W szkole średniej miałem kolegę. Był to ciekawy człowiek, który potrafił wyrazić swoją opinię na prawie każdy temat. Nazywaliśmy go Lisu – od nazwiska – Lisu.
Lisu często bujał w obłokach. Potrafił godzinami opowiadać o przyszłości, którą skrupulatnie kreśli każdego dnia. Widział siebie gdzieś daleko w wielkiej Warszawie, miejscu gdzie byle kto nie jest mile widziany, a normalne rzeczy należą do rzadkości. Ale Lisu właśnie tego pragnął. Chciał być taki wyjątkowy, taki inny od tych wszystkich ludzi chodzących po ulicach, że często fiksował.
Jednak to był dobry człowiek. Kochał prawie wszystkich i wszystko – psy, koty, rybki, kochał gejów i lesbijki. Miał bardzo szeroki pogląd na świat. Jednak słowa „prawie wszystko” nie są przypadkowe. Lisu strasznie gotował się gdy widział w telewizji ojca Tadeusza Rydzyka. Ogólnie rzucało nim jak widział księży. Nikt nie wiedział czemu tak się dzieje. Czy to problemy z dzieciństwa, traumatyczne przeżycia związane z jakąś sytuacją, którą zobaczył w młodości i która trawiła jego trzewia przez całe młodzieńcze lata…
Lisu miał kompletną „Rydzykomanię”. Uważał, że poczciwy redemptorysta z Torunia, rządzi politykami, kościołem, mediami, uważał, że zarabia wielkie miliardy i podpala Polskę. Cóż, takie było jego prawo. Wolność słowa, myśli, przekonań, to prawo każdego człowieka. Przecież o takie właśnie prawo walczyli opozycjoniści przez tak wiele trudnych i ciężkich lat, władzy totalitarnej.
Jednak są jakieś granice? Już nie chodzi o ojca Tadeusza Rydzyka, ale o cały Kościół. Lisu miał ten problem, że potrafił rozumieć skrajne przypadki, takie jak fakt, że homoseksualiści mają swoje potrzeby, potrafił wybaczać błędy, tym, którzy na wybaczenie nie zasługiwali, jednak gdy tylko usłyszał o winie księży, uważał ich za „czarnych, złych, niszczących Kościół w Polsce, podpalaczy narodu i ludzkich sumień”. Tu nie widział przebaczenia, nie widział człowieczeństwa, takiego zwykłego błędu ludzkiego… Przecież wszyscy jesteśmy ludźmi, a każdy z nas powinien mieć własne sumienie. Nie ksiądz nas rozlicza, nie policjant czy żona, ale Bóg na końcu naszej drogi. Lisu nie potrafił tego rozkminić.
Po jakimś czasie, zrozumieliśmy o co chodziło. Winowajczyni okazała się bardzo kuszącą damą, która chodzi w złotych szpilkach i pachnie tak pięknie, że potrafi uzależnić każdego człowieka. To była kariera. To ona zabrała nam Lisa. Ona sprawiło, że mówił to, co chcą usłyszeć, a robił to, co inni chcą aby robił.
Szkoda Lisa.
autor: Łukasz Żygadło
http://wpolityce.pl/artykuly/44314-lisu-to-byl-gosc-tylko-mial-jeden-problem-rydzykomanie
Zal mi tego Lisu. Wykształcony, obyty,obiezy świat.Rozum mu odebrało.Ale, czy tylko jemu jednemu?
dobry tekst
Bardzo dobry felieton