niestety nie mógł on objąć swego stanowiska, bowiem władze niemieckie zatrzymały go w areszcie domowym. Rząd Tymczasowy zakończył swoją działalność pod naciskiem niemieckim 5 sierpnia 1941 r. Pomimo upadku rządu przez cały okres okupacji funkcjonowała administracja litewska średniego i niższego szczebla. Powołano instytucję tzw. dyrektorów generalnych. Na ich czele stanął generał Petras Kubiliunas porwany po wojnie przez agentów sowieckich służb specjalnych i zamordowany w Moskwie w 1946 roku.
Obok chlubnych czynów jakim był masowy udział w powstaniu, którymi Litwini mogą się szczycić, miały miejsce i mniej chlubne wydarzenia. W czasie powstania Litwini brali udział w zbrodniach na Żydach. Najbardziej znanym epizodem był pogrom w Kownie?
Pogrom w Kownie choć, przeprowadzony został rękami Litwinów z autonomicznej grupy Algirdasa Klimaitsa nie był zdarzeniem spontanicznym, a wyreżyserowanym przez Niemców z Einsatzgruppen A SS-Brigadenfuhrera Walthera Stahleckera. Nawiązali oni kontakt z Klimaitisem i przetransportowali jego grupę do Kowna. Ale prawdą jest, że wiele takich zbrodni było wynikiem samodzielnych inicjatyw litewskich partyzantów. Potem już w okresie okupacji w egzekucjach Żydów brały udział oddziały litewskiej samoobrony oraz bataliony policyjne Schuma. Jedne z największych zbrodni na Litwie popełniło tzw. Rollkommando SS-Obersturmfuhrera Joachima Hamanna, w skład którego wchodziło kilkudziesięciu Litwinów.
Mordy miały miejsce w okresie działalności Rządu Tymczasowego czy organ ten wydawał w tej kwestii jakieś rozkazy?
Nie, choć uprawiał antysemicką propagandę. Rząd odpowiadał za wytworzenie antysemickiej atmosfery, ale w moim przekonaniu nie ponosi bezpośredniej odpowiedzialności za eksterminację Żydów.
Obok Żydów, ofiarami zbrodni litewskich padali także Polacy…
W początkowej fazie okupacji tylko pojedynczy Polacy padali ofiarami zbrodni, których sprawcami byli zresztą Niemcy. Nie miały wówczas miejsca akty masowego terroru. Litwini próbowali prowadzić czystki w urzędach administracji publicznej zwalniając z nich Polaków. Te działania tak jak w przypadku Wilna spotkały się ze zdecydowanym sprzeciwem przedstawicieli niemieckiej administracji cywilnej a konkretnie Horsta Wulffa. Na terenach wileńskiej prowincji dochodziło czasami do całkowitego przejmowania urzędów i policji przez Polaków i usuwania z pracy Litwinów. Dopiero później sytuacja ulegała zmianie na naszą niekorzyść. Od jesieni 1941 r. zarówno niemieckie służby specjalne SD, gestapo, Kripo jak i litewska Sauguma przystąpiły do intensywnego zwalczania polskiego podziemia. Sekundowały im w tym dziele umundurowane formacje litewskiej policji.
Litwini ponosili odpowiedzialność za zbrodnie popełnione na Polakach na Wileńszczyźnie?
Pośrednio i bezpośrednio. Na ogół decyzje o życiu lub śmierci Polaków podejmowali Niemcy. Litewska policja bezpieczeństwa Sauguma dokonywała aresztowań, przesłuchań ale jej funkcjonariusze zobowiązani byli aresztowanych Polaków przekazywać w ręce niemieckie. Od tej zasady mogły czasami zdarzyć się wyjątki. Litwini byli w większości przypadków wykonawcami decyzji niemieckich. Na przykład formacje litewskiej policji, a także straży leśnej i samorządu terytorialnego ponosiły odpowiedzialność za wybór zakładników i przeprowadzenie egzekucji odwetowych zarządzonych przez niemieckiego komendanta Wilna, w odpowiedzi za zamach sowieckich dywersantów dokonany na trzech niemieckich oficerów i pracowników administracji cywilnej w okolicach Święcian. Zamordowano wówczas w okolicach Śiwięcian, Łyntup i kilku innych miejscowości około 400 Polaków. W ramach współdziałania niemiecko – litewskiego zamordowano w maju 1942 r. 20 Polaków w Olkienikach. Poza tym litewska administracja i policja z własnej inicjatywy podejmowały akcje wysiedleńcze Polaków, stosując w ich trakcie bardzo brutalne metody. Litwini przeprowadzili wiosną 1942 r. masową operację aresztowań polskich księży katolickich. Osadzono ich w prowadzonych przez Litwinów obozach pracy przymusowej. Warunki były ciężkie, ale też nie panowała w nich tak wysoka śmiertelność jak w niemieckich obozach koncentracyjnych.
W Ponarach egzekucji Polakach dokonywał oddział złożony z Litwinów?
Mordował ich oddział Ypatingas Buris potocznie nazywany oddziałem strzelców ponarskich. Była to licząca około 100 osób jednostka podlegająca Sipo niemieckiej policji bezpieczeństwa. Wśród członków tej formacji znajdowało również o czym mało kto wie 3 Polaków, którzy zmienili swoje nazwiska na litewskie podając się za Litwinów. Cała trójka w latach 70 stanęła przed sądami komunistycznej Polski i skazana została na kary śmierci zamienione na 25 lat więzienia. Ypatingas Burys w Ponarach w latach 1941-1944 dokonał zbrodni na około 75000-80000 osobach.
Ilu z pośród nich stanowili Polacy?
Około 1500-2000 maksymalnie 2500 osób. Wcześniejsze dane wskazujące liczby 20000 zamordowanych są przesadzone.
W 1941 r. Litwini podjęli nieudaną próbę powołania rządu Tymczasowego nie dostrzegli wówczas bezsensowności dalszej współpracy z Niemcami?
Dostrzegali, ale jaką wówczas mieli alternatywę. Moim zadaniem żadną. Gdyby Litwini, jak sugerowali im w rozmowach Polacy, mieli zerwać z Niemcami i podjąć z nimi walkę, to przyłożyliby rękę do powrotu sowieckich okupantów. Co miałoby im to przynieść poza dalszymi ofiarami? Dla nich niemiecka okupacja, w porównaniu z sowiecką, była dopustem bożym. Nie bardzo też mogli poza Niemcami znaleźć innych sojuszników, którzy mogliby im pomóc w walce z sowietami. Państwa zachodnie: USA i W. Brytania, choć nie uznawały aneksji krajów bałtyckich, to niespecjalnie miały ochotę występować w obronie ich niepodległości, w sytuacji gdy priorytetem była współpraca z ZSRR w zniszczeniu potęgi niemieckiej na kontynencie.
W 1943 r. doszło do przesilenia w relacjach litewsko-niemieckich. Co było powodem?
Bojkot litewskiego legionu SS. Wiązał się on z tym, że Litwini liczyli na powstanie litewskich formacji wojskowych. Po drugie chcieli by zostały im udzielone pewne koncesje polityczne. Stąd brał się sprzeciw wobec pomysłu utworzenia litewskiego legionu SS. W odwecie Niemcy zamknęli wszystkie litewskie szkoły wyższe. Ponadto aresztowano i deportowano do obozu koncentracyjnego Stutthof 46 litewskich polityków i 16 dziennikarzy.
Litwini pomimo bojkotu legionu SS utworzyli policyjne bataliony Schuma. Jakie było ich zaangażowanie w zbrodnie?
Można powiedzieć, nie małe. Około 12 litewskich batalionów Schuma zaangażowanych było w zbrodnie wobec Żydów. Trzy wysłano na północne odcinki frontu wschodniego, a sześć do walki z sowiecką partyzantką głównie na Białorusi i Ukrainie. Na terenach GG stacjonowały 2 i 252 batalion stanowiące załogę w obozie koncentracyjnym w Lublinie- Majdanku.
W tych jednostkach służył nawet prezydent Litwy Vladas Adamkus?
Nie prezydent Adamkus służył w Korpusie Obrony Ojczyzny (TAR). Były to jednostki wojskowe powstałe pod koniec 1944 r. Służyli w nich byli żołnierze LVR oraz członkowie batalionów policyjnych. W październiku 1944 r. większość dwupułkowego korpusu została zniszczona. Z resztek Niemcy stworzyli kilka kompanii saperskich, z których część potem znalazła się w kotle kurlandzkim. Ci którym udało się przeżyć, uciekli do partyzantki. Niektórzy wykorzystywani byli do służby wartowniczej w Austrii czy Czechach.
We wrześniu 1943 roku doszło na ulicach Wilna do zamachu na Marianasa Padabę funkcjonariusza litewskiej Saugumy. Efektem był mord dokonany na przedstawicielach polskiej inteligencji. Jaka była rola Litwinów w tych wydarzeniach?
Istnieje prawdopodobieństwo, iż funkcjonariusze Saugumy ułożyli listę zakładników, z których 10 zostało na polecenie władz niemieckich rozstrzelanych w Ponarach. Przywódcy litewskiego podziemia związani z VLIK – Najwyższy Komitet Wyzwolenia Litwy – wydali nawet w tej kwestii odezwę potępiającą ową zbrodnię na polskich zakładnikach.
Polskie podziemie nie próbowało złagodzić napięcia w relacjach z Litwinami?
Próbowało. Rozmowy z generałem Plechaviciusem podejmował min. ppłk. Krzyżanowski „Wilk”. Odbyły się one w kwietniu 1944 r. ale nie przyniosły oczekiwanych efektów. Wcześniej jeszcze w 1943 r. miała miejsce seria spotkań półprywatnych, a potem oficjalnych toczonych w Wilnie i Warszawie. Z polskiej strony uczestniczył w nich przewodniczący Wileńskiej Koncentracji Demokratycznej czyli struktury reprezentującej partie centrolewicowe wywodzący się z PPS-WRN Maciej Dobrzyński „Irwid”. Potem do grona rozmówców dołączył się komendant wileńskiego okręgu AK ppłk. Aleksander Krzyżanowski „Wilk” oraz Zygmunt Fedorowicz „Albin” Delegat Rządu. Ich interlokutorami po stronie litewskiej byli ppłk. Juozas Vitkus i Statys Żakevicius, a w lutym 1944 r. przewodniczący VLIK Steponas Kairys.
Rozumiem, że do porozumienia nie doszło. Co stanęło na przeszkodzie?
Teoretyczna rozbieżność interesów. Polakom głównie chodziło o to, by formacje policji litewskiej i struktury administracji zaprzestały działań prowadzonych samodzielnie, czy to pod patronatem Niemców, skierowanych przeciw polskiej ludności cywilnej i polskiemu podziemiu oraz wycofania się z Wileńszczyzny. Niestety możliwości spełnienia tego postulatu były praktycznie równe zeru. Rozmówcami ze strony litewskiej byli działacze VLIK, a więc antyniemieckiej struktury litewskiej konspiracji. Ich wpływ na funkcjonariuszy litewskich służb kolaboracyjny był ograniczony. Z drugiej strony w jakimś wymiarze niewątpliwe istniał tyle, że w sytuacji rywalizacji polsko-litewskiej na obszarze wileńskim nie mógł zostać on wykorzystany do podjęcia działań mających na celu osłabienie litewskiego stanu posiadania. Litwini współpracując z Niemcami znajdowali się na pozycji uprzywilejowanej na Wileńszczyźnie. Posiadanie własnej policji i administracji dawało im pewien punkt zaczepienia na tym zdecydowanie polskim, jeżeli chodzi o skład etniczny, obszarze. Walka z polskim podziemiem czy np. deportacje Polaków na roboty przymusowe do Rzeszy, tworzenie szkół litewskich oraz wysiedlenia ludności były elementami osłabiania polskich wpływów czym byli zainteresowani przedstawiciele niemal wszystkich litewskich ugrupowań politycznych w tym także VLIK. Naturalnie Polacy nie mogli bezrefleksyjnie przyglądać się takim działaniom, więc trudno się dziwić, że polskie oddziały partyzanckie podejmowały akcje skierowane przeciw litewskiej policji i administracji, czasami cywilom pracującym w szkolnictwie jak i osiedleńcom. Gdyby przywódcy polscy i litewscy w pewnym momencie przejrzeli na oczy to zapewne zrozumieliby, że ów toczący się od 1918 roku spór terytorialny nie będzie miał żadnego znaczenia w obliczu nadchodzącej sowieckiej okupacji, a oba skonfliktowane narody nie będą miały szans decydowania o swojej przyszłości i przyszłości spornych terytoriów. Niestety owej realistycznej oceny sytuacji i wyobraźni u przywódcom obu społeczności zabrakło.
Na początku 1944 doszło do zaostrzenia się konfliktu polsko-litewskiego. Co było tego przyczyną?
Powstanie Litewskiego Korpusu Terytorialnego czasami nazywanego Litewskim Korpusem Posiłkowym. Na czele tej formacji stanął organizator smetonowskiego zamachu stanu z 1926 roku generał Povilas Plechavicius. Utworzonych zostało 13 batalionów. Kilka z nich, pomimo protestów części niemieckich władz wojskowych, przesunięto na tereny Wileńszczyzny co musiało doprowadzić do zbrojnej konfrontacji i zaognienia polsko-litewskiego konfliktu.
Korpus nie popisał się szczególnie w czasie walk dokonując masowych zbrodni wojennych?
Słowo masowe zbrodnie jest w tym wypadku słowem nieadekwatnym. Zbrodnie dokonane zostały w czterech wsiach, a śmierć poniosło kilkanaście osób. Nie można więc mówić o jakichś masowych zbrodniach. Jedną z nich popełniono w wsi Pawłowo, gdzie zabito dwie osoby w tym jedną współpracującą z partyzantką, więc nie będącą cywilem, a dwie ciężko raniono. 2 Kompania 310 batalionu LVR, która owego czynu dokonała została rozbita przez partyzantów z 3 Brygady AK dowodzonej przez kpt. Gracjana Fróga „Szczerbiec”, a trzech żołnierzy wśród których znajdował się dowódca kompanii kpt. Vytautas Narkievicius zostało w odwecie rozstrzelanych. Do podobnego zdarzenia doszło pod Graużyszkami, gdzie został rozbity całkowicie jeden z litewskich oddziałów. Tam także rozstrzelano 6 litewskich jeńców oskarżonych o zbrodnie wojenne. Tak więc przypadki naruszania prawa wojennego były niemal natychmiast karane z całą surowością.
Litewskie formacje zostały pokonane przez siły AK. Pamiętam z fotografii zdjęcie litewskich jeńców rozebranych do bielizny…
Ostatecznie w połowie maja 1944 r. pod Murowaną Oszmianką i Tołminowem doszło do dużej bitwy w której 3, 8,12, i 13 Brygady AK dowodzone przez mjr. Czesława Dębickiego „Jarema” rozbiły trzy kompanie 301 batalionu LVR zadając poważne straty oddziałom litewskim. Ponad 20 Litwinów zginęło, a prawie 400 wzięto do niewoli rozmundurowano i puszczono wolno. Zdjęcie, o którym mówisz przedstawia właśnie rozmundurowanych jeńców litewskich.
Co się stało z kadrą dowódczą i żołnierzami ?
Po klęsce pod Murowaną Oszmianką Niemcy rozbroili oddziały litewskie. Kadra dowódcza została aresztowana i wywieziona do obozu koncentracyjnego Salaspils na Łotwie a potem do KL Stutthof. Część żołnierzy LVR uciekła do lasu, 84 rozstrzelano w Ponarach, a reszta znalazła się w litewskim Korpusie Obrony Ojczyzny.
Wrócę jeszcze do zdjęcia rozbrojonych Litwinów. Powiedziałeś, że zostali zwolnieni. Świadczy to o tym, że polscy żołnierze traktowali jeńców litewskich zgodnie z konwencją genewską?
W tym i w wielu innych wypadkach tak było, a w wielu innych nie. Problem litewskich jeńców wojennych wyglądał różnie. Generalnie jeńców litewskich brano do niewoli i zwalniano. Taką praktykę stosowano generalnie wobec jeńców z LVR i częściowo policji. Jeżeli chodzi o policję wszystko zależało od tego czy podejmowała ona próbę obrony swych posterunków w momencie ich zaatakowania przez siły AK czy też nie. Ważny był również aspekt stosunku policjantów do polskiej ludności cywilnej. Zwolniono litewskich policjantów w Turgielach, Szumsku, Rudominie, Graużyszkach, Mickunach, Janiszkach i wielu innych miejscowościach. Od tych zasad były czynione odstępstwa i zdarzało się, że dokonywano egzekucji jeńców. Tak stało się po bitwie pod Mikuliszkami gdzie doszło do rozbicia 75 osobowego oddziału niemiecko-litewskiego dowodzonego przez oberleutnanta żandarmerii polowej Gregora Schnabla. Po walce zastępujący nieobecnego kpt. Gracjana Fróga „Szczerbiec” dowódca kompanii szturmowej 3 Brygady AK ppor. Romuald Rajs „Bury” nakazał egzekucję 8 wziętych do niewoli Litwinów a zwolnienie 1 niemieckiego jeńca. 30 czerwca 1944 pododdział 3 Brygady po walce z litewsko-łotewską formacją policyjną na rozkaz dowódcy brygady rozstrzelał 9 wziętych do Litwinów. 31 III 1944 po zdobyciu Ostrowca Szumskiego jeden z partyzantów zastrzelił wziętego do niewoli litewskiego policjanta. Były także działania odwetowe w lipcu 1944 r. na rozkaz dowódcy VI brygady AK mjr. Koprowskiego „Konar” we wsi Diektiary rozstrzelano 3 litewskich zakładników w odwecie za zabójstwo partyzanta. W czasie walk o Wilno w lipcu 1944 r. patrole egzekucyjne AK zabiły trudną do oszacowania liczbę cywilnych Litwinów. Były też przypadki, gdy jeńców zabijano w odwecie za popełnione zbrodnie, wówczas naturalnie trudno mówić o mordowaniu jeńców. Taki fakt dotyczył likwidacji 5 litewskich policjantów i 2 strażników leśnych zabitych przez partyzantów z 7 Brygady AK. Praktycznie zawsze rozstrzeliwano funkcjonariuszy Saugumy oraz agentów tej formacji. W związku z napływającymi do KO AK informacjami o nie zawsze zgodnym z instrukcjami postępowaniu partyzantów AK wobec jeńców i ludności cywilnej ppłk. A. Krzyżanowski „Wilk” wydał 12 kwietnia 1944 rozkaz w którym przypominał on obowiązujące w tych kwestiach regulacje.
Obok pojedynczych incydentów dotyczących egzekucji jeńców generalnie zabijano osoby współpracujące z służbami specjalnymi okupanta. Jedną z takich osób był zabity z wyroku WSS ks. Ambroży Jakovanis. Trochę to szokujące, że zabito księdza katolickiego ale współpracownika gestapo?
Jakovanis był księdzem i litewskim nacjonalistą. Jego działalność znana była już przed wojną. Toteż znajdował się pod stałą obserwacja władz. W czasie wojny był proboszczem w parafii Jęczmieniszki. W kwietniu 1944 został uprowadzony przez patrol 1 Brygady AK ze swojej parafii. Księdza zatrzymano rzekomo podczas pisania meldunku do Saugumy, w którym opisywał on zachowania miejscowych Polaków. Proboszcz zaskoczony najściem próbował podrzeć i zjeść ów kawałek papieru, na którym swój meldunek pisał. Podobno wyciągnięto mu go z ust i jak puzzle odtworzono. Jakovanis został doprowadzony do dowództwa 1 Brygady AK gdzie po przesłuchaniu komendant por. Czesław Grombczewski „Jurand” nakazał przeprowadzenie egzekucji. Odprowadzono go nad rzekę Wilię i rozstrzelano. Ksiądz w chwili śmierci na pewno nie został skazany wyrokiem WSS, być może został skazany post factum.
Jak to legalizowany post factum. Historycy zgodnie twierdzą, że wyroki WSS były wydawane w efekcie skrupulatnie prowadzonych rozpraw sądowych.
No niestety to uparcie podtrzymywany mit. Jeżeli chodzi o przypadki rzeczywistych postępowań w prowadzonych w ramach WSS to starano się na tyle na ile umożliwiały to realia prowadzić te postępowania jak najbardziej wnikliwie. Ale z tą dogłębnością postępowań bywało różnie, co widać choćby na przykładzie analizy sprawy Józefa Mackiewicza, który o mały włos nie został by zamordowany na bazie wydanego przez WSS wyroku. Ale przypadki pomyłek czy też wątpliwych wyroków wydanych w ramach postępowań WSS były stąd część z różnych przyczyn została zawieszona albo w ogóle nie skierowano ich do wykonania. Pewna liczba straconych przez podziemie zabijana była bez żadnego wyroku. Dopiero potem dowódca oddziału, który podjął decyzję o egzekucji legalizował ten fakt poprzez WSS. W części przypadków trudno się dziwić tej praktyce. Często pojawiała się konieczność natychmiastowej likwidacji niemieckich agentów i nie było czasu na wnikliwe badanie ich winy, bowiem szybka likwidacja ratowała nieraz życie. Praktyka tzw. likwidacji „od ręki” była czemu trudno się dziwić nadużywana. Ale zgłębić tą kwestię należałoby przeanalizować każdy z przypadków indywidualnie.
Ale Jakovanisa rozstrzelano za współpracę z Saugumą? To chyba słusznie?
Być może. Należy dodać, że ksiądz Jakovanis dość ściśle współpracował z władzami litewskimi w czasie dokonywanych przez nich wysiedleń Polaków. Obwinia się go o informowanie władz litewskich o osobach prowadzących tajne nauczanie. Jako litewski obywatel zachowywał się on jak najbardziej lojalnie wobec swych władz ale niewłaściwie wobec polskiej ludności mieszkającej w Jęczmieniszkach. Stąd polskie podziemie postrzegało jego zachowanie zdecydowanie krytycznie. Pytanie czy zasłużył na śmierć. Zastanawiam się też nad tym, że ów patrol AK, który go nakrył w czasie pisania meldunku musiał mieć niesamowite szczęście. I niesamowitą sprawą jest fakt, że Jakavonis go nie połknął tylko dał sobie potargane kartki wyciągnąć z ust. Można powiedzieć fantastyczny zbieg okoliczności. Może tak było, a może nie. Trudno dzisiaj odtworzyć ówczesne wydarzenia.
Tragiczna puenta walk polsko-litewskich zapisana została w czerwcu 1944 r. Doszło wówczas do dwóch zbrodni wojennych mających miejsce w Glinciszkach i Dubinkach. Jak do nich doszło?
Zaczęło się od tego, że 20 czerwca 1944 r. patrol V Brygady „Łupaszki” w majątku wsi Glinciszki dokonał zaboru mienia. Celem partyzantów było sprowokowanie Litwinów stacjonujących w pobliskim Podbrzeziu do opuszczenia garnizonu. W tym celu zorganizowano zasadzkę. Wpadł w nią niewielki liczebnie 8-12 osobowy patrol litewskiej policji udając się do Glinciszek. W walce zginęło czterech Litwinów a dwóch zostało ciężko rannych. Po powrocie do koszar policjantów, którym udało się przeżyć i opowiedzeniu przez nich co się wydarzyło dowódca 258 batalionu litewskiej policji porucznik Petras Polekauskas udał się do majątku Glinciszki na czele jednej z kompanii. Litwini po przybyciu na miejsce dokonali mordu na 39 polskich cywilach, wśród których znajdowały się kobiety w tym (jedna ciężarna) 3 i 5 letnie dzieci oraz osoby starsze. Już po egzekucji na miejsce zdarzenia przybył ojciec znanego polskiego kulomiota Władysława Komara, który był niemieckim zarządcą majątku i jednocześnie współpracownikiem AK. Litwini zatrzymali samochód, którym się poruszał i nakazali mu go opuścić. Po pobiciu kiedy Komar zorientował się, że Litwini zamierzają go rozstrzelać podjął próbę ucieczki. Ta jednak się nie udała a on sam został postrzelony, a następnie dobity.
W odpowiedzi na tę zbrodnię, V Brygada AK w związku z tym, że Litwini zostali wycofani z Podbrzezia zaatakował wieś Dubinki?
Po dokonanej zbrodni do Glinciszek przyjechali Niemcy nakazując dokonanie ekshumacji zamordowanych, którzy zostali następnie pochowani na cmentarzu. Komar jako urzędnik niemiecki pochowany został z honorami w Wilnie. Po zakończeniu prac ekshumacyjnych niemiecki dowódca podjął decyzję o aresztowaniu dowódcy litewskiego oddziału porucznika Petra Polekauskasa i kilkunastu litewskich policjantów. W tym czasie wieść o zbrodni dotarła do dowództwa V Brygady AK, której dowódca podjął decyzję o przeprowadzeniu akcji odwetowej. Nie zdecydował się jednak dokonać jej wobec jednostki, z której wywodzili sprawcy mordu w Glinciszkach.
Dlaczego?
Zapewne obawiał się dużych strat, które brygada mogłaby by ponieść w czasie takiej akcji.
Ale przecież mógł się obawiać również poniesienia start w Dubinkach. Doszło tam przecież do walki z litewską policją?
Po pierwsze w Dubinkach nie doszło do żadnej walki. Jednym starciem jakie tam miało miejsce był atak na litewsko-niemiecki posterunek policji w marcu 1944 r. Został on przeprowadzony przez oddział „Błyskawica” por. Piotra Słoniny „Piotr”. Zarówno atakujący jak i obrońcy ponieśli wówczas niewielkie starty. Osoby zamordowane przez partyzantów AK w Dubinkach 23 czerwca 1944 r. były cywilami, a większość stanowiły kobiety i dzieci wywodzące się z rodzin policjantów oraz litewskich osiedleńców. Jedną za zabitych była Polka Anna Górska z trzy letnim dzieckiem. Dubinki nie były jedyną miejscowością gdzie doszło do zbrodni. Kolejne cywilne ofiary padły w czterech inny wsiach. W sumie pododdziały V Brygady AK dowodzony przez wachm. Antoniego Rymszę „Maks” i por. Jana Więcka „Rakoczy” zamordowały ponad 60 cywilnych Litwinów.
Jak oceniasz postępowanie majora „Łupaszki” w kontekście co się stało w Dubinkach?
A jak można oceniać wydanie rozkazu zamordowania niewinnych kobiet i dzieci? Rzecz jasna krytycznie. Ale nie oznacza to, że postrzegam majora przez tylko i wyłącznie przez pryzmat Dubinek. Major Zygmunt Szendzielarz to zasłużona postać w panteonie naszych narodowych bohaterów i wymazać go z owego panteonu się nie da. Inną kwestią jest, że często nasi bohaterowie nie są rycerzami bez skazy i myślę, że nie wolno ich w taki sposób postrzegać. Hagiograficzny stosunek do historycznych postaci oraz chęć całkowitego się z nimi utożsamienia skutkuje często nie tyle próbą zbliżenia się do prawdy co w historii jest kwestią najważniejsza ale uprawianiem propagandy. A tak być nie powinno. Musimy przyjąć do wiadomości, że nasi bohaterowie często ludzie walczący z bronią w ręku pomimo swych niewątpliwych zasług mają także często wpisane w swoich biografiach zbrodnie i nie stanowią, jak byśmy tego chcieli, ludzi nieskazitelnych. Tak jest właśnie z majorem Zygmuntem Szendzielarzem „Łupaszką”.
Twoim zdaniem komendant wileńskiego okręgu ppłk. Aleksander Krzyżanowski Wilk wiedział o akcji odwetowej V Brygady AK.
Nic na to nie wskazuje. Nawet biorąc pod uwagę bezprecedensową zbrodnię na cywilach w Glinciszkach myślę, że komendant nie wydałby ani nie zaakceptował rozkazu mordowania cywilów a szczególnie kobiet i dzieci. Podobno wydał on polecenie zatrzymania grup egzekucyjnych 5 Brygady AK ale łącznik albo nie dotarł do ich dowódców, albo oni sami celowo uniknęli z nim spotkania.
Akcję odwetową przeprowadzono na rozkaz KO miała charakter rajdu propagandowego?
Być może zamierzeniem ppłk. „Wilka” był rajd propagandowy. Nie wiadomo jakie rozkazy wydał majorowi Mieczysławowi Potockiemu „Węgielny” dowodzącemu pododdziałami 5, 4 i 23 Brygady AK zastępca „Wilka” ppłk. Ludwik Krzyszkowski „Ryngraf”. Jest faktem, że nie był to rajd propagandowy. Oddziały AK dokonały szeregu egzekucji litewskich cywilów, na „szczęście” zabijając tym razem tylko mężczyzn. Śmierć poniosło około 12 osób mieszkańców gminy Janiszki. Odpowiedzialność za tą operacje ponosi bezpośrednio dowodzący rajdowym zgrupowaniem mjr. Mieczysława Potockiego „Węgielny” lub jeśli wydał rozkazy zabijania cywilów co jest wątpliwe ppłk. A.Krzyżanowski „Wilk”.
Niejako w cieniu albo obok konfliktu polsko-litewskiego na Wileńszczyźnie tlił się także konflikt polsko-sowiecki. Jaka była jego geneza?
Konflikt rozpoczął się kiedy sowiecki oddział partyzancki Fiedora Markowa zniszczył pierwszy działający na Wileńszczyzny oddział AK dowodzony przez por. Ignacego Burzyńskiego „Kmicic”. Doszło do tego bowiem na swoje nieszczęście Polacy nawiązali z sowietami „przyjacielskie” stosunki. Fakt ich nawiązania uśpił czujność dowództwa akowskiego oddziału. W trakcie wizyty Markowa w obozie polskich partyzantów sowiecki dowódca skierował zaproszenie do złożenia rewizyty. I ta miała miejsce. Do sowietów pojechało kilku partyzantów z por. „Kmicicem” na czele. Polscy goście zostali szybko rozbrojeni. Potem sowieci otoczyli i podstępnie rozbroili pozostałą cześć partyzantów AK znajdujących się w swoim obozie. Ogółem rozbrojonych zostało 150 akowców. Około 90 przymusowo wcielono do sowieckiej partyzantki. Ponad 50 wraz z dowódcą rozstrzelano. Ci co przeżyli przyłączyli się do oddziału rtm. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszka” tworząc 5 Brygadę AK. V brygada miała na swym koncie najwięcej starć z sowiecką partyzantką co nie może dziwić skoro u genezy jego powstania leżał mord dokonany przez sowietów. Do największej konfrontacji brygady z sowietami doszło 2 lutego 1944 r. we wsi Radziusze. Poległo tam 3 polskich partyzantów, a kilku było rannych. Starcia z sowiecką partyzantką miewały także i inne oddziały AK. Znany jest przypadek likwidacji grupy sowietów kierowanej przez Edwardasa Taujenasa„Borodacz” dokonany przez 1 Brygadę AK pod Majerańcami. „Borodacz” i kilkunastu podkomendnych było litewskimi komunistami, pozostała część oddziału stanowili Rosjanie i Żydzi. W toku starcia z akowcami zginęło kilkunastu sowieckich partyzantów w tym funkcjonariusz NKWD. Kilkunastu ujętych po walce w odwecie za popełnione zbrodnie na polskiej ludności cywilnej rozstrzelano. Tragiczne konsekwencje miało starcie z sowietami oddziału porucznika Kazimierza Krauze „Warzecki”. Zginęło wówczas 21 partyzantów, z których większość rannych została przez sowietów pomordowana. W czerwcu 1944 r. straty wysokości 4 zabitych poniosła w starciu z sowietami 9 Brygada AK chor. Jana Kolendo „Mały”.
Czy konflikt polsko-sowiecki był pretekstem dla zainicjowania przez stronę niemieckiej kontaktów z AK na Wileńszczyźnie?
Zapewne tak. Doszło do nich w styczniu i lutym 1944 r. Pierwsze spotkanie odbyło się w Szwejginie i ze strony polskiej uczestniczyli w nim ppłk. Aleksander Krzyżanowski „Wilk” i rtm. Zygmunt Szendzielarz „Łupaszka” rozmówcą ze strony niemieckiej był funkcjonariusz SD ze Starej Wilejki Seidler von Rosenfeld. Rozmowy w lutym 1944 r. odbyły się w szerszym składzie. Z polskiej strony obok „Wilka” i delegata rządu Fedorowicza „Albin” uczestniczył w nich kpt. Gracjan Fróg „Szczerbiec”. Delegacji niemieckiej przewodniczył szef Abwehrkommando 304 na czele z mjr. Julius Christiansen a obok niego w spotkaniu brali udział przedstawiciele wileńskiej komendantury polowej oraz funkcjonariusze placówki SD.
Doszło do jakiegoś porozumienia?
Nie, ppłk. „Wilk” przedstawił moim zdaniem warunki, które wykluczały możliwość porozumienia. Jednym z nich było zwolnienie z więzień żołnierzy polskiego państwa podziemnego. Niemcy zainteresowani byli ewentualnym dozbrojeniem brygad AK pod warunkiem wzięcia przez nie udziału w walkach przeciw bolszewickim grupom partyzanckim. Z polskiej delegacji jedynie kpt. „Szczerbiec” był zainteresowany zawarciem jakiegoś porozumienia cząstkowego dającego akowcom możliwość dozbrojenia swych oddziałów poprzez niemieckie dostawy broni. Komendant wileńskiego okręgu AK poinformował o rozmowach z Niemcami i przedstawionych przez nich propozycjach KG AK, która wezwała do ich natychmiastowego przerwania.
W zasadzie to po co ppłk. „Wilk” prowadził te rozmowy?
Nie bardzo wiadomo. Być może chciał podjąć próbę wyciągnięcia z rak niemieckich aresztowanych żołnierzy AK, a być może chodziło o zorientowanie się w zamiarach Niemców. Podjęcie tych rozmów w kontekście późniejszych decyzji dotyczących realizacji Operacji „Ostra Brama” było nonsensowne. Gdyby nie błędne koncepcje „Burzy” uzyskanie dodatkowego uzbrojenia od Niemców i zawarcie z nimi cichego porozumienia na Wileńszczyźnie leżało w polskim interesie. Być może te rozmowy uratowały życie rtm. „Łupaszce” bowiem kiedy został on aresztowany w Wilnie przez litewską Saugumę i przekazany Niemcom, został zwolniony.
W lipcu 1944 r. nowogródzkie i wileńskie struktury AK przystąpiły do realizacji Operacji „Ostra Brama”. Skąd zrodził się ten pomysł?
W głowie ppłk. Macieja Kalenkiewicza „Kotwicz”. Koncepcja samodzielnego ataku na Wilno i zajęcie miasta wpisywała się znakomicie w plan „Burza” dlatego została zaaprobowana przez KG AK. Komendant okręgu otrzymał ją do wykonania. Przeciwny jej założeniem był komendant nowogródzkiej AK ppłk. Janusz Szlaski „Prawdzic”. Ale takich trzeźwych głosów w KG AK słuchać nie chciano i 7 lipca 1944 r. rozpoczęła się realizacja „Ostrej Bramy”.
Jaka jest twoja ocena tej operacji?
Moje spojrzenie na „Burzę” jest krytyczne więc szczególnie zafascynowany „operacją wileńską” nie jestem. Jej realizacja w moim przekonaniu od początku nie miała szans powodzenia. Jedynie wycofanie się Niemców z miasta i nie podejmowanie obrony dawało szansę AK na jego zdobycie. Nic nie wskazywało, że taka sytuacja będzie miała miejsce. Atak na najbardziej umocnioną część miasta był aktem samobójczym. Stacjonowały tam doświadczone jednostki frontowe wsparte bronią ciężką. Polacy partyzanci uzbrojeni tylko w broń lekką nawet tak doświadczeni jak żołnierze 3 Brygady AK kapitana Gracjana Fróga „Szczerbiec” byli bez szans tym bardziej, że w czasie ataku brygada pechowo natknęła się na niemiecki pociąg zaporowy tzw. Sperrzug z 391 Dywizji Ochronnej przeznaczony do niszczenia torów. Jego ostrzał z broni maszynowej zadał atakującym od strony lasku belmonckiego partyzantom poważne straty. Niepowodzenie polskiego ataku spowodowało konieczność podjęcia współdziałania militarnego z sowietami co przekreśliło polityczne cele operacji „Ostra Brama”. W efekcie żołnierze AK przelewali swą krew po to by Wilno zostało zajęte przez sowieckich okupantów. Niestety choć próbuję, nie jestem w stanie zrozumieć sensu tej operacji .
Nie wszystkie oddziały wzięły a tej akcji udział. 5 Brygada AK udziału w niej nie wzięła?
Nie wzięła bowiem rtm. „Łupaszka” otrzymał początkowo zgodę by się uchylić od udziału w operacji ze względu na fakt udziału w walkach z sowiecką partyzantką. Potem komendant okręgu zmienił zdanie i nakazał podjęcie walki ale jak wiadomo rotmistrz nie chciał zaryzykować spotkania z sowieckimi sojusznikami. V Brygada AK nie była jedynym oddziałem, który nie wziął udziału w operacji wileńskiej. W Wilnie obok części batalionów nowogródzkich, które nie zdążyły na wyznaczone miejsca koncentracji zabrakło 1 Brygady AK dowodzonej przez por. Czesława Grombczewskiego „Jurand”. Starła się ona wraz z 4 Brygadą AK por. Longina Wojciechowskiego „Ronin” pod miejscowością Krawczuny 13 lipca 1944 z wycofującymi się z Wilna niemieckimi oddziałami frontowymi. Głównymi przeciwnikami Polaków byli żołnierze z 399 pułku grenadierów i 240 pułku artylerii wywodzący się z 170 Dywizji Piechoty spadochroniarze oraz spadochroniarze z 16 pułku strzelców spadochronowych z 6 Dywizji Spadochronowej. Bitwa miała zacięty przebieg. Oddziały AK nie spodziewały się nadejścia tak dużych sił niemieckich, a należy dodać, że liczyły one 3000 żołnierzy. Jak można było przewidzieć akowcy nie zdołali zatrzymać zaprawionych w bojach niemieckich frontowców. Przerwali oni polską blokadę. W walce zginęło około 80 partyzantów w tym dowódca brygady „Jurand” 10 zaginęło a 40 odniosło rany. Straty polskie byłyby mniejsze gdyby nie fakt dobijania ciężko rannych partyzantów przez niemieckich żołnierzy. W odwecie partyzanci „Juranda” rozstrzelali kilkudziesięciu wziętych do niewoli jeńców niemieckich. W zasadzie nie bardzo wiadomo czemu służyć miała owa próba zatrzymania wycofujących się resztek wileńskiego garnizonu. Uważam, że poza nieodpartą chęcią wzięcia udziału w walce nie miała ona żadnego sensu. Tym bardziej, że prawdziwy wróg właśnie wkraczał do Wilna ale jemu paradoksalnie jak już wspomniałem oddziały AK udzieliły pomocy w zdobyciu miasta.
Koncepcja „Burzy” i „Ostrej Bramy” przegrała. Jakie nastroje panowały w polskim podziemiu na Wileńszczyźnie i jakie działania podjęto w nowej rzeczywistości?
Kiepskie. Niektórzy szli konsekwentnie wyznaczoną drogą. Do takich ludzi należał mjr. Kalenkiewicz „Kotwicz”. Zginął on wraz z 32 partyzantami w lipcu 1944 r. pod Surkontami okrążony przez jednostki NKWD.W Puszczy Rudnickiej okrążone zostały przez wojska sowieckie brygady AK. Żołnierze i oficerowie nie chcący służyć w oddziałach armii Berlinga zostali internowani w obozach w ZSRR. Część oddziałów min. 5 Brygada AK rozproszyło się i w niewielkich grupach wycofywało się na białostocczyznę. Pozostałe oddziały AK zeszły do podziemia podejmując działalność antysowiecką. Do tych najbardziej znanych należały oddziały rtm. Władysława Kitowskiego „Grom” czy por. Witolda Turowskiego „Tur”.
Co się stało z akowskim oddziałami na Wileńszczyźnie?
Część przedostała się na tereny ówczesnej Polski. Nie wszyscy mieli takie szczęście. W lutym 1945 r. starty poniósł oddział por. Sergiusza Zyndrama-Kościałkowskiego „Fakir”. Sam dowódca poległ. Po śmierci „Fakira” Sowieci kilka dni później rozbili całkowicie w miejscowości Ławże w ramach prowokacji pozostałą część oddziału dowodzoną wtedy przez Włodzimierza Mikucia „Jarema”. Akowców zaatakowali rzekomi własowcy, z którymi wcześniej nawiązali oni kontakt. Własowcy okazali się sowieciarzami, którzy zaskoczyli partyzantów. W tym samym czasie rozbity został oddział por. Czesława Stankiewicza „Komar”, a w czerwcu 1945 r. zlikwidowano grupę Edwarda Czeszumskiego „Edka”. Zginęło tam prawie 30 partyzantów. Znaczące straty poniosły struktury komendy wileńskiego okręgu AK. W kwietniu aresztowano mjr. Stanisława Heilmana „Wileńczyk”, a w sierpniu 1945 tereny województwa opuścił ostatni komendant okręgu ppłk. Antoni Olechnowicz „Pohorecki”. W Wilnie pozostał aż do momentu aresztowania mjr. Ksawery Chrząszczewski „Ksawery” pełniący funkcję p.o. Komendanta okręgu.
Przy okazji jak rozmawiamy zapytam o jedną sprawę bo trochę mnie nurtuje. Chodzi mi likwidację członka ZPP Teodora Bujnickiego. Dlaczego akurat on zginął i kto podjął w tej kwestii decyzję.
Decyzję podjął komendant okręgu wileńskiego AK ppłk. Julian Kulikowski „Ryngraf”. Przekazał on por. Zygmuntowi Augustowskiemu „Hubert” rozkaz o konieczności przeprowadzenia operacji „Modrzew”, w ramach której miano zlikwidować kilkunastu skazanych na śmierć komunistycznych prominentnych działaczy Związku Patriotów Polskich. W rezultacie 27 listopada 1944 r. żołnierz wileńskiej egzekutywy AK Waldemar Butkiewicz „Roland” zastrzelił sławnego Dorka w jego mieszkaniu.
Czy po nastaniu sowieckiej okupacji nastąpiła poprawa relacji polsko-litewskich?
Zdecydowanie. Co prawda żadnych rozmów z Litwinami nie prowadziła komenda wileńskiego okręgu AK, bowiem była ona osłabiana ciągłymi aresztowaniami, ale pakty o nieagresji zawierali z litewską partyzantką polscy dowódcy polowi. W marcu 1945 r. w okolicach Olkiennik doszło do spotkania polskich oddziałów poakowskich na czele z sierż. Władysławem Janczewskim „Laluś” z oddziałem Litewskiej Armii Wolności. Efektem spotkania było podpisanie lokalnego porozumienie. Strony uzgodniły nieatakowanie się, wzajemne informowanie się o ruchach sowieckich sił bezpieczeństwa oraz udzielanie pomocy w momencie podejmowania zbrojnych walk z NKWD. Jeszcze w marcu okazało się że porozumienie zdało egzamin, kiedy napadniętemu przez sowietów oddziałowi litewskiej partyzantki z pomocą przyszedł oddział dowodzony przez Władysława Frasunienkę „Filar”. Przedstawiciele obu narodów doszli do słusznego wniosku, że dalsze toczenie walk w obliczu sowieckiej okupacji pozbawione jest sensu. Szkoda tylko, że ta słuszna refleksja przyszła tak późno.
Czy poza wymienionymi znane są inne przypadki współpracy pomiędzy polskim i litewskim podziemiem?
Litewscy partyzanci potrzebowali stworzyć kanały przerzutowe na zachód. Aby to uczynić przechodzili granicę z Polską i zakładali swe bazy. Na Suwalszczyźnie wypracowano z polskim podziemiem porozumienie. W kwietniu 1946 r. w miejscowości Wojciuniszki doszło zawarcia ugody pomiędzy zastępcą obwodu suwalsko-augustowskich struktur WIN Miachałem Kaszczykiem „Stały” a przedstawicielem litewskiego podziemia kpt. Jurgisem Kriksciunasem „Rymvidas” pełniącego funkcje szefa łączności zagranicznej okręgu Dainava. W 1949 kapitan „Rymvidas” wraz ze swym podkomendnym zostali okrążeni na terenie Polski przez komunistyczne siły bezpieczeństwa i nie chcąc dostać się w ręce UB popełnili samobójstwo. Dwóch członków podziemia litewskiego znalazło się w strukturach polskiego oddziału dowodzonego przez Piotra Burdyna „Poręba” partyzanckiego działającego w latach 1948-1954 na terenie Suwalszczyzny. Jeden z nich został złapany i poszedł na współpracę z UB i NKWD wydając na śmierć wielu ludzi. Drugi Antanas Kvedravicius „Łepe” przyjął pseudonim „Lis” i walczył w podziemiu aż do października 1954 r. kiedy to został zabity w ubowskiej zasadzce. Był ostatnim żołnierzem konspiracji antykomunistycznej na Suwalszczyźnie.
A Polacy współpracujący z Litwinami?
To dopiero problem, który czeka na swego badacza. Ja znam jeden przypadek polskiego oficera służącego w partyzantce litewskiej Władysława Nowikiewicza „Audra- Burza”, który zginął w lutym 1949 r. w bunkrze wraz ze swymi litewskimi kolegami z oddziału.
Jak intensywna działalność prowadzili litewscy leśni bracia i czy była ona porównywalna z działalnością polskiego podziemia antykomunistycznego?
Litewskie podziemie antykomunistyczne było początkowo mniej liczne niż polskie, a potem można powiedzieć, że było porównywalne. Jego struktury przetrwały znacznie dłużej. Początkowo niejako z marszu do budowania struktur antysowieckiego podziemia przystąpili członkowie działającej od czasu niemieckiej okupacji w konspiracji LLA (Litewskiej Armia Wolności) na czele z por. Kazysem Veverskisem. Niestety już w grudniu 1944 poniósł on śmierć w walce z NKWD. Jego następca wraz z kierownictwem organizacji został aresztowany w kwietniu 1945 roku. W poszczególnych częściach kraju tworzyły się samodzielne struktury konspiracyjne. Przy granicy z Polską powstawał okręg Dzukija potem Dainava kierowany przez najwyższego rangą oficera litewskiego podziemia, uczestnika rozmów z Polakami w 1943 r., poległego w lipcu 1946 r. pułkownika Juozasa Vitkusa „Kazimieraitis”. Drugim okręgiem, z którego ramach znajdowała się litewska Suwalszczyzna był okręg Taurus. W latach 1947-1948 następowało powolne jednoczenie się struktur partyzanckich. Jednak dopiero w 1949 r., a więc w momencie kiedy podziemie w Polsce dogorywało powstała ogólno-litewska struktura podziemna LLKS Ruch Walki o Wolność Litwy. Przewodniczącym organizacji został kapitan a potem generał Jonas Żemaitis „Vytutas”. Stał on na jej czele aż do 1953 r. kiedy to został ujęty skazany na śmierć i rozstrzelany w więzieniu w Butrykach. Po nim aż do 1957 r. ukrywał się ostatni z komendantów litewskiej partyzantki Adolfas Ramanauskas „Vanagas”. Zdradzony przez kolegę został aresztowany i po makabrycznym śledztwie połączonym z torturami stracony. W sumie w podziemiu walczyło początkowo 20000 partyzantów. W walce zginało aż 12000.
Czy litewskie podziemie podobnie jak łotewskie czy estońskie współtworzone było przy udziale Niemców?
Niemcy przeszkolili kilkudziesięciu litewskich dywersantów. Do grupy oficerów przeszkolonych w niemieckich ośrodkach dywersyjnych należał kpt. Raulonis współtwórca Związku Partyzantów Litewskich. Odegrali oni tylko pewna rolę i nie mieli takiego znaczenia jak przeszkoleni przez Niemców dywersanci łotewscy czy estońscy. Natomiast w strukturach litewskiego podziemia stosunkowo liczne grono stanowili członkowie litewskich batalionów bezpieczeństwa, policji Litewskiego Korpusu Terytorialnego.
Ostatnio pojawiły się w publikacjach sugestie, wskazujące iż podziemie litewskie gro swoich akcji kierowało nie przeciwko siłom sowieckich okupantów a przeciw litewskim cywilom. Co ty na to?
W wielu przypadkach jak to zawsze bywa w czasie wojny partyzanckiej przeprowadzone likwidacje były zapewne bezzasadne. Partyzanci czasami zabijali na wyczucie nie będąc pewnym czy podejrzana osoba jest rzeczywiście agentem sił bezpieczeństwa. Pomijam tu inne przyczyny likwidacji jak choćby ogólnie pojęta kolaboracja z wrogiem co zapewne też miało miejsce i budzi często wątpliwości. Odpowiedź na pytanie dotyczące owych likwidacji daje poniekąd lektura pamiętników Longinasa Baliukeviciusa „Dzukas” w latach 1949-1950 pełniącego funkcję komendanta okręgu Dainava. Z kart jego pamiętnika widać wyraźnie, że straty partyzantom zadawali sowieci głównie na skutek donosów zdrajców wywodzący się z szeregów partyzanckich. Owe zdrady być może spowodowały zaostrzenie działań wobec agentury, co przynosiło nie zawsze pożądane skutki w postaci egzekucji wykonywanych czasami na „oślep”.
Kiedy ostatecznie zakończyli swoją działalność litewscy partyzanci?
Ostatni litewski partyzant zginął w 1965 r. Nazywał się Antanas Kraujelis „Siaubunas”. Tak więc walczył on o dwa lata dłużej niż ostatni „Mohikanin” polskiego podziemia antykomunistycznego st. sierż. Józef Franczak „Lalek”, który poległ 21 października 1963 r.
Bardzo dziękuję.
„Zasadniczym elementem, który uniemożliwił jej realizację była kwestia ukraińska, ale prawdą jest, że również Litwini przyczynili się swoją postawą do klęski idei federacyjnej. Trochę się im nie dziwię, bowiem wcześniejsza federacja w postaci Unii kosztowała ich polonizację litewskiej szlachty i tym samym praktyczną likwidację narodu.”
Właśnie skończyłem czytać kolejny raz Polskę Jagiellonów Jasienicy.
Polecam
Czasem dobrze zapoznać się z opiniami innych uznanych autorytetów.
Opinię powielaną przez Pana znam doskonale z czasów kiedy w szkołach na ścianie wisiał portrety Gomółki i Cyrankiewicza, brakuje tutaj jeszcze kilku zdań o ludzie uciskanym :)
Proszę usiąść wygodnie i zrobić sobie tabelkę korzyści i strat wynikających z Unii w rozbiciu na Litwę i Polskę.
@Kresowiak
„Właśnie skończyłem czytać kolejny raz Polskę Jagiellonów Jasienicy.
Polecam
Czasem dobrze zapoznać się z opiniami innych uznanych autorytetów.”
hmm…. trzeba by zacząć od tego,że autor powyższego tekstu żadnym uznanym autorytetem nie jest, a co najwyżej jak to dumnie się pisze – pasjonatem historii. Do tego trzeba dodać – publicystą skandalistą ,który dostał 3 mies zakaz wypowiadania się do mediów. Warto też podkreślić czym różni się publicystyka od rzetelnego przedstawiania historii przez historyka. Slownik: „Wypowiedź publicystyczna interpretuje i ocenia fakty z przyjętego przez autora punktu widzenia, celem jej jest zaś wpływ na opinię publiczną.” Wystarczy więc rzucić okiem na formę art. Pana Karbowiaka i wszystko już będzie jasne. Wiadomo skąd biorą się głupkowate pytania prowadzącego „wywiad” i skad głupkowate własne sugestie autora. Prasa uczy i wychowuje – Trybuna Ludu w wydaniu Karbowiaka. Tylko dlaczego na stronie NGO? Nie ma już komu pisać? Jest tow każdym bądź razie bardzo trudna lektura, która wymaga selekcji i od oddzielenia faktów od plewów (sugestii autora). Chociaż i na fakty trzeba bardzo uważać,żeby przy poznawaniu historii nie zostać wpędzonym w maliny. Dlatego dziękuję Panu za słowa krytyki wobec tekstów autora i wskazywanie innych źródeł. Trzeba demaskować takich pseudohistoryków.
@kominiarz
Zawsze możecie nie wchodzić na tę stronę, po co te utyskiwania? Czyżby kundelki wyczuły jakieś zagrożenie polityczne? śmiechu warte te komentarze. Karbowiakowi to pięt nie dorastacie, a od czasu Jasienicy, to już co nieco w nauce się zmieniło.
Hmmmm kundelki no cóż można i tak. :)
Że do pięt nie dorastamy, może być w tym trochę prawdy ja mam 168 cm.
A cóż to się zmieniło w historii?
To bitwa pod Grunwaldem nie odbyła się w 1410 roku?
Zatem nieprawdą jest to, że Litwa porzuciła oblężenie Malborka? A może Litwini wzięli udział w wojnie 13-to letniej etc. etc.
No tak „Zawsze możecie nie wchodzić na tę stronę” :) tylko kochanie jak nas (czytelników) nie będzie to kto będzie czytał . Chcesz tutaj na stronach NGO zamknąć się w sekcie karbokowiakochwalców.
Pamiętam czasy, kiedy sens Twej wypowiedzi był mottem instytucji zwanej cenzura.
Zatem co z tytułem Niezależna i Obywatelska.
Czyżbyś chciała zmienić tytuł NGO na Sekciarska Gazeta Hunwejbinów?
Lepiej by brzmiało wy karły reakcji
@Maria
Droga Pani ,nie chodzi o tą stronę tylko o autora powyższego tekstu,który na tej stronie pisze i o to w jaki sposób to robi. Historia ,to rzetelne przedstawianie faktów bez własnych głupkowatych spostrzeżeń. Dlatego Pan Karbowiak nie jest historykiem tylko publicystą (patrz – mającym za cel wpływ na opinię publiczną). W przeciwnym wypadku ze swoją wiedzą stałby obok historyków takich jak Jerzy Kułak, Maciej Korkuć czy J.Marek Chodakiewicz ,a nie był skandalistą robiącym szum wokół własnego tyłka. Co do kundelków, to nie jestem w pełni po stronie żadnej partii i nie o politykę tutaj chodzi ,tylko o szeroko rozumiany interes narodowy. Pan Karbowiak zaś powinien dołączyć do grona twórców „Pokłosia” ,albo zorganizować akcję samobiczowania się na rynku by odkupić „grzechy” przodków.
„Zajęcie Wilna i Wileńszczyzny było bezsprzecznie słusznym posunięciem” – wszystko na ten temat. Jacyś pseudofaszyzujący narodowcy, ci od zamalowywania dwujęzycznych tablic i nazywaniem tego „obroną polskości”. Potem się dziwią, że nikt takich Polaków, tak myślących nie lubiał i nie lubi (np. wyrzynał ich z całymi rodzunami na Podolu): zarozumiałych, widzących czubek własnego nosa i traktujących innych z góry
Niejaki fox , gardzi nami.
@kajtek: Tak gardzę takimi postawami (ludźmi z zasady nigdy nie gardzę). Ktoś, kto wypowiada takie rzeczy jest dla mnie po prostu głupi. A skoro głupi to i pod wieloma względami niebezpieczny. Jest mi z takim światopoglądem na pewno nie po drodze
Czyli jesteś WODZEM? Jak skiniesz , kibitki lecą? To już było.
Karbowiak pasjonat – to dziwny gosciu. Napisze nawet podejrzany. Dziwnie manipuluje historia i w niezrozumialym dla mnie kierunku. Jest wyjatkowo liberalny w stosunku do Litwinow, a podly dla Niemcow. Uwielbia historie, uwaza sie za swiatowca i pluje oficjalnie na gejow. Nie widze go w cywilizowanym kraju XXI wieku. Od takich ludzi nalezy trzymac sie z daleka i nie publikowac wieej jego stronniczych wypocin. Karbowiak niech listy pisze do Marysi, prywatnie, a Nas niech wiecej nie zraza do czytania NGO.
Od historii karbowo – barwionej zalecam trzymac sie z daleka.
Oj coś wąska rura dzisiaj na NGO….jeszcze troche i zacznę się czuć drodzy moderatorzy jak na NTO :P Czyżby obrona karbowiaczyzny? Dobra rada – dajcie sobie spokój z tym jegomościem, bo czytelników stracicie. Krecią robotę Wam robi.